Mistrz (Jakub Ćwiek) i Uczennica |
Jedi i Tusken w jednym stali statku, Tusken po lewej, a Jedi po prawej... |
Następnie godzina przerwy między ciekawymi prelekcjami. Bo jak zwykle, najpierw trafiają mi się 2-3 ciekawe prezentacje w tym samym czasie, i ciężko wybrać którąś, a chwilę później – godzina nudnego okienka. Na szczęście, prelekcje to nie jedyne atrakcje Dni Fantastyki, więc korzystając z przerwy postanowiłem się poszwendać po zamkowych korytarzach i tarasach. A warto, bo (podobno jak co roku) korytarze zostały udekorowane w klimatach fantastycznych (szczególne wrażenie robiły rentgenowskie witraże). Z kolei na tarasach spotkać można było Lorda Vadera w pełni swojej krasy (czyli 2,5m). No cóż, o klockach Lego z serii Star Wars słyszałem, ale Lorda Vadera z nich wykonanego widziałem pierwszy raz w życiu.
Witraż niczym z horroru |
Imperium kontratakuje |
A po krótkim spacerku, powrót na prelekcje. Tym razem temat rzadko poruszany – o tym, co robią autorzy, żeby zwiększyć efektywność pisania. Niektórzy z nas przed pracą preferują odrobinę ruchu na pobudzenie – i choć to nie jest metoda stosowana przez żadnego z uczestniczących w pogadance pisarzy, to i tak jest to skrajnie normalna metoda w porównaniu z tym, co robią niektórzy pisarze aby pobudzić szare komórki do pracy. Ot, choćby tortura wielogodzinnego stania na zimnych kafelkach w łazience. O pobudzaniu wyobraźni różnymi substancjami nie wspominając. Potem trochę suchej teorii, czyli o korzeniach fanastyki. I choć autorka dosyć dokładnie opisała mitologię „klasyczną”, to nie zapomnę jej, że źródeł krasnoludów dopatrzyła się jedynie w bajeczkach dla dzieci, a nie odnalazła starodawnych pragermańskich opowiadań ludowych.
Jakimż kontrastem okazała się później prezentacja o zacieraniu się granicy między rzeczywistością i fikcją w filmie. Autor doskonale odnalazł granicę między opowiadaniem o szczegółach technicznych tricków filmowych i interesującym ich wykorzystaniem we własnych filmikach. Choć zainteresowani mogli dowiedzieć się, który to wysublimowany efekt został wykorzystany do osiągnięcia takiego czy innego widoczku, to informacje te nie męczyły z kolei takich laików obróbki cyfrowej obrazu jak chociażby ja. Było o blue/green/innotęczowych roomach, o markerach świetlnych i metodach urealniania ruchu postaci, o tym, jak czasem przypadkowo powstają najciekawsze pomysły na reklamówki. No i jeszcze o tym, co się działo pod prysznicem, co tam robiła modelka przebrana za czerwonego kapturka... kto chce, poszuka sobie w sieci mimo iż filmik nie dostał podobno oficjalnej zgody na prezentację.
Na koniec to, co aparaty lubią najbardziej, czyli przebierańce. Tak jak się obawiałem (oczywiście informatora nie przeczytałem) kostiumy cosplay to jakaś odmiana anime dla nastolatków. No i dużo się nie pomyliłem. Choć trzeba przyznać, że autorzy strojów musieli wykazać się niesamowitą znajomością swoich ulubionych dzieł i kreatywnością w doborze elementów strojów, to jednak moja opinia jest jednoznaczna: cosplay to jakby „szafiarki” dla nastolatek, tyle że bez sieci. Mimo to, obejrzeć było warto, bo choć kostiumy nie powalały, to już przyjemność sprawiały prezentacje scenek rodzajowych i związane z nimi układy choreograficzne. No i popstrykać zdjęcia do relacji można ;)
A TY, ile książek w tym roku przeczytałeś? |
A potem pozostało przejść z powrotem przez granice świata fantastycznego i powrócić do szarej, nudnej rzeczywistości. Na szczęście jednak, choć granica między nimi jest dosyć wyraźna w niektórych miejscach, to w wielu miejscach, szczególnie we Wrocławiu, te dwa światy wręcz przenikają się ze sobą... pozostaje jedynie uważnie rozglądać się wokół, aby nie przegapić tych miejsc – i nie przejść obojętnie koło kolejnego smoka, anioła czy krasnala...
Happy end, czyli Lord Vader pojmany!!!! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz