środa, 27 maja 2015

Pyrkon, pyrkon, i po pyrkonie

Pyrkon, Pyrkon, Pyrkon... Festiwal Fantastyki który z racji swego ogromu już dawno przestał być konwentem. Tegoroczna edycja pod wieloma względami różniła się od zeszłorocznej, inne było też moje podejście i oczekiwania. Pod wieloma względami było gorzej, mniej zobaczyłem – a mimo to, w przeciwieństwie do zeszłego roku, na zbyt wiele zabrakło czasu. Więc skoro czas w ponad 100% był wypełniony atrakcjami to może było lepiej? Trudno powiedzieć, ale na pewno było INACZEJ.

Złe miłego początki
Nie wiem co mnie w tym roku podkusiło żeby jechać już na godzinę 10. Po co się wyspać, skoro można wstać z samego rana i godzinny poranne spędzać w pociągu? Chyba tylko po to żeby się załapać na kolejkon, bo (jak nie doczytałem) wszelkie atrakcje i tak rozpoczynały się o 14-tej.
No więc, wyjście z pociągu i tu dla niektórych mogło być zaskoczenie. W tym roku wejście od strony dworca zostało zamknięte. Pamiętam zeszłoroczne rozmowy pociągowych współpasażerów, grupowe omawianie strategii: jeśli nadmierne tłumy będą od Moskwy, to oni pójdą od Berlina... w tym roku opcji Moskwa w ogóle nie było, co z jednej strony mogło zlikwidować nieuzasadnioną kumulację ludzi od strony najbliższego dworcowi wejścia, z drugiej – na pewno wymuszało zdecydowanie dłuższy spacer z plecakiem. Początkowo pomyślałem jedynie, że chcą żeby kolejkon rozłożył się równomiernie na wejścia: Berlin i Warszawa, jednak później okazało się, że niestety Berlin jest tylko dla uczestników już zaakredytowanych.
No, więc wracając do Warszawy... no cóż, to co się działo przy wejściu północnym to jeden wielki chaos. Kolejka, a właściwie dwie, sięgały aż do Roosevelta. Żeby chociaż grzecznie stały... nie, organizatorzy zadbali o to, żeby nie było stagnacji. Chociaż na miejscu stałem z 10 minut, to zdążyłem usłyszeć trzy różne wersje tego, która kolejka jest dla kogo. W związku z tym kolejkowe głowy smoka co chwila się przeplatały, jednak do bardziej leniwego smoczego ogona nie docierały już informacje o kryteriach podziału i przynajmniej ogony się ze sobą nie plątały. Prowodyrzy zamieszania jakoś nie kwapili się także do odpowiadania na pytania czy w środku jest oddzielne stanowisko dla mediów, wystawców, itp. Wysyłane zwiady wracały ze sprzecznymi informacjami: wszyscy w jednej kolejce, są akredytacje dla wydzielonych grup, są tylko dla organizatorów programów, a już media nie (i, co dziwne, wystawcy finansujący przecież w dużym stopniu te targi też mają stać w kolejce)... nie pozostało nic innego jak wziąć sprawy w swoje ręce. 
No więc stoisko dla mediów było, nawet okazało się, że na liście jestem... tylko jako zwykły uczestnik. Ludzie się mylą, systemy się mylą, zostałem odesłany do zarządcy kas... i tu zaczęło się robić niemiło. Wzmiankowany zarządca chyba sam nie wiedział co ze sobą zrobić, w sumie to nie wiadomo czy to on, czy ktoś inny... chwila zamieszania i okazało się że wszystko się zgadza, że wchodzę jako media (nie trzeba stać 2 godzin w kolejce, nie trzeba stać 2 godzin w kolejce, nie trzeba... ). Radość przerwał krzyk zarządcy. Ok, rozumiem, pomyłka, i w ogóle... ale czy naprawdę trzeba się tak wydzierać na swoich ludzi, zwłaszcza że pewnie zarywali swój czas wolny a robili za darmo? Więc nie dziwię się kasjerce, że tak obcesowo wręczyła mi „pakiet wejściowy”, też bym nie wytrzymał nerwowo po takim publicznym opierdzielu... czy naprawdę tych ludzi trzeba traktować tak chamsko? Zwłaszcza, że to oni mają mieć humor i siły żeby miło witać wszystkich uczestników Pyrkonu, to oni odpowiedzialni są za pierwsze wrażenia z Festiwalu, a tu już na wstępie dobija ich wzmiankowany zarządca. Dodam, że podobne opinie na jego temat słyszałem także od innych uczestników i ciekawym jak miło kasjerzy witali uczestników Pyrkonu po kilku godzinach pracy w takich warunkach?


Tymczasem w środku...

Potem już było przyjemniej. Hala noclegowa powoli się zapełniała, można było się gdzieś rozłożyć, pochwalić trzeba miłą ochronę która jedynie usilnie zapobiegała wszelkim próbom rezerwacji hali i stawiania namiotów w środku (trzeba przyznać, ludzie to mają pomysły :). Baaa, nawet dowiedziałem się, że dla mediów są specjalne wydzielone miejsca na piętrze, ale po krótkiej rozmowie okazało się, że wcale nie są dużo lepsze od parteru, a skoro nie muszę się rozdzielać ze znajomymi to zostaję na dole.
I tak jakoś zszedł czas do oficjalnego rozpoczęcia Pyrkonu. Nie, na szczęście to nie kolejkon, tylko zwykłe rozkładanie się na hali, przepakowanie sprzętu, rozmowy ze znajomymi... słowem, miło czas zleciał i można się było rozejrzeć po terenie. 

Targi poznańskie czyli wystawcy na Pyrkonie

Na pierwszy rzut poszła hala wystawców. Chociaż teoretycznie wystawcom przydzielono o wiele więcej miejsca niż w zeszłym roku, to jednak stoiska wydawały się o wiele bardziej skumulowane. Każdy z wystawców upychał jak się tylko dało swoje wyroby... niestety, ograniczone stoiska nie pozwoliły wystawcom rozwinąć skrzydeł wyobraźni. Tak jak rok wcześniej wiele stoisk dawało się wykorzystać jako tło do zdjęć, tak w tym roku nawet nie było o czym rozmawiać. Płaszcz i suknia co prawda zrobiły dużą przymierzalnię, jednak atrakcyjność fotograficzna tego miejsca okazała się znikoma. Z kolei na tym tle wyróżniało się stoisko Surindustrialle z ogromną miedzianą łapą i paszczą Saurona złowieszczo pilnującą stoiska przed kradzieżami. Niestety, i tu problemem okazała się powierzchnia stoiska przez którą nie dało się rozpiąć materiału na tyle, żeby dać większe pole manewru jeśli chodzi o kadrowanie. Jak na złość, to właśnie to miejsce obrały sobie za miejsce wszystkie kable podłączeniowe, przedłużacze, rozdzielacze – słowem wszystko to, co przeszkadza w kadrze. Podsumowując, nie było łatwo, ale się udało, czego efekty możecie zobaczyć zarówno tutaj, jak i w sukcesywnie uzupełnianej galerii zdjęć na FB.

Jak po zagładzie, czyli postapo króluje wśród wystawców


Powaga wojennych bohaterów vs. ... prosiaki 
Już wkrótce Wrocław zatrudni
pierwszych kontrolerów biletów do metra
Skoro mowa o stoiskach, to ciężko nie wspomnieć o postapo, które było chyba najbardziej wyeksponowane wśród wystawców. Prym wiedli tu wydawcy książkowi. Już przy wejściu uczestników witał wóz opancerzony Fabrycznej Zony, postapokaliptycznego odłamu Fabryki Słów. Były kombinezony przeciwchemiczne, były karabiny i reszta oporządzenia wojskowego... mimo wojskowego wystroju stoiska klimat był raczej piknikowy. A wszystko dzięki Michałowi Gołkowskiemu, naczelnemu tłumaczowi i pisarzowi polskiego uniwersum Stalkera, który z podręcznego boomboxa puszczał rosyjski rap, częstował słonecznikiem i … konserwowanym czonskiem. Powiem szczerze: smak specyficzny, nie poznać tego smaku to nie poznać rosyjskiego postapo, ale... ale jeśli miałbym ponawiać te doznania to tylko w małych ilościach. Nie było to złe, wspaniale wkomponowuje się to w klimat rosyjskiego „pikniku militarnego”, ale z całego cziki briki przygotowanego na stoisku stalkerskim robiło najmniejsze wrażenie. Dodam, że stalowa, surowo wykończona hala targów poznańskich w połączeniu z wozem bojowym zyskiwała w tym miejscu wrażenia hangaru wojskowego... tylko dziwnie kontrastowały z tym wesołe prosiaczki, których stoisko sąsiadowało ze stoiskiem Fabrycznej Zony.
Drugim ogromnym stoiskiem postapo było stoisko Wydawnictwa Insignis, nie tylko monopolisty na polskim rynku uniwersum Metro 2033, ale od niedawna wydawcy kolejnej książki postapo dziejącej się we Wrocławiu, czyli Szczurów Wrocławia. Recenzję tej książki poznacie już wkrótce, na razie skupię się więc na stoisku. Brakowało mi w tym roku kolejowej drezyny z wizerunkiem metra w tle (a tak wyglądało stoisko Insignisu w zeszłym roku), jednak prowizoryczny z wyglądu regał zbity z drewnianych skrzynek też robił dobre wrażenie, zwłaszcza że dzięki temu na stanowisku udało się upchnąć więcej militarnych gadżetów, takich jak manierki, hełmy, itp. Oczywiście, skoro mówimy o uniwersum rdzennie pochodzącym z Rosji nie mogło też zabraknąć starego samowaru. Dodajmy, że stoisko Insignisu sąsiadowało ze stoiskiem Atmatu, firmy zajmującej się drukiem 3D, która w ramach promocji skompletowała kolejnego żołnierza postapo wyposażonego w gadżety częściowo wydrukowane na drukarkach 3D.
Że co pan chciał zgłosić? Aaa, że jakieś zombie chodzą po Pyrkonie?
A coś w tym dziwnego? A, że pan żywy? Może pan podać swój adres?
Zaraz po pana przyjedziemy...
Metro metrem, ale skoro Pyrkon miał być częścią trwającej chyba tydzień premiery Szczurów Wrocławia, to nie mogło się obejść bez reliktów epoki PRLu. Tak więc były pałki milicyjne, kaski z orzełkiem, czy nawet przezroczyste tarcze – a na dodatek przez sporą część czasu na stoisku można było spotkać trójkę zombie-policjantów. Trzeba przyznać, że choć to dopiero wschodzące uniwersum, to Insignis nie potraktował ich po macoszemu i dobrze przygotował się do promocji.



No dobra, jeszcze raz ekipa wojskowa już bez prosiaków w tle



Poza tym, było mnóstwo steampunkowych gadżetów, poczynając od klasycznej steampunkowej biżuterii w wykonaniu chociażby Mad Artisans czy Drobin Czasu poprzez skórzane notatniki i odzież steampunkową kończąc na nowym produkcie w postaci zębatkowego złomu zatopionego w przezroczystej żywicy. Oczywiście, było też trochę biżuterii stylizowanej na średniowieczną i celtycką, mnóstwo gadżetów „do stosowania na codzień” takich jak T-shirty z fantastycznymi bohaterami, słowem, wszystko to co na stoiskach konwentowych można spotkać a nawet coś więcej. Nowością na imprezie fantastycznej były wyroby Szklanej Wieży, poczynając od tak codziennych tematów jak kotki, pieski i inne zwierzątka, poprzez świecznikowe wieże Sarumana czy budki telefoniczne, kończąc na witrażowych herbach z Gry o Tron czy szklanych dice-towerach dla graczy. 

Czteropak atrakcji
No dobra, może pora zostawić wystawców w spokoju? Oczywiście, większość atrakcji rozłożona była w pawilonie zachodnim, zwanym potocznie „czteropakiem”. Podobnie jak w zeszłym roku, to tutaj znajdowała się scena główna, na której odbywała się chociażby Maskarada. Południowa część tego pawilonu została oddana graczom. Po części były to stoiska komputerowe do grania i stoliki do grania w planszówki czy karcianki. Podobnie jak w zeszłym roku, pojawiło się tu studio Alternation oraz … skoro festiwal fantastyki to nie mogło się obejść bez science fiction w postaci stoiska do robienia zdjęć 3D! Kilkadziesiąt rozłożonych po okręgu profesjonalnych lustrzanek miarowo klepało lustrami gdy tylko we wnętrzu magicznego koła pojawiał się jakiś cosplayer... Trzeba przyznać że wrażenie robiła zarówno ilość zgromadzonego sprzętu, jak i miarowość tego trzasku migawek, choć i tak nie umywa się to do efektów ich działania które możemy odnaleźć na profilach wielu cosplayerów.

To, czego w zeszłym roku było najwięcej w budynku głównym to postapo. Oprócz zajęcia wyznaczonych terenów, rozpanoszyli się oni także po korytarzach łączących i w ogóle byli gdzie popadło, dzięki czemu wyraźnie dawały się odróżniać poszczególne frakcje. Niestety, w tym roku zostali zepchnięci do samego końca bloku tematycznych wiosek, na dodatek większość zajęła grupa Oldtownowa – co miało co prawda swoje zalety, ale też spowodowało, że wiele większych atrakcji zostało mocno schowane w tyle. Co prawda flagę Zakonu Świętego Płomienia widać było z każdego zakątka hali równie dobrze, jak łatwo można dojrzeć sylwetkę SkyTowera z każdego miejsca we Wrocławiu... ale szkoda mi, że tak słabo widać było ekipę „plemienną” czy wspaniałe postapokaliptyczne motory. Podobno też bliskość areny nie sprzyjała też klasycznej imprezie ogarnizowanej przez ekipę postapo.
Oczywiście, można narzekać na upchnięcie ekipy postapo, ale i tak w porównaniu do pozostałych wiosek tematycznych zajęli naprawdę spory kawał przestrzeni. Nawet stoisko Gry o Tron, na którym można było sobie zrobić zdjęcia na Żelaznym Tronie, było przy nich malutkie. Trochę więcej miejsca niż stoisko HBO miała liczna ekipa średniowieczna, jednak skupienie wioski steampunkowej do jednego namiotu i kilku stolików to trochę przesada, zwłaszcza że jak pokazały stoiska wystawców jest to jeden z popularniejszych i bardziej atrakcyjnych wizualnie kierunków fantastyki. Do tego gdzieś na środku rozpostarła się wioska fantasy, której uczestnicy sami nie mogli się zdecydować w jakim kierunku się przebrać, obok przycupnęła trochę ściśnięta wystawa makiet z Gwiezdnych Wojen znana także uczestnikom wcześniejszych Pyrkonów. Chociaż makiety alienów wykonane ze stalowego złomu nie są dla mnie nowością, to miło było także zajrzeć i na tą wystawę, a także na pobliską wystawę grafik. Dużo miejsca zajęła wystawa smoków... jednak to tylko mała część tego co zobaczyć można było chociażby w Galerii Dominikańskiej. Smoki mają to do siebie, że potrzebują ogromnej ilości przestrzeni. Z pewnością „smocza wioska” mogła robić ogromne wrażenie na tych, którzy jej wcześniej nie widzieli. Jednak mimo zajętej dużej przestrzeni spory niedosyt mogli poczuć ci, którzy wcześniej widzieli większą część kolekcji.

Prelki, autorzy i inne atrakcje
Pyrkon to oczywiście spotkania z autorami, prelekcje... jakoś niespecjalnie udało mi się znaleźć coś ciekawego w atrakcjach zaplanowanych na początek piątku. No, oczywiście poza prezentacją Szczurów Wrocławia, na którą udało mi się dotrzeć w stroju imitującym zombie. Prelekcja, przygotowania do niej, do tego bieganie z aparatem – tak się złożyło, że ani już późnym piatkowym wieczorem, ani przez całą resztę weekendu nie udało mi się zajrzeć do kalendarium, choć wiem, że parę ciekawych atrakcji było. Z drugiej strony – jak znam Pyrkon, to pewnie nie udało by mi się dostać do środka...
Co do autorów – Roberta Szmidta spotkałem zarówno na prezentacji książki jak i na późniejszym spotkaniu zamkniętym spotkaniu szczurów, Michała Gołkowskiego spotkałem przy wozie opancerzonym Fabrycznej Zony gdzie częstował mniej lub bardziej rosyjskim jedzeniem „piknikowo-wojskowym”, Glukhovsky'ego muszę pochwalić za pasujący do klimatu książki wizerunek gangstera-biznesmena w otoczeniu strażników, dwóch Anonimowych. Do tego oczywiście Rafał Orkan dumnie reprezentujący Zakon Świętego Płomienia... o reszcie nawet nie wspominam, bo jak już pisałem, nawet nie było kiedy przejrzeć listy atrakcji...
Zmęczona Maleficient na dobry sen


Do tego Fantastyczny Plener Fotograficzny zorganizowany przez Studio Zahora, MLC Photo, Photo Czarny i Mindbreakera, kolejna edycja Nursconu czyli zamknięte spotkanie szczurów Wrocławia (pójdę na 2 godziny i wracam na Pyrkon... pomyślała większość obecnych po czym została do późnych godzin nocnych), spotkania ze znajomymi... atrakcji tak wiele, że nie sposób wymienić. Ogrom wrażeń, ogrom atrakcji... chociaż przez cały czas nic nie czułem, wystarczyło wsiąść do pociągu i oddać się równomiernemu stukotowi żelaznych kół o szyny... tak, organizm dostał sygnał że teraz już można odpocząć i przypomniał sobie o takich zjawiskach jak zmęczenie, odpoczynek... prawie momentalnie dorwało mnie zmęczenie, od którego tak skutecznie odgradzał mnie Pyrkon. Pewnie właśnie dlatego miałem wrażenie, że tak szybko znalazłem się we Wrocławiu...