Magia zamknięta w metalu i kamieniach |
Wróżki, uzdrowiciele, różdżkarze –
wszystkich ich spodziewałem się spotkać Hali Stulecia. No i
„fotografia obrazu aury”, którym tak bardzo zachwycał się
Zioło... Z jednej strony, uwierzyć tak łatwo nie uwierzę, z
drugiej strony, trudno zaprzeczać istnieniu czegoś, o czym się nic
nie wie? Dlatego wizytę na Wrocławskich Spotkaniach z
Niezwykłościami postanowiłem potraktować jako „edukacyjną”.
Pierwsze stoiska raczej nie zachwycały.
Niezwykłości kończyły się na „niezwykłych” wędlinach,
serach, i wszelkiej innej żywności. Żeby to chociaż nie wiadomo
jak „zdrowa” żywność była – taa... jej „niezwykłość”
polegała jedynie na tym, że nie była to zwykła żywność
„marketowa”, chociaż czy mięso sprzedawane tam było
„prawdziwe”, czy tylko „udające prawdziwe” ciężko mi
określić. W świetle ostatnich rewelacji Unii Europejskiej (według
której to jedzenie ze sztuczną „farbą o smaku wędzonki” jest
zdrowsze od naturalnie wędzonego) to powiedziałbym raczej, że jest
ona zdecydowanie „trendowo niezdrowa”. Z pewnością takiej
„prawdziwej” żywności pełno na każdym wrocławskim bazarze,
jarmarku, itp. - słowem żadna niezwykłość.
Orgonit, czyli chyba jedyne stoisko na którym nie czułem się oszukiwany |
Podobnie nie zrobiły na mnie wrażenia stoiska ze zdrową żywnością. Zioła – no cóż, wymieszane w rękach
wiedźmy może mają swoją magię, jednak posortowane, porozkładane
w równiuteńkich woreczkach to już zwykłe ziółka, ot,
przypominające te, które dosypujemy do herbatki. Że dzika róża
ma takie właściwości, a haber takie – phi, na kimś kto się
wkręcił w świat samodzielnie robionych domowych nalewek taka
wiedza nie-tajemna raczej nie robi wrażenia.
No tak, ale co tu wybrzydzać, z magią
zapoznać się miałem. Na pierwszy rzut poszło uzdrawianie
praniczne. Ot, kupisz sobie książeczkę, przyjdziesz do nas na
kilkugodzinny kurs za kilkaset złotych (oczywiście, nie mówimy o
szkoleniu indywidualnym) i będziesz mógł leczyć rodzinę.
Oczywiście tylko słabszą, białą praną, bo kolorową nauczysz
się na kolejnym, oczywiście równie drogim kursie. No cóż, mi to
raczej wygląda na szybkie zwalczanie choroby portfela, ