No, tytułu dzisiejszego artykułu to chyba sam Ziemiański by nie skojarzył, choć przecież o jego twórczości mowa.
„Weszli na wewnętrzny dziedziniec. Widok, który uspokoił bawet Mariolę. Rozkwitające klomby, stara studnia, zewsząd okna otaczających budynków, a wszystko to skąpane w ostrym słońcu. I jak tu myśleć o duchach, zjawiskach nadprzyrodzonych czy jakiejś sekcie? To przecież bzdury, Wszystko wydawało się bardzo normalne. Mariolę zaskoczyła maleńka powierzchnia. Wyobrażała sobie, że plac będzie dużo większy. Poza tym – nie mogła uwierzyć, że Miszczuk i inni wybuchali właśnie tutaj”
A. Ziemiański, Breslau forever, str. 257/258
Kto uważnie czytał książkę, już wie, że TAM znajduje się w pobliżu placu Nankiera. Wie, że mowa o uczennicach, siostrach-urszulankach. Wystarczy spojrzeć na mapę lub rozejrzeć się wokół żeby wiedzieć, że chodzi o gimnazjum sióstr urszulanek. Z aniołami większość osób skojarzy reprezentacyjny dziedziniec przy Maciejówce, na który można wejść bezpośrednio z Zaułku Ossolińskich. Na jego środku stoi Angelus Silesius, czyli Anioł Ślązak, i to właśnie on skojarzy się wszystkim z aniołem. Podobnie i ja początkowo pomyślałem o tym dziedzińcu, choć mój z kolei błąd wynikał ze słabej znajomości terenu i pomylenia wejść. Jednak ostatecznie poszukując TEGO miejsca, zajrzałem na zdjęcia satelitarne w googlach i przekonałem się, że jednak szukam „czegoś obok”. Więc zapewne trzeba wejść zwykłym wejściem do gimnazjum? BINGO!!!
To właśnie tymi schodami zbiegała opisana przez Ziemiańskiego zakonnica |
„Przytulny, skąpany w słońcu dziedziniec nie sprawiał wrażenia niemego świadka zbrodni. Podniosła głowę. W jednym z okien na drugim piętrze mignęła jej postać zakonnicy w czarnym habicie. Po chwili zauważyła tamtą w oknie pierwszego piętra, a potem parteru.
- Ale goni. - Szturchnęła Sławka, wskazując obiekt swych obserwacji. - Chyba chce nas stąd wyrzucić.
Poniósł głowę niezbyt przytomny. Zakonnica ukazała się w drzwiach
- Dziwne. - powiedział. - Przecież tu urzędują urszulanki czarne, a a ma szary habit.”
A. Ziemiański, Breslau forever, str. 261/262
Gdy wszedłem do środka, też trafiłem na zakonnicę schodzącą ze schodów. Na szczęście, na dużo milszą, bo bez jej pomocy nie zdobyłbym klucza do drzwi na dziedziniec. Przed moimi oczami ukazało się miejsce dużo inne niż opisywane przez Ziemiańskiego. Zamiast klombów – wznoszące się na kilkanaście centymetrów skarłowaciałe krzewiki. Na środku – dobrze utrzymana fontanna, a nie jak sugeruje autor, stara i rozsypująca się. To właśnie zakonnica zwraca mi też uwagę na coś, co zapewne doskonale widać z drugiego piętra, choćby ze schodów, a co ciężko zauważyć stojąc na dziedzińcu. Wszystkie te krzaczki układają się w kształt... czterech aniołów, skupionych głowami i aureolami wokół fontanny. Więc właśnie rozwiązała się zagadka, czemu to miejsce nazwałem ogrodem aniołów.
„- Co? Pogięło cię? Przecież ma czarny,
Potrząsnął głową.
- Szary, a spod spodu widać purpurę. - Przyjrzał się bliżej. - Chryste, przecież kobieta nie może być biskupem. […]
Nie zwracała uwagi na trajkotanie zakonnicy, która ściszonym głosem opisywała nawet wizytę specjalisty z klasztoru jasnogórskiego, który odprawiał egzorcyzmy w nocy, żeby nie straszyć uczennic. Szukała odpowiednich kwiatków. Zerwała po płatku z dwóch kwiatów. Podeszła z powrotem do siostry.
- Słuchaj – zwróciła się do Staszewskiego. - Widzisz je? - Podniosła rękę, pokazując płatki.
- Tak.
- Jakie mają kolory?
- Biały i purpurowy.
- Doskonale. Masz omamy wzrokowe. Odsuń się o kilka kroków.
- A jakie one mają kolory? - spytał, odsuwając się posłusznie w tył.
- Takie jak wymieniłeś. A kolory habitu ci się nie zgadzają. - Przyłożyła rękę do zdziwionej lekko zakonnicy, konkretnie do białego fragmentu jej stroju. - To złocień różowy, czyli Chrystanteum coccineum, zwany dawniej Pyrethrum roseum. […] Znam te rośliny z katalogów i wiem, jakie mają kolory. Widzę jakie barwy ma habit. - Wyciągnęła w stronę siostry prawą rękę z drugim płatkiem. - To wełnianka wąskolistna, czyli Eriophorum angustifolium, jest biała.
Mariola przesunęła rękę znowu na białe tło.
- Widzisz coś?
- Nie za bardzo. Purpurowy kwiatek zlewa się z purpurą na habicie.”
A. Ziemiański, Breslau forever, str. 262
Anioł widziany od wezgłowia |
No więc, druga z tytułowych zagadek została właśnie rozwiązana. Wiemy, czemu to miejsce można nazwać ogrodem aniołów. Wzmiankowane wybuchy ludzi, to alergiczna reakcja na pyłki traw i kwiatów, prowadzące do bardzo silnych obrzęków organów, a w ostateczności – do wewnętrznych „wybuchów”. Pozostaje pytanie, czemu to miejsce tak bardzo różni się od opisu z książki? Nie ma wysokich klombów, studnia dziwnie kontrastuje świeżością z otaczającymi zniszczonymi ścianami, nie ma też mowy o żadnych polnych trawach czy kwiatach, jak chociażby wymienionych przez autora wełniankach i złocieniach. Więc skąd te różnice? Nadmierna wyobraźnia autora czy zbyt silna chęć dopasowania zaplanowanej wizji kreowanego świata do rzeczywistości?
Żadne z obojga. Podpowiedzią jest liczba „2002” na studni, a moje podejrzenia potwierdza siostra-urszulanka. Trudno mi powiedzieć, co działo się tam przed rokiem 2002, jednak obecny ogród został założony właśnie w 2002 roku, wtedy też wyremontowana została studnia. Pozostaje jednak pytanie, jak wyglądał dziedziniec wcześniej? Czy była to właśnie polna łąka w samym centrum miasta? Na to pytanie nie jestem już w stanie wam odpowiedzieć.