czwartek, 30 czerwca 2011

Wrocławskie Dni Fantastyki - relacji ciąg dalszy....

(więcej zdjęć z Dni Fantastyki na picassie)

Mistrz i Uczennica (Jakub Cwiek)
Mistrz (Jakub Ćwiek) i Uczennica
Trzeba przyznać, że po wczorajszej dobranocce o Jacku i jego zabawkach spało się bardzo dobrze. Nawet mimo przedstawionych wizji zarówno makabrycznych, jak i delirycznych. Dlatego na prezentację Jakuba Ćwieka o sobie samym się lekko spóźniłem. A strata to ogromna, bo choć opowiadał o wszystkim i o niczym, to słuchało się tego z niesamowitym zaciekawieniem. Dużo trudniej powiedzieć to o późniejszych warsztatach dla recenzentów, gdzie autor z niesamowitą cierpliwością obchodził temat główny z każdej możliwej strony, aby na koniec podobno dojść do banalnych wniosków. No cóż, ja do końca nie wytrwałem, inne obowiązki odciągnęły mnie z Dni Fantastyki. Wróciłem dopiero w połowie prezentacji Andrzeja Ziemiańskiego, który jako kolejny pisarz pokazał z jaką lekkością przychodzi mu przykuwanie uwagi słuchacza.
Tusken i Jedi w jednym stali statku
Jedi i Tusken  w jednym stali statku,
Tusken po lewej,  a Jedi po prawej...
Fantastyczne dekoracje zamkoweNastępnie godzina przerwy między ciekawymi prelekcjami. Bo jak zwykle, najpierw trafiają mi się 2-3 ciekawe prezentacje w tym samym czasie, i ciężko wybrać którąś, a chwilę później – godzina nudnego okienka. Na szczęście, prelekcje to nie jedyne atrakcje Dni Fantastyki, więc korzystając z przerwy postanowiłem się poszwendać po zamkowych korytarzach i tarasach. A warto, bo (podobno jak co roku) korytarze zostały udekorowane w klimatach fantastycznych (szczególne wrażenie robiły rentgenowskie witraże). Z kolei na tarasach spotkać można było Lorda Vadera w pełni swojej krasy (czyli 2,5m). No cóż, o klockach Lego z serii Star Wars słyszałem, ale Lorda Vadera z nich wykonanego widziałem pierwszy raz w życiu.
Fantastyczne dekoracje zamkowe - witraż niczym z horroru
Witraż niczym z horroru


Imperium kontratakuje
Imperium kontratakuje
A po krótkim spacerku, powrót na prelekcje. Tym razem temat rzadko poruszany – o tym, co robią autorzy, żeby zwiększyć efektywność pisania. Niektórzy z nas przed pracą preferują odrobinę ruchu na pobudzenie – i choć to nie jest metoda stosowana przez żadnego z uczestniczących w pogadance pisarzy, to i tak jest to skrajnie normalna metoda w porównaniu z tym, co robią niektórzy pisarze aby pobudzić szare komórki do pracy. Ot, choćby tortura wielogodzinnego stania na zimnych kafelkach w łazience. O pobudzaniu wyobraźni różnymi substancjami nie wspominając. Potem trochę suchej teorii, czyli o korzeniach fanastyki. I choć autorka dosyć dokładnie opisała mitologię „klasyczną”, to nie zapomnę jej, że źródeł krasnoludów dopatrzyła się jedynie w bajeczkach dla dzieci, a nie odnalazła starodawnych pragermańskich opowiadań ludowych. 

Lowca Nagrod z Gwiezdnych Wojen
Jakimż kontrastem okazała się później prezentacja o zacieraniu się granicy między rzeczywistością i fikcją w filmie. Autor doskonale odnalazł granicę między opowiadaniem o szczegółach technicznych tricków filmowych i interesującym ich wykorzystaniem we własnych filmikach. Choć zainteresowani mogli dowiedzieć się, który to wysublimowany efekt został wykorzystany do osiągnięcia takiego czy innego widoczku, to informacje te nie męczyły z kolei takich laików obróbki cyfrowej obrazu jak chociażby ja. Było o blue/green/innotęczowych roomach, o markerach świetlnych i metodach urealniania ruchu postaci, o tym, jak czasem przypadkowo powstają najciekawsze pomysły na reklamówki. No i jeszcze o tym, co się działo pod prysznicem, co tam robiła modelka przebrana za czerwonego kapturka... kto chce, poszuka sobie w sieci mimo iż filmik nie dostał podobno oficjalnej zgody na prezentację.

to wlasnie jest cosplay
Na koniec to, co aparaty lubią najbardziej, czyli przebierańce. Tak jak się obawiałem (oczywiście informatora nie przeczytałem) kostiumy cosplay to jakaś odmiana anime dla nastolatków. No i dużo się nie pomyliłem. Choć trzeba przyznać, że autorzy strojów musieli wykazać się niesamowitą znajomością swoich ulubionych dzieł i kreatywnością w doborze elementów strojów, to jednak moja opinia jest jednoznaczna: cosplay to jakby „szafiarki” dla nastolatek, tyle że bez sieci. Mimo to, obejrzeć było warto, bo choć kostiumy nie powalały, to już przyjemność sprawiały prezentacje scenek rodzajowych i związane z nimi układy choreograficzne. No i popstrykać zdjęcia do relacji można ;)

Lord Vader
A TY,
ile książek w tym roku przeczytałeś?
Niedziela to już dzień pakowania się i rozstań. I ewidentnie było to widać na każdym narożniku. Po korytarzach nie błąkają się już żadne przebierańce, duża część za to wlecze się przytłoczona bagażami. Po większości osób, w tym także prowadzących, widać już zmęczenie. Z jednej strony umieszczenie bazy noclegowej poza budynkiem konwentu pozwoliło na zmieszczenie całej imprezy w zamku, z drugiej jednak właśnie dobiło niedzielę, gdyż już rano każdy musiał zabrać swoje bambetle z bazy i pałętać się z nimi po zamku. Sprzedawcy niemrawo pakują swe książki i inne cuda do bezdennych kartonów. Ot, jeszcze jakieś prezentacje na koniec, o historycznych próbach zabawy w Boga i tworzeniu sztucznych ludzi (niesamowita ilość informacji i jakże charakterystyczny dla polskiego szkolnictwa sposób suchego przedstawiania treści), jeszcze coś o... no, miało być o wizjach przyszłości, ale się Skrzat trochę nie przyłożył i dla kontrastu z poprzednią prezentacją wykonał improwizowaną pogadankę strasznie ciekawą, jednak za to chaotyczną i pozbawioną większej wartości edukacyjnej. Ale co tam, fajnie się słuchało...
A potem pozostało przejść z powrotem przez granice świata fantastycznego i powrócić do szarej, nudnej rzeczywistości. Na szczęście jednak, choć granica między nimi jest dosyć wyraźna w niektórych miejscach, to w wielu miejscach, szczególnie we Wrocławiu, te dwa światy wręcz przenikają się ze sobą... pozostaje jedynie uważnie rozglądać się wokół, aby nie przegapić tych miejsc – i nie przejść obojętnie koło kolejnego smoka, anioła czy krasnala...
Lord Vader pojmany
Happy end, czyli Lord Vader pojmany!!!!

sobota, 25 czerwca 2011

Dni Fantastyki - pierwsza, szybka relacja

Dni Fantastyki - larp Gdy nie ma dzieci w domu
Magiczny świat Arlekina
i Białej Primabaleriny
Dni Fantastyki zaczęły mi się jeszcze w pracy. Gdy już miałem wychodzić, nastąpił krótkotrwały atak szenów – co jak zwykle zaowocowało buntem maszyn. Trochę czasu zajęło opanowanie krnąbrnych robotów, i dlatego nie byłem w stanie dojechać na oficjalne otwarcie. Aby jak najmniej uronić z programowych atrakcji, szybko zająłem miejsce w sali prelekcyjnej, w której posłuchać mogłem o najdziwniejszych wynalazkach ludzkości. A więc było o zbiorniku na metan mającym uratować ludzkość od efektu cieplarnianego, o największym na świecie czołgu (dodajmy, że carsko-rosyjskim, i już wiemy, że podzielił on los carpuszki i car-kołokoła). Najdziwniejsze jednak moim zdaniem okazały się siatka do łapania dzieci (i wolę nie dopowiadać, częścią jakiej innej makabrycznej była ta siatka) czy urządzenie do kopania się w tyłek. Choć później skojarzyłem, że przecież widziałem już kiedyś podobne urządzenie, tylko w bardziej ludowej formie. Idąc przez Międzygórze na Śnieżnik, w przydrożnym mini-ogrodzie bajek znaleźć można dupoklap – urządzenie o wiele prostsze, mniej profesjonalne i eleganckie, służące do tych samych celów. Prezentację zakończyła wizja... ergonomicznego leżącego stanowiska do pracy przy komputerze.
Dni Fantastyki - magiczny swiat kart
Tajemniczy
świat kart
Kolejna prezentacja to opis radzenia sobie z robotami gdy się zbuntują. Skoncentrowany głównie na metodach ucieczki i niszczenia. I nikt nawet nie uwzględnił, że taką maszynę można naprawić, choćby najbardziej brutalnymi metodami – wejść jej do głowy i namieszać w myślach. Na szczęście nie wymyślono jeszcze komputera, którym można by zrobić to samo ludziom.
Na Wojtusia z popielnika
Iskiereczka mruga  
- Chodź opowiem ci bajeczkę 
Bajka będzie długa.
Kołysanka dziecięca, autor nieznany

Dni Fantastyki - Jack i jego zabawki
Jack i jego zabawki
I na koniec podróż w świat bajek. Kazik w swej kultowej piosence „Gdy nie ma dzieci w domu” postawił się w roli rodziców, tu pod tą samą nazwą pokazano życie dziecięcych zabawek. I choć postaci zupełnie odmienne, to wciąż aktualne pozostają dalsze słowa „to jesteśmy niegrzeczne”. Myszka tworząca zbuntowaną armię, miś-zboczeniec i w dodatku zombie, czarny tancerz i balerina z półeczki – to tylko niektóre wypaczone zabawki, wśród których chowają się nasze dzieci. A jednak mimo drastycznych postaw, kojący ton kołysanek uspokaja dzieci i je usypia, przez co nikt nie zauważa ich knowań...
Patrzy Wojtuś, patrzy, duma,
Zaszły łzą oczęta.  
Czemuś mnie tak okłamała?  
Wojtuś zapamięta.
Kołysanka dziecięca, autor nieznany

czwartek, 23 czerwca 2011

Planetarium w Koronie

Galeria Domikańska postawiła w dzień dziecka na zjawiska fizyczne, z kolei na wakacje CH Korona konsekwetnie postanowiła kontynuować wątek kosmiczny. Pamiętacie Dzieciaki w Kosmosie? Tym razem Korona ze swoją nową ekspozycją nie zmieściła się pod dachem, więc korzystając z letniej aury postawiła planetarny namiot. Z zewnątrz wymalowany znakami zodiaku, zachęca do zajrzenia do środka.
prom discovery - planetarium Wroclaw
Oficjalnie organizatorzy twierdzą, że całość podzielona jest na 4 strefy. Zwiedzanie zaczynamy od starożytności. Osobie, która miała już okazję zwiedzać Egipt i inne kraje arabskie oko może nie zbieleje z wrażenia, jednak myślę, że zwłaszcza na dzieciach które nie były wcześniej w Kraju Faraonów, mała wystawka zrobi wrażenie. Wśród imitacji starożytnych ozdób i budynków, znaleźć można tablice opisujące, jak wszechświat postrzegali starożytni. Tak więc dowiedzieć się możemy że to, co my nazywamy Strzelcem, Wodnikiem, Koziorożcem, Lwem, itp., starożytni postrzegali także jako Przednia Nogę Bawołu, Lwa z Ogonem Krokodyla, Pług, Pole, Psa czy Hak. Tutaj także możemy się dowiedzieć, że późniejsi badacze nieba próbowali wprowadzać swoje gwiazdozbiory, jak chociażby Dżdżownicę, Czarnego Ślimaka, Rysia, Tarczę Sobieskiego czy … Liska z Gąską. Dopiero w czasach współczesnych (1928) określono ostateczny podział nieba na 88 gwiazdozbiorów i jednoznacznie stwierdzono, że na niebie nie ma już więcej miejsca na kolejne.
strefa odkrywcow - planetarium wroclaw

Ze strefy starożytnej, przechodzimy do renesansu i strefy odkrywców. Od razu rzuca się w oczy starodawny stół z rozrzuconymi bezładnie starodrukami i stojącym obok globusem. Za nimi – portrety astronomów, takich jak chociażby Kopernik czy Heweliusz.
makieta teleskopu Hubble'a - planetarium Wroclaw
Dalej ciężko już mówić o oficjalnych strefach – imitacja teleskopu Hubbla to w końcu jeden eksponat i kilka tablic opisowych, a nie cała strefa. Strefa przyszłości z kolei miesza się z ekspozycją kawałków meteorów, które na Ziemie spadły w przeszłości. W kontekście przyszłości trudno też mówić o promie discovery, który ledwo kilka miesięcy skończył swoją karierę. Mimo to, warto i tym częściom wystawy poświęcić krótką chwilę, choć może szczęśliwszym byłoby nazwać tą strefę strefą eksploracji kosmicznej?
kosmiczny fotel - planetarium Wroclaw
Przy wyjściu – kosmiczny plac zabaw dla dzieci, gdzie można zostawić swoją opiekę pod troskliwą opieką, oraz główna atrakcja namiotu. Za drzwiami z wymalowanym pająkiem kryje się namiot sferyczny, w którym prezentowane są specjalne pokazy filmowe, dotyczące kosmosu. Niestety, nie dane mi było trafić na żaden pokaz, więc ciężko mi cokolwiek o tym mówić.
Dla zmęczonych przy wyjściu przygotowaną ławeczkę wewnątrz księżycowego krateru.  
Informacje praktyczne:
Miejsce: Wrocław, parking przed CH Korona
Godziny otwarcia: codziennie do 3 lipca, w godzinach 11-19.
Wstęp bezpłatny, zalecana wcześniejsza rezerwacja w przypadku większych grup

niedziela, 5 czerwca 2011

O północy na Hallera...

Budynek przy Hallera

Przeglądając tego bloga, można mieć błędne wrażenie, że tylko Ziemiański o Wrocławiu pisał. Fakt, tak dużo o Wrocławiu to żaden fantasta nie napisał, ale jednak są i inni, więc pora wreszcie wziąć któregoś na tapetę. Z racji bliskich Wrocławskich Dni Fantastyki wypadło więc na książeczkę wydaną w ramach zeszłorocznych Dni Fantastyki i opowiadanie Grzegorza Osieckiego „Chrup, chrup”.

„Jak to jest z tymi dziurami? Widzę, że ciężko pracujecie, - skłamałem gładko – a mimo to, cały czas jest ich tyle samo?
Popatrzyli po sobie spłoszonym wzrokiem.
- Dziwna sprawa, panie. - zaczął jeden. - Nie raz bywa tak, że dostajemy zgłoszenie, żeby naprawić ubytek w miejscu, gdzie dopiero co było łatane. Nawet kilka razy na kwartał!
- Zimą drogi szybko niszczeją – zauważyłem.
- Nie tylko zimą. Tak samo szybko dziury powstają latem.
- Może ktoś ten asfalt żre? - roześmiałem się.
Odpowiedziała mi pełna zakłopotania cisza. Robotnicy robili wszystko, żeby nie patrzeć mi w oczy.
- Tak naprawdę, - Młody nie wytrzymał krępującego napięcia, - to nie wolno nam o tym mówić. Jest taka legenda...
Pozostali szybko go uciszyli.”
Grzegorz Osiecki, Chrup Chrup, informator Dni Fantastyki 2010, str. 25

No cóż, dziury w polskich drogach to stały element polskiej rzeczywistości, i kierowcy, choć ciągle narzekają, z pewnością zdążyli się już do nich przyzwyczaić. Wrocław niestety nie jest tu chlubnym wyjątkiem, i mieszkańcy z łatwością wymienią miejsca, w których zawsze można liczyć na te naturalne spowalniacze ruchu. Autor pokusił się nawet o porównanie tych dróg do rajdu Camel Trophy Wroclaw Edition.
Oczywiście, powstawanie dziur tłumaczy się intensywnym ruchem tranzytowym, niszczącym działaniem mrozu i kilkoma innymi zjawiskami fizycznymi. Autor pokusił się o zupełnie inne wytłumaczenie tej niesamowitej szybkości, z jaką powstają kolejne czarne dziury w asfalcie. O wiele bardziej fantastyczne...

„- Chciałeś wiedzieć, skąd się biorą dziury? - podał mi lornetkę. - Oto nasz mały problem.
Ogrody Hallera
Słowo mały nie było dobrym określeniem na to, co właśnie przekraczało niebieski krąg i ostrożnym krokiem zbliżało się do klatki. Przetarłem oczy. Kredowa linia stanowiła chyba jakąś niewidoczną barierę, która sprawiała że po przekroczeniu jej, obserwowane przeze mnie stworzenie stawało się coraz bardziej widoczne i wyraźne.
Przypominało starego tucznika. Było obłe i łyse. Miało krótkie nóżki, które stawiało powoli, jakby stąpało po lodzie, uszy jak u spaniela i krótką trąbkę. Wyglądało śmiesznie.
- Co to jest, do cholery?
- Asphaltophagus Vratislaviensis – odpowiedział Traper. - Endemit. Magiczny.
- Magiczny. - Żachnąłem się. - Nie ma czegoś takiego.
- To jest Wrocław. - powiedział, poirytowany moją niewiarą. - Miasto spotkań. Spotkań różnych rzeczywistości.”
Grzegorz Osiecki, Chrup Chrup, informator Dni Fantastyki 2010, str. 28

A więc wrocławskie dziury to magiczny ewenement na skalę kraju, a może nawet świata. Ot, chodzi sobie taki asfaltofagus po mieście, i zżera wylany za pieniądze podatników asfalt. Wystarczyłoby potwora złapać, i temat załatwiony. Tematem zajmuje się Traper, specjalista wynajęty przez wrocławski Zarząd Dróg i Utrzymania Miasta. I nawet mu się to udaje, więc wydawałoby się, że Wrocław uratowany został od plagi dziurawych dziur. Niestety, drążący temat dziennikarz postanawia interweniować, bo szkoda mu unikatowego zwierza i postanawia go uwolnić.

Polowanie na asfaltofagusa
Na podstawie opowiadania trudno odnaleźć miejsce, gdzie Traper złapał potwora. Autor enigmatycznie wspomina jedynie o nieotwartym jeszcze odcinku obwodnicy. No cóż, uwzględniając, że opowiadanie napisane zostało w zeszłym roku, to mowa może być o każdym kilometrze obwodnicy. Jedyne konkretne miejsce podane przez autora, to skrzyżowanie Hallera i Gajowickiej, gdzie spotykają się obydwaj łowcy. Trzeba przyznać, że nieprzypadkowo autor wybiera to miejsce – sama Hallera jest już strasznie dziurawą drogą, gdy jednak skręci się z niej w Gajowicką, a nie daj Boże w którąkolwiek inną równoległą drogę, to mamy okazję przekonać się o możliwościach potwora. Widać wystraszony uciekł on z obwodnicy, gdzie miał zapewnione ciągłe dostawy świeżego asfaltu i żwiru. Kręcąc się w okolicach Hallera natykam się na kolejną ekipę pod pretekstem remontu drogi urządzającą polowanie na asfaltofagusa.