Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dali we Wrocławiu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dali we Wrocławiu. Pokaż wszystkie posty

środa, 27 marca 2013

Apokalipsa w Sky Tower

Dziś dla odmiany recenzja. Recenzja książki o Wrocławiu, oczywiście recenzja książki fantastycznej. Bo z natłoku fantastycznych wydarzeń gdzieś mi umyka ta początkowa, książkowa idea bloga, ale i po to, aby zaakcentować pewne książki. Oczywiście, nie będzie tu recenzji książek Ziemiańskiego czy Szmidta, bo tych chyba nie trzeba reklamować, ale książek mniej znanych, zapewne przeoczanych wśród tysięcy innych pozycji na księgarskich półkach.
Na początek, zgodnie z nowymi nurtami, idzie ebook, książka które nie została w ogóle wydana w klasycznym ujęciu tego słowa. Szklane Miasto Marka Dryjera to opowieść o tym, jak po wybuchu bomby atomowej (o dziwo, znów w pobliżu katedry) miasto opanowuje horda zombie, a bohater kryje się przed nimi w budynku SkyTower.
Źródło: strona kompleksu Skytower.pl
Pierwsze wrażenie? Zdecydowanie kiepskie. Pierwsze co uderza, to zdecydowanie ciężki język. Już na początku autor tak buduje zdania, że czytający co chwila gubi sens zdania i się zastanawia, co w tym tekście jest nie tak. Pal licho długie, rozbudowane zdania, to w końcu także mój styl pisania, a i lektura Achai też robi swoje. Gorzej, gdy autor co chwila zmienia podmiot swoich wypowiedzi... wielokrotnie przerywałem czytanie, żeby analizować jedno czy dwa zdanie i zrozumieć, że to jednak ktoś inny wykonuje opisane czynności.
Co gorsze, fabuła zdecydowanie odbiega od klasycznych standardów opowieści fantastycznej, do jakich przyzwyczaił nas Szmidt, Orbitowski czy Ziemiański. Wydarzenia dzieją się w sposób chaotyczny, jakby „zabrakło im geometrii wykreślnej”. Bohaterowie zakładają improwizowane maski stworzone według naukowych zasad, a już za chwilę zachowują się tak, jakby mieli odkryte głowy, mimo że nic z nich nie ściągali. Autor opisuje radość z ich dotarcia do upragnionego 45-tego piętra na którym czekało na nich zbawienie zapominając, że trzy pościgi temu dokładnie na tym samym piętrze zrobili sobie dłuugi piknik, nie szukając cudownego „artefaktu” w postaci telefonu satelitarnego.
Źródło: LC CORP
Także światu stworzonemu przez Dryjera brak jakiejś żelaznej konsekwencji. Bomba wybucha na moście Grunwaldzkim, a już za chwilę bohater znajduje się w budynku Sky Tower, mimo iż po drodze ratuje kobiecie życie. W normalny dzień zajmuje to całkiem sporo czasu z powodu dużego ruchu samochodów – a co, gdy nagle kierowcy tych wszystkich samochodów równocześnie zginą, a rozpędzone, niekontrolowane pojazdy zderzą się ze sobą tworząc praktycznie „samochodową barykadę”? Że nie wspomnę o wysiadaniu z helikoptera gdzieś na wysokości 40-tego piętra czy o powstałym w miejscu Odry kraterze i rzece, która przez zwykłe zapomnienie autora pewnie czeka sobie gdzieś w oddali, ale uparcie nie chce wypełnić powstałej dziury.
Kreacja bohaterów też kuleje. Bo tak jak logicznym wydaje mi się, że tylko specjalista od nuklearnej zagłady wie, jak przeżyć pierwsze minuty po jądrowym wybuchu, tak już mało prawdopodobne wydaje się, że w takim momencie osobą której akurat pomoże będzie główna architektka świeżo wybudowanego drapacza chmur. Gdy jeszcze okazuje się, że ten sam naukowiec był w Japonii i pobierał nauki od samego mistrza mieczy samurajskich, a w budynku wisi sobie i czeka na naszego bohatera właśnie tego typu oręże, to już ojciec będący wysoko postawionym oficerem wojskowym który teraz lata helikopterem na każde zawołanie niczym zwykły kapral jest niczym warner-brosowski kojot, który wyciąga armatę zza pazuchy „bo akurat wpadł na taki pomysł”.
Wątpliwości i rzekomych niedopatrzeń jest tu mnóstwo, a świat horroru wypełniony fizyką z kreskówek o strusiu pędziwiatrze wydaje się straszną niedoróbką. Słowem, czysty surrealizm, niczym rzeźba Salvadora Dali stojąca przed głównym budynkiem. I gdy dochodzi do mnie ta myśl, nagle zmienia się odbiór książki. Dopiero teraz zrozumiałem, że to nie klasyczna powieść wypełniona fabułą, a raczej surrealistyczna powieść psychologiczna, w której wydarzenia są tylko tłem dla oddania emocji. Zdania, w których autor chaotycznie zmienia podmioty, częste retrospekcje przez które czytelnik już nie wie, czy w danym momencie mowa o dawnym dzieciństwie głównego bohatera czy o dzieciństwie świeżo przygarniętej dziewczynki, chaotyzm wydarzeń – to wszystko jakby miało jeden cel: oddać zagubienie człowieka postawionego w jakże ekstremalnej grze, w której na dodatek nie zna reguł. Jedyne co wie, to że te reguły się zmieniły, lecz nawet nie wie, jak drastycznie. To zagubienie potęguje chaotyzm działań naszych bohaterów, którzy np. biegają co chwila z góry na dół i z powrotem, nieuwzględnianie konsekwencji działań (bo skoro bohater założył maskę i autor skupia się na podkreśleniu zawężonego pola widzenia, to nie może za chwilę biegać jakby wszystko wokół widział) czy zaburzenia fizyki (jest jasno, a nagle się okazuje bohater brnie w ciemności czy wspomniane wysiadanie z helikoptera na wysokości 40-tego piętra) czy geografii.
Fot. by Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta
Słowem, Szklane Miasto Marka Dryjera to ciężka książka. Mimo to, myślę, że warta przeczytania, choć raczej z nastawieniem „przeczytajmy coś innego niż zazwyczaj”. Co prawda nie jest długa, jednak strasznie zagmatwana, więc przeczytanie jej na 2-3 razy może stanowić pewien problem – mimo to, odradzam dzielić ją na mniejsze kawałki, bo nie odnajdziecie się w świecie bohaterów na tyle, aby jej nie odrzucić. Tak więc czytanie w autobusie, w przerwie między jakimiś zajęciami raczej odpada. Za każdym razem umysł przez kilka stron będzie się bronił przed chaosem...
I uprzedzam: choć autorowi udało się uniknąć przewidywalnego zakończenia, to nie warto go czytać na siłę. Bo wali ono w łeb takim filmowym patosem, że nawet amerykańskie filmy wojenne się przy tym chowają...  

sobota, 14 lipca 2012

Dali we Wrocławiu

Salvador Dali, Koń trojański
Rzeźba Salvadora Dali’ego już dawno temu przyjechała do Wrocławia. Wiele lat stała w Arkadach Wrocławskich, gdzie służyła za czasozaginacz dla wszystkich klientów galerii handlowej. Gdy powstał Sky Tower, przeniesiona została na miejsce docelowe i teraz wita wszystkich klientów kolejnej galerii.  I choć sama już ta rzeźba tak znakomitego artysty stanowi ogromną atrakcję dla miasta, to myliłby się ten, kto myśli że na tym kończą się powiązania surrealisty z Wrocławiem.
Choć to ledwie powiązanie tymczasowe, to zdecydowanie nie można pominąć wystawy grafik Salvadora Dalego w Centrum Kultury Zamek w Leśnicy. Choć najbardziej znane dzieła tego artysty to wielkie obrazy i rzeźby, to wystawa przedstawia zdecydowanie dzieła mniejszego formatu, choć wcale nie mniejszego kunsztu. Przedstawiane tu grafiki to głównie ilustracje do książek. I choć początkowo Dali wzbraniał się przed litografią jako techniką zbyt „mechaniczną”, odbierającą sztuce jej duszę, to po prezentowanych dziełach widać, że później artysta nie dość, że nie wzbraniał się przed stosowaniem tej sztuki to wręcz odwrotnie, wpadł w twórczy szał równie wielki, co przy technikach malarskich czy rzeźbiarskich.

Salvador Dali, Horseman

Trzeba też przyznać, że i dobór ilustrowanych książek bliższy jest fantastyce niż mędrca szkiełku i oko. Opis wystawy na stronach Zamku rozpoczyna Don Kichote – zbłąkany, a właściwie raczej szalony rycerz, w której to książce Cervantes przy pomocy walk z wiatrakami i stadami owiec alegorycznie przedstawia walkę ze złem.
Hiszpański szlachcic przemierza świat w poszukiwaniu przygód, walczy z niesprawiedliwością i ceni to, co piękne i prawdziwe. Ideały i bujna wyobraźnia sprawiają, że stada owiec to dla niego hordy wrogich armii, a wiatrak zamienia się w przerażającego olbrzyma. Don Kichote – bohater powieści Miguela de Cervantesa, to postać znana dziś każdemu.  Utożsamiany z romantycznymi wzorcami, heroizmem i nieustępliwością, a przede wszystkim walką wybujałej fantazji z racjonalnym rozumem,  stanowi bezdyskusyjny topos w literaturze i sztuce.
Cytat z opisu wystawy na stronach CK ZAMEK



 

Salvador Dali - Koń wiosenny

Widać Dali lubił podróże na pograniczu szaleństwa (a przynajmniej ich literackie odpowiedniki)  bo kolejną zobrazowaną przez niego książką staje się   „Boska Komedia” Dantego Alighieri. I choć książka opowiadająca o wędrówce przez Piekło, Czyściec i Raj jest pełna fantazji, to autor nie odtwarza wiernie poszczególnych pieśni, ale pobudza swą wyobraźnię do scen jeszcze bardziej surrealistycznych. I tu nie kończy się granica jego wyobraźni, bo kolejnym zobrazowanym przez niego dziełem staje się Biblia.
I nawet tak prozaiczna tematyka jak konie, w jego wykonaniu przestają wyglądać tak, jak w otaczającym nas świecie. I nawet nie mówię tu o dobranej kolorystyce, jak chociażby róż czy zielono zabarwiona żółć, lecz o sposobie malowania. W czasie gdy większość malarzy malując swe dzieło tworzą kolor podstawowy przedmiotu, na nim nakładając kolejne coraz ciemniejsze warstwy cienia, tak u Dali’ego daje się zauważyć tego odwrotność – na kolor bazowy nakłada coraz to kolejne warstwy światła. I choć artyście trzeba przyznać, że plamy światła pojawiają się dokładnie tam, gdzie pojawiają się one w realnych modelach, to jakże odmienne podejście do tematu daje zaskakujący wynik, a przedstawiany koń wygląda nad-realistycznie i fantastycznie, choć nie ma w nim żadnych elementów nie odpowiadających realnemu koniowi.
Gdyby próbować wyróżnić cechy charakterystyczne wszystkich zaprezentowanych dzieł Dali’ego, początkowo trudno w ogóle mówić o podobieństwach. Jedne – pełne surrealistycznych kształtów i postaci, inne nierealne ze względu na swą  kolorystykę, a tuż obok nich postaci pozornie całkiem naturalne. Trudno mówić o jednym stylu tworzenia, bo obok „wirującej kreski”, obok „malarstwa pociskowego” znajdujemy klasyczne malarstwo pędzlem, obok obrazów prawie pustych i pełnych tła znajdujemy grafiki szczelnie wypełniające obszar całego dzieła. Jednak co łączy wszystkie te dzieła, to ekspresyjne szaleństwo i deliryczna wyobraźnia bijące z każdego z dzieła, sprawiające, że każde z nich głęboko zapada w widza.
Salvador Dali, Święty Jerzy i smok
 PS. Choć co prawda na wystawie wspomina się o grafikach wystawionych także w Sky Tower, to ten obszar wystawy najlepiej chyba sobie jednak odpuścić. Choć  galeria wciąż zieje pustkami, to odnalezienie w tej nicości korytarzy drugiej części wymaga nieziemskiej determinacji.  A gdy wreszcie Wam się to uda, to zobaczycie pięć rachitycznych stojaków, chyba ze strachu trzymających się w kupie, a sposób ich ekspozycji nie dość, że nie zachęca do podejścia do nich, to w jakiś nieodparty sposób omamia umysł tak bardzo, że oczy bronią się przed dostrzeżeniem obrazów pokazanych w stojakach – mózg odbiera w tym miejscu jedynie nie wiadomo czemu służące stojaki. Tak więc z jednej strony podziękować należy Leszkowi Czarneckiemu i jego spółce LC Corp. za konsekwentne pociągnięcie tematyki twórczości Salvadora Dali i zasponsorowanie wystawy w zamku, jednak z drugiej nasuwa się nagana, że tak niedbale i niemrawo próbuje pokazać swą działalność jako lokalnego mecenasa sztuki.  
PS.II. I choć na wystawie byłem dokładnie tydzień temu, to różne dziwne zbiegi okoliczności sprawiły, że artykuł piszę ten dopiero dziś. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że akurat dziś wypada 150-ta rocznica urodzin Gustava Klimta, malarza równie usilnie uciekającego od realistycznego malarstwa, co opisywany dziś Salvador Dali.

poniedziałek, 14 maja 2012

Rzeźba po przeprowadzce

Rzezba Salvador Dali, Profil czasu, w starej lokalizacji (Arkady Wroclawskie)
Salvador Dali, Profil czasu
(rzeźba jeszcze w starej lokalizacji)
Czy pamiętacie rzeźbę Salvadora Dali „Profil czasu”, która dokonuje zagięć czasoprzestrzeni w centrum handlowym Arkady? Stała ona na parterze, sprawiając wrażenie lekko wciśniętej w trochę zbyt mały teren przy ruchomych schodach. Stała tam kilka lat, czekając na miejsce bardziej dogodne.
Kilka lat czekała cierpliwie. Aż wreszcie lepsze miejsce się pojawiło. Przed wciąż jeszcze budowanym wieżowcem Sky Tower. Dlatego pod osłoną nocy rzeźba postanowiła przenieść się na nowe miejsce. Różne są teorie jak tego dokonała. Jedna z nich mówi, że wykorzystując swój talent do zaginania czasoprzestrzeni na chwilę połączyła dwa miejsca na „baloniku” w jedno, i nie przesuwając się o kawałek nagle pojawiła się przed nowym wieżowcem. Druga mówi, że dokonali tego ludzie, zapakowując ją dźwigiem na ciężarówkę i przewożąc z miejsca na miejsce – ale czy potraficie sobie wyobrazić ciężarówkę przejeżdżającą przez drzwi obrotowe, w których czasami nie mogą się zmieścić ludzie wchodzący do Arkad?


Salvador Dali, Profil czasu, rzeźba w nowej lokalizacji
(przed wejściem do galerii handlowej Sky Tower)
Niezależnie od tego, jak dokonała się przeprowadzka, trzeba przyznać, że rzeźba o wiele lepiej się komponuje z nowym otoczeniem. Teren przed wejściem zdaje się być wielkościowo przygotowany właśnie dla tej rzeźby. Delikatny odcień ciemnej zieleni nowoczesnej kolumnady delikatnie zlewa się z patyną pokrywającą miedziane drzewo. Choć z powodu otoczenia rzeźba zdaje się być mniejsza niż w poprzednim miejscu, to poprzez o wiele lepszą kompozycję tworzoną z otoczeniem zyskuje na urodzie. Zresztą przekonajcie się sami.
Zapewne teraz po staremu rzeźba zaginać będzie czasoprzestrzeń klientom nowego centrum handlowego. Tym, którzy uwielbiają zakupy skracać będzie ich czas, sprawiając że zakupy rozpoczęte wczesnym rankiem kończyć się będą późnym wieczorem, mimo iż w międzyczasie upłynęła dosłownie chwila. Przeciwnikom przebierania w ciuchach w poszukiwaniu tego najpiękniejszego tak zakręci zegarkami, że z kolei każda sekunda dłużyć się będzie w godziny, a zakupy byle spodni staną się jeszcze większą udręką. 

środa, 17 sierpnia 2011

Zagięcie czasu na przestrzeni

Salvador Dali, Profil czasu w CH Arkady Wroclawskie
Salvador Dali, Profil Czasu
(rzeźba w CH Arkady Wrocławskie)
Zagięcie czasoprzestrzeni i napędy hiperprzestrzenne to jeden z najczęstszych motywów podróżniczych w literaturze science-fiction. Zagięcie to jest też raczej niezbędne do podróży w czasie. Choć istnieje mnóstwo matematycznych i fizycznych sposobów opisu tego zjawiska, do większości ludzi najbardziej przemawia zdecydowanie nienaukowa wersja ze słabo napompowanym balonikiem: gdy ścisnąć go w dwóch miejscach, odległe do niedawna punkty stają się nagle bliskie sobie. Jak więc ścisnąć balonik? Nad tym problemem do tej pory bezskutecznie głowią się fizycy, a nawet w filmach sci-fi wymaga to żmudnych obliczeń wymagających specjalizowanego komputera, który czasem się potrafi popsuć.
Problemem tym zajął się m.in. Salvador Dali, choć koncentrując się głównie na zagięciu czasu. Wszyscy chyba znają jego obraz Trwałość pamięci, zwany także Cieknące zegary. Po namalowaniu tego obrazu, artysta postanowił skoncentrować się na rzeźbach, aby w serii 8 kolejnych odlewów przedstawić ulotny, przelewający się bezładnie czas który człowiek (symbolizowany w kształcie drzewa) stara się bezskutecznie złapać. Trzecia, największa z rzeźb (prawie 4 metry wysokości) została zakupiona przez Centrum Handlowe Arkady i została ustawiona w foyer.
Salvador Dali, Trwalosc pamieci (Cieknace zegary)
Salvador Dali, Trwałość pamięci (Cieknące zegary)

Trzeba przyznać, że od rzeźby powstaje silne zakrzywienie rzeczywistości. Zapewne każdy amator zakupów poczuł zagięcie czasu, wchodząc rano do centrum handlowym, zaaferowany przebieraniem w ofertach i przekonując się po kilkunastu minutach, że już zamykają i trzeba przerwać ulubione zajęcie. Jak to 21-a? Przecież dopiero co było rano?
Salvador Dali, Profil czasu w CH Arkady Wroclawskie
Salvador Dali, Profil czasu (rzeźba w CH Arkady)
Z kolei zagięcie przestrzeni odczuł chyba każdy, kto jeździł windą w centrum handlowym. Winda zatrzymuje się na kolejnych piętrach, uparcie pomijając najwyższe i najniższe kondygnacje. Aby wysiąść na nich w godzinach szczytu, trzeba się wykazać niesamowitą cierpliwością. Wydawałoby się, że prościej byłoby zejść lub wejść gdzieś schodami... no cóż, próbując zrobić zdjęcia z wypatrzonej z dołu górnej galerii przekonałem się, że to też nie jest takie proste. Próbowałem na różnych poziomach, i ciągle nie mogłem znaleźć żadnego przejścia, z wyjątkiem poziomów sklepowych. Choć często wydawało mi się, że jestem już blisko, to zawsze zabrakło jakichś drzwi, jakiegoś korytarza. Wypatrzona galeria sprawiała wrażenie, jakby była nie z tego świata, jakby wejście do niej prowadziło tylko z innych wymiarów.
[edited] Jakby ktoś szukał jej obecnie, to w maju 2012r. rzeźba została przeniesiona przed wejście do galerii  Sky Tower.