Pyrkon, Pyrkon, Pyrkon... Festiwal
Fantastyki który z racji swego ogromu już dawno przestał być
konwentem. Tegoroczna edycja pod wieloma względami różniła się
od zeszłorocznej, inne było też moje podejście i oczekiwania. Pod
wieloma względami było gorzej, mniej zobaczyłem – a mimo to, w
przeciwieństwie do zeszłego roku, na zbyt wiele zabrakło czasu.
Więc skoro czas w ponad 100% był wypełniony atrakcjami to może
było lepiej? Trudno powiedzieć, ale na pewno było INACZEJ.
Złe miłego początki
Nie wiem co mnie w tym roku podkusiło
żeby jechać już na godzinę 10. Po co się wyspać, skoro można
wstać z samego rana i godzinny poranne spędzać w pociągu? Chyba
tylko po to żeby się załapać na kolejkon, bo (jak nie doczytałem)
wszelkie atrakcje i tak rozpoczynały się o 14-tej.
No więc, wyjście z pociągu i tu dla
niektórych mogło być zaskoczenie. W tym roku wejście od strony
dworca zostało zamknięte. Pamiętam zeszłoroczne rozmowy
pociągowych współpasażerów, grupowe omawianie strategii: jeśli
nadmierne tłumy będą od Moskwy, to oni pójdą od Berlina... w tym
roku opcji Moskwa w ogóle nie było, co z jednej strony mogło
zlikwidować nieuzasadnioną kumulację ludzi od strony najbliższego
dworcowi wejścia, z drugiej – na pewno wymuszało zdecydowanie
dłuższy spacer z plecakiem. Początkowo pomyślałem jedynie, że
chcą żeby kolejkon rozłożył się równomiernie na wejścia:
Berlin i Warszawa, jednak później okazało się, że niestety
Berlin jest tylko dla uczestników już zaakredytowanych.
No, więc
wracając do Warszawy... no cóż, to co się działo przy wejściu
północnym to jeden wielki chaos. Kolejka, a właściwie dwie,
sięgały aż do Roosevelta. Żeby chociaż grzecznie stały... nie,
organizatorzy zadbali o to, żeby nie było stagnacji. Chociaż na
miejscu stałem z 10 minut, to zdążyłem usłyszeć trzy różne
wersje tego, która kolejka jest dla kogo. W związku z tym kolejkowe
głowy smoka co chwila się przeplatały, jednak do bardziej leniwego
smoczego ogona nie docierały już informacje o kryteriach podziału
i przynajmniej ogony się ze sobą nie plątały. Prowodyrzy
zamieszania jakoś nie kwapili się także do odpowiadania na pytania
czy w środku jest oddzielne stanowisko dla mediów, wystawców, itp.
Wysyłane zwiady wracały ze sprzecznymi informacjami: wszyscy w
jednej kolejce, są akredytacje dla wydzielonych grup, są tylko dla
organizatorów programów, a już media nie (i, co dziwne, wystawcy
finansujący przecież w dużym stopniu te targi też mają stać w
kolejce)... nie pozostało nic innego jak wziąć sprawy w swoje
ręce.
No więc stoisko dla mediów było, nawet okazało się, że
na liście jestem... tylko jako zwykły uczestnik. Ludzie się mylą,
systemy się mylą, zostałem odesłany do zarządcy kas... i tu
zaczęło się robić niemiło. Wzmiankowany zarządca chyba sam nie
wiedział co ze sobą zrobić, w sumie to nie wiadomo czy to on, czy
ktoś inny... chwila zamieszania i okazało się że wszystko się
zgadza, że wchodzę jako media (nie trzeba stać 2 godzin w kolejce,
nie trzeba stać 2 godzin w kolejce, nie trzeba... ). Radość
przerwał krzyk zarządcy. Ok, rozumiem, pomyłka, i w ogóle... ale
czy naprawdę trzeba się tak wydzierać na swoich ludzi, zwłaszcza
że pewnie zarywali swój czas wolny a robili za darmo? Więc nie
dziwię się kasjerce, że tak obcesowo wręczyła mi „pakiet
wejściowy”, też bym nie wytrzymał nerwowo po takim publicznym
opierdzielu... czy naprawdę tych ludzi trzeba traktować tak
chamsko? Zwłaszcza, że to oni mają mieć humor i siły żeby miło
witać wszystkich uczestników Pyrkonu, to oni odpowiedzialni są za
pierwsze wrażenia z Festiwalu, a tu już na wstępie dobija ich
wzmiankowany zarządca. Dodam, że podobne opinie na jego temat
słyszałem także od innych uczestników i ciekawym jak miło
kasjerzy witali uczestników Pyrkonu po kilku godzinach pracy w
takich warunkach?
Tymczasem w środku...
Potem już było przyjemniej. Hala
noclegowa powoli się zapełniała, można było się gdzieś
rozłożyć, pochwalić trzeba miłą ochronę która jedynie usilnie
zapobiegała wszelkim próbom rezerwacji hali i stawiania namiotów w
środku (trzeba przyznać, ludzie to mają pomysły :). Baaa, nawet
dowiedziałem się, że dla mediów są specjalne wydzielone miejsca
na piętrze, ale po krótkiej rozmowie okazało się, że wcale nie
są dużo lepsze od parteru, a skoro nie muszę się rozdzielać ze
znajomymi to zostaję na dole.
I tak jakoś zszedł czas do
oficjalnego rozpoczęcia Pyrkonu. Nie, na szczęście to nie
kolejkon, tylko zwykłe rozkładanie się na hali, przepakowanie
sprzętu, rozmowy ze znajomymi... słowem, miło czas zleciał i
można się było rozejrzeć po terenie.
Targi poznańskie
czyli wystawcy na Pyrkonie
Na pierwszy rzut poszła hala
wystawców. Chociaż teoretycznie wystawcom przydzielono o wiele
więcej miejsca niż w zeszłym roku, to jednak stoiska wydawały się
o wiele bardziej skumulowane. Każdy z wystawców upychał jak się
tylko dało swoje wyroby... niestety, ograniczone stoiska nie
pozwoliły wystawcom rozwinąć skrzydeł wyobraźni. Tak jak rok
wcześniej wiele stoisk dawało się wykorzystać jako tło do zdjęć,
tak w tym roku nawet nie było o czym rozmawiać. Płaszcz i suknia
co prawda zrobiły dużą przymierzalnię, jednak atrakcyjność
fotograficzna tego miejsca okazała się znikoma. Z kolei na tym tle
wyróżniało się stoisko Surindustrialle z ogromną miedzianą łapą
i paszczą Saurona złowieszczo pilnującą stoiska przed
kradzieżami. Niestety, i tu problemem okazała się powierzchnia
stoiska przez którą nie dało się rozpiąć materiału na tyle,
żeby dać większe pole manewru jeśli chodzi o kadrowanie. Jak na
złość, to właśnie to miejsce obrały sobie za miejsce wszystkie
kable podłączeniowe, przedłużacze, rozdzielacze – słowem
wszystko to, co przeszkadza w kadrze. Podsumowując, nie było łatwo,
ale się udało, czego efekty możecie zobaczyć zarówno tutaj, jak
i w sukcesywnie uzupełnianej galerii zdjęć na FB.
Jak po
zagładzie, czyli postapo króluje wśród wystawców
Powaga wojennych bohaterów vs. ... prosiaki |
Już wkrótce Wrocław zatrudni pierwszych kontrolerów biletów do metra |
Skoro mowa o stoiskach, to ciężko nie
wspomnieć o postapo, które było chyba najbardziej wyeksponowane
wśród wystawców. Prym wiedli tu wydawcy książkowi. Już przy
wejściu uczestników witał wóz opancerzony Fabrycznej Zony,
postapokaliptycznego odłamu Fabryki Słów. Były kombinezony
przeciwchemiczne, były karabiny i reszta oporządzenia wojskowego...
mimo wojskowego wystroju stoiska klimat był raczej piknikowy. A
wszystko dzięki Michałowi Gołkowskiemu, naczelnemu tłumaczowi i
pisarzowi polskiego uniwersum Stalkera, który z podręcznego
boomboxa puszczał rosyjski rap, częstował słonecznikiem i …
konserwowanym czonskiem. Powiem szczerze: smak specyficzny, nie
poznać tego smaku to nie poznać rosyjskiego postapo, ale... ale
jeśli miałbym ponawiać te doznania to tylko w małych ilościach.
Nie było to złe, wspaniale wkomponowuje się to w klimat
rosyjskiego „pikniku militarnego”, ale z całego cziki briki
przygotowanego na stoisku stalkerskim robiło najmniejsze wrażenie.
Dodam, że stalowa, surowo wykończona hala targów poznańskich w
połączeniu z wozem bojowym zyskiwała w tym miejscu wrażenia
hangaru wojskowego... tylko dziwnie kontrastowały z tym wesołe
prosiaczki, których stoisko sąsiadowało ze stoiskiem Fabrycznej
Zony.
Drugim ogromnym stoiskiem postapo było
stoisko Wydawnictwa Insignis, nie tylko monopolisty na polskim rynku
uniwersum Metro 2033, ale od niedawna wydawcy kolejnej książki
postapo dziejącej się we Wrocławiu, czyli Szczurów Wrocławia.
Recenzję tej książki poznacie już wkrótce, na razie skupię się
więc na stoisku. Brakowało mi w tym roku kolejowej drezyny z
wizerunkiem metra w tle (a tak wyglądało stoisko Insignisu w
zeszłym roku), jednak prowizoryczny z wyglądu regał zbity z
drewnianych skrzynek też robił dobre wrażenie, zwłaszcza że
dzięki temu na stanowisku udało się upchnąć więcej militarnych
gadżetów, takich jak manierki, hełmy, itp. Oczywiście, skoro
mówimy o uniwersum rdzennie pochodzącym z Rosji nie mogło też
zabraknąć starego samowaru. Dodajmy, że stoisko Insignisu
sąsiadowało ze stoiskiem Atmatu, firmy zajmującej się drukiem 3D,
która w ramach promocji skompletowała kolejnego żołnierza postapo
wyposażonego w gadżety częściowo wydrukowane na drukarkach 3D.
Że co pan chciał zgłosić? Aaa, że jakieś zombie chodzą po Pyrkonie? A coś w tym dziwnego? A, że pan żywy? Może pan podać swój adres? Zaraz po pana przyjedziemy... |
Metro metrem, ale skoro Pyrkon miał
być częścią trwającej chyba tydzień premiery Szczurów
Wrocławia, to nie mogło się obejść bez reliktów epoki PRLu. Tak
więc były pałki milicyjne, kaski z orzełkiem, czy nawet
przezroczyste tarcze – a na dodatek przez sporą część czasu na
stoisku można było spotkać trójkę zombie-policjantów. Trzeba
przyznać, że choć to dopiero wschodzące uniwersum, to Insignis
nie potraktował ich po macoszemu i dobrze przygotował się do
promocji.
No dobra, jeszcze raz ekipa wojskowa już bez prosiaków w tle |
Poza tym, było mnóstwo steampunkowych
gadżetów, poczynając od klasycznej steampunkowej biżuterii w
wykonaniu chociażby Mad Artisans czy Drobin Czasu poprzez skórzane
notatniki i odzież steampunkową kończąc na nowym produkcie w
postaci zębatkowego złomu zatopionego w przezroczystej żywicy.
Oczywiście, było też trochę biżuterii stylizowanej na
średniowieczną i celtycką, mnóstwo gadżetów „do stosowania na
codzień” takich jak T-shirty z fantastycznymi bohaterami, słowem,
wszystko to co na stoiskach konwentowych można spotkać a nawet coś
więcej. Nowością na imprezie fantastycznej były wyroby Szklanej
Wieży, poczynając od tak codziennych tematów jak kotki, pieski i
inne zwierzątka, poprzez świecznikowe wieże Sarumana czy budki
telefoniczne, kończąc na witrażowych herbach z Gry o Tron czy
szklanych dice-towerach dla graczy.
Czteropak atrakcji
No
dobra, może pora zostawić wystawców w spokoju? Oczywiście,
większość atrakcji rozłożona była w pawilonie zachodnim, zwanym
potocznie „czteropakiem”. Podobnie jak w zeszłym roku, to tutaj
znajdowała się scena główna, na której odbywała się chociażby
Maskarada. Południowa część tego pawilonu została oddana
graczom. Po części były to stoiska komputerowe do grania i stoliki
do grania w planszówki czy karcianki. Podobnie jak w zeszłym roku,
pojawiło się tu studio Alternation oraz … skoro festiwal
fantastyki to nie mogło się obejść bez science fiction w postaci
stoiska do robienia zdjęć 3D! Kilkadziesiąt rozłożonych po
okręgu profesjonalnych lustrzanek miarowo klepało lustrami gdy
tylko we wnętrzu magicznego koła pojawiał się jakiś cosplayer...
Trzeba przyznać że wrażenie robiła zarówno ilość zgromadzonego
sprzętu, jak i miarowość tego trzasku migawek, choć i tak nie
umywa się to do efektów ich działania które możemy odnaleźć na
profilach wielu cosplayerów.
To, czego w zeszłym roku było
najwięcej w budynku głównym to postapo. Oprócz zajęcia
wyznaczonych terenów, rozpanoszyli się oni także po korytarzach
łączących i w ogóle byli gdzie popadło, dzięki czemu wyraźnie
dawały się odróżniać poszczególne frakcje. Niestety, w tym roku
zostali zepchnięci do samego końca bloku tematycznych wiosek, na
dodatek większość zajęła grupa Oldtownowa – co miało co
prawda swoje zalety, ale też spowodowało, że wiele większych
atrakcji zostało mocno schowane w tyle. Co prawda flagę Zakonu
Świętego Płomienia widać było z każdego zakątka hali równie
dobrze, jak łatwo można dojrzeć sylwetkę SkyTowera z każdego
miejsca we Wrocławiu... ale szkoda mi, że tak słabo widać było
ekipę „plemienną” czy wspaniałe postapokaliptyczne motory.
Podobno też bliskość areny nie sprzyjała też klasycznej imprezie
ogarnizowanej przez ekipę postapo.
Oczywiście, można narzekać na
upchnięcie ekipy postapo, ale i tak w porównaniu do pozostałych
wiosek tematycznych zajęli naprawdę spory kawał przestrzeni. Nawet
stoisko Gry o Tron, na którym można było sobie zrobić zdjęcia na
Żelaznym Tronie, było przy nich malutkie. Trochę więcej miejsca
niż stoisko HBO miała liczna ekipa średniowieczna, jednak
skupienie wioski steampunkowej do jednego namiotu i kilku stolików
to trochę przesada, zwłaszcza że jak pokazały stoiska wystawców
jest to jeden z popularniejszych i bardziej atrakcyjnych wizualnie
kierunków fantastyki. Do tego gdzieś na środku rozpostarła się
wioska fantasy, której uczestnicy sami nie mogli się zdecydować w
jakim kierunku się przebrać, obok przycupnęła trochę ściśnięta
wystawa makiet z Gwiezdnych Wojen znana także uczestnikom
wcześniejszych Pyrkonów. Chociaż makiety alienów wykonane ze stalowego złomu nie są dla mnie nowością, to miło było także
zajrzeć i na tą wystawę, a także na pobliską wystawę grafik.
Dużo miejsca zajęła wystawa smoków... jednak to tylko mała część
tego co zobaczyć można było chociażby w Galerii Dominikańskiej.
Smoki mają to do siebie, że potrzebują ogromnej ilości
przestrzeni. Z pewnością „smocza wioska” mogła robić ogromne
wrażenie na tych, którzy jej wcześniej nie widzieli. Jednak mimo
zajętej dużej przestrzeni spory niedosyt mogli poczuć ci, którzy
wcześniej widzieli większą część kolekcji.
Prelki, autorzy i inne atrakcje
Pyrkon to oczywiście spotkania z
autorami, prelekcje... jakoś niespecjalnie udało mi się znaleźć
coś ciekawego w atrakcjach zaplanowanych na początek piątku. No,
oczywiście poza prezentacją Szczurów Wrocławia, na którą udało
mi się dotrzeć w stroju imitującym zombie. Prelekcja,
przygotowania do niej, do tego bieganie z aparatem – tak się
złożyło, że ani już późnym piatkowym wieczorem, ani przez całą
resztę weekendu nie udało mi się zajrzeć do kalendarium, choć
wiem, że parę ciekawych atrakcji było. Z drugiej strony – jak
znam Pyrkon, to pewnie nie udało by mi się dostać do środka...
Co do autorów – Roberta Szmidta
spotkałem zarówno na prezentacji książki jak i na późniejszym
spotkaniu zamkniętym spotkaniu szczurów, Michała Gołkowskiego
spotkałem przy wozie opancerzonym Fabrycznej Zony gdzie częstował
mniej lub bardziej rosyjskim jedzeniem „piknikowo-wojskowym”,
Glukhovsky'ego muszę pochwalić za pasujący do klimatu książki
wizerunek gangstera-biznesmena w otoczeniu strażników, dwóch
Anonimowych. Do tego oczywiście Rafał Orkan dumnie reprezentujący
Zakon Świętego Płomienia... o reszcie nawet nie wspominam, bo jak
już pisałem, nawet nie było kiedy przejrzeć listy atrakcji...
Zmęczona Maleficient na dobry sen |
Do tego Fantastyczny Plener Fotograficzny zorganizowany przez Studio Zahora, MLC Photo, Photo Czarny i Mindbreakera, kolejna edycja Nursconu czyli zamknięte spotkanie szczurów Wrocławia (pójdę na 2 godziny i wracam na Pyrkon... pomyślała większość obecnych po czym została do późnych godzin nocnych), spotkania ze znajomymi... atrakcji tak wiele, że nie sposób wymienić. Ogrom wrażeń, ogrom atrakcji... chociaż przez cały czas nic nie czułem, wystarczyło wsiąść do pociągu i oddać się równomiernemu stukotowi żelaznych kół o szyny... tak, organizm dostał sygnał że teraz już można odpocząć i przypomniał sobie o takich zjawiskach jak zmęczenie, odpoczynek... prawie momentalnie dorwało mnie zmęczenie, od którego tak skutecznie odgradzał mnie Pyrkon. Pewnie właśnie dlatego miałem wrażenie, że tak szybko znalazłem się we Wrocławiu...