piątek, 1 czerwca 2012

Jaś i Małgosia, czyli bajka na Dzień Dziecka


Wśród „poważnych” badaczy literatury wciąż popularne jest twierdzenie, że fantastyka... to takie bajki dla dzieci. Jakże wielki jest poziom wiedzy takich „badaczy”, skoro nie odróżniają gatunku literackiego (jakim jest chociażby bajka) od dziedziny literatury (a także innych innych dziedzin sztuki i kultury)? Jakże wielka jest wrażliwość takich „badaczy”, skoro odrzucają nie tylko antyczne podstawy kultury europejskiej (zarówno mity greckie, jak i pradawne podania ludowe), ale i największych polskich wieszczy narodowych – wszak Słowacki tworzył w czasach romantyzmu, a Mickiewicz uważany jest wręcz za jego twórcę. Twórcę epoki, w której za podstawę poznania uznawano nie metody naukowe, ale podszepty zjaw, duchów i innych stworów fantastycznych... Odrzucić by trzeba było nawet szekspirowskiego Makbeta czy wręcz Hamleta...
Zgodnie jednak z napisem na jednej z mojej koszulek, „prawda leży w każdym kłamstwie które wypowiadasz”, postanowiłem poszukać odrobiny prawdy. Postanowiłem wypowiedzieć zaklęcie oszczerców od końca... i nic się nie stało. Bo stwierdzając, że bajki dla dzieci są fantastyką, nie mówi się nic odkrywczego, a czy zaklęciem może być zwykłe zdanie opowiadające o rzeczywistości?
Tak więc, skoro dziś Dzień Dziecka, pora zająć się pewną bajką. Bajką, której bohaterów spotykamy (w alegorycznej formie, ale w końcu czyż nie na alegorii polegają bajki?) w najbardziej popularnym miejscu Wrocławia, na jednym z narożników wrocławskiego rynku. Bajką o Jasiu i Małgosi, którzy beztrosko poszli na jagody i zgubili się w lesie. Fabułę szkoda opowiadać, bo zna ją chyba każdy, a w dwóch zdaniach nie odda się bajkowej atmosfery, więc skupię się na budynkach.
A jakże to urokliwe kamieniczki średniowieczne, stojące w północno-zachodnim narożniku rynku. Niczym wystraszone dzieci zagubione w lesie trzymające się za ręce, kamieniczki połączone są arkadą. Aby jednak obrazek nie wyglądał zbyt idyllicznie i stwarzał choć namiastkę grozy, kartusz otacza napis „Mors lanua vitae” (śmierć bramą życia), przypominający o początkowym otoczeniu kamienic – pradawnym cmentarzu, zlikwidowanym w XVII wieku.
Wychowani w europejskich standardach patriarchalizmu, z góry oczekujemy, że to wyższy Jaś zapewnia bezpieczeństwo małej, drobnej dziewczynce. Mało kto pamięta, że w bajce to Małgosia jest tą starszą i większą. Podobnie i kamieniczki oddają bajkową prawdę, a wyższa, bardziej upiększona (jakże oczywiste dla dziewczynek) jest oczywiście Małgosia. Obecnie w niej znajduje się m.in. siedziba Towarzystwa Miłośników Wrocławia. Tuż przy nogach Jasia wejścia do krainy krasnoludkówpilnuje Śpioch. Jeszcze do niedawna znajdowała się tam także pracownia popularnego, choć kontrowersyjnego wrocławskiego artysty, Eugeniusz Get-Stankiewicza, zmarłego ponad rok temu.
Niestety, po raz kolejny zbliżające się mistrzostwa rzucają kłody pod nogi. Miesiąc temu z powodueuro odwołane zostało zwiedzanie dworca. Dziś płot broni dostępu do Jasia i Małgosi równie skutecznie, co wijące się, kolczate pnącza malin w lesie. Pilnujący terenu ochroniarz, niczym dworcowy Belfegor uparcie wpycha się na każde zdjęcie. Co gorsza, rozstaw zębów siatkowego potwora jest tak paskudny, że ciężko w szczeliny włożyć obiektyw lustrzanki – a o jakiejkolwiek regulacji w ogóle ciężko mówić. Nawet złapanie trochę innego kadru oznacza nie lekki obrót aparatu, ale szukanie odpowiedniej dziury w płocie kilka metrów dalej. Ale o zbliżających się mistrzostwach i ich związku z fantastyką dopiero za tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz