Kto choć trochę interesował się powiązaniami Wrocławia i fantastyki, z pewnością trafił zarówno na książki Andrzeja Ziemiańskiego, jak i Roberta J. Szmidta. Z pewnością zauważył też wzajemną wymianę pomysłów między tymi autorami: Ziemiański w Autobahnie nach Poznań kontynuuje szmidtowską Apokalipsę według Pana Jana, z kolei Szmidt wykorzystuje najemniczkę Toy w którymś swoim opowiadaniu. Ktoś pomyślałby: paskudny plagiat, i to wzajemny, zapewne wojna między autorami. Wystarczy jednak poszukać w sieci, żeby przekonać się, że między pisarzami istnieje jakaś umowa, której istotą jest jakby próbowanie: a może ty napisz moją opowieść po swojemu. Do tej pory wydawało mi się jednak, że autorzy pokazują sobie gotowe dzieła i dopiero wtedy nakłaniają drugiego do prób literackich. Jednak gdy dostałem maila od autora Alpha Team, zwątpiłem, czy wymiana nie dokonuje się na zasadzie jakiejś telepatycznej więzi? Bo jak inaczej wytłumaczyć, że Andrzej Ziemiański opisuje sytuację analogiczną do wspomnień z dzieciństwa Roberta J. Szmidta? Zresztą przekonajcie się sami. Pamiętacie cytat z Autobahnu... A. Ziemiańskiego dotyczący zjadania bananów ze skórką? To teraz cytuję słowa Roberta J. Szmidta:
„A propos chiquity bez skórki.
Moja rodzina przed II WŚ wyemigrowała za chlebem z terenów Śląska do Francji, do pracy w tamtejszych kopalniach. Ci ludzie nie wiedzieli co to banany. Więc gdy podczas jednego z postojów gdzieś na południu Francji do pociągu podeszli miejscowi i dali emigrantom jedzenie, w tym banany, ci próbowali je jeść ze skórkami. Nie smakowały za bardzo, ten i ów dostał sraczki, więc na następnym postoju Francuz niosący banany skończył z limem pod okiem :-)
Sprawa się szybko wyjaśniła, pociąg pojechał dalej i nikt już nie narzekał, ale dla mnie to ostrzeżenie z billboardu zawsze będzie się kojarzyło z owymi wspomnieniami nieżyjących już dziadków."
Robert J. Szmidt, korespondencja prywatna, opublikowane za zgodą autora