sobota, 26 lutego 2011

Nieziemskie istoty w hotelu Monopol

Na zorganizowanej przez Stowarzyszenie Podróżników Wrocławskich  "TuiTam" wycieczce spodziewałem się raczej porobić zdjęcia na drugiego swojego bloga, jednak warunki oświetleniowe nie sprzyjały zdjęciom. Jakie było moje zaskoczenie, gdy w trakcie zwiedzania hotelu Monopol pod sufitem zauważyłem UFO, a właściwie NOL-a, bo przecież trzeba chronić język ojczysty. Gdy próbowałem zrobić mu zdjęcie – przyjrzałem mu się dokładniej, i okazało się że to raczej nieziemska istota, tyle że wcześniej patrzyłem na tył jej głowy.
Tych nieziemskich istot jest więcej, powiem więcej – są nawet ich dwa rodzaje, różniące się kolorem (odnalazłem białe i czerwone). Nie wiem czy ściągnęła je atrakcja wycieczki – Marlena Dietrich (a właściwie kto wie – może to tylko jej duch, choć wyglądał bardzo realnie), czy są tutaj „od zawsze” - ciężko określić. Jednak nie ma co się ich bać. Choć patrzą na wszystkich z góry, już sam ich wygląd daje do zrozumienia, że dbają o przyjazny nastrój w pomieszczeniach i rozświetlają życie przebywających pod nimi Ziemian. I trzeba przyznać, że w salach restauracyjnych w których je znalazłem, panowała zupełnie inna atmosfera, niż np. w holu hotelu.
PS. Tak, tak, oczywiście, to lampy oświetleniowe widziane od dołu – ale ich specyficzny design zbyt usilnie kojarzył mi się z twarzą...

wtorek, 22 lutego 2011

Już wkrótce kolejna konwentowa uczta we Wrocławiu

Już wkrótce coolkon – kolejny zlot miłośników fantastyki który wpisuje się w ideę robienia konwentu fantastycznego na każdą porę roku. I nie wiem, czy jakiekolwiek inne miasto w Polsce może się pochwalić taką ilością. Tegoroczną zimę powitaśmy specjalizowanym konwentem starwarsowym, na wiosnę pora na poszerzenie horyzontów. Tak więc na wiosnę coś ciekawego znajdą dla siebie miłośnicy chyba wszystkich kategorii fantastyki. I trzeba przyznać, że już w tej chwili ciężko się połapać we wszystkich zapowiedziach, a kto wie, czy jakieś punkty nie pojawią się w ostatniej chwili?



Po pierwsze, science

Science – czyli nauka, nazwa gatunku science-fiction wprost mówi, że to nie są jakieś czcze wymysły, a fikcja ma jakieś podstawy naukowe i na konwencie fantastycznym nie może zabraknąć wiedzy. Tak więc przewidziane jest mnóstwo prelekcji. Część z nich to bardziej wykłady fanów pragnących coraz to dokładniej poznać, co też się ulęgło w głowie ich ulubionego autora, część jednak to próba prostszego uzmysłowienia, że nawet w twórczości fantastycznej jakieś reguły fizyczne istnieją, a często nawet to właśnie one pozwalają wymyślać coraz bardziej dziwne światy. Tak więc autorzy prezentacji pójdą w ślady naszych ulubionych pisarzy – i też pod płaszczykiem ciekawostek będą próbować przemycić informacje, które w szkole wydawały nam się nudne, a dopiero w fantastyce pokazują swoje arcyciekawe oblicze. Tak więc będzie prelekcja o fizyce w sztukach walki i o tym, jak już dziś możemy przygotować postapokaliptyczną broń oraz o podstawach teorii podróży w czasie.

Po drugie – twórczość

Jak już wspomniałem, oczywiście będzie też humanistyka, czyli analizowanie najdrobniejszych kruczków twórczości fantasy i sci-fi, czyli szereg prelekcji na temat Miecza Prawdy T. Goodkinda, o mandze i anime, o Luisie Royo, rpg-ach, itp. Każdy, kto choć trochę próbuje stanąć „po drugiej stronie barykady” zainteresuje się zajęciami dla przyszłych twórców fantastyki – i chyba mowa o każdym rodzaju twórców. Dla pisarzy – przewidziano prelekcje o kreowaniu bohaterów, przemycając przy okazji informacje o teoriach Junga. Kto zamiast pisania opowiadań woli tworzyć nowe rodzaje gier – dowie się, jak od podstaw zbudować własny system bitewny i o matematycznej mechanice rpgów. Kto zamiast pisania woli stworzyć coś do oglądania – może spróbować swych sił w tworzeniu neuroshimowych makiet. Twórcy absurdów – poznają jak nielogiczna potrafi być logika.

A wszystko się zazębia...

… a powiązania świata fantastycznego i realnego spotkać można na każdym kroku a na konwencie dowiedzieć się można dowiedzieć o świecie, który nas otacza. Tak więc czeka nas dawka wiedzy o mitologii nordyckiej (a więc zapewne wierzenia Wikingów – ale czy tylko?), średniowieczu (także i o tym, jak błędnie je postrzegamy), o tym, skąd pochodzą runy i czy na pewno to tylko książkowa „magia”, o zakonach rycerskich, o tym jak I wojna światowa zainspirowała twórców fantastyki – i odwrotnie, jak bardzo na losy II wojny światowej wpłynęła okultystyka.

Cel główny: ZABAWA!!!


Tak, tak – nawet ten ogrom wiedzy służyć nie czemu innemu, ale temu naszym hobby, zainteresowaniom – czyli szeroko pojętej fantastyce. Ale jakby tego było mało, to przewidziano także bardziej rozrywkowe atrakcje. Na miejscu czekają nas rozgrywki karciane, rpgowe, bitewne – i mówię tu zarówno o towarzystwie do grania, jak i o niezbędnych do zabawy sprzętach. To także okazja do zapoznania się z nowościami wydawniczymi rynku. Odświeżyć też będzie można stare dobre dzieje – i kto jeszcze pamięta, jak wgrać grę na atari, commodorka czy Amigę, będzie miał okazję pograć w stare dobry gry (w razie czego, pomocą we wgrywaniu służyć będzie ich właściciel). Przewidziano też LARP-y, i mam nadzieję, że wreszcie dane mi będzie poznać w praktyce, z czym to się je. Kto woli jednak bardziej pasywną rozrywkę, zapewne będzie mógł obejrzeć postacie z Gwiezdnych Wojen, posłuchać rockowej muzyki na żywo...

Miała być krótka zapowiedź, a wyszło jak wyszło... prawda, że dużo atrakcji nas czeka za niecałe dwa tygodnie?

Informacje praktyczne:
Data: 4-6 marca 2011
Miejsce: ul. Kamienna 99/101, Wrocław (Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowaczy nr 11)
Koszt imprezy: 10zł/1 dzień, 35zł/trzy dni z noclegiem
Wyżywienie: za dodatkową opłatą, przygotowane będą specjalne zestawy śniadaniowe i obiadowe, oraz „dania barowe”
Więcej informacji: www.coolkon.pl

niedziela, 13 lutego 2011

Walentynki alternatywne

Św. Walenty, patron zakochanych. Mało kto pamięta, że to także patron chorych psychicznie i szaleńców. Więc choć w fantastyce ciężko o wątki romantyczne, tak dużo łatwiej o szaleńców. To właśnie po wariata wybiera się Gusiew do szpitala na ul. Poniatowskiego. Nie wiedzieć czemu właśnie tam, a nie do znajdującego się w pobliżu szpitala na Kraszewskiego, w którym znajduje się obecnie instytut psychiatrii, ale któż zrozumie myśli fantasty.

Ledwie orientował się w drewnianej zabudowie, a i to dlatego, że przestudiował wszystkie albumy z rycinami przedstawiającymi stary Wrocław. Jednak wydawało mu się, że rozpoznaje szpital na Poniatowskiego – ten murowany, który pamiętał, a nie średniowieczny.
- I można tak sobie zabrać ze szpitala kogo się chce?
- No pewnie - Wzruszyła ramionami. - Będą się cieszyć. Jedna gęba do żywienia mniej.
A. Ziemiański, Legenda, str. 248 w książce „Zapach szkła”

Wydawałoby się, że tak olewające podejście do pacjenta to przeżytek średniowiecza – jak pokazują jednak najświeższe wiadomości, to niestety wciąż jeszcze się zdarza w polskich szpitalach.

Wracając do szpitala – obecnie znajduje się w nim Zakład Chirurgii Eksperymentalnej wrocławskiej Akademii Medycznej. Cały teren jest zamknięty, dlatego zza przystanku obejrzeć można tylko ozdobne stare wejście boczne, obecnie nie używane, z rzeźbą Matki Boskiej nad drzwiami. Więcej o szpitalu, którego nie ma, przeczytacie na Moje Miasto Wrocław 

Trzeba przyznać, że nawet pogoda mi się trafiła taka jak w opowiadaniu Ziemiańskiego...
„I wreszcie Irka... Umyta w rzece, uczesana, z chorobą skóry. Nie umiał przyznać się sam przed sobą, że coraz bardziej go pociąga. Przecież we śnie chyba nie można się niczym zarazić? Roztarł rękami twarz. Jezu! Czuł dotyk, tak jak w realnym świecie, czuł zimno wokół, widział obłoczek pary, która wydobywała się z jego ust przy każdym oddechu. Prawidła snu. Nie mógł ich pojąć."
A. Ziemiański, Legenda, str. 248 w książce „Zapach szkła”

PS. Tym samym poszukiwania Fałszywego Cmentarza uważam za rozpoczęte.

środa, 9 lutego 2011

Dzieciaki w kosmosie

szesciolatkowie przed makieta ISS
Szkolenie kosmonauty to proces długotrwały, który zaczynać trzeba już we wczesnych latach. Zapewne wie o tym NASA, zapewne wie o tym także Centrum Handlowe Korona, gdyż właśnie to do sześcio-, siedmiolatków skierowała swoją kosmiczną akcję. Tak, tak – centrum postawiło na edukację dzieciaków. Bo po cóż by zorganizowała akcję „dzieciaki na księżycu”? I choć nie chcą oficjalnie przyznać się do współpracy z NASA, to naszywski na dziecięcych kombinezonach pozbawiają wszelkich złudzeń. 

kosmonauta na księżycuWystawa na szybko

Przypadkowemu przechodniowi na początek w oczy rzuca się wystawa makiet i miniatur sprzętu kosmicznego. Wchodząc głównym wejściem, prawie dosłownie wchodzimy na makietę modułów mieszkalnych. Mnie dane jednak było wejście od strony kina, więc pierwsze co zauważyłem, to makieta ISS-u – międzynarodowej stacji kosmicznej, chyba najbardziej rozsławionego obecnie etapu projektu kolonizacji kosmosu, znanego chociażby graczom jakże popularnej gry Civilisation. Stojący tuż obok manekin w stroju kosmonauty wygląda bardziej jak reklama znajdującego się w pobliżu sklepu z ciuchami, i gdyby nie opis, niekoniecznie skojarzyłbym go z wystawą. Jednak miniatury rakiet, wahadłowców nie budzą wątpliwości – tak, tak, to wciąż wystawa kosmiczna. 
Kawałek dalej – już bardziej artystyczna wizja, niż prawdziwa makieta teleskopu Hubbla – choć mało dokładna, to jednak stanowi doskonały przykład kreatywności i może kogoś zainspiruje do stworzenia ciekawego stroju na bal przebierańców. Krok po kroku, dochodzę do głównej stacji księżycowej – a właściwie, po raz kolejny, zaledwie dwóch makiet imitujących baraki stacji księżycowej. Na razie jednak kontynuuję dalsze zwiedzanie części wystawowej – idąc dalej podziwiać można liczne zdjęcia przedstawiające kosmonautów przy ich codziennej pracy. I to pozornie koniec atrakcji dla dorosłych, więc może pora poświęcić czas naszym milusińskim?

No właśnie, dzieciaki!!!

zafascynowani wykladem szesciolatkowieA tak naprawdę, to dla nich została przygotowana ta atrakcja. Na szybko polecam podejść z nimi do kosmicznego placu zabaw, gdzie dziecko wyposażone zostanie w zestaw kredek i kosmicznych kolorowanek. Bardziej ciekawskie kilkulatki, już w miarę samodzielne, polecam jednak odprowadzić do wspomnianej stacji księżycowej. Tam, po wpisaniu na honorową listę kosmonautów, zabrane zostaną przez obsługę naziemną na zwiedzanie wystawy połączonej z astronautycznym kursem. A więc to wszystko, co dopiero rodzice oglądali czytając jedynie skąpe opisy, teraz ich dzieci poznają z ust kosmicznego przewodnika, który niejedno doda od siebie. Trzeba przyznać, że zarówno czas, jak i sposób prowadzenia kursu doskonale przystosowany jest do psychiki dziecka – żadnych naukowych dłużyzn, ciągła interakcja z dziećmi i pobudzanie ich do myślenia, w międzyczasie także odrobina wysiłku fizycznego. No i te bajeranckie kostiumy... oj, przepraszam, jakże kosmiczne kombinezony. 
makiety rakiet kosmicznychCzęść rodziców komórkami pstryka fotki swoim pociechom, część nadgorliwie pilnuje ich na każdym kroku. A przecież niepotrzebnie, przecież pozostają pod fachową opieką (ale oczywiście bez przesady, pozostawienie pociechy na czas zakupów to chyba jednak przejaw braku odpowiedzialności). Po co skupiać swoją uwagę na pilnowaniu pociechy, gdy w czasie można się dowiedzieć tylu ciekawych rzeczy?

Ale co zrobić z rodzicami?

makiety lunochodow
kombinezon kosmonautyMamusie z pewnością posłuchają informacji o tym, czy lepszy jest strój pomarańczowy czy biały w zależności od okoliczności, i o tym, jak jedną małą wajchą kosmonautka może szybko stracić parę zbędnych kilogramów (lub, w miarę raczej rzadkich potrzeb, tych kilku kilo nabrać). Albo o tym, ile warta jest prawdziwie kosmiczna kreacja. Już słyszę rozdrażnionych facetówm, że tylko szmatki, ciuszki – a przecież oni z kolei mogą posłuchać, co lepiej sprawdzi się jako kosmiczna ciężarówka i jaki pojazd najbardziej nadaje się na księżycowe warunki (notabene, jeśli chodzi o stan dróg, warunki zdecydowanie przypominające nasze polskie realia – kto do Korony dojechał przez Kowale, z pewnością wie o co chodzi). 
Na koniec, w jednym z księżycowych modułów mieszkalnych na dzieci czeka specjalny kosmiczny film, a później kosmiczna zabawa w kosmicznych ciemnościach.
dzieciaki zafascynowane kosmiczna wystawa
Dodaj napis
No i co tu powiedzieć podsumowując? Jeśli masz dziecko – to w okresie ferii zimowych ukoronuj jego wysiłki kosmiczną wyprawą. Jeśli nie masz... no cóż, słyszałem o ludziach którzy „pożyczali” dzieci od znajomych, bo wstyd im było pójść samemu na pierwszego shreka. Więc jeśli ty też się wstydzisz pójść na kosmiczną wystawą, to może to właśnie jest rozwiązanie dla ciebie?
No, i zapomniałbym – oczywiście można też zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie, w stroju kosmicznym, w kosmicznej przestrzeni...

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Autobahn nach Poznań, czyli głos fantastów w sprawie AOW

autobahn nach Poznan
Most Osobowicki
Od kilku już tygodni Wrocław oczekuje ostatecznej decyzji w sprawie AOW – Autostradowej Obwodnicy Wrocława. Jedno z największych miast w Polsce, wciąż dusi się w korkach. Niektórzy wprost kpią z hasła reklamowego miasta: Wrocław - miasto spotkań... w korkach. Korkach powodowanych nie tylko przez ruch miejski, ale i przez tranzyt. Kolumny tirów przejeżdżają przez centrum. Co prawda w planach miała być budowana obwodnica, lecz z niewiadomych przyczyn ma być ona zakwalifikowana jako płatna autostrada. Sprawa o tyle dziwna, że autostradą nazwana zostanie odnoga istniejącej autostrady A4, łączącą ją jedynie z drogą krajową. A oczywiście chodzi o pieniądze – o opłaty za przejazd które mogą sprawić, że tranzyt, w ramach oszczędności, dalej będzie szedł przez centrum, a nie obwodnicą.
kosciol sw. Bonifacego przy Skwerze Sybiraków
Skwer Sybiraków we mgle
Jaki to ma związek z fantastyką? Ot, choćby wystarczy spojrzeć na tytuł książki „Autobahn nach Poznań” - przecież to właśnie o tą drogę chodzi. W książce autor szczegółowo opisuje walki toczące się w postapokaliptycznej Polsce właśnie na wspomnianej autostradzie łączącej Wrocław – miasto-raj, z Poznaniem – miastem zapewniającym dostawy żywności do raju. Jednak w swojej książce autor kpiarsko też opisuje współczesny stan tej drogi. Gdy wreszcie burmistrzowi Baryle udaje się przenieść w czasie swoje wojsko do czasów nam współczesnych, to właśnie autobahnem na Poznań miały wyjechać z Wrocławia parowe czołgi. Burmistrz zapewne nie spodziewał się, jak poważnym problemem może okazać się brak autostrad w Polsce:
  • Przepraszam pana. - Ciągle przecierał chustką oczy. - Gdzie jest autobahn nach Poznań?
  • Jaki, psiakrew, „autobahn”?
  • No... autobana. Awtostrada czy ten, no... Highway. Znaczy, autostrada do Poznania.
  • Jaka autostrada? - Mężczyzna w ciepłym płaszczu wybałuszył oczy. - A droga na Poznań to tam. - Wskazał ręką kierunek.
    Nie miał zresztą czasu dalej zajmować się dziwakiem, bo właśnie zaczęły gasnąć uliczne światła. Nie mógł wiedzieć, że na świecie nie będzie już elektryczności. Wokół gasły światła, milkły telefony, zatrzymywały się samochody...
    A. Ziemiański, Autobahn nach Poznań, str. 548 w książce „Zapach szkła”

zachod slonca przy drodze na PoznanKto chce zwiedzać miasto wzdłuż drogi na Poznań, z pewnością powinien przystanąć na Skwerze Sybiraków, gdzie oprócz pomnika nadającego placowi nazwę warto przyjrzeć się kościołowi św. Bonifacego. Oczywiście wzdłuż Pomorskiej pełno zabytkowych kamieniczek, w pobliżu znajduje się wzmiankowany w innej książce dworzec kolejowy Wrocław Nadodrze. Stojąc na moście osobowickim, warto spojrzeć na zabytkową śluzę Różanka. Gdy miasto powoli przechodzi w teren niezabudowany, warto po lewej stronie poszukać starego budynku industrialnego z czerwonej cegły. Po drodze można też poznać kolejne oblicze Wrocławia – miasta mostów, z których rozciągają się przepiękne widoki na Odrę. Ale rozkazy są wyraźne: punkt koncentracji przewidziany w planie B... TRZEBNICA. Więc nie wolno się ociągać, Rzeczpospolita czeka...

Punkt koncentracji: Trzebnica

niedziela, 23 stycznia 2011

Wrocławskie Dni Judaizmu

We Wrocławiu właśnie zakończyły się Dni Judaizmu w Kościele Katolickim. To święto ma na celu zbliżenie tych dwóch, zwaśnionych od wieków religii. Główne uroczystości z nimi związane to wspólna modlitwa w Synagodze pod Białym Bocianem oraz koncert muzyki żydowskiej.
Wydawałoby się po raz kolejny, że kwestie religijne nie zajmują zbyt dużo miejsca we wrocławskiej literaturze fantastycznej. Fakt, wzmianki o Żydach są równie trudne do znalezienia jak te o chrześcijaństwie, jednak są. Choć nietaktem byłoby w tym momencie przypominanie historii o „żydowskim przejściu”, choć i o nim kiedyś trzeba będzie wspomnieć, to doskonale wpisuje się tu fragment mówiący o przyszłym wyglądzie Ostrowa Tumskiego:

Osłupiała Murzynka patrzyła na palmy, tuje i cyprysy porastające Wzgórze Wojewódzkie, gdzie była stacja wind z podziemi. Patrzyła na wypielęgnowane ścieżki, ławeczki w zieleni... Potem przeniosła wzrok na Ostrów Tumski, z wieżami starożytnych kościołów, minaretami meczetów i kopułami synagog. A potem zauważyła Odrę. […]
- Skąd? - Po pierwszym szoku przeszła na polski. - Skąd macie tyle wody na pustyni?
A. Ziemiański, Autobahn nach Poznań, str. 499 w książce „Zapach Szkła”

Jak widać, Ziemiański wyraźnie tutaj porusza kwestię dialogu ekumenicznego, umiejscawiając przeróżne świątynie w miejscu od wieków zarezerwowanym dla chrześcijaństwa. Oczywiście, w czasach dzisiejszych Ostrów to tylko kościoły chrześcijańskie i próżno by tu szukać meczetów czy synagów. Jedyne jakie udało mi się odnaleźć, to znajdujące się spory kawałek od Ostrowia Synagoga pod Białym Bocianem i Mała Synagoga.Obydwie stoją tuż koło siebie na ulicy Włodkowica, i stały się przyczynkiem do nazwania tej okolicy Dzielnicą 4 Wyznań czy Dzielnicą Wzajemnego Szacunku.

Trochę historii

Choć już w 1819r. berlińskie ministerstwo spraw wewnętrznych wydało polecenie budowy dużej, ogólnodostępnej synagogi, to dopiero w 1829r. następuje je otwarcie. Co ciekawsze, nazwę przejmuje od wybudowanej w międzyczasie tuż obok Gospody Pod Białym Bocianem. Od tego czasu przechodziła kilka przebudów, aby wreszcie ulec dewastacji w czasie Nocy Kryształowej (9/10 listopada 1938r.). Podobnie jak Nowa Synagoga na Podwalu, uległa by podpaleniu, gdyby nie ryzyko zapalenia się otaczających ją budynków. Mimo zniszczeń, jako świątynia używana była do roku 1943, kiedy to została przez Niemców przerobiona na warsztat samochodowy. Choć po roku 1945 synagoga wróciła w ręce Żydów, to w latach 60-tych XX wieku znowu z trudem przeżyła okres nietolerancji wobec ludu mojżeszowego. W latach 80-tych synagoga została wykorzystywana przez organizacje państwowe na cele kulturalne (Centrum Kultury i Sztuki, Akademia Muzyczna). W 1992 roku wykupiona została przez prywatnego przedsiębiorcę, a następnie oddana w ręce początkowych właścicieli. To był początek powrotu do dawnej świetności. Obecnie znajduje się w niej Centrum Kultury i Edukacji Żydowskiej, które łączy zarówno cele kultowe, jak i nowoczesnego ośrodka kultury i edukacji, jakim była w latach 80-tych.  
I pomyśleć, że w starym Wrocławiu było iż aż 46...
A już wkrótce wpis na temat Autostradowej Obwodnicy Wrocławia.

wtorek, 18 stycznia 2011

Tatooine, czyli co ma Wrocław do Gwiezdnych Wojen?

Gwiezdne wojny – czyli klasyka science-fiction. Film nakręcony przez Georga Lucasa w 1977r., szybko zyskał fanów, dzięki czemu pierwsze trzy części zostały nakręcone do roku 1983r. Pozostałe musiały czekać prawie do początku XXIw., na odpowiedni rozwój techniki kinowej. Seria gwiezdnych wojen stała się w międzyczasie natchnieniem dla wielu filmów, powstała też cała kultura związana z tą tematyką.
Fanów Gwiezdnych Wojen spotkać można oczywiście także we Wrocławiu. Najłatwiej – na kolejnym już konwencje Tatooine. Dzięki wspólnej pracy leśnickiego Centrum Kultury Zamek oraz Wrocławskiego Fanklubu Gwiezdnych Wojen, udało się zorganizować kolejne spotkanie fanów tej serii Georga Lucasa.


Wioska Tuskenów

Nazwa imprezy zaczerpnięta została od pustynnej planety Tatooine zamieszkiwanej przez Ludy Pustyni, zwane Tuskenami. Właśnie dlatego pierwsze, co wita nas w pomieszczeniach zamkowych, to właśnie wioska Tuskenów rozłożona na pustynnych piaskach. Wioski cały czas pilnuje dwójka Tuskenów, którzy bezustannie prezentują, czasem wręcz zbyt entuzjastycznie, swoją broń. No cóż, jakoś muszą dać do zrozumienia gdzie wchodzić nie można. A trzeba przyznać, że naród to bitny, od tysięcy pokoleń odpierający najazdy Huttów, Korporacji Czerków a wreszcie samego Imperium. Choć planeta pozbawiona surowców – to jednak pomysłowość Tuskenów w zagospodarowywaniu odpadów jest zaskakująca.
 

Lochy i inne atrakcje

No, ale ile można męczyć Tuskenów – warto przejść się dalej. Kolejnym celem okazały się zamkowe lochy – istna jaskinia hazardu i graczy. To tu pograć można we wszelkie rodzaje gier: RPGi, planszówki, karcianki, strategiczne uposażone nawet w specjalne makiety, a na koniec także te komputerowe. I powiedziałbym, że wszystkie związane z Gwiezdnymi Wojnami – ale właśnie w sali komputerowej jedyny wyjątek nie związany z tematyką zlotu. Amiga, C64 – dwa poczciwe, sztandarowe produkty firmy Commodore, tu jeszcze pokazały swoje możliwości. Trzeba dodać, że C64 nawet z burżuazyjnym wyposażeniem – stacją dyskietek. Niestety, jakże znany wszystkim magnetofon okazał się niesprawny z przyczyn organizacyjnych. Na konwent po prostu nie dojechała najważniejsza jego część – mały śrubokręcik do regulacji głowicy. Kto używał tego staruszka, z pewnością wie, o co chodzi.
Ale wracajmy do Gwiezdnych Wojen. Lochy były, parter z licznymi stoiskami z figurkami, przebraniami, itp. już mamy za sobą – pozostaje piętro. Wydawałoby się, że cóż jeszcze mogą robić fani Gwiezdnych Wojen poza grami i przebieraniem się w stroje przypominające głównych bohaterów. A jednak podobnie jak twórca tej kultowej serii, tak i jej fani wykazują się ogromną kreatywnością. Tak więc w ruch poszła zamkowa sala kinowa. Oprócz właściwych Gwiezdnych Wojen, obejrzeć można było dziesiątki filmików fanowskich, a także turecką podróbkę Gwiezdnych Wojen, niestety efektom specjalnym daleko do oryginału. Ale jako ciekawostka może być. Zresztą sam Lucas wysoko podniósł poprzeczkę.

Gwiezdne Wojny – to już prawie dziedzina nauki

Gwiezdne Wojny to nie tylko filmy. To już prawie dziedzina nauki – tak więc wyodrębnić trzeba było oddzielną salkę na prelekcję dotyczące ubiorów, militariów, mapy Galaktyki i jej bohaterów – dosłownie wszystkiego, co może dotyczyć Gwiezdnych Wojen. I trzeba przyznać, że doszkalając się, fani pochłaniają naprawdę mnóstwo materiałów – oprócz sześciu filmów głównych, setki odcinki serialu, komiksy, książki. I trzeba przyznać, że efekty tej pracy są naprawdę widoczne – na prelekcjach można dowiedzieć się, jak prosto osiągnięte zostały te niesamowite efekty specjalne (i to w czasach, gdy grafika komputerowa ograniczała się do kilkunastu kolorów i 320 pikseli szerokości ekranu). No cóż, gdy pomyśleć, co Lucas robił z otaczającymi nas przedmiotami codziennego użytku i w jakże istotny strategicznie przedmiot przerobił najzwyklejszą maszynkę do golenia... to zaczynam rozumieć czemu niektórzy tak wiele uwagi poświęcają temu filmowi.
Jest też miejsce na rozrywkę. Pamiętacie Romea i Julię? Chwila namysłu i... fani tworzą kosmiczną wersję tego utworu. Wujo Monteka postanawia chronić swą podopieczną przed szalonym Skywalkerem... Humor iście monthy-pythonowski, liczne walki na świetlne miecze, trup ściele się gęsto, do czego przyczynił się także Jezus... i nawet facebook traci jednego fana...



Coś dla dzieci

Jednak prelekcje czy pajtonowski humor skierowane są raczej do tych bardziej dorosłych zwolenników Gwiezdnych Wojen. Natomiast wśród odwiedzających najliczniejszą grupą są jednak dzieci. Czym je zainteresować? Do nich skierowane były zajęcia Akademii Jedi, na których nauczyć się można było szermierki mieczem świetlnym. To także opowieści starego, doświadczonego już życiem Tuskena opowiadającego nie tylko o tym, czym i jak można walczyć, ale także o przeżytych przez niego walkach. To także konkursy, w których dzięki doskonałej znajomości sagi można zdobyć nagrody. To także konkurs plastyczny, którego efekty zaskoczyły nawet portretowane postaci. To gwiezdne malowanki, tuskeński labirynt... bez papierowej wersji programu ciężko to wszystko ogarnąć, czytając go jednak staje się przed dylematem, co wybrać, a z czego zrezygnować...
No cóż, trzeba przyznać, że impreza naprawdę potrafiła zainteresować osoby ledwie lekko interesujące się tematyką Gwiezdnych Wojen, a cóż mówić o prawdziwych fanach?

Pobudź wyobraźnię, czyli anegdotka na koniec

A na koniec mała ciekawostka. Wyobraź sobie mały, lokalny sklepik całodobowy. Ot, niech się na przykład nazywa Hermes. Tak jak właśnie leśnicki sklepik całodobowy. Jak to zwykle, wokół takiego sklepiku wyobraź sobie grupę fanów taniego wina. W ciemnościach północy, najpierw daje się słyszeć pewne charczenie czy jakiś inny ciężki oddech. Dopiero po chwili z mroku wyłania się Darth Vader – no, jakby ktoś nie wiedział, taki facet w zbyt dużym hitlerowskim hełmie, jak ktoś go ładnie określił. Co robi Mroczny Lord? Zamawia butelczynę wina marki... no, „po prostu wina”, bierze ją pod pachę i wychodzi ze sklepu. Następnie przy pomocy Mocy otwiera butelkę, pociąga łyka i idzie dalej. Zapewne niejeden zwolennik „po prostu wina” zaczął się zastanawiać, czy to już nie jest o jedną butelkę za późno... A co gdyby to nie Lord Vader, a Darth Maul pojawił się na jego miejscu? Zapewne nie rozpoznaliby w nim uczestnika konwentu i czym prędzej popędziliby do lokalnego kościółka.