poniedziałek, 31 stycznia 2011

Autobahn nach Poznań, czyli głos fantastów w sprawie AOW

autobahn nach Poznan
Most Osobowicki
Od kilku już tygodni Wrocław oczekuje ostatecznej decyzji w sprawie AOW – Autostradowej Obwodnicy Wrocława. Jedno z największych miast w Polsce, wciąż dusi się w korkach. Niektórzy wprost kpią z hasła reklamowego miasta: Wrocław - miasto spotkań... w korkach. Korkach powodowanych nie tylko przez ruch miejski, ale i przez tranzyt. Kolumny tirów przejeżdżają przez centrum. Co prawda w planach miała być budowana obwodnica, lecz z niewiadomych przyczyn ma być ona zakwalifikowana jako płatna autostrada. Sprawa o tyle dziwna, że autostradą nazwana zostanie odnoga istniejącej autostrady A4, łączącą ją jedynie z drogą krajową. A oczywiście chodzi o pieniądze – o opłaty za przejazd które mogą sprawić, że tranzyt, w ramach oszczędności, dalej będzie szedł przez centrum, a nie obwodnicą.
kosciol sw. Bonifacego przy Skwerze Sybiraków
Skwer Sybiraków we mgle
Jaki to ma związek z fantastyką? Ot, choćby wystarczy spojrzeć na tytuł książki „Autobahn nach Poznań” - przecież to właśnie o tą drogę chodzi. W książce autor szczegółowo opisuje walki toczące się w postapokaliptycznej Polsce właśnie na wspomnianej autostradzie łączącej Wrocław – miasto-raj, z Poznaniem – miastem zapewniającym dostawy żywności do raju. Jednak w swojej książce autor kpiarsko też opisuje współczesny stan tej drogi. Gdy wreszcie burmistrzowi Baryle udaje się przenieść w czasie swoje wojsko do czasów nam współczesnych, to właśnie autobahnem na Poznań miały wyjechać z Wrocławia parowe czołgi. Burmistrz zapewne nie spodziewał się, jak poważnym problemem może okazać się brak autostrad w Polsce:
  • Przepraszam pana. - Ciągle przecierał chustką oczy. - Gdzie jest autobahn nach Poznań?
  • Jaki, psiakrew, „autobahn”?
  • No... autobana. Awtostrada czy ten, no... Highway. Znaczy, autostrada do Poznania.
  • Jaka autostrada? - Mężczyzna w ciepłym płaszczu wybałuszył oczy. - A droga na Poznań to tam. - Wskazał ręką kierunek.
    Nie miał zresztą czasu dalej zajmować się dziwakiem, bo właśnie zaczęły gasnąć uliczne światła. Nie mógł wiedzieć, że na świecie nie będzie już elektryczności. Wokół gasły światła, milkły telefony, zatrzymywały się samochody...
    A. Ziemiański, Autobahn nach Poznań, str. 548 w książce „Zapach szkła”

zachod slonca przy drodze na PoznanKto chce zwiedzać miasto wzdłuż drogi na Poznań, z pewnością powinien przystanąć na Skwerze Sybiraków, gdzie oprócz pomnika nadającego placowi nazwę warto przyjrzeć się kościołowi św. Bonifacego. Oczywiście wzdłuż Pomorskiej pełno zabytkowych kamieniczek, w pobliżu znajduje się wzmiankowany w innej książce dworzec kolejowy Wrocław Nadodrze. Stojąc na moście osobowickim, warto spojrzeć na zabytkową śluzę Różanka. Gdy miasto powoli przechodzi w teren niezabudowany, warto po lewej stronie poszukać starego budynku industrialnego z czerwonej cegły. Po drodze można też poznać kolejne oblicze Wrocławia – miasta mostów, z których rozciągają się przepiękne widoki na Odrę. Ale rozkazy są wyraźne: punkt koncentracji przewidziany w planie B... TRZEBNICA. Więc nie wolno się ociągać, Rzeczpospolita czeka...

