niedziela, 31 lipca 2011

Psotliwe krasnale wrocławskie


Krasnale wroclawskie - florianek
Florianek
Pisząc o Wrocławiu, nie da rady nie napisać o wrocławskich krasnalach. Ot, takie małe rzeźby postawione kilka lat temu po raz pierwszy... i od razu podbiły serca zarówno wrocławian, jak i turystów. I teraz gdzie się nie obejrzysz, to ludzie bezdurnie ganiają za tymi stworkami. Postawią gdzieś jednego – i już co drugi artykuł na blogach i w prasie to o nim.

Krasnale wroclawskie - Syzyfki
Syzyfki - one pierwsze mnie poznały

Początkowo chciałem poświęcić im oddzielny dział, i co tydzień-dwa opisywać kolejnego. Temat popularny we Wrocławiu, więc zapewne szybko wzbiłyby się statystyki bloga. Przeszło mi, gdy zobaczyłem mapkę krasnali – jeszcze z dużym napisem, że nowa, „Aktualna. Zawiera 197 krasnali.” No i wtedy mi przeszło – bo nawet umieszczając co tydzień jednego, to opisanie każdego zabrałoby mi cztery lata i zdominowałoby Wrocław Fantastyczny. Nie wspominając, że przez 4 lata nie wiadomo ile by powstałoby nowych – a trzeba przyznać, że tempo ich namnażania się rośnie coraz szybciej. Może właśnie to chciały mi powiedzieć, jako pierwsze ukazując się syzyfki – że sam skazałbym się na syzyfową pracę?

Krasnale wroclawskie - Zyczliwek
Życzliwek. Źródło: TerazWroclaw.pl


Krasnale wroclawskie - Spioch
Wejścia do krainy King-Sajzu 
pilnuje ciągle Śpioch

Teraz traktuję je zupełnie inaczej – nie uganiam się za nimi, nie szukam ich specjalnie. Ot, idzie sobie człowiek spokojnie na spacer – a tu spotka nową krasnalową twarz, a tam go zawoła stary znajomek, a to z kolei jakieś maleństwo ciągnie go za rękaw. Ot, taki miły akcent w codziennym nawale szarej rzeczywistości. Nawet w którymś momencie pomyślałem sobie, że skatalogowanie ich wszystkich odebrałoby to raczej nie był dobry pomysł – bo tak czuję, że gdybym poznał już wszystkie, być może Wrocław straciłby swój sens? Nie, lepiej poznawać je tak po trochu, powoli, niż jednorazowo obedrzeć je z tajemniczości.


Krasnale wroclawskie - Klucznik
Klucznik

Krasnale wroclawskie - pozarki biegna na pomoc dziewczynce
Pożarki biegną  dziewczynce
na pomoc
 Cóż sprawia, że od razu wszyscy je tak polubili? Czyżby ta ich radość i skłonność do zabawy? Bo trzeba to powiedzieć, że psotliwe są straszliwie. A to łażą po słupach, a to do rewolucji jakowejś namawiają, a to motorami się rozbijają, pierogi z baru podbierają, w wodzie się taplają, gołębie ujeżdżają. Jeden, to nawet zakosił dwie nitrocelulozowe rolki z pobliskiego kina i zrobił z nich rower. Niektórzy mawiają, że to rolki z dwoma kolejnymi odcinkami gwiezdnych wojen, inni mówią o Star Treku, jeszcze inni wspominają o drugich częściach seksmisji i kingsajzu... no cóż, jeśli chcecie się przekonać, to musicie go sami złapać, jak na razie chyba jeszcze nikomu się nie udało, co jest ogromną stratą dla światowej kinematografii fantastycznej. 

Krasnale wroclawskie - gazownik
Gazownik
Krasnale wroclawskie - krasnal na motorzeOstatnio nawet krasnale zbuntowały się przeciw próbie przywłaszczenia sobie ich przez dawnego opozycyjnego działacza, więc podłożyły bombę pod sąd, w którym właśnie miano decydować o tym czy są plagiatem, czy oryginałem.

Krasnale wroclawskie - chrapek
Chrapek poszedł spać
po całym dniu męczących psot

Niektórym dane jest spokojnie odpocząć po całym dniu (albo też nocy) brykania, inne mają mniej szczęścia, tak więc wśród krasnali znajdziecie też krasnale niepełnosprawne, jeden z kolei się doigrał i po dziś dzień siedzi za kratami. Choć mawiają, że w zeszłym roku próbowano go uratować od kary w ramach Dnia Życzliwości, jednak nie tak prosto zerwać magiczne kraty i kajdany...



Krasnale wroclawskie - wieziennik
A Więziennik dostał karę za swe psoty

piątek, 15 lipca 2011

Japońskie smoki zrobiły sobie wakacje we Wrocławiu

WAKACJE!!!! Grupka wrocławian postanowiła z nich skorzystać i szukać smoków w skandynawskich fiordach (i może za jakiś czas pojawi się tu krótka relacja na ten temat). W tym samym czasie smoki przyjechały do Wrocławia. Na szczęście nie te norwerskie, bo by się naszym poszukiwaczom nie udało odnaleźć. Wakacje w mieście spotkań postanowiły urządzić sobie smoki japońskie.
Na miejsce snu (a dodajmy, że śpią głównie za dnia) wybrały sobie muzeum narodowe. Tam na parterze, w małej wnęce przy głównym wejściu rozgościły się wraz z przywiezionym sprzętem. Na pierwszy rzut oka zauważyłem smoczysko podobne do tego z malunków przedstawiającego Św. Jerzego zabijającego niebezpiecznego gada. Okazuje się jednak, że akurat ten, to jednorożec Kirin, stworzenie złożone z części innych zwierząt. Na wytłumaczenie swojej pomyłki dodam, że często w kreacjach Kirinów używane były także części smoków, jak chociażby skrzydła u wizytującego Wrocław osobnika.
Trochę później zauważyłem wazę z dwoma smokami, bodajże wodnym i powietrznym. I trzeba przyznać, że te robią o wiele większe wrażenie, głównie ze względu na drobiazgowe oddanie każdej łuski i tysiąca innych detali.
A już wkrótce kolejne wakacyjne tematy, w planach wrocławskie krasnale i (jak się uda), Dworzec Nowy Główny...

Informacje praktyczne:
Miejsce: Muzeum Narodowe we Wrocławiu
                  plac Powstańców Warszawy 5, Wrocław
Godziny otwarcia: środa-piątek 10-17, w weekendy 10-18.
Uwaga: Smoki mają wakacje tylko do 8 sierpnia!!! Potem wracają do domu.
Ceny biletów: normalny 15zł, ulgowy 10 zł, w soboty wstęp bezpłatny

sobota, 9 lipca 2011

Z ręcznikiem do urzedu, czyli szukamy wrocławskich Vogonów

Po kolejnym obejrzeniu wspaniałego filmu „Autostopem przez Galaktykę” postanowiłem poszukać we wrocławskich urzędach Vogonów. Ot, taka urzędnicza rasa, znana nam z okresu komuny, kiedy to nierówne relacje typu Vogon-petent były na porządku dziennym. Zresztą zapoznajcie się z ich opisem z wzmiankowanego przewodnika „Autostopem przez Galaktykę”.
„Vogoni to jedna z najbardziej nieprzyjemnych ras w Galaktyce.
Nie są źli, lecz to kapryśni, nachalni i gruboskórni biurokraci. Vogon nie ruszy małym palcem, by uratować swą babcię przed żarłocznym żukiem paplaczem z Traal, dopóki instrukcje w trzech kopiach nie zostaną podpisane, złożone, zwrócone, zakwestionowane, zgubione, znalezione, poddane publicznemu procesowi, znów zgubione, w końcu zakopane na 3 miesiące w miękki torf i przerobione na zapałki.”
Autostopem przez Galaktykę, opis rasy Vogonów w przewodniku

Gdzie szukać Vogonów?

Budynek ZDiUM
Aby odszukać Vogona, najpierw należy sobie zadać pytanie, gdzie może takowy przebywać. Oczywiste jest, że w urzędzie, ale w którym? Miasto Wrocław ma ich wiele. Podpowiedzią znów staje się opowiadanie Grzegorza Osieckiego „Chrup, chrup”. Skoro we Wrocławiu różne rzeczywistości spotykają się na drogach, to oczywistym będzie, że musi być to urząd odpowiedzialny za drogi. Zresztą i w przewodniku dla galaktycznych autostopowiczów cała akcja zaczyna się właśnie w związku z budową drogi.
Ziemianie, tu Prostetnik Vogon Jeltz z Galaktycznej Rady Planowania Hiperprzestrzennego.
Jak pewnie wiecie, plany rozwoju dalekich obszarów galaktyki obejmują budowę hipergalaktycznej autostrady, biegnącej przez wasz system gwiezdny. Wasza planeta została przeznaczona do rozbiórki. Nie udawajcie zaskoczenia. Plany znajdują się w biurze planowania na Alfa Centauri w widocznym miejscu od prawie 50 ziemskich lat. Jeśli nie potraficie zadbać o własne sprawy, wasza strata.
Żałosna planeta. W ogóle mi ich nie żal. Rozpocząć rozbiórkę.”
Autostopem przez Galaktykę, scena początkowa - tuż przed zniszczeniem Ziemi

Wnętrze budynku ZDiUM
czy to tu autor spotkał Trapera?
No więc, padło na Zarząd Dróg i Utrzymania Miasta. Zwłaszcza, że i Grzegorz Osiecki przedstawił ten urząd jako siedzibę Vogonów. 
""Pora na zdecydowane działania" - pomyślałem i skierowałem się do siedziby Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta . Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale postanowiłem sobie, że nie wyjdę, póki się czegoś nie dowiem.
"Jestem dziennikarzem Hieną. Sępem. A sępy są cierpliwe" - zmotywowałem się i ruszyłem do walki o prawdę, machając legitymacją prasową jak sztandarem. 
Tak jak się spodziewałem, odsyłano mnie od pokoju do pokoju, aż wreszcie wskazano mi krzesło i nakazano czekać. Zapowiadała się klasyczna gra na zmęczenie przeciwnika, ale zamierzałem być twardy i nie odpuszczać biurwom.
Kilka godzin później, gdy znudzenie zaczęło robić wyłom w murze mojej determinacji, a urażona zredukowaniem mojej osoby do roli mebla duma poczęła surfować po falach wypełniającej mnie żółci, usłyszałem głos.
- To ty jesteś ten od dziur w drogach?"
Grzegorz Osiecki, Chrup chrup

No cóż, po ostatnim tekście o asfaltofagusie spodziewałem się, iż zostanie on przez ZdiUM zignorowany, albo co gorsza zostanie potraktowany po vogońsku – czyli „skoro nie wiemy, o co w tym chodzi, znaczy że nas obrażają”. Jakież było moje zdziwienie, gdy otrzymałem post z biura prasowego. I co dziwne, napisany nie w stylu urzędniczym, ale właśnie fantastycznym.

Odpowiedź z urzędu

„Dzień dobry,
Biuro prasowe Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta,
przy biurku Krzysztof Kubicki 
no cóż, musimy przyznać że i tak dosyć długo udawało się nam ten fakt utrzymywać w tajemnicy. Niestety asfaltofagus rozmnożył się ostatniej zimy w szaleńczym tempie. Traper już dla nas nie pracuje. Nie dosyć, że nadużywał magicznych eliksirów to jeszcze miał sfałszowaną licencję a Wiedźmin na razie jest zajęty promocją i nie przyjmuje nowych zleceń. Mimo tych niesprzyjających okoliczności staramy się walczyć z bestią własnymi siłami. Inspektorzy uzbrojeni w oszałamiające różowe i pomarańczowe spreje codziennie polują na skrytożerców a specjalnie opłacani najemnicy uzupełniają wyżarte miejsca przy użyciu mieszanek zohydzających smak. 

Z pozdrowieniami
Ewa Mazur
Rzecznik Prasowy
Zarząd Dróg i Utrzymania Miasta
53-633 Wrocław ul. Długa 49”



Księżycowy krajobraz
magazynu kostki brukowej
Wyglądało to co najmniej dziwnie. Trzeba sprawdzić. Jeszcze tylko sprawdzić czy mam wszystko. Aparat, notatnik, długopis. I najważniejsze – ręcznik. Do obrony przed Vogonami. O tej porze roku oczywiście plażowy.
„Galaktyka jest bezlitosna. Jeśli chcesz przeżyć,
zawsze musisz wiedzieć, gdzie jest twój ręcznik.”
Autostopem przez Galaktykę


Stróżówka schowana za jarzębiną
Gdy pojawiłem się w biurze prasowym, trafiłem na dobry moment. Najpierw miałem okazję posłuchać, jakie są aktualne plany, jaki jest postęp remontów, które drogi już wkrótce zostaną oddane do ruchu, a które zamknięte, jakie informacje można przekazać prasie, a które (i z jakich powodów) raczej nie. Potem zostałem oprowadzony po terenach należących do ZdiUMu, (w tym także po księżycowym magazynie kostki brukowej). Przy okazji miałem okazję posłuchać o magicznych elementach pracy w biurze prasowym, jak chociażby o wpływie fazy księżyca. I o dziwo, nie chodzi o nów czy pełnię...

Vogoni odnalezieni

No cóż, jedno muszę stwierdzić. We wrocławskich urzędach Vogonów brak. Kilka dni po wizycie w urzędzie odpowiedzialnym za drogi miejskie, z informacji prasowych dowiedziałem się, że jednak byłem całkiem blisko celu. Vogoni objawili się w Dolnośląskiej Służbie Dróg i Kolei, nomen omen, przy budowie... wschodniej OBWODNICY Wrocławia.
Księżycowy krajobraz magazynu kostki brukowej
„- Daj pan spokój, panie Dent. Nie może pan tu leżeć wiecznie.
- Prędzej zardzewieją!
- Obwodnica musi zostać zbudowana i zostanie zbudowana!
- Dlaczego musi?
- Bo to jest obwodnica! Trzeba budować obwodnice. A w ogóle trzeba było protestować wcześniej. Plany wyłożono w biurze planowania na widocznym miejscu rok temu.
- Widocznym miejscu? Musiałem po nie zejść do piwnicy.
- Wie pan, jakich uszkodzeń doznałby ten buldożer gdybym kazał mu po panu przejechać?
- Jakich?
- Żadnych...
Autostopem przez Galaktykę, scena początkowa

Na szczęście, ręcznik wciąż mam pod ręką. Będę bronić naszej planety. Mam nadzieję, że i Wy wyciągniecie swoje ręczniki.

PS. Dla tych co nie oglądali filmu "Autostopem przez galaktykę"...

czwartek, 30 czerwca 2011

Wrocławskie Dni Fantastyki - relacji ciąg dalszy....

(więcej zdjęć z Dni Fantastyki na picassie)

Mistrz i Uczennica (Jakub Cwiek)
Mistrz (Jakub Ćwiek) i Uczennica
Trzeba przyznać, że po wczorajszej dobranocce o Jacku i jego zabawkach spało się bardzo dobrze. Nawet mimo przedstawionych wizji zarówno makabrycznych, jak i delirycznych. Dlatego na prezentację Jakuba Ćwieka o sobie samym się lekko spóźniłem. A strata to ogromna, bo choć opowiadał o wszystkim i o niczym, to słuchało się tego z niesamowitym zaciekawieniem. Dużo trudniej powiedzieć to o późniejszych warsztatach dla recenzentów, gdzie autor z niesamowitą cierpliwością obchodził temat główny z każdej możliwej strony, aby na koniec podobno dojść do banalnych wniosków. No cóż, ja do końca nie wytrwałem, inne obowiązki odciągnęły mnie z Dni Fantastyki. Wróciłem dopiero w połowie prezentacji Andrzeja Ziemiańskiego, który jako kolejny pisarz pokazał z jaką lekkością przychodzi mu przykuwanie uwagi słuchacza.
Tusken i Jedi w jednym stali statku
Jedi i Tusken  w jednym stali statku,
Tusken po lewej,  a Jedi po prawej...
Fantastyczne dekoracje zamkoweNastępnie godzina przerwy między ciekawymi prelekcjami. Bo jak zwykle, najpierw trafiają mi się 2-3 ciekawe prezentacje w tym samym czasie, i ciężko wybrać którąś, a chwilę później – godzina nudnego okienka. Na szczęście, prelekcje to nie jedyne atrakcje Dni Fantastyki, więc korzystając z przerwy postanowiłem się poszwendać po zamkowych korytarzach i tarasach. A warto, bo (podobno jak co roku) korytarze zostały udekorowane w klimatach fantastycznych (szczególne wrażenie robiły rentgenowskie witraże). Z kolei na tarasach spotkać można było Lorda Vadera w pełni swojej krasy (czyli 2,5m). No cóż, o klockach Lego z serii Star Wars słyszałem, ale Lorda Vadera z nich wykonanego widziałem pierwszy raz w życiu.
Fantastyczne dekoracje zamkowe - witraż niczym z horroru
Witraż niczym z horroru


Imperium kontratakuje
Imperium kontratakuje
A po krótkim spacerku, powrót na prelekcje. Tym razem temat rzadko poruszany – o tym, co robią autorzy, żeby zwiększyć efektywność pisania. Niektórzy z nas przed pracą preferują odrobinę ruchu na pobudzenie – i choć to nie jest metoda stosowana przez żadnego z uczestniczących w pogadance pisarzy, to i tak jest to skrajnie normalna metoda w porównaniu z tym, co robią niektórzy pisarze aby pobudzić szare komórki do pracy. Ot, choćby tortura wielogodzinnego stania na zimnych kafelkach w łazience. O pobudzaniu wyobraźni różnymi substancjami nie wspominając. Potem trochę suchej teorii, czyli o korzeniach fanastyki. I choć autorka dosyć dokładnie opisała mitologię „klasyczną”, to nie zapomnę jej, że źródeł krasnoludów dopatrzyła się jedynie w bajeczkach dla dzieci, a nie odnalazła starodawnych pragermańskich opowiadań ludowych. 

Lowca Nagrod z Gwiezdnych Wojen
Jakimż kontrastem okazała się później prezentacja o zacieraniu się granicy między rzeczywistością i fikcją w filmie. Autor doskonale odnalazł granicę między opowiadaniem o szczegółach technicznych tricków filmowych i interesującym ich wykorzystaniem we własnych filmikach. Choć zainteresowani mogli dowiedzieć się, który to wysublimowany efekt został wykorzystany do osiągnięcia takiego czy innego widoczku, to informacje te nie męczyły z kolei takich laików obróbki cyfrowej obrazu jak chociażby ja. Było o blue/green/innotęczowych roomach, o markerach świetlnych i metodach urealniania ruchu postaci, o tym, jak czasem przypadkowo powstają najciekawsze pomysły na reklamówki. No i jeszcze o tym, co się działo pod prysznicem, co tam robiła modelka przebrana za czerwonego kapturka... kto chce, poszuka sobie w sieci mimo iż filmik nie dostał podobno oficjalnej zgody na prezentację.

to wlasnie jest cosplay
Na koniec to, co aparaty lubią najbardziej, czyli przebierańce. Tak jak się obawiałem (oczywiście informatora nie przeczytałem) kostiumy cosplay to jakaś odmiana anime dla nastolatków. No i dużo się nie pomyliłem. Choć trzeba przyznać, że autorzy strojów musieli wykazać się niesamowitą znajomością swoich ulubionych dzieł i kreatywnością w doborze elementów strojów, to jednak moja opinia jest jednoznaczna: cosplay to jakby „szafiarki” dla nastolatek, tyle że bez sieci. Mimo to, obejrzeć było warto, bo choć kostiumy nie powalały, to już przyjemność sprawiały prezentacje scenek rodzajowych i związane z nimi układy choreograficzne. No i popstrykać zdjęcia do relacji można ;)

Lord Vader
A TY,
ile książek w tym roku przeczytałeś?
Niedziela to już dzień pakowania się i rozstań. I ewidentnie było to widać na każdym narożniku. Po korytarzach nie błąkają się już żadne przebierańce, duża część za to wlecze się przytłoczona bagażami. Po większości osób, w tym także prowadzących, widać już zmęczenie. Z jednej strony umieszczenie bazy noclegowej poza budynkiem konwentu pozwoliło na zmieszczenie całej imprezy w zamku, z drugiej jednak właśnie dobiło niedzielę, gdyż już rano każdy musiał zabrać swoje bambetle z bazy i pałętać się z nimi po zamku. Sprzedawcy niemrawo pakują swe książki i inne cuda do bezdennych kartonów. Ot, jeszcze jakieś prezentacje na koniec, o historycznych próbach zabawy w Boga i tworzeniu sztucznych ludzi (niesamowita ilość informacji i jakże charakterystyczny dla polskiego szkolnictwa sposób suchego przedstawiania treści), jeszcze coś o... no, miało być o wizjach przyszłości, ale się Skrzat trochę nie przyłożył i dla kontrastu z poprzednią prezentacją wykonał improwizowaną pogadankę strasznie ciekawą, jednak za to chaotyczną i pozbawioną większej wartości edukacyjnej. Ale co tam, fajnie się słuchało...
A potem pozostało przejść z powrotem przez granice świata fantastycznego i powrócić do szarej, nudnej rzeczywistości. Na szczęście jednak, choć granica między nimi jest dosyć wyraźna w niektórych miejscach, to w wielu miejscach, szczególnie we Wrocławiu, te dwa światy wręcz przenikają się ze sobą... pozostaje jedynie uważnie rozglądać się wokół, aby nie przegapić tych miejsc – i nie przejść obojętnie koło kolejnego smoka, anioła czy krasnala...
Lord Vader pojmany
Happy end, czyli Lord Vader pojmany!!!!

sobota, 25 czerwca 2011

Dni Fantastyki - pierwsza, szybka relacja

Dni Fantastyki - larp Gdy nie ma dzieci w domu
Magiczny świat Arlekina
i Białej Primabaleriny
Dni Fantastyki zaczęły mi się jeszcze w pracy. Gdy już miałem wychodzić, nastąpił krótkotrwały atak szenów – co jak zwykle zaowocowało buntem maszyn. Trochę czasu zajęło opanowanie krnąbrnych robotów, i dlatego nie byłem w stanie dojechać na oficjalne otwarcie. Aby jak najmniej uronić z programowych atrakcji, szybko zająłem miejsce w sali prelekcyjnej, w której posłuchać mogłem o najdziwniejszych wynalazkach ludzkości. A więc było o zbiorniku na metan mającym uratować ludzkość od efektu cieplarnianego, o największym na świecie czołgu (dodajmy, że carsko-rosyjskim, i już wiemy, że podzielił on los carpuszki i car-kołokoła). Najdziwniejsze jednak moim zdaniem okazały się siatka do łapania dzieci (i wolę nie dopowiadać, częścią jakiej innej makabrycznej była ta siatka) czy urządzenie do kopania się w tyłek. Choć później skojarzyłem, że przecież widziałem już kiedyś podobne urządzenie, tylko w bardziej ludowej formie. Idąc przez Międzygórze na Śnieżnik, w przydrożnym mini-ogrodzie bajek znaleźć można dupoklap – urządzenie o wiele prostsze, mniej profesjonalne i eleganckie, służące do tych samych celów. Prezentację zakończyła wizja... ergonomicznego leżącego stanowiska do pracy przy komputerze.
Dni Fantastyki - magiczny swiat kart
Tajemniczy
świat kart
Kolejna prezentacja to opis radzenia sobie z robotami gdy się zbuntują. Skoncentrowany głównie na metodach ucieczki i niszczenia. I nikt nawet nie uwzględnił, że taką maszynę można naprawić, choćby najbardziej brutalnymi metodami – wejść jej do głowy i namieszać w myślach. Na szczęście nie wymyślono jeszcze komputera, którym można by zrobić to samo ludziom.
Na Wojtusia z popielnika
Iskiereczka mruga  
- Chodź opowiem ci bajeczkę 
Bajka będzie długa.
Kołysanka dziecięca, autor nieznany

Dni Fantastyki - Jack i jego zabawki
Jack i jego zabawki
I na koniec podróż w świat bajek. Kazik w swej kultowej piosence „Gdy nie ma dzieci w domu” postawił się w roli rodziców, tu pod tą samą nazwą pokazano życie dziecięcych zabawek. I choć postaci zupełnie odmienne, to wciąż aktualne pozostają dalsze słowa „to jesteśmy niegrzeczne”. Myszka tworząca zbuntowaną armię, miś-zboczeniec i w dodatku zombie, czarny tancerz i balerina z półeczki – to tylko niektóre wypaczone zabawki, wśród których chowają się nasze dzieci. A jednak mimo drastycznych postaw, kojący ton kołysanek uspokaja dzieci i je usypia, przez co nikt nie zauważa ich knowań...
Patrzy Wojtuś, patrzy, duma,
Zaszły łzą oczęta.  
Czemuś mnie tak okłamała?  
Wojtuś zapamięta.
Kołysanka dziecięca, autor nieznany

czwartek, 23 czerwca 2011

Planetarium w Koronie

Galeria Domikańska postawiła w dzień dziecka na zjawiska fizyczne, z kolei na wakacje CH Korona konsekwetnie postanowiła kontynuować wątek kosmiczny. Pamiętacie Dzieciaki w Kosmosie? Tym razem Korona ze swoją nową ekspozycją nie zmieściła się pod dachem, więc korzystając z letniej aury postawiła planetarny namiot. Z zewnątrz wymalowany znakami zodiaku, zachęca do zajrzenia do środka.
prom discovery - planetarium Wroclaw
Oficjalnie organizatorzy twierdzą, że całość podzielona jest na 4 strefy. Zwiedzanie zaczynamy od starożytności. Osobie, która miała już okazję zwiedzać Egipt i inne kraje arabskie oko może nie zbieleje z wrażenia, jednak myślę, że zwłaszcza na dzieciach które nie były wcześniej w Kraju Faraonów, mała wystawka zrobi wrażenie. Wśród imitacji starożytnych ozdób i budynków, znaleźć można tablice opisujące, jak wszechświat postrzegali starożytni. Tak więc dowiedzieć się możemy że to, co my nazywamy Strzelcem, Wodnikiem, Koziorożcem, Lwem, itp., starożytni postrzegali także jako Przednia Nogę Bawołu, Lwa z Ogonem Krokodyla, Pług, Pole, Psa czy Hak. Tutaj także możemy się dowiedzieć, że późniejsi badacze nieba próbowali wprowadzać swoje gwiazdozbiory, jak chociażby Dżdżownicę, Czarnego Ślimaka, Rysia, Tarczę Sobieskiego czy … Liska z Gąską. Dopiero w czasach współczesnych (1928) określono ostateczny podział nieba na 88 gwiazdozbiorów i jednoznacznie stwierdzono, że na niebie nie ma już więcej miejsca na kolejne.
strefa odkrywcow - planetarium wroclaw

Ze strefy starożytnej, przechodzimy do renesansu i strefy odkrywców. Od razu rzuca się w oczy starodawny stół z rozrzuconymi bezładnie starodrukami i stojącym obok globusem. Za nimi – portrety astronomów, takich jak chociażby Kopernik czy Heweliusz.
makieta teleskopu Hubble'a - planetarium Wroclaw
Dalej ciężko już mówić o oficjalnych strefach – imitacja teleskopu Hubbla to w końcu jeden eksponat i kilka tablic opisowych, a nie cała strefa. Strefa przyszłości z kolei miesza się z ekspozycją kawałków meteorów, które na Ziemie spadły w przeszłości. W kontekście przyszłości trudno też mówić o promie discovery, który ledwo kilka miesięcy skończył swoją karierę. Mimo to, warto i tym częściom wystawy poświęcić krótką chwilę, choć może szczęśliwszym byłoby nazwać tą strefę strefą eksploracji kosmicznej?
kosmiczny fotel - planetarium Wroclaw
Przy wyjściu – kosmiczny plac zabaw dla dzieci, gdzie można zostawić swoją opiekę pod troskliwą opieką, oraz główna atrakcja namiotu. Za drzwiami z wymalowanym pająkiem kryje się namiot sferyczny, w którym prezentowane są specjalne pokazy filmowe, dotyczące kosmosu. Niestety, nie dane mi było trafić na żaden pokaz, więc ciężko mi cokolwiek o tym mówić.
Dla zmęczonych przy wyjściu przygotowaną ławeczkę wewnątrz księżycowego krateru.  
Informacje praktyczne:
Miejsce: Wrocław, parking przed CH Korona
Godziny otwarcia: codziennie do 3 lipca, w godzinach 11-19.
Wstęp bezpłatny, zalecana wcześniejsza rezerwacja w przypadku większych grup

niedziela, 5 czerwca 2011

O północy na Hallera...

Budynek przy Hallera

Przeglądając tego bloga, można mieć błędne wrażenie, że tylko Ziemiański o Wrocławiu pisał. Fakt, tak dużo o Wrocławiu to żaden fantasta nie napisał, ale jednak są i inni, więc pora wreszcie wziąć któregoś na tapetę. Z racji bliskich Wrocławskich Dni Fantastyki wypadło więc na książeczkę wydaną w ramach zeszłorocznych Dni Fantastyki i opowiadanie Grzegorza Osieckiego „Chrup, chrup”.

„Jak to jest z tymi dziurami? Widzę, że ciężko pracujecie, - skłamałem gładko – a mimo to, cały czas jest ich tyle samo?
Popatrzyli po sobie spłoszonym wzrokiem.
- Dziwna sprawa, panie. - zaczął jeden. - Nie raz bywa tak, że dostajemy zgłoszenie, żeby naprawić ubytek w miejscu, gdzie dopiero co było łatane. Nawet kilka razy na kwartał!
- Zimą drogi szybko niszczeją – zauważyłem.
- Nie tylko zimą. Tak samo szybko dziury powstają latem.
- Może ktoś ten asfalt żre? - roześmiałem się.
Odpowiedziała mi pełna zakłopotania cisza. Robotnicy robili wszystko, żeby nie patrzeć mi w oczy.
- Tak naprawdę, - Młody nie wytrzymał krępującego napięcia, - to nie wolno nam o tym mówić. Jest taka legenda...
Pozostali szybko go uciszyli.”
Grzegorz Osiecki, Chrup Chrup, informator Dni Fantastyki 2010, str. 25

No cóż, dziury w polskich drogach to stały element polskiej rzeczywistości, i kierowcy, choć ciągle narzekają, z pewnością zdążyli się już do nich przyzwyczaić. Wrocław niestety nie jest tu chlubnym wyjątkiem, i mieszkańcy z łatwością wymienią miejsca, w których zawsze można liczyć na te naturalne spowalniacze ruchu. Autor pokusił się nawet o porównanie tych dróg do rajdu Camel Trophy Wroclaw Edition.
Oczywiście, powstawanie dziur tłumaczy się intensywnym ruchem tranzytowym, niszczącym działaniem mrozu i kilkoma innymi zjawiskami fizycznymi. Autor pokusił się o zupełnie inne wytłumaczenie tej niesamowitej szybkości, z jaką powstają kolejne czarne dziury w asfalcie. O wiele bardziej fantastyczne...

„- Chciałeś wiedzieć, skąd się biorą dziury? - podał mi lornetkę. - Oto nasz mały problem.
Ogrody Hallera
Słowo mały nie było dobrym określeniem na to, co właśnie przekraczało niebieski krąg i ostrożnym krokiem zbliżało się do klatki. Przetarłem oczy. Kredowa linia stanowiła chyba jakąś niewidoczną barierę, która sprawiała że po przekroczeniu jej, obserwowane przeze mnie stworzenie stawało się coraz bardziej widoczne i wyraźne.
Przypominało starego tucznika. Było obłe i łyse. Miało krótkie nóżki, które stawiało powoli, jakby stąpało po lodzie, uszy jak u spaniela i krótką trąbkę. Wyglądało śmiesznie.
- Co to jest, do cholery?
- Asphaltophagus Vratislaviensis – odpowiedział Traper. - Endemit. Magiczny.
- Magiczny. - Żachnąłem się. - Nie ma czegoś takiego.
- To jest Wrocław. - powiedział, poirytowany moją niewiarą. - Miasto spotkań. Spotkań różnych rzeczywistości.”
Grzegorz Osiecki, Chrup Chrup, informator Dni Fantastyki 2010, str. 28

A więc wrocławskie dziury to magiczny ewenement na skalę kraju, a może nawet świata. Ot, chodzi sobie taki asfaltofagus po mieście, i zżera wylany za pieniądze podatników asfalt. Wystarczyłoby potwora złapać, i temat załatwiony. Tematem zajmuje się Traper, specjalista wynajęty przez wrocławski Zarząd Dróg i Utrzymania Miasta. I nawet mu się to udaje, więc wydawałoby się, że Wrocław uratowany został od plagi dziurawych dziur. Niestety, drążący temat dziennikarz postanawia interweniować, bo szkoda mu unikatowego zwierza i postanawia go uwolnić.

Polowanie na asfaltofagusa
Na podstawie opowiadania trudno odnaleźć miejsce, gdzie Traper złapał potwora. Autor enigmatycznie wspomina jedynie o nieotwartym jeszcze odcinku obwodnicy. No cóż, uwzględniając, że opowiadanie napisane zostało w zeszłym roku, to mowa może być o każdym kilometrze obwodnicy. Jedyne konkretne miejsce podane przez autora, to skrzyżowanie Hallera i Gajowickiej, gdzie spotykają się obydwaj łowcy. Trzeba przyznać, że nieprzypadkowo autor wybiera to miejsce – sama Hallera jest już strasznie dziurawą drogą, gdy jednak skręci się z niej w Gajowicką, a nie daj Boże w którąkolwiek inną równoległą drogę, to mamy okazję przekonać się o możliwościach potwora. Widać wystraszony uciekł on z obwodnicy, gdzie miał zapewnione ciągłe dostawy świeżego asfaltu i żwiru. Kręcąc się w okolicach Hallera natykam się na kolejną ekipę pod pretekstem remontu drogi urządzającą polowanie na asfaltofagusa.