Zgodnie z obietnicą, dziś o Hali
Targowej. Od niej miała zacząć się post-apokaliptyczna przygoda z
Robertem J. Szmidtem, jednak zarówno opisana sytuacja wjazdu Wysłanników do Wrocławia, jak i wlotowa lokalizacja cmentarza
żołnierzy radzieckich o wiele bardziej pasowały mi do powitania.
No i jeszcze ta walka bokserska akurat wypadła... ale co się
odwlecze, to nie uciecze, i dziś chwilowo wracam do wątku
fantastycznych domów handlowych. Z pewnością do kategorii tej
zalicza się Hala Targowa.


Dlatego musieliśmy ich zlikwidować. I
zlikwidowaliśmy. Cicho i bez jednego strzału. Zanim ogłosiłem
amnestię, odwiedziłem prowizoryczny szpital, jaki urządzili moi
ludzie w Hali Targowej. Właściwie nie szpital, ale hospicjum.
Zbierano tam ludzi, którzy nie mieli szans na przeżycie.
Zaproponowałem kilku z nich pewien układ. Mieli przedostać się do
katedry i wynieść z niej odłamki rozbitej głowicy. Niewielkie,
ale najbardziej zabójcze. Prawie wszyscy się zgłosili, gdy
powiedziałem, do czego są mi potrzebne. Wybrałem czterech. Idąc
na Ostrów wiedzieli, że nie dożyją zachodu słońca, ale sił
dodawała im świadomość, że dzięki ich poświęceniu zniknie
zagrożenie dla miasta.
Robert J. Szmidt, Apokalipsa według Pana Jana, str. 74/75

Zresztą i tak nie mieli szans na
przeżycie. Dość powiedzieć, że wykonali swoje zadanie na medal.
Dostarczyli kilka kilogramów odłamków i ukryli je w stelażach
plecaków, które przygotowaliśmy w kościele garnizonowym. W zamian
otrzymali taką ilość morfiny, by ostatnie chwile życia mogli
spędzić wolni od męki wszechobecnego bólu.
Robert J. Szmidt, Apokalipsa według Pana Jana, str. 74