Glorieta płk. Ivana Połubina, cmentarz żólnierzy radzieckich |
Kontynuując wątek „marketów
fantastycznych” (fotografia 3D, smerfy, zagięcie czasu na przestrzeni) na pierwszy wpis o R.J. Szmidcie wybrałem Halę
Targową. To miejsce wydawało się najlepsze po krótkim przejrzeniu
notatek. Jednak po ponownym przeczytaniu "Apokalipsy według Pana Jana" stwierdziłem, że jest
inne, zupełnie bardziej oczywiste miejsce. Miejsce, w którym
Wrocław przywitał Wysłanników...niestety, powitanie nie okazało się
do końca przyjazne. Jeden zabity, dwóch jeńców, choć na
szczęście później jednak dobrze przyjętych i wypuszczonych z
powrotem. Zabity żołnierz z pewnością nie był ostatnią ofiarą przyszłej
Polski od morza do morza...
T-34 pilnujący wejścia na cmentarz |
Wreszcie Zachwatowicz usiadł za
kierownicą i ruszyliśmy do wiaduktu nad autostradą, prowadzącego
do trasy wylotowej, którą dwa lata temu opuściliśmy Wrocław.
Droga była przejezdna, kilka zardzewiałych i wypalonych wraków nie
zdołało jej zablokować. Niemniej major prowadził humveya
ostrożnie, omijając dawno już zastygłe stopionego niegdyś
asfaltu, jakby się bał, że masywne koła pojazdu utkwią w nich
unieruchamiając nas na dobre. Przejechaliśmy tak niemal do
skrzyżowania przed starym cmentarzem czerwonoarmistów. Przyglądałem
się dwóm czołgom T-34, które dumnie strzegły tego miejsca,
jeszcze niedawno stojąc na wysokich cokołach, Teraz leżały zaryte
w płyty chodnika, zdmuchnięte falą uderzeniową niczym zrobione z
plastiku modele. Zagapiłem się na nie, gdy nagle poczułem
szarpnięcie, które nieomal rzuciło mnie na przednie siedzenie.
Zachwatowicz zahamował gwałtowanie i wskazał ręką w głąb ulicy.
- Co tam się dzieje? - Paweł nie
był mniej zaskoczony ode mnie.
- Tam ktoś jest, widziałem ruch
obok tego budynku po prawej – powiedział major i sięgnął po
lornetkę.
Robert J. Szmidt, Apokalipsa według Pana Jana, str.
Hałbica pilnująca spokoju pochowanych |
Dziś ciężko zrobić zdjęcia
oddające post-apokaliptyczną atmosferę. Czołgi i artyleryjskie
działa dumnie stoją na swych cokołach, a nie obok nich. Zamiast
wypalonych kikutów, wokół pełno zieleniących się drzew. Groby,
otoczone wysokimi na metr żywopłotami zarastają roślinnością, i
łatwiej tu o opisane przez Ziemiańskiego purpurowe złocienie, niż
w ogrodzie aniołów. Na szczęście trafiłem na jakieś remonty.
Bezładnie wyładowana kostka brukowa znów dodaje odpowiedniego klimatu zdjęciom – tu robić musi za powojenny gruz.
I mnie witają radzieckie czołgi, gdy
wracam do Wrocławia z rodzinnych stron. Choć moje pierwsze
wspomnienia z Wrocławia to zamek w Leśnicy, to przyjazd
autostradą okazał się bardziej praktyczny. Jednak jakbym nie
kombinował, to wracając znad morza i tak wjeżdżając do Wrocławia
muszę przejechać przez któryś z fantastycznych checkpointów – radzieckie czołgi,
zamek lub autobahn nach Poznań. I tylko od wschodu można wedrzeć się dosyć
daleko wgłąb fantastycznego miasta (bo aż do Biskupina) zanim trafi się na pierwszy
fantastyczny posterunek... choć nie jestem pewien, czy gdzieś tam w
ukryciu spokoju Wrocławia nie pilnuje przyczajony starachociński smok...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz