Za kulturą „galeriową” zazwyczaj
nie przepadam. Najczęściej są to szumne, puste atrakcje dla ludzi
którym nie warto się poszukać – ot, tanie bezwartościowe "gadżety kulturalne". Ot,
chociażby niegodna wspomnienia wystawka „kosmiczna” gdzie w
luźno narzuconej płachcie na kształt „kosmicznej bazy” można było sobie obejrzeć... WOW! ŁAŁ! RZERZUCHĘ POD MIKROSKOPEM (o
powiększeniu rzędu pięć razy). Nuda potworna, no nie? No cóż,
niektóre „galeriowe wystawki” po prostu straszą rażąco niskim
poziomem własnym i porażająco ogromnym nakładem marketingu.
Ale czasem wśród tych koszmarków
zdarzają się perełki jak chociażby Dzieciaki w Kosmosie. Zresztą, Galeria Dominikańska już wcześniej pokazała, że potrafi zrobić coś wartościowego organizując Galerię Zjawisk. I właśnie dlatego postanowiłem nie
odpuścić „Smoczej Krainie”, która od kilku dni stoi w Galerii
Dominikańskiej. Choć w pierwszej chwili nie zrobiła na mnie
największego wrażenia, to potem nagle musiałem zrobić wielkie
WOW! I zostało mi tak do końca.
Ale może po kolei. Wchodząc do galerii z poziomu ulicy, już na wstępie wita nas pierwsza makieta.
Całkiem duża, imitacja drzewa... i na niej takie małe „coś”.
No słowem, jakbyśmy na zwykłe drzewo wpuścili smoka opisanego
przez Pratchetta – ironicznie małego, co akurat nie dziwi fanów
tego pisarza. Jakkolwiek samej makiecie ciężko coś zarzucić, to
już smokowi za dużo się ciągnie farfocli, żeby wyglądał
naturalnie. No dobra, idziemy dalej... wielkie jajo w kolorkach,
powiedzmy sobie szczerze, strasznie kiczowatych. Znaczy się, jajo
jak jajo, pokryte łuską, trochę zbyt plastikowe w fakturze –
tylko czemu taka kolorystyka? Obok już trochę lepsza makieta
otwartego jaja z małym leśnym smokiem w środku.
I praktycznie to już koniec narzekania
na smoki. Bo właściwy zielony smok leśny (żmij?) już robił
odpowiednie wrażenie. Nie tylko jako „większa jaszczurka”
przyczajona na drzewie – bo efekt robiła nie tylko faktura i
kolor, ale i odpowiednio dobrana poza. Smocze jajo wygrzewające się
na wylewającej się z wulkanu lawie też robi wrażenie – wyraźnie
odkształcone na nim kręgi budzącego się do życia smoka, którego
kręgosłup już wkrótce rozbije skorupę, a ziejący ogniem potwór
wydostanie się na wolność. Faktura kojarzy się z lekką
chropowatością jaja, a efekt podkreślają wykrzywienia jaja będące
odbiciem tworzących się pod skorupą łap.
Że nie wspomnę o
czerwonym smoku, największym chyba amatorze skarbów. Ten tutaj
widocznie wykradł cały dzienny utarg wszystkich sklepów w galerii
– i stąd pewnie ten radosny wyraz twarzy. Nie próbuj jednak go
pogłaskać, bo choć zadowolony wygląda przyjaźnie to nie
chciałbym być w skórze śmiałka, którego potraktuje jak
poszukiwacza skarbów. Zresztą, zbroja jednego takiego wala się w
pobliżu, ku ostrzeżeniu innych równie brawurowych szaleńców.
A niżej znajdują się kolejne. Jeden,
widać amator kamiennych warowni, siedzi przyczajony wewnątrz
dawnego zamku. Drugi, morski kraken, wyłania się z morskich
otchłani i czeka na zbłąkanych żeglarzy. A od każdego z nich
emanuje ogromna siła, choć nawet kraken czy czerwony smok nie
przekraczają rozmiarów większego krokodyla. A przecież to chyba
dwa największe osobniki tutaj... ognista fala gorąca bijąca spod
sufitu każe mi zmienić moje zdanie. Bo oprócz tych ogromnych
leniwców spokojnie pilnujących swoich ziem, popod dachami Galerii
dostojnie lata sobie ogromny smok fioletowy. I trzeba przyznać, że
na jak tak starego smoka, nie wygląda on jak noworodek. Skóra jego
nie jest gładka, raczej pokryta niezliczoną ilością łusek, a
skrzydła pełne są śladów i dziur po odbytych walkach. Oczywiście
wygranych, skoro jeszcze żyje.
Ktoś by powiedział: gwałtu, rety,
smoki nas zabiją – na szczęście porządku pilnuje tu trójka
strażników. Wysoki człowiek z zimnych ziem północy, elfia
wojowniczka i krasnolud żywo przypominający jednego z członków
wesołej drużyny Bilba... a wszyscy ze swą śmiercionośną bronią
– tak, oni z pewnością są w stanie zapewnić porządek i spokój
w tej smoczej krainie.
Jeśli chodzi o poziom wykonania
smoków... no cóż, nie wiem, czy opinia moja, laika, jest w tej
kwestii wiarygodna, ale na mnie zrobiły wrażenie. Wysoka dbałość
o szczegóły, nie tylko w kwestii kształtu, ale i faktury, kolorów,
cieniowania – to muszę ocenić równie wysoko, jak i stroje
wojowników wykonane ze skóry, zamszu czy zbroje i bronie z metalu.
A także realizm – smoki które zobaczyłem mają na sobie ślady
licznych walk, smocze odpowiedniki ran i blizn, także otoczenie w
którym żyją smoki wykonane są z wysokim realizmem, o czym
świadczą chociażby wżery erozyjne w konstrukcji zamku.
Wykorzystanie naturalnych korzeni, kory jako podłoża czy zielonych
paproci tylko dodaje autentyczności makietom, na których zostały
użyte. Ale to zdanie moje, laika, który ostatecznie nawet nie
wykonał zaplanowanego, niezbyt skomplikowanego stroju rodem z
„Autostopem przez Galaktykę”.
Ale zdjęcie które zrobiłem tak
zafascynowało zaprzyjaźnioną amatorkę przebierania z Warszawy, że
pierwszą atrakcją jaką chciała zwiedzić we Wrocławiu była
właśnie Smocza Kraina. I też była pod wrażeniem, mimo iż o
wiele dokładniej oglądała każdy z eksponatów, w myślach
rozbierając każdego ze smoków na części pierwsze. To dzięki
niej nauczyłem się rozróżniać, które smoki to jakże popularna
pianka montażowa, a które np. styropian czy inne materiały i co
zrobić, aby wyglądały bardziej naturalnie. I trzeba przyznać, że
zrobione są tak dobrze, że przy większości z nich sam nie byłem
do końca pewien jaki materiał został użyty, a przy innych dawało
się to rozpoznać tylko dzięki jakimś drobnym pośpiesznym
wykończeniom czy pojawiającym się gdzieniegdzie śladom naprawy
uszkodzonych widać wcześniej dekoracji. No cóż, pewne rzeczy
zdecydowanie łatwiej wykonać już na etapie tworzenia takiej
instalacji, niż potem poprawiać jakieś uszkodzenia transportowe.
Szkoda tylko, że tak krótkie i nie
nawiązujące do literatury i klasyki fantasy są niektóre opisy
smoków. Jak przy czerwonym smoku możemy się nawet dowiedzieć, że
przedstawicielem tej rasy jest chociażby polski smok wawelski, tak
przy którymś smoku informacja ogranicza się ledwie do nazwy,
stwierdzenia, że istnieje... i ciężko coś więcej wywnioskować.
I choć nie zauważyłem, żeby animacja dla dzieci z okazji ich
święta sięgała specjalnie po smocze inspiracje (choć samym
zabawom dla dzieci zdecydowanie nie poświęciłem zbyt dużo czasu)
to mam nadzieję, że wystawa ta przyczyni się do popularyzacji
fantastyki wśród dzieci i młodzieży – a kto wie, może i któryś
dorosły pod wpływem wystawy postanowi sięgnąć po jakieś książki
czy filmy fantasy, które zna z własnego dzieciństwa?
Informacje praktyczne:
Adres: Galeria Dominikańska, plac Dominikański 3
Wstęp bezpłatny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz