Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grzegorz Osiecki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grzegorz Osiecki. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 9 września 2012

Anioły skoczyły z Iglicy

Zrobili to prawie jak w książce. Prawie, bo widać nie umieli się wspinać. Czyż można ich za to winić? Ważne, że spróbowali. I choć dziś nikt nie wie którędy i jak, to jednak to zrobili. Jakoś przebyli pierwsze kilka metrów, aby potem skorzystać z istniejących już stopni drabiny. Straż miejska nie zauważyła ich w ogóle. Jedynie jakiś przypadkowy przechodzień. Lecz nie przejmowali się nim, po prostu robili swoje. Jak Istwan i Pogo... „Cóż to była za przyjemność – tak stanąć sobie pod szpiczastą iglicą i z góry patrzeć na miasto! Żadnych krat, tylko wielkie, rzeźwe powietrze, które otwierało się na rozległy widok rzeki, wyspy i miasta." 

W przeciwieństwie do Istvina i Pogo, nie wyciągnęli nic ze swych plecaków. Spontanicznie spletli swe ręce w uścisku, uśmiechnęli się do siebie... i skoczyli. Nikt ich nie próbował łapać, bo przecież nikt nie mógł się dostać na górę. Nikt, włącznie z nimi. Więc skoczyli, bo przecież być ich tam nie mogło. Więc nie byli... szeroko rozpostarli swe ręce, aby dłużej cieszyć się wolnością lotu. Z góry podziwiali Halę Stulecia, lecz potem obrócili swe ciała aby podziwiać piękno wciąż tlące się w niszczejących kopułach Pawilonu. Przez chwilę unosili się nad drzewami, aby zakręcić nad rzeką i żółtym mostem. „W dole, po jezdni […] biegły roześmiane dzieci, wykrzykując coś, co zagłuszał wiatr szumiący w uszach, więc Istvan […] poszybował wyżej, […] w stronę zielonej wyspy. Na tle jasnego, przedwieczornego nieba wyglądali jak dwa żurawie z rozpostartymi skrzydłami.” Dumnie przeleciecieli nad pobliskim zoo... początkowo zwierzęta w ciszy im się przyglądały, z szacunkiem oddając honor tym, którzy odważyli się być wolnymi niczym ptaki. Jednak po chwili w sercu najmniejszego nawet zwierzęcia wzbudziła się zazdrość, bo przecież czemu ono ma siedzieć w klatce gdy nawet ludzie mogą stać się prawdziwie wolni. Pierwsze odezwały się orangutany, wykrzykując swój sprzeciw. W ich ślad poszły mniejsze zwierzęta, a gdy nad wszystkim już miał zapanować ryk wzburzonego lwa, wszystko wzmocnił, lecz i zagłuszył huk otwieranego spadochronu. Spadochron Pogo „był koloru czerwonego w żółte pasy, Istvana w biały w czarne trójkąty, przypominał biało-czarny strój arlekina, w którym Istvan występował kiedyś w Paryżu na placu przed Centre Pompidou." 

"I pewnie znowu roześmieli by się do siebie, gdyby nie to, że Istvan zobaczył na jezdni […] radiowóz straży miejskiej, a obok radiowozu dwie małe figurki strażników w czarnych mundurach i czapkach z żółto-czarnym otokiem. Jeden ze strażników machnięciami ręki nakazywał, by natychmiast wracali z nieba na ziemię, bo cóż to za zwyczaj samowolnie latać sobie nad terenami miejskimi, narażając przechodniów na jakąś niemiłą przygodę – chociaż Istvan był pewien, że przy tak dobrej pogodzie żadna niemiła przygoda nie może się zdarzyć. […] Więc ślizgali się na przeźroczystej tafli powietrza z radością, że spłatali całemu miastu figla, z czego pewnie byłyby zadowolone mosiężne gnomy z Karkonoszy, które obsiadły na zawsze ulice, chodniki i place”. 

Aż wreszcie wylądowali. Tam, gdzie swą podróż rozpoczęli, tam i zakończyli – u podnóża ogromnej, celującej ku niebu Iglicy. To właśnie tu wznieśli się ku niebu niczym anioły – i z tego nieba wrócili na ziemię. I cóż z tego, że stał tam  radiowóz z grupą policjantów mających na celu ich ukaranie – oni swe marzenia już spełnili i tego im nikt nie odbierze. Czy znali dzieje Istvana i Pogo? Czy może jedynie myśleli tak jak autor „Poczty listów miłosnych”? Czy wrażenia z lotu były równie wspaniałe jak te opisane przez Stefana Chwina? Tego nie odgadnie nikt... pozostaje jedynie życzyć im, aby mieli równie dużo szczęścia co Istvan i Pogo. 

„Straż miejska chciała im od razu wlepić duży mandat za karygodną niesubordynację; na szczęście skończyło się na upomnieniu, bo osoby Istvana i Pogo znane były paru ważniejszym urzędnikom miasta, którzy w młodości oddawali się szaleństwom Pomarańczowej Alternatywy, krasnoludki na złość komunistom malowali na murach domów, więc i teraz łagodniejszym okiem spojrzeli na wybryk lotniarzy, którzy sfrunęli na miasto prosto z nieba, by cieszyć mieszkańców swoimi sztuczkami”. 

Niniejszy wpis inspirowany jest wydarzeniem sprzed dwóch dni: dwójka ludzi w wieku około 30 lat wspięła się na szczyt Iglicy, po czym skoczyli z niej ze spadochronami. Sytuacja ta łudząco podobna wydaje mi się do opisanej przez Stefana Chwina w opowiadaniu „Poczta listów miłosnych” (książka „Miłość we Wrocławiu”) dlatego postanowiłem się z nią podzielić. 
Źródło cytatów: Stefan Chwin, "Poczta listów miłosnych" wydane w  antologii "Miłość we Wrocławiu"


sobota, 9 lipca 2011

Z ręcznikiem do urzedu, czyli szukamy wrocławskich Vogonów

Po kolejnym obejrzeniu wspaniałego filmu „Autostopem przez Galaktykę” postanowiłem poszukać we wrocławskich urzędach Vogonów. Ot, taka urzędnicza rasa, znana nam z okresu komuny, kiedy to nierówne relacje typu Vogon-petent były na porządku dziennym. Zresztą zapoznajcie się z ich opisem z wzmiankowanego przewodnika „Autostopem przez Galaktykę”.
„Vogoni to jedna z najbardziej nieprzyjemnych ras w Galaktyce.
Nie są źli, lecz to kapryśni, nachalni i gruboskórni biurokraci. Vogon nie ruszy małym palcem, by uratować swą babcię przed żarłocznym żukiem paplaczem z Traal, dopóki instrukcje w trzech kopiach nie zostaną podpisane, złożone, zwrócone, zakwestionowane, zgubione, znalezione, poddane publicznemu procesowi, znów zgubione, w końcu zakopane na 3 miesiące w miękki torf i przerobione na zapałki.”
Autostopem przez Galaktykę, opis rasy Vogonów w przewodniku

Gdzie szukać Vogonów?

Budynek ZDiUM
Aby odszukać Vogona, najpierw należy sobie zadać pytanie, gdzie może takowy przebywać. Oczywiste jest, że w urzędzie, ale w którym? Miasto Wrocław ma ich wiele. Podpowiedzią znów staje się opowiadanie Grzegorza Osieckiego „Chrup, chrup”. Skoro we Wrocławiu różne rzeczywistości spotykają się na drogach, to oczywistym będzie, że musi być to urząd odpowiedzialny za drogi. Zresztą i w przewodniku dla galaktycznych autostopowiczów cała akcja zaczyna się właśnie w związku z budową drogi.
Ziemianie, tu Prostetnik Vogon Jeltz z Galaktycznej Rady Planowania Hiperprzestrzennego.
Jak pewnie wiecie, plany rozwoju dalekich obszarów galaktyki obejmują budowę hipergalaktycznej autostrady, biegnącej przez wasz system gwiezdny. Wasza planeta została przeznaczona do rozbiórki. Nie udawajcie zaskoczenia. Plany znajdują się w biurze planowania na Alfa Centauri w widocznym miejscu od prawie 50 ziemskich lat. Jeśli nie potraficie zadbać o własne sprawy, wasza strata.
Żałosna planeta. W ogóle mi ich nie żal. Rozpocząć rozbiórkę.”
Autostopem przez Galaktykę, scena początkowa - tuż przed zniszczeniem Ziemi

Wnętrze budynku ZDiUM
czy to tu autor spotkał Trapera?
No więc, padło na Zarząd Dróg i Utrzymania Miasta. Zwłaszcza, że i Grzegorz Osiecki przedstawił ten urząd jako siedzibę Vogonów. 
""Pora na zdecydowane działania" - pomyślałem i skierowałem się do siedziby Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta . Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale postanowiłem sobie, że nie wyjdę, póki się czegoś nie dowiem.
"Jestem dziennikarzem Hieną. Sępem. A sępy są cierpliwe" - zmotywowałem się i ruszyłem do walki o prawdę, machając legitymacją prasową jak sztandarem. 
Tak jak się spodziewałem, odsyłano mnie od pokoju do pokoju, aż wreszcie wskazano mi krzesło i nakazano czekać. Zapowiadała się klasyczna gra na zmęczenie przeciwnika, ale zamierzałem być twardy i nie odpuszczać biurwom.
Kilka godzin później, gdy znudzenie zaczęło robić wyłom w murze mojej determinacji, a urażona zredukowaniem mojej osoby do roli mebla duma poczęła surfować po falach wypełniającej mnie żółci, usłyszałem głos.
- To ty jesteś ten od dziur w drogach?"
Grzegorz Osiecki, Chrup chrup

No cóż, po ostatnim tekście o asfaltofagusie spodziewałem się, iż zostanie on przez ZdiUM zignorowany, albo co gorsza zostanie potraktowany po vogońsku – czyli „skoro nie wiemy, o co w tym chodzi, znaczy że nas obrażają”. Jakież było moje zdziwienie, gdy otrzymałem post z biura prasowego. I co dziwne, napisany nie w stylu urzędniczym, ale właśnie fantastycznym.

Odpowiedź z urzędu

„Dzień dobry,
Biuro prasowe Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta,
przy biurku Krzysztof Kubicki 
no cóż, musimy przyznać że i tak dosyć długo udawało się nam ten fakt utrzymywać w tajemnicy. Niestety asfaltofagus rozmnożył się ostatniej zimy w szaleńczym tempie. Traper już dla nas nie pracuje. Nie dosyć, że nadużywał magicznych eliksirów to jeszcze miał sfałszowaną licencję a Wiedźmin na razie jest zajęty promocją i nie przyjmuje nowych zleceń. Mimo tych niesprzyjających okoliczności staramy się walczyć z bestią własnymi siłami. Inspektorzy uzbrojeni w oszałamiające różowe i pomarańczowe spreje codziennie polują na skrytożerców a specjalnie opłacani najemnicy uzupełniają wyżarte miejsca przy użyciu mieszanek zohydzających smak. 

Z pozdrowieniami
Ewa Mazur
Rzecznik Prasowy
Zarząd Dróg i Utrzymania Miasta
53-633 Wrocław ul. Długa 49”



Księżycowy krajobraz
magazynu kostki brukowej
Wyglądało to co najmniej dziwnie. Trzeba sprawdzić. Jeszcze tylko sprawdzić czy mam wszystko. Aparat, notatnik, długopis. I najważniejsze – ręcznik. Do obrony przed Vogonami. O tej porze roku oczywiście plażowy.
„Galaktyka jest bezlitosna. Jeśli chcesz przeżyć,
zawsze musisz wiedzieć, gdzie jest twój ręcznik.”
Autostopem przez Galaktykę


Stróżówka schowana za jarzębiną
Gdy pojawiłem się w biurze prasowym, trafiłem na dobry moment. Najpierw miałem okazję posłuchać, jakie są aktualne plany, jaki jest postęp remontów, które drogi już wkrótce zostaną oddane do ruchu, a które zamknięte, jakie informacje można przekazać prasie, a które (i z jakich powodów) raczej nie. Potem zostałem oprowadzony po terenach należących do ZdiUMu, (w tym także po księżycowym magazynie kostki brukowej). Przy okazji miałem okazję posłuchać o magicznych elementach pracy w biurze prasowym, jak chociażby o wpływie fazy księżyca. I o dziwo, nie chodzi o nów czy pełnię...

Vogoni odnalezieni

No cóż, jedno muszę stwierdzić. We wrocławskich urzędach Vogonów brak. Kilka dni po wizycie w urzędzie odpowiedzialnym za drogi miejskie, z informacji prasowych dowiedziałem się, że jednak byłem całkiem blisko celu. Vogoni objawili się w Dolnośląskiej Służbie Dróg i Kolei, nomen omen, przy budowie... wschodniej OBWODNICY Wrocławia.
Księżycowy krajobraz magazynu kostki brukowej
„- Daj pan spokój, panie Dent. Nie może pan tu leżeć wiecznie.
- Prędzej zardzewieją!
- Obwodnica musi zostać zbudowana i zostanie zbudowana!
- Dlaczego musi?
- Bo to jest obwodnica! Trzeba budować obwodnice. A w ogóle trzeba było protestować wcześniej. Plany wyłożono w biurze planowania na widocznym miejscu rok temu.
- Widocznym miejscu? Musiałem po nie zejść do piwnicy.
- Wie pan, jakich uszkodzeń doznałby ten buldożer gdybym kazał mu po panu przejechać?
- Jakich?
- Żadnych...
Autostopem przez Galaktykę, scena początkowa

Na szczęście, ręcznik wciąż mam pod ręką. Będę bronić naszej planety. Mam nadzieję, że i Wy wyciągniecie swoje ręczniki.

PS. Dla tych co nie oglądali filmu "Autostopem przez galaktykę"...

niedziela, 5 czerwca 2011

O północy na Hallera...

Budynek przy Hallera

Przeglądając tego bloga, można mieć błędne wrażenie, że tylko Ziemiański o Wrocławiu pisał. Fakt, tak dużo o Wrocławiu to żaden fantasta nie napisał, ale jednak są i inni, więc pora wreszcie wziąć któregoś na tapetę. Z racji bliskich Wrocławskich Dni Fantastyki wypadło więc na książeczkę wydaną w ramach zeszłorocznych Dni Fantastyki i opowiadanie Grzegorza Osieckiego „Chrup, chrup”.

„Jak to jest z tymi dziurami? Widzę, że ciężko pracujecie, - skłamałem gładko – a mimo to, cały czas jest ich tyle samo?
Popatrzyli po sobie spłoszonym wzrokiem.
- Dziwna sprawa, panie. - zaczął jeden. - Nie raz bywa tak, że dostajemy zgłoszenie, żeby naprawić ubytek w miejscu, gdzie dopiero co było łatane. Nawet kilka razy na kwartał!
- Zimą drogi szybko niszczeją – zauważyłem.
- Nie tylko zimą. Tak samo szybko dziury powstają latem.
- Może ktoś ten asfalt żre? - roześmiałem się.
Odpowiedziała mi pełna zakłopotania cisza. Robotnicy robili wszystko, żeby nie patrzeć mi w oczy.
- Tak naprawdę, - Młody nie wytrzymał krępującego napięcia, - to nie wolno nam o tym mówić. Jest taka legenda...
Pozostali szybko go uciszyli.”
Grzegorz Osiecki, Chrup Chrup, informator Dni Fantastyki 2010, str. 25

No cóż, dziury w polskich drogach to stały element polskiej rzeczywistości, i kierowcy, choć ciągle narzekają, z pewnością zdążyli się już do nich przyzwyczaić. Wrocław niestety nie jest tu chlubnym wyjątkiem, i mieszkańcy z łatwością wymienią miejsca, w których zawsze można liczyć na te naturalne spowalniacze ruchu. Autor pokusił się nawet o porównanie tych dróg do rajdu Camel Trophy Wroclaw Edition.
Oczywiście, powstawanie dziur tłumaczy się intensywnym ruchem tranzytowym, niszczącym działaniem mrozu i kilkoma innymi zjawiskami fizycznymi. Autor pokusił się o zupełnie inne wytłumaczenie tej niesamowitej szybkości, z jaką powstają kolejne czarne dziury w asfalcie. O wiele bardziej fantastyczne...

„- Chciałeś wiedzieć, skąd się biorą dziury? - podał mi lornetkę. - Oto nasz mały problem.
Ogrody Hallera
Słowo mały nie było dobrym określeniem na to, co właśnie przekraczało niebieski krąg i ostrożnym krokiem zbliżało się do klatki. Przetarłem oczy. Kredowa linia stanowiła chyba jakąś niewidoczną barierę, która sprawiała że po przekroczeniu jej, obserwowane przeze mnie stworzenie stawało się coraz bardziej widoczne i wyraźne.
Przypominało starego tucznika. Było obłe i łyse. Miało krótkie nóżki, które stawiało powoli, jakby stąpało po lodzie, uszy jak u spaniela i krótką trąbkę. Wyglądało śmiesznie.
- Co to jest, do cholery?
- Asphaltophagus Vratislaviensis – odpowiedział Traper. - Endemit. Magiczny.
- Magiczny. - Żachnąłem się. - Nie ma czegoś takiego.
- To jest Wrocław. - powiedział, poirytowany moją niewiarą. - Miasto spotkań. Spotkań różnych rzeczywistości.”
Grzegorz Osiecki, Chrup Chrup, informator Dni Fantastyki 2010, str. 28

A więc wrocławskie dziury to magiczny ewenement na skalę kraju, a może nawet świata. Ot, chodzi sobie taki asfaltofagus po mieście, i zżera wylany za pieniądze podatników asfalt. Wystarczyłoby potwora złapać, i temat załatwiony. Tematem zajmuje się Traper, specjalista wynajęty przez wrocławski Zarząd Dróg i Utrzymania Miasta. I nawet mu się to udaje, więc wydawałoby się, że Wrocław uratowany został od plagi dziurawych dziur. Niestety, drążący temat dziennikarz postanawia interweniować, bo szkoda mu unikatowego zwierza i postanawia go uwolnić.

Polowanie na asfaltofagusa
Na podstawie opowiadania trudno odnaleźć miejsce, gdzie Traper złapał potwora. Autor enigmatycznie wspomina jedynie o nieotwartym jeszcze odcinku obwodnicy. No cóż, uwzględniając, że opowiadanie napisane zostało w zeszłym roku, to mowa może być o każdym kilometrze obwodnicy. Jedyne konkretne miejsce podane przez autora, to skrzyżowanie Hallera i Gajowickiej, gdzie spotykają się obydwaj łowcy. Trzeba przyznać, że nieprzypadkowo autor wybiera to miejsce – sama Hallera jest już strasznie dziurawą drogą, gdy jednak skręci się z niej w Gajowicką, a nie daj Boże w którąkolwiek inną równoległą drogę, to mamy okazję przekonać się o możliwościach potwora. Widać wystraszony uciekł on z obwodnicy, gdzie miał zapewnione ciągłe dostawy świeżego asfaltu i żwiru. Kręcąc się w okolicach Hallera natykam się na kolejną ekipę pod pretekstem remontu drogi urządzającą polowanie na asfaltofagusa.