niedziela, 9 czerwca 2013

Ostatnia Noc Szamanów: Dnia Dziecka nie było...

Teraz zniszczymy cały świat. Zebranie konspiratorów
Pierwszy czerwca miałem zaplanowany z wyprzedzeniem. Gdzieś na mieście znalazłem plakat przedstawienia „Trzy radosne krasnoludki”. No bo to Dzień Dziecka, no bo za słabo się rozwija dział „Fantastyczny dla dzieci”, no bo jakże wrocławski wątek krasnali w teatrze... ale się nie dało. No po prostu się nie dało, bo w prasie znalazłem notatkę o „Ostatniej nocy Szamanów”, która pokrywała się z przedstawieniem teatralnym. Wątek zbliżony do niedawnych Dni Fantastyki, do tego dużo nawiązań do apokalipsy, wizja świata przedstawiona na wystawie opisana też została bardzo wciągająco. No i ta lokalizacja – Port Miejski. Od razu włączyło się dzikie myślenie: będą melexy dowożące na właściwe miejsce – ale czy trzeba z nich korzystać? Czy da się przy okazji zaliczyć jeszcze kawałek portu? Zarówno w normalnych okolicznościach, jak i jako „atrakcja alternatywna” na wypadek, gdyby samo wydarzenie okazało się jednak mało ciekawe, bo odbierałem je głównie jako koncert muzyki elektronicznej.
Port Miejski okazał się w pełni zamknięty. Znaczy, swobodnie można było chodzić pomiędzy budynkami, jednak wszystkie były pozamykane. Tak więc rozglądając się tylko trochę na boki, grzecznie udałem się na miejsce samej instalacji.
Sztuka. Szaleństwo
Trzeba przyznać, że całość miło mnie zaskoczyła. Okazało się, że zapowiadane jako koncert elektroniczny wydarzenie okazało się mieszanką wszelkich atrakcji. Muzyka okazała się jedną z części całej wystawy, sporej liczby różnorakich instalacji, poczynając od klasycznych rzeźb, zdjęć, obrazów aż po prezentacje elektroniczne. Szalony, nieruchomy fioletowy manekin dynamiką swojej postaci  lecący do nie zawsze zauważających go ludzi mógł być odbierany jako wołanie sztuki o jej zauważanie – wołania często ignorowanego przez przechodniów. Zresztą, kto by tam zrozumiał artystów? Abstrakcyjność niektórych instalacji dążyła do nieskończoności i lepiej było nie wnikać co autor miał na myśli. 

Dźwięki apokalipsy

No tak, ale miało być o muzyce. Albo o apokalipsie świata szamanów. I w sumie było. Muzyka była różnoraka, tak samo jak różnorakie są wizje apokalipsy. Bo przecież nikt z nas nie wie, jak przyjdzie do nas apokalipsa. Może towarzyszyć jej będzie miarowe bicie dawnych wojskowych werbli mające wystraszyć ofiarę, aby obezwładniona dała się zabić? A może przyjdzie niezauważona, zaskakując nas wśród zabawy? Może zastanie nas wśród codziennego zgiełku, a może to właśnie hałaśliwy zgiełk będzie efektem jej działania? 
A może to jedynie wymysły jakiegoś nawiedzonego szamana, który jedynie przedawkował codzienną porcję grzybków? Może sami sprowadzimy na siebie apokalipsę, nadmiernie upraszczając wszystkie czynności, a potem sami już nie będziemy w stanie ogarnąć otaczającego nas świata? A może zabije nas codzienna rutyna, brak umiejętności reagowania na zmiany, powtarzanie upartych schematów nie zauważając pilących potrzeb? Choć zapowiadana, zaskoczy nas w trakcie codziennych czynności, w trakcie prania, wieszania czystych obrusów na sznurku, choć i tak nie zdążą już wyschnąć? Wszystko to można było odnaleźć w muzyce i otaczających całość instalacjach.
Szamańskie grzybki. Tam, gdzie umysł zasypia...
Z najciekawszych projektów wymienić muszę „atomową prognozę pogody”, która w klimacie zwykłej pogodynki zapowiadała, gdzie danego dnia będzie nadmierne stężenie promieniowania, gdzie będzie opad bomb atomowych, jak ścierać się będą fronty (tym razem jednak wojskowe). A wszystko w spokojnym klimacie raczej kojarzącym nam się z zapowiedzią w stylu „zbliżający się front wyżowy sprawi, że dziś we Wrocławiu będzie słońce i 24 stopnie Celsjusza, Suwałki będą marznąć w deszczu; stężenie pyłków sosny raczej będzie na niskim poziomie i raczej nie będzie uciążliwe dla alergików”.

Człowiek - co to znaczy?



Interesująca była prezentacja prawie czarno-białych grafik-makabresek, pokazujących mogących powstać ohydnych mutantów. Prawie czarno-białych – bo choć bardzo oszczędnie, to jednak używał odrobiny koloru aby podkreślić apokaliptyczność swych wizji.
Ciekawe też były dwie instalacje ukierunkowane na człowieka – i to, jak go możemy poznać. Jedna – to podświetlane od dołu zdjęcia, posegregowane w mini-regalikach. Takie „rentgenowskie” prześwietlenie człowieka – jednak nie w ujęciu medycznym, nie ciała ludzkiego, ale to, co stanowi o nim, co po nim pozostaje. Jedne mini-regaliki to głównie jego ubrania, noszone kosztowności, przedmioty które nosi w kieszeni; inne – zdjęcia ludzi których poznał, wydarzenia w jego życiu, dyplomy szkół które ukończył czy listy które otrzymał lub napisał. Czym więc jest człowiek, co z niego po śmierci pozostaje?.
Śmierć niezauważona
W tym samym klimacie stworzona była imitacja rytualnego ogniska całopalnego, na którym pod białym całunem leżały niby-zwłoki. A wokół – to, co po nim pozostaje, to, co potrzebne mu w dalszym, pozagrobowym życiu. Zebrane dobra materialne, kosztowności, mądre księgi które ukierunkowały jego życie – ale także strawa, która ma go wyżywić na tamtym świecie. A obok tego dzieci które znalazły okazję do radosnego potaplania się w błocie. Koło życia się toczy, mimo śmierci dzieci wciąż pozostają dziećmi, co jest w życiu ważne – niektóre reakcje autor starał się zaprogramować, inne wymykają mu się spod kontroli, wynikają z przypadkowego rozwoju sytuacji...

Niezauważona apokalipsa

Na koniec relacji zostawiłem sobie najciekawszą moim zdaniem, z pewnością najbardziej intrygującą instalację, choć z racji swej znikomej wielkości fizycznej i pozornej przypadkowości chyba przez wielu niezauważoną. Niedbale rzucona moneta, leżącą na ziemi laska starca – coś, co można by odebrać za przypadkowo porzucone przedmioty, pozornie śmieci, nieustanny szum otaczającego nas świata. Jedynie mała kartka ze starannie wypisanymi literami pokazuje, że to nie przypadek, że to ukryte dla wielu, ale celowe działanie. Dla tych, którzy chcą świadomie obserwować, a nie tylko dawać się ponieść tłumowi. Krótki, lakoniczny wręcz przekaz, prostota użytych środków podkreśla nieuchronność zagłady, urwana, niedokończona treść – budzi nadzieję, że jeszcze jest jakaś szansa? Czy może wręcz odwrotnie – podkreśla, że choć była szansa, to nikt już nie wie, na czym ona polegała, że straciliśmy ostatnie poszlaki na jej poznanie?
Instalacja zniszczona, ludzkość zgładzona
(podpis na kartce: Instalacja została zniszczona. To samo czeka ludzkość. Chyba że... Autor)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz