Po Sylwestrze Bogów, który odbył się
w przeuroczym masywie Śnieżnika, i po niezrealizowanej w końcu
wycieczce do Międzygórza, sentyment do tej małej miejscowości
wypoczynkowej ciągle zaprzątał mi umysł. A że zawsze mówiąc
„Międzylesie” myślę „Międzygórze”, to jakże oczywiste
wydawało mi się opowiadanie Konrada Lewandowskiego „Breslau,
Mittelwalde 2”.
Oczywiście znaleźć na mapie
Wrocławia ulicę Międzygórską jest wręcz niemożliwe. Szukałem
na mapach googla, szukałem w wersji papierowej – ulicy
Międzygórskiej we Wrocławiu definitywnie nie ma. Czyżby ulica, o
której pisze autor jest jedną z tych, które nie zostały
odbudowane po zniszczeniach wojennych? Coś mi jednak nie pasowało,
bo przecież ja wiedziałem, że kluczowe dla tego opowiadania
znajduje się w południowej części Wrocławia. Jeszcze raz
wyciągam kserówki opowiadania i... no tak, niemieckie „Mittelwalde”
zdecydowanie nie oznacza Międzygórza. I znowu ta sama pomyłka –
ulicę Międzyleską odnaleźć dużo łatwiej, trochę gorzej z
numerem 2 bo obecnie nie jest on wyodrębniony z kompleksu 2-6.
Oczywiście, punktem charakterystycznym
do odnalezienia miejsca w fantastycznym Wrocławiu okazuje się wieża
ciśnień. Z jednej strony jest ich całkiem dużo w Mieście
Spotkań, z drugiej jednak – obszarów znajdujących się w sporej
odległości od takowych jest też całkiem dużo. Więc czemu
autorzy fantastyki tak uparcie opisują miejsca zbliżone właśnie
do nich? Czyżby to efekt kumulacji wody z Odry, a tym samym także
zwiększone natężenie magii tego żywiołu? Zresztą, kto tam
zrozumie autorów, często oni sami nie wiedzą, co kazało im pisać
o tym, a nie innym miejscu.
Budynek na ul. Bogediana 1 chyba najbardziej pasuje do treści opowiadania |
„Na ulicę Międzyleską dotarł po
kwadransie marszu. Odszukał adres Mittelwalde 2. Była to stylowa
willa. W oknach od frontu wisiały plakaty reklamujące uzdrowiska
Kotliny Kłodzkiej – przedstawiały uśmiechniętych staruszków
popijających wody mineralne oraz rześkie, aryjskie dzieci w
mundurach Hitlerjugend na tle gór, lasów i słońca. Niestety,
spóźnił się. Już na pierwszy rzut oka widać było ślady
pośpiesznej, zakończonej niedawno ewakuacji. Furtka i drzwi stały
otworem, wszędzie poniewierały się papiery i poprzewracane meble.
W ogrodzie płonęła sterta zwalonych na kupę segregatorów z
aktami.
Miejsce było dobrze wybrane. Cicha
podmiejska uliczka na uboczu, z rzadka zabudowana. W czasie wojny,
aby dostać się do sanatorium, trzeba było mieć specjalne
skierowanie, więc nie było obawy, że zbłądzi tu jakiś
przypadkowy interesant. Oddziały SS celowo dyslokowano w pobliskim
Brochowie – źródło odpowiednich trupów pod reką i zakład do
ich regeneracji w bezpośrednim zapleczu frontu”
Konrad T. Lewandowski, Breslau,
Mittelwalde 2, Nowa Fantastyka 5/2008, str. 47
No cóż, współcześnie gdy odwiedzić
adres Międzyleska 2-6, raczej nie znajdziemy tu żadnych banerów
sugerujących że gdzieś tu znajduje się biuro podróży. To raczej
miejsce nie odpoczynku, a pracy, bo obecnie znajdują się tu raczej
dawne betonowe hale, choć ze względu na brak odpowiedniego
wykształcenia ciężko mi je ocenić, czy są one przed- czy już
powojenne. Prosty, „sześcianikowy” styl budowania raczej jednak
kojarzy mi się z socrealizmem, jednak kto wie, może to jednak
międzywojenny modernizm?
Gdyby jednak szukać w tym miejscu
willi, to skojarzyć się może jedynie budynek z ciemnobrązowej
cegły, może nawet i zabytkowy, jednak na willę trochę zbyt
wysoki. Dopiero cofając się w ulicę Biskupa Bogediana odnajduje
się typowe wille mieszkalne, obecnie zaadoptowane przez Towarzystwo
Brata Alberta.
Wrocław, ul. Międzyleska 2-4 |
Jeżeli chodzi o samo opowiadanie, to
trzeba przyznać, że Konrad Lewandowski wymyślił całkiem zgrabną
historyjkę na wytłumaczenie nie do końca zrozumiałych działań
nazistowskich okupantów tuż przed końcem wojny. Nieumarli walczący
mimo iż dawno przekroczyli granicę śmierci wydają się hołdem
autora dla obrońców, którzy walczyli do samego końca, nawet
dłużej niż cała reszta Niemiec. Z kolei szaleństwo obłąkanych
nieumarłych doskonale tłumaczyłoby nie do końca zrozumiałe dla
historyków wyburzenia Wrocławia. Oczywiście, część można
wytłumaczyć zwiększaniem obronności, jednak wyburzenia na
niektórych obszarach podobno nie dają się w ten (ani w żaden inny
sposób) obecnie wytłumaczyć.
„- Powiadam ci, Karioluszka, te
Giermańce całkiem powariowały! - powiedział generał Sierow,
nalewając wódki Świerczewskiemu. - Sami wszystko niszczą, nie
trzeba już naszych nalotów! Pół Wrocławia poszło z dymem, a oni
tam jeszcze podpalają i wysadzają! Tysiące bomb żeśmy na Berlin
zaoszczędzili, towarzysz Stalin bardzo z tego rad, tylko nie
wiadomo, komu za to dziękować... - rzucił mimochodem.
Polski generał przepił do niego z
kamienną twarzą. Sierow nie doczekawszy się odpowiedzi, podjął
przerwany monolog.
- Kiedy jeńców i dezerterów pytamy,
zeznają, że te wyburzenia to niby ze względów strategicznych.
Podobno linie obrony przeciw nam szykują, tylko nie wiedzieć czemu,
nie tam je szykują, gdzie my atakować zamierzamy. A gdyby nawet, to
i tak nie sposób pojąć, na co zamierzamy. A gdyby nawet, to i tak
nie sposób pojąć na co to wszystko. […] I co na to powiesz,
Karioluszka, a?
- Faszystowska głupota i fanatyzm nie
mają granic – odrzekł generał Świerczewski, polewając następną
kolejkę. - Bo jakby rozum mieli, to by ze Związkiem Radzieckim nie
zaczynali”.
Konrad T. Lewandowski, Breslau
Mittelwalde 2, Nowa Fantastyka 5/2008, str. 55
Jeżeli chodzi o sam sposób pisania,
to trzeba przyznać, że opowiadanie dobrze się czyta. Nie ma tu
rozwiązań ala McGyver czy James Bond, jakie znamy chociaż ze
„Szklanego Miasta” Marka Dryjera. W zaplanowanej tylko z grubsza
akcji co rusz wychodzą jakieś nieprzewidziane problemy, które nie
rozwiązują się dzięki jakimś wyjątkowo szczęśliwym
przypadkowym zbiegom losu, a bohater musi sam wymyślić, jak sobie
poradzić z problemami. Nawet „magiczne artefakty” (w postaci
prasłowiańskiego topora czy żydowski sztylet ofiarny używany
przez nazistę) są dobrze wkoponowane w całość akcji, i nie ma tu
szaleństw typu „idę sobie ulicą, a tu sobie leży porzucony
mieczyk +200 siły, bo akurat był potrzebny bohaterowi”.
Także sposób narracji jest całkiem
przyjemny. W sytuacjach zagrożenia, czytelnik z pewnością poczuje
stres bohatera, i sam zastanawia się, czy uciekać, czy szukać
dobrej kryjówki. Gdy opisuje nieumarłą prostytutkę, to wyraźnie
widać, że ona zachowuje się tak, jakby po prostu nie zauważyła
swojej śmierci, mechanicznie ponawia codziennie wykonywane za życia
czynności. Jeszcze ciekawsze okazują się rozmowy z polską
generalicją, zarówno z naszym bohaterem, jak i z radzieckim
naczalstwem. Choć obydwa kraje były wtedy sojusznikami, to wyraźnie
widać było wymuszoną poddańczość ideałom komunistycznym czy
szczerą niechęć skutkującą coraz to kolejnymi próbami wbijania
przeciwnikowi szpili (i chyba nie muszę dodawać, która z
narodowości okazuje się na końcu tą sprytniejszą?).
Centrum hurtu na ul. Międzyleskiej 2-6 |
„Potem wszedł do willi. Pierwsze
pokoje wyglądały na zwykłe, obecnie zdemolowane biuro, jednak w
głębi natknął się na pomieszczenie przypominające lokal
partyjny NSDAP i kaplicę w jednym. Swastyki i hitlerowskie flagi
tworzyły baldachim nad pokrytym runami kamiennym ołtarzem, na
którym kopcił się jeszcze znicz. Ze ścian zwisały sztandary SS,
pochylając się nad czymś w rodzaju katafalku z zagłówkiem
usytuowanym tak, by leżący na nim człowiek miał przed oczami
wielki gotycki napis: „Na rozkaz Fuhrera powstań znów germański
wojowniku”. Pierwotnie napis musiał otaczać portret Hitlera,
który został zdjęty ze ściany i stał teraz na podłodze.
Widocznie ktoś w pierwszym odruchu chciał ratować wizerunek Wodza,
ale się rozmyślił. Był to jedyny tutaj przejaw nieporządku.
Kęsoń wyobraził sobie podobne
miejsce zmartwychwstań urządzone w stylu sowieckim, po czym splunął
na germański ołtarz i wyszedł sprawdzić resztę domu. W piwnicy
znalazł prosektorium z sześcioma stołami, ale ku swemu zdumieniu
stwierdził, ze przynajmniej od kilku dni nie było używane. W
szafce z preparatami chemicznymi była świeża pajęczyna. Albo
Niemcy nie mieli nowej partii esesmańskich trupów do przeróbki, w
co należało wątpić, albo zrezygnowali z produkcji rzemieślniczej.
[…]
Na tyłach willi był garaż, a w nim
karnister z benzyną. Kiedy kapral Kęsoń odchodził w kierunku
śródmieścia, willa przy Mittelwalde 2 płonęła od piwnicy po
dach.”
Konrad T. Lewandowski, Breslau
Mittelwalde 2, Nowa Fantastyka 5/2008, str. 47/48
Dziś w miejscu, gdzie kiedyś
prowadzono badania nad nieumieraniem tych, którzy już przecież
zginęli, trudno oczywiście doszukać się równie magicznych
powiązań ze śmiercią. Nie ma tu prosektorium, nie ma zmarłych
ludzi – o dziwo jednak to miejsce wybrało sobie kilka firm
mięsnych do prowadzenia swoich hurtowni. Poza tym, ciężko odszukać
tu jakichkolwiek nawiązań do opisanych w opowiadaniu badań
fanatycznych germańskich szamanów. Chociaż poczekaj – a co
powiedzieć o tym górującym nad wszystkimi plakatem tajemniczego
doktora w kitlu, wiozącego jakieś tajemnice w metalowym,
zabudowanym z każdej strony wózku? Czy to na pewno zbieg
okoliczności, czy może nawet dziś w tym miejscu skrywana jest
jakaś mroczna tajemnica?