Punkt koncentracji: Trzebnica

niedziela, 23 stycznia 2011

Wrocławskie Dni Judaizmu

We Wrocławiu właśnie zakończyły się Dni Judaizmu w Kościele Katolickim. To święto ma na celu zbliżenie tych dwóch, zwaśnionych od wieków religii. Główne uroczystości z nimi związane to wspólna modlitwa w Synagodze pod Białym Bocianem oraz koncert muzyki żydowskiej.
Wydawałoby się po raz kolejny, że kwestie religijne nie zajmują zbyt dużo miejsca we wrocławskiej literaturze fantastycznej. Fakt, wzmianki o Żydach są równie trudne do znalezienia jak te o chrześcijaństwie, jednak są. Choć nietaktem byłoby w tym momencie przypominanie historii o „żydowskim przejściu”, choć i o nim kiedyś trzeba będzie wspomnieć, to doskonale wpisuje się tu fragment mówiący o przyszłym wyglądzie Ostrowa Tumskiego:

Osłupiała Murzynka patrzyła na palmy, tuje i cyprysy porastające Wzgórze Wojewódzkie, gdzie była stacja wind z podziemi. Patrzyła na wypielęgnowane ścieżki, ławeczki w zieleni... Potem przeniosła wzrok na Ostrów Tumski, z wieżami starożytnych kościołów, minaretami meczetów i kopułami synagog. A potem zauważyła Odrę. […]
- Skąd? - Po pierwszym szoku przeszła na polski. - Skąd macie tyle wody na pustyni?
A. Ziemiański, Autobahn nach Poznań, str. 499 w książce „Zapach Szkła”

Jak widać, Ziemiański wyraźnie tutaj porusza kwestię dialogu ekumenicznego, umiejscawiając przeróżne świątynie w miejscu od wieków zarezerwowanym dla chrześcijaństwa. Oczywiście, w czasach dzisiejszych Ostrów to tylko kościoły chrześcijańskie i próżno by tu szukać meczetów czy synagów. Jedyne jakie udało mi się odnaleźć, to znajdujące się spory kawałek od Ostrowia Synagoga pod Białym Bocianem i Mała Synagoga.Obydwie stoją tuż koło siebie na ulicy Włodkowica, i stały się przyczynkiem do nazwania tej okolicy Dzielnicą 4 Wyznań czy Dzielnicą Wzajemnego Szacunku.

Trochę historii

Choć już w 1819r. berlińskie ministerstwo spraw wewnętrznych wydało polecenie budowy dużej, ogólnodostępnej synagogi, to dopiero w 1829r. następuje je otwarcie. Co ciekawsze, nazwę przejmuje od wybudowanej w międzyczasie tuż obok Gospody Pod Białym Bocianem. Od tego czasu przechodziła kilka przebudów, aby wreszcie ulec dewastacji w czasie Nocy Kryształowej (9/10 listopada 1938r.). Podobnie jak Nowa Synagoga na Podwalu, uległa by podpaleniu, gdyby nie ryzyko zapalenia się otaczających ją budynków. Mimo zniszczeń, jako świątynia używana była do roku 1943, kiedy to została przez Niemców przerobiona na warsztat samochodowy. Choć po roku 1945 synagoga wróciła w ręce Żydów, to w latach 60-tych XX wieku znowu z trudem przeżyła okres nietolerancji wobec ludu mojżeszowego. W latach 80-tych synagoga została wykorzystywana przez organizacje państwowe na cele kulturalne (Centrum Kultury i Sztuki, Akademia Muzyczna). W 1992 roku wykupiona została przez prywatnego przedsiębiorcę, a następnie oddana w ręce początkowych właścicieli. To był początek powrotu do dawnej świetności. Obecnie znajduje się w niej Centrum Kultury i Edukacji Żydowskiej, które łączy zarówno cele kultowe, jak i nowoczesnego ośrodka kultury i edukacji, jakim była w latach 80-tych.  
I pomyśleć, że w starym Wrocławiu było iż aż 46...
A już wkrótce wpis na temat Autostradowej Obwodnicy Wrocławia.

wtorek, 18 stycznia 2011

Tatooine, czyli co ma Wrocław do Gwiezdnych Wojen?

Gwiezdne wojny – czyli klasyka science-fiction. Film nakręcony przez Georga Lucasa w 1977r., szybko zyskał fanów, dzięki czemu pierwsze trzy części zostały nakręcone do roku 1983r. Pozostałe musiały czekać prawie do początku XXIw., na odpowiedni rozwój techniki kinowej. Seria gwiezdnych wojen stała się w międzyczasie natchnieniem dla wielu filmów, powstała też cała kultura związana z tą tematyką.
Fanów Gwiezdnych Wojen spotkać można oczywiście także we Wrocławiu. Najłatwiej – na kolejnym już konwencje Tatooine. Dzięki wspólnej pracy leśnickiego Centrum Kultury Zamek oraz Wrocławskiego Fanklubu Gwiezdnych Wojen, udało się zorganizować kolejne spotkanie fanów tej serii Georga Lucasa.


Wioska Tuskenów

Nazwa imprezy zaczerpnięta została od pustynnej planety Tatooine zamieszkiwanej przez Ludy Pustyni, zwane Tuskenami. Właśnie dlatego pierwsze, co wita nas w pomieszczeniach zamkowych, to właśnie wioska Tuskenów rozłożona na pustynnych piaskach. Wioski cały czas pilnuje dwójka Tuskenów, którzy bezustannie prezentują, czasem wręcz zbyt entuzjastycznie, swoją broń. No cóż, jakoś muszą dać do zrozumienia gdzie wchodzić nie można. A trzeba przyznać, że naród to bitny, od tysięcy pokoleń odpierający najazdy Huttów, Korporacji Czerków a wreszcie samego Imperium. Choć planeta pozbawiona surowców – to jednak pomysłowość Tuskenów w zagospodarowywaniu odpadów jest zaskakująca.
 

Lochy i inne atrakcje

No, ale ile można męczyć Tuskenów – warto przejść się dalej. Kolejnym celem okazały się zamkowe lochy – istna jaskinia hazardu i graczy. To tu pograć można we wszelkie rodzaje gier: RPGi, planszówki, karcianki, strategiczne uposażone nawet w specjalne makiety, a na koniec także te komputerowe. I powiedziałbym, że wszystkie związane z Gwiezdnymi Wojnami – ale właśnie w sali komputerowej jedyny wyjątek nie związany z tematyką zlotu. Amiga, C64 – dwa poczciwe, sztandarowe produkty firmy Commodore, tu jeszcze pokazały swoje możliwości. Trzeba dodać, że C64 nawet z burżuazyjnym wyposażeniem – stacją dyskietek. Niestety, jakże znany wszystkim magnetofon okazał się niesprawny z przyczyn organizacyjnych. Na konwent po prostu nie dojechała najważniejsza jego część – mały śrubokręcik do regulacji głowicy. Kto używał tego staruszka, z pewnością wie, o co chodzi.
Ale wracajmy do Gwiezdnych Wojen. Lochy były, parter z licznymi stoiskami z figurkami, przebraniami, itp. już mamy za sobą – pozostaje piętro. Wydawałoby się, że cóż jeszcze mogą robić fani Gwiezdnych Wojen poza grami i przebieraniem się w stroje przypominające głównych bohaterów. A jednak podobnie jak twórca tej kultowej serii, tak i jej fani wykazują się ogromną kreatywnością. Tak więc w ruch poszła zamkowa sala kinowa. Oprócz właściwych Gwiezdnych Wojen, obejrzeć można było dziesiątki filmików fanowskich, a także turecką podróbkę Gwiezdnych Wojen, niestety efektom specjalnym daleko do oryginału. Ale jako ciekawostka może być. Zresztą sam Lucas wysoko podniósł poprzeczkę.

Gwiezdne Wojny – to już prawie dziedzina nauki

Gwiezdne Wojny to nie tylko filmy. To już prawie dziedzina nauki – tak więc wyodrębnić trzeba było oddzielną salkę na prelekcję dotyczące ubiorów, militariów, mapy Galaktyki i jej bohaterów – dosłownie wszystkiego, co może dotyczyć Gwiezdnych Wojen. I trzeba przyznać, że doszkalając się, fani pochłaniają naprawdę mnóstwo materiałów – oprócz sześciu filmów głównych, setki odcinki serialu, komiksy, książki. I trzeba przyznać, że efekty tej pracy są naprawdę widoczne – na prelekcjach można dowiedzieć się, jak prosto osiągnięte zostały te niesamowite efekty specjalne (i to w czasach, gdy grafika komputerowa ograniczała się do kilkunastu kolorów i 320 pikseli szerokości ekranu). No cóż, gdy pomyśleć, co Lucas robił z otaczającymi nas przedmiotami codziennego użytku i w jakże istotny strategicznie przedmiot przerobił najzwyklejszą maszynkę do golenia... to zaczynam rozumieć czemu niektórzy tak wiele uwagi poświęcają temu filmowi.
Jest też miejsce na rozrywkę. Pamiętacie Romea i Julię? Chwila namysłu i... fani tworzą kosmiczną wersję tego utworu. Wujo Monteka postanawia chronić swą podopieczną przed szalonym Skywalkerem... Humor iście monthy-pythonowski, liczne walki na świetlne miecze, trup ściele się gęsto, do czego przyczynił się także Jezus... i nawet facebook traci jednego fana...



Coś dla dzieci

Jednak prelekcje czy pajtonowski humor skierowane są raczej do tych bardziej dorosłych zwolenników Gwiezdnych Wojen. Natomiast wśród odwiedzających najliczniejszą grupą są jednak dzieci. Czym je zainteresować? Do nich skierowane były zajęcia Akademii Jedi, na których nauczyć się można było szermierki mieczem świetlnym. To także opowieści starego, doświadczonego już życiem Tuskena opowiadającego nie tylko o tym, czym i jak można walczyć, ale także o przeżytych przez niego walkach. To także konkursy, w których dzięki doskonałej znajomości sagi można zdobyć nagrody. To także konkurs plastyczny, którego efekty zaskoczyły nawet portretowane postaci. To gwiezdne malowanki, tuskeński labirynt... bez papierowej wersji programu ciężko to wszystko ogarnąć, czytając go jednak staje się przed dylematem, co wybrać, a z czego zrezygnować...
No cóż, trzeba przyznać, że impreza naprawdę potrafiła zainteresować osoby ledwie lekko interesujące się tematyką Gwiezdnych Wojen, a cóż mówić o prawdziwych fanach?

Pobudź wyobraźnię, czyli anegdotka na koniec

A na koniec mała ciekawostka. Wyobraź sobie mały, lokalny sklepik całodobowy. Ot, niech się na przykład nazywa Hermes. Tak jak właśnie leśnicki sklepik całodobowy. Jak to zwykle, wokół takiego sklepiku wyobraź sobie grupę fanów taniego wina. W ciemnościach północy, najpierw daje się słyszeć pewne charczenie czy jakiś inny ciężki oddech. Dopiero po chwili z mroku wyłania się Darth Vader – no, jakby ktoś nie wiedział, taki facet w zbyt dużym hitlerowskim hełmie, jak ktoś go ładnie określił. Co robi Mroczny Lord? Zamawia butelczynę wina marki... no, „po prostu wina”, bierze ją pod pachę i wychodzi ze sklepu. Następnie przy pomocy Mocy otwiera butelkę, pociąga łyka i idzie dalej. Zapewne niejeden zwolennik „po prostu wina” zaczął się zastanawiać, czy to już nie jest o jedną butelkę za późno... A co gdyby to nie Lord Vader, a Darth Maul pojawił się na jego miejscu? Zapewne nie rozpoznaliby w nim uczestnika konwentu i czym prędzej popędziliby do lokalnego kościółka.

czwartek, 6 stycznia 2011

Święto 3 Króli - po prawie pół wieku

Rzeźba żw. Franciszka z Asyżu i ukrzyżowanego Jezusa przed kościołem na Karłowicach - Wrocław
Jawna walka o to święto trwała już kilka lat. A jeszcze parędziesiąt lat temu, w komunistycznej Polsce, wydawałoby się to nie do pomyślenia, nie tylko taka wojna polityczna o religijne święto, ale wręcz sam pomysł. Takie rzeczy mógł wymyślić tylko SOE (socjalno-opasnyj eliement). Przecież po odzyskaniu niepodległości, władze ostro próbowały wypędzić wszelkie religijne myśli z umysłu człowieka, włącznie z tym, że wierni, zwłaszcza na pewnych stanowiskach ukrywali się ze swym wyznaniem.

No tak, miał być Wrocław Fantastyczny, a ja tu o religii. Jakieś nawiązanie do fantastyki? Ależ oczywiście. Choć Andrzej Ziemiański w swym „Breslau Forever” nie poświęca tej tematyce zbyt dużo miejsca, jednak daje się odnaleźć napomknienie. Wspomina on o poświęceniu wiernych, czego przykładem jest chociażby Miszczuk. No, i skrót SOE także podpatrzyłem u Ziemiańskiego.
Zapłacili diabłu, co było trzeba. Tyle, ile mogli. Diabeł chciał jednak więcej. Zapisali się do partii, ponieważ im kazano. Chodzili w niedzielę na czyny społeczne, polegające na odgruzowywaiu tego morza ruin, choć dla chłopów z urodzenia praca w niedzielę była gorejącą raną. Toż to grzech. Ale skoro partia kazała... Trudno. Zaciskali zęby i robili swoje. Ukradkiem chodzili do kościoła. Każdy w innym punkcie miasta, żeby ich nikt nie namierzył. Miszczuk potrafił nawet przejść na piechotę z centrum do kościoła na Karłowicach. Tam i z powrotem. Ale dzięki temu go nie rozpoznano.
Andrzej Ziemiański, Breslau Forever, str. 19

Widok na Kościół św. Antoniego na Karłowicach - WrocławSTOP!!! Karłowice, kościół, i szukamy w Googlach. Jest tylko jeden – kościół św. Antoniego. To zaledwie kilka minut samochodem, raczej droga lekko pokrętna, ale jakoś daje się trafić. Z zewnątrz ciekawa bryła, neogotycka z przyporami. To dzięki nim już gotyckim budowniczym udawało się odciążyć główną konstrukcję kościoła, a dzięki temu pogłębić wrażenie lekkości kościoła. Ciekawym elementem ozdobnym jest oczywiście rozeta, choć jej piękno można dojrzeć dopiero od środka, o czym za chwilę. Przed kościołem stoi też ciekawa, spatyniała już rzeźba św. Franciszka przed ukrzyżowanym Chrystusem.
Po wejściu do środka, od razu daje się zauważyć brak ołtarza głównego, na miejscu którego stoi wielka bożonarodzeniowa szopka. Przynajmniej w tym okresie i dobrze, że do bazyliki trafiłem właśnie z okazji tego święta. Oczywiście, od razu zauważam też smukłość budowli charakterystyczną dla gotyku osiągniętą dzięki sklepieniom krzyżowo-żebrowym. Tak, taki właśnie kościół (choć dużo mniejszy) pamiętam z wczesnego dzieciństwa.
Organy kościoła św. Antoniego na KarłowicachCo najbardziej przyciąga uwagę, to wszelkie ściemniałe już, bogato rzeźbione elementy drewniane – konfesjonały, ambona, ołtarze, ramy obrazów, itp. Stojąc przed ołtarzem jak zwykle obracam się szukając organów – trzeba przyznać, że tutejsze prezentują się wyjątkowo okazale, a uroku dodaje im wspomniana wcześniej rozeta. To chyba pierwszy spotkany przeze mnie kościół, gdzie organy stoją w świetle padającym z witraża, ten obszar kościołów zawsze uważałem za niedoświetlony.

cmentarz przy kościele św. Antoniego na Karłowicach
Teraz krótki spacer wzdłuż. Na wschód od kościoła rozciągają się budynki klasztorne, od strony zachodniej warto zajrzeć na stary cmentarz z rzeźbą św. Franciszka oraz jego dwuczęściowy podział – każda z tych części pełna jest nagrobków utrzymanych w jednym stylu, i to właśnie te dwa różne style zwracają uwagę na dwupodział cmentarzyka. Ciekawostką jest też otaczająca cmentarz Aleja wilka z Gubbio, nawiązująca do chrześcijańskiej legendy
No i na koniec zdjęcia. Trzeba przyznać, że liczne drzewa skutecznie utrudniają odnalezienie ciekawego ujęcia i cieszyłem się, że tylko okres zimowy pozbawiający liści drzew daje jakiekolwiek szanse na zrobienie ciekawego ujęcia. Jak pokazuje jednak wikipedia, także w bardziej „liściastych” porach roku możliwe jest zrobienie ciekawego zdjęcia.
alejka wilka z gubbio przy kościele św. Antoniego na Karłowicach
Na mapce udaje się odnaleźć jeszcze jeden kościół na Karłowicach, jednak zarówno jego kształt widziany w terenie, jak i krótkie buszowanie w internecie potwierdzają, że zdecydowanie jest zbyt młody, aby zaczynający swą karierę w milicji Miszczuk mógł go odwiedzać.

A żeby jeszcze o fantastyce było to wspomnę, iż w wielu źródłach wspomina się, że to nie trzech króli, ale trzech MAGÓW było.