Pokazywanie postów oznaczonych etykietą A. Ziemiański. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą A. Ziemiański. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 19 kwietnia 2011

W poszukiwaniu zapachu szkła...

Czekolada – wielu wydawałoby się, że to bezzapachowy smakołyk.  Jednak chyba wszyscy członkowie mojej rodziny mieli okazję odczuć na swoich nosach uciążliwość tych słodyczy. Kto pracował przy produkcji czekolady wie, o czym mówię.
Właśnie tym śladem postanowiłem pójść szukając zapachu szkła. Wysoka temperatura, przetwórstwo – tak, jeśli mam odnaleźć ten zapach, to właśnie te czynniki powinny pomóc. A właśnie trafiła się ku temu okazja – warsztaty biżuterii szklanej w opisywanym tu już kilkukrotnie Centrum Kultury Zamek w Leśnicy.



Żeby coś stworzyć, najpierw trzeba coś zniszczyć
Tak, to wielokrotnie powtarzane powiedzenie sprawdza się i w tym przypadku. Tworzenie biżuterii szklanej zaczynamy właśnie od łamania szkła. Diamentowym ostrzem nacinamy według obrysu, lekko nagiąć – trzask!!! Dźwięk tłuczonego szkła z dzieciństwa zapewne kojarzy nam się niedobrze, jednak tutaj to efekt zamierzony. Powoli otrzymujemy w ten sposób oczekiwane kształty. Choć trzeba uważać – amorficzna struktura szkła powoduje, że jak już gdzieś pęknie, to dalej już idzie, prawie po prostej, do końca. Kółka – to już wyższa szkoła jazdy. Pofalowane linie – lepiej nie wspominać. 
Co chwila trzask!!! chrup!!! trzaaaask... i znowu nie poszło. A przecież nie skleisz, nie poprawisz – i cały obrys od nowa. Kolejna próba, kolejna – powoli zaczynasz czuć to szkło, wiesz jak je naciąć, jak łamać, powoli zaczyna być posłuszne, choć i tak często kaprysi. A wokół, wszędzie pył, miniaturowe odłamki szkła pryskają do oczu...
Kawałków coraz więcej. Część zamierzonych, część niezamierzonych. Te przypadkowo ułamane – jakże oczywiste byłoby odrzucić. A może lepiej obejrzeć – czasem przypadkowa linia pęknięcia staje się inspiracją do nowego dzieła. Dociąć jeszcze kawałek, i powstaje nowy kształt. Jeszcze posypać kolorowym proszkiem i można wkładać do pieca.

Gorąco jak w piecu
Przed wygrzewaniem w piecu
Piec już posypany specjalnym proszkiem, aby rozgrzane szkło nie przywarło do ścianek. Wkrótce Wielkanoc, niejedna gospodyni będzie obsypywała tartą bułką foremki do ciasta – to właśnie to samo, tylko ta posypka inna. Delikatnie włożyć do pieca, ale... nie, coś zaczyna kręcić w nosie, chce się kichnąĄĄĄ.... ufff, opanowane, a już było niebezpieczne. I cała praca poszłaby na marne. Teraz nastawić temperaturę. Podobno 810-840°C, przy tylu szkło zaczyna się ładnie podtapiać i być plastyczne. Ale przecież trzeba poznać piec, każdy ma swoją specyfikę – więc może jednak 870°C? I czekać, cierpliwie czekać. 240? 460??? Powoli zaczyna brakować tematów do rozmowy. 820°C? To już blisko....
Szkło rozżarzone
Wreszcie długo oczekiwana chwila. Można na chwilę uchylić piec, zajrzeć do środka. Przygotowani? Do pokrywy? START!!!! Krótkie, bardzo krótkie otwarcie – zaledwie na 2-3 sekundy. Ze środka uderza fala ciepła, i choć kolory były najróżniejsze – to przy tej temperaturze widać jedynie żarzącą czerwień. Tak, temperatura robi swoje, szkło zaczyna świecić. Zapachu wciąż brak...

Nagrzewanie szkła trwa godzinę. Jeszcze dłużej trwa jego wychładzanie. Rozgrzane cząsteczki jak oszalałe rozpędzają się we wnętrzu materii, obijają o siebie, rozbijają. Przyłożone do siebie elementy powoli zaczynają stawać się jednolitą całością, mieszają się cząsteczki różnych kawałków. Poszególne elementy się ze sobą zgrzewają. Miliony mikro-zderzeń, co ruchome stara się nagiąć, naprężyć do granic możliwości. Zbyt szybkie schłodzenie może sprawić, że szkło zacznie pękać samo z siebie, bez uderzenia, więc trzeba cierpliwie czekać. Najlepiej, zostawić je na noc. Cierpliwość, spokój, jakże istotne cechy decydujące o sukcesie artysty szklanego.

Zestresowany piecyk u dentysty
A rano niespodzianka. Piecyk zostawiony na noc w zamku, przejawia dziwne zachowania. Zalękniony, wystraszony, zbuntowany. Choć nie słyszałem żadnych legend o rzekomym leśnickim duchu, jednak przecież każdy szanujący się zamek ma jakiegoś na podorędziu. Przygotowany drugi wsad do pieca musi jechać się wypiec gdzie indziej.
I gdy już wszystkie elementy przyjeżdżają, można ocenić ostateczny efekt prac. Dopiero teraz kolory nabierają rumieńców. I wiadomo, czy włożony wysiłek się opłacił. Jeśli tak, to można nawiercić otworki na uchwyty. Srebrne kółka, zawieszki do uszu – cokolwiek dusza zapragnie. Jeszcze tylko ten otworek. Wydawałoby się najprostsze...
Jak "posadzić" szklane drzewo?
No właśnie, wydawałoby się. Rozkapryszone szkło, niezadowolone z szoku temperaturowego, niekoniecznie poddaje się diamentowym ostrzom. Czasem woli się rozpaść na kawałki. Czasem to wiertło nie wytrzyma tej bezustannej walki z przeciwstawną materią. A wszystko wśród otaczającego dźwięku jak nic przypominającego borowanie u dentysty. Woda zabiera najmniejsze nawet drobinki szkła, więc może dlatego nie czuję zapachu? Pytam instruktorki – nie, ona twierdzi, że nie ma żadnego pachnącego szkła.

„- Tak jak nie ma zapachu szkła, tak samo nie było kosmitów w Pieczyskach. Nikt tam nie zabijał ludzi! To tylko urojenia.
Hofman, w kamizelce i z pistoletem w ręce, podszedł do najbliższego przystanku tramwajowego, Ludzie zaczęli uciekać.
Ponieważ miał na dłoniach bojowe rękawiczki, walnął pięścią w szybę wiatrochronu. Podniósł jeden z kawałków szkła i powąchał.
Miało zapach! Teraz już czuł. Teraz już wiedział!
Teraz już sobie poradził.
Pogodził się ze wszystkimi koszmarami dzieciństwa.
Szkło ma zapach. Teraz już go czuł! I nie miało znaczenia, że jest w szoku – pogodził się ze sobą. Taki dziwny, ulotny moment, gdy wszystko wydawało się być w porządku. Gdy wybacza się samemu sobie.”
A. Ziemiański, Zapach szkła, str. 132

Ukradkiem podnoszę ostatni zachowany kawałek szkła, przybliżam do nosa. Nie, jeszcze nie czuję zapachu. I ta trawa wokół wciąż taka zielona. Tak, to wiosna...
Pozostaje pytanie, na co przydać się mogą takie szklane kawałki? Kto czytał Bombę Heisenberga czy Legendę, z pewnością znajdzie zastosowanie chociażby dla butelek na sny...
Butelki na sny
Źródło: www.pracownia-szklana.com

sobota, 26 marca 2011

Dzień, w którym zgasło światło

Po pięciu minutach pan generał Rzeczypospolitej Polskiej Rafał Baryła kazał swojemu adiutantowi odbezpieczyć spusty ogromnego zbiornika, umieszczonego na najbliższej ciężarówce.
- Ciągnij.
Adiutant szarpnął za spusty.
- Wypuść.
Dwa kciuki przycisnęły odpowiednie guziki. Rozległ się straszliwy syk, adiutant zaczął kichać, bo za dużo drobinek dostało mu się do nosa. 
 - Boże! Boże... Boże!!! - krzyknął Wagner. - Pan wypuścił szeny, panie generale!
A. Ziemiański, Autobahn nach Poznań, str. 546 w książce "Zapach szkła"

Choć generałowi Baryle dzięki przenikliwemu wywiadowi udało się wrócić do naszych czasów, czasów elektryczności, pozbawionych szenów, to nie chciał żyć w takim świecie. Wiedział, że jego konkurentem będzie Ameryka, która miała przygotowane setki kontenerów z nowoczesną, wyprzedzającą nasze czasy elektroniką. Dlatego stwierdził, że jedyną szansą na Polskę od morza do morza jest pozbawienie ludzkości elektryczności. Zamiast tego, postanowił przywieźć do Polski nowoczesną chemię, leki, rośliny...
 Trzy minuty do zaciemnienia. Choć nie z powodu szenów, za trzy minuty Wrocław powinien utonąć w ciemnościach. To nie awaria elektrowni, nie sabotaż energetyczny - to zaplanowana akcja ekologiczna, swym zasięgiem obejmująca całą Europę. W tym samym momencie, o godz. 20:30 naszego czasu, na godzinę symbolicznie ma zgasnąć światło. Czy jednak światło zapali się ponownie? A może zostaną nam jedynie parowe konwoje i uliczne pochodnie?

[...]właśnie zaczynały gasnąć uliczne światła. Nie mógł wiedzieć, że na świecie nie będzie już elektryczności. Wokół gasły światła, mikły telefony, zatrzymywały się samochody...
Jedynie parowy konwój Wagnera mógł bez problemu ruszyć w swoją drogę.
A. Ziemiański, Autobahn nach Poznań, str, 549 w książce "Zapach szkła"

Nie pierwszy raz nawiązuję do tego fragmentu książki, a pewnie jeszcze w tym roku zapewne zdarzy mi się o nim pisać... o ile to jednak nie szeny zapewnią nam tą wszechogarniającą ciemność.
10 sekund do zaciemnienia...

niedziela, 13 lutego 2011

Walentynki alternatywne

Św. Walenty, patron zakochanych. Mało kto pamięta, że to także patron chorych psychicznie i szaleńców. Więc choć w fantastyce ciężko o wątki romantyczne, tak dużo łatwiej o szaleńców. To właśnie po wariata wybiera się Gusiew do szpitala na ul. Poniatowskiego. Nie wiedzieć czemu właśnie tam, a nie do znajdującego się w pobliżu szpitala na Kraszewskiego, w którym znajduje się obecnie instytut psychiatrii, ale któż zrozumie myśli fantasty.

Ledwie orientował się w drewnianej zabudowie, a i to dlatego, że przestudiował wszystkie albumy z rycinami przedstawiającymi stary Wrocław. Jednak wydawało mu się, że rozpoznaje szpital na Poniatowskiego – ten murowany, który pamiętał, a nie średniowieczny.
- I można tak sobie zabrać ze szpitala kogo się chce?
- No pewnie - Wzruszyła ramionami. - Będą się cieszyć. Jedna gęba do żywienia mniej.
A. Ziemiański, Legenda, str. 248 w książce „Zapach szkła”

Wydawałoby się, że tak olewające podejście do pacjenta to przeżytek średniowiecza – jak pokazują jednak najświeższe wiadomości, to niestety wciąż jeszcze się zdarza w polskich szpitalach.

Wracając do szpitala – obecnie znajduje się w nim Zakład Chirurgii Eksperymentalnej wrocławskiej Akademii Medycznej. Cały teren jest zamknięty, dlatego zza przystanku obejrzeć można tylko ozdobne stare wejście boczne, obecnie nie używane, z rzeźbą Matki Boskiej nad drzwiami. Więcej o szpitalu, którego nie ma, przeczytacie na Moje Miasto Wrocław 

Trzeba przyznać, że nawet pogoda mi się trafiła taka jak w opowiadaniu Ziemiańskiego...
„I wreszcie Irka... Umyta w rzece, uczesana, z chorobą skóry. Nie umiał przyznać się sam przed sobą, że coraz bardziej go pociąga. Przecież we śnie chyba nie można się niczym zarazić? Roztarł rękami twarz. Jezu! Czuł dotyk, tak jak w realnym świecie, czuł zimno wokół, widział obłoczek pary, która wydobywała się z jego ust przy każdym oddechu. Prawidła snu. Nie mógł ich pojąć."
A. Ziemiański, Legenda, str. 248 w książce „Zapach szkła”

PS. Tym samym poszukiwania Fałszywego Cmentarza uważam za rozpoczęte.

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Autobahn nach Poznań, czyli głos fantastów w sprawie AOW

autobahn nach Poznan
Most Osobowicki
Od kilku już tygodni Wrocław oczekuje ostatecznej decyzji w sprawie AOW – Autostradowej Obwodnicy Wrocława. Jedno z największych miast w Polsce, wciąż dusi się w korkach. Niektórzy wprost kpią z hasła reklamowego miasta: Wrocław - miasto spotkań... w korkach. Korkach powodowanych nie tylko przez ruch miejski, ale i przez tranzyt. Kolumny tirów przejeżdżają przez centrum. Co prawda w planach miała być budowana obwodnica, lecz z niewiadomych przyczyn ma być ona zakwalifikowana jako płatna autostrada. Sprawa o tyle dziwna, że autostradą nazwana zostanie odnoga istniejącej autostrady A4, łączącą ją jedynie z drogą krajową. A oczywiście chodzi o pieniądze – o opłaty za przejazd które mogą sprawić, że tranzyt, w ramach oszczędności, dalej będzie szedł przez centrum, a nie obwodnicą.
kosciol sw. Bonifacego przy Skwerze Sybiraków
Skwer Sybiraków we mgle
Jaki to ma związek z fantastyką? Ot, choćby wystarczy spojrzeć na tytuł książki „Autobahn nach Poznań” - przecież to właśnie o tą drogę chodzi. W książce autor szczegółowo opisuje walki toczące się w postapokaliptycznej Polsce właśnie na wspomnianej autostradzie łączącej Wrocław – miasto-raj, z Poznaniem – miastem zapewniającym dostawy żywności do raju. Jednak w swojej książce autor kpiarsko też opisuje współczesny stan tej drogi. Gdy wreszcie burmistrzowi Baryle udaje się przenieść w czasie swoje wojsko do czasów nam współczesnych, to właśnie autobahnem na Poznań miały wyjechać z Wrocławia parowe czołgi. Burmistrz zapewne nie spodziewał się, jak poważnym problemem może okazać się brak autostrad w Polsce:
  • Przepraszam pana. - Ciągle przecierał chustką oczy. - Gdzie jest autobahn nach Poznań?
  • Jaki, psiakrew, „autobahn”?
  • No... autobana. Awtostrada czy ten, no... Highway. Znaczy, autostrada do Poznania.
  • Jaka autostrada? - Mężczyzna w ciepłym płaszczu wybałuszył oczy. - A droga na Poznań to tam. - Wskazał ręką kierunek.
    Nie miał zresztą czasu dalej zajmować się dziwakiem, bo właśnie zaczęły gasnąć uliczne światła. Nie mógł wiedzieć, że na świecie nie będzie już elektryczności. Wokół gasły światła, milkły telefony, zatrzymywały się samochody...
    A. Ziemiański, Autobahn nach Poznań, str. 548 w książce „Zapach szkła”

zachod slonca przy drodze na PoznanKto chce zwiedzać miasto wzdłuż drogi na Poznań, z pewnością powinien przystanąć na Skwerze Sybiraków, gdzie oprócz pomnika nadającego placowi nazwę warto przyjrzeć się kościołowi św. Bonifacego. Oczywiście wzdłuż Pomorskiej pełno zabytkowych kamieniczek, w pobliżu znajduje się wzmiankowany w innej książce dworzec kolejowy Wrocław Nadodrze. Stojąc na moście osobowickim, warto spojrzeć na zabytkową śluzę Różanka. Gdy miasto powoli przechodzi w teren niezabudowany, warto po lewej stronie poszukać starego budynku industrialnego z czerwonej cegły. Po drodze można też poznać kolejne oblicze Wrocławia – miasta mostów, z których rozciągają się przepiękne widoki na Odrę. Ale rozkazy są wyraźne: punkt koncentracji przewidziany w planie B... TRZEBNICA. Więc nie wolno się ociągać, Rzeczpospolita czeka...

Punkt koncentracji: Trzebnica

niedziela, 23 stycznia 2011

Wrocławskie Dni Judaizmu

We Wrocławiu właśnie zakończyły się Dni Judaizmu w Kościele Katolickim. To święto ma na celu zbliżenie tych dwóch, zwaśnionych od wieków religii. Główne uroczystości z nimi związane to wspólna modlitwa w Synagodze pod Białym Bocianem oraz koncert muzyki żydowskiej.
Wydawałoby się po raz kolejny, że kwestie religijne nie zajmują zbyt dużo miejsca we wrocławskiej literaturze fantastycznej. Fakt, wzmianki o Żydach są równie trudne do znalezienia jak te o chrześcijaństwie, jednak są. Choć nietaktem byłoby w tym momencie przypominanie historii o „żydowskim przejściu”, choć i o nim kiedyś trzeba będzie wspomnieć, to doskonale wpisuje się tu fragment mówiący o przyszłym wyglądzie Ostrowa Tumskiego:

Osłupiała Murzynka patrzyła na palmy, tuje i cyprysy porastające Wzgórze Wojewódzkie, gdzie była stacja wind z podziemi. Patrzyła na wypielęgnowane ścieżki, ławeczki w zieleni... Potem przeniosła wzrok na Ostrów Tumski, z wieżami starożytnych kościołów, minaretami meczetów i kopułami synagog. A potem zauważyła Odrę. […]
- Skąd? - Po pierwszym szoku przeszła na polski. - Skąd macie tyle wody na pustyni?
A. Ziemiański, Autobahn nach Poznań, str. 499 w książce „Zapach Szkła”

Jak widać, Ziemiański wyraźnie tutaj porusza kwestię dialogu ekumenicznego, umiejscawiając przeróżne świątynie w miejscu od wieków zarezerwowanym dla chrześcijaństwa. Oczywiście, w czasach dzisiejszych Ostrów to tylko kościoły chrześcijańskie i próżno by tu szukać meczetów czy synagów. Jedyne jakie udało mi się odnaleźć, to znajdujące się spory kawałek od Ostrowia Synagoga pod Białym Bocianem i Mała Synagoga.Obydwie stoją tuż koło siebie na ulicy Włodkowica, i stały się przyczynkiem do nazwania tej okolicy Dzielnicą 4 Wyznań czy Dzielnicą Wzajemnego Szacunku.

Trochę historii

Choć już w 1819r. berlińskie ministerstwo spraw wewnętrznych wydało polecenie budowy dużej, ogólnodostępnej synagogi, to dopiero w 1829r. następuje je otwarcie. Co ciekawsze, nazwę przejmuje od wybudowanej w międzyczasie tuż obok Gospody Pod Białym Bocianem. Od tego czasu przechodziła kilka przebudów, aby wreszcie ulec dewastacji w czasie Nocy Kryształowej (9/10 listopada 1938r.). Podobnie jak Nowa Synagoga na Podwalu, uległa by podpaleniu, gdyby nie ryzyko zapalenia się otaczających ją budynków. Mimo zniszczeń, jako świątynia używana była do roku 1943, kiedy to została przez Niemców przerobiona na warsztat samochodowy. Choć po roku 1945 synagoga wróciła w ręce Żydów, to w latach 60-tych XX wieku znowu z trudem przeżyła okres nietolerancji wobec ludu mojżeszowego. W latach 80-tych synagoga została wykorzystywana przez organizacje państwowe na cele kulturalne (Centrum Kultury i Sztuki, Akademia Muzyczna). W 1992 roku wykupiona została przez prywatnego przedsiębiorcę, a następnie oddana w ręce początkowych właścicieli. To był początek powrotu do dawnej świetności. Obecnie znajduje się w niej Centrum Kultury i Edukacji Żydowskiej, które łączy zarówno cele kultowe, jak i nowoczesnego ośrodka kultury i edukacji, jakim była w latach 80-tych.  
I pomyśleć, że w starym Wrocławiu było iż aż 46...
A już wkrótce wpis na temat Autostradowej Obwodnicy Wrocławia.

czwartek, 6 stycznia 2011

Święto 3 Króli - po prawie pół wieku

Rzeźba żw. Franciszka z Asyżu i ukrzyżowanego Jezusa przed kościołem na Karłowicach - Wrocław
Jawna walka o to święto trwała już kilka lat. A jeszcze parędziesiąt lat temu, w komunistycznej Polsce, wydawałoby się to nie do pomyślenia, nie tylko taka wojna polityczna o religijne święto, ale wręcz sam pomysł. Takie rzeczy mógł wymyślić tylko SOE (socjalno-opasnyj eliement). Przecież po odzyskaniu niepodległości, władze ostro próbowały wypędzić wszelkie religijne myśli z umysłu człowieka, włącznie z tym, że wierni, zwłaszcza na pewnych stanowiskach ukrywali się ze swym wyznaniem.

No tak, miał być Wrocław Fantastyczny, a ja tu o religii. Jakieś nawiązanie do fantastyki? Ależ oczywiście. Choć Andrzej Ziemiański w swym „Breslau Forever” nie poświęca tej tematyce zbyt dużo miejsca, jednak daje się odnaleźć napomknienie. Wspomina on o poświęceniu wiernych, czego przykładem jest chociażby Miszczuk. No, i skrót SOE także podpatrzyłem u Ziemiańskiego.
Zapłacili diabłu, co było trzeba. Tyle, ile mogli. Diabeł chciał jednak więcej. Zapisali się do partii, ponieważ im kazano. Chodzili w niedzielę na czyny społeczne, polegające na odgruzowywaiu tego morza ruin, choć dla chłopów z urodzenia praca w niedzielę była gorejącą raną. Toż to grzech. Ale skoro partia kazała... Trudno. Zaciskali zęby i robili swoje. Ukradkiem chodzili do kościoła. Każdy w innym punkcie miasta, żeby ich nikt nie namierzył. Miszczuk potrafił nawet przejść na piechotę z centrum do kościoła na Karłowicach. Tam i z powrotem. Ale dzięki temu go nie rozpoznano.
Andrzej Ziemiański, Breslau Forever, str. 19

Widok na Kościół św. Antoniego na Karłowicach - WrocławSTOP!!! Karłowice, kościół, i szukamy w Googlach. Jest tylko jeden – kościół św. Antoniego. To zaledwie kilka minut samochodem, raczej droga lekko pokrętna, ale jakoś daje się trafić. Z zewnątrz ciekawa bryła, neogotycka z przyporami. To dzięki nim już gotyckim budowniczym udawało się odciążyć główną konstrukcję kościoła, a dzięki temu pogłębić wrażenie lekkości kościoła. Ciekawym elementem ozdobnym jest oczywiście rozeta, choć jej piękno można dojrzeć dopiero od środka, o czym za chwilę. Przed kościołem stoi też ciekawa, spatyniała już rzeźba św. Franciszka przed ukrzyżowanym Chrystusem.
Po wejściu do środka, od razu daje się zauważyć brak ołtarza głównego, na miejscu którego stoi wielka bożonarodzeniowa szopka. Przynajmniej w tym okresie i dobrze, że do bazyliki trafiłem właśnie z okazji tego święta. Oczywiście, od razu zauważam też smukłość budowli charakterystyczną dla gotyku osiągniętą dzięki sklepieniom krzyżowo-żebrowym. Tak, taki właśnie kościół (choć dużo mniejszy) pamiętam z wczesnego dzieciństwa.
Organy kościoła św. Antoniego na KarłowicachCo najbardziej przyciąga uwagę, to wszelkie ściemniałe już, bogato rzeźbione elementy drewniane – konfesjonały, ambona, ołtarze, ramy obrazów, itp. Stojąc przed ołtarzem jak zwykle obracam się szukając organów – trzeba przyznać, że tutejsze prezentują się wyjątkowo okazale, a uroku dodaje im wspomniana wcześniej rozeta. To chyba pierwszy spotkany przeze mnie kościół, gdzie organy stoją w świetle padającym z witraża, ten obszar kościołów zawsze uważałem za niedoświetlony.

cmentarz przy kościele św. Antoniego na Karłowicach
Teraz krótki spacer wzdłuż. Na wschód od kościoła rozciągają się budynki klasztorne, od strony zachodniej warto zajrzeć na stary cmentarz z rzeźbą św. Franciszka oraz jego dwuczęściowy podział – każda z tych części pełna jest nagrobków utrzymanych w jednym stylu, i to właśnie te dwa różne style zwracają uwagę na dwupodział cmentarzyka. Ciekawostką jest też otaczająca cmentarz Aleja wilka z Gubbio, nawiązująca do chrześcijańskiej legendy
No i na koniec zdjęcia. Trzeba przyznać, że liczne drzewa skutecznie utrudniają odnalezienie ciekawego ujęcia i cieszyłem się, że tylko okres zimowy pozbawiający liści drzew daje jakiekolwiek szanse na zrobienie ciekawego ujęcia. Jak pokazuje jednak wikipedia, także w bardziej „liściastych” porach roku możliwe jest zrobienie ciekawego zdjęcia.
alejka wilka z gubbio przy kościele św. Antoniego na Karłowicach
Na mapce udaje się odnaleźć jeszcze jeden kościół na Karłowicach, jednak zarówno jego kształt widziany w terenie, jak i krótkie buszowanie w internecie potwierdzają, że zdecydowanie jest zbyt młody, aby zaczynający swą karierę w milicji Miszczuk mógł go odwiedzać.

A żeby jeszcze o fantastyce było to wspomnę, iż w wielu źródłach wspomina się, że to nie trzech króli, ale trzech MAGÓW było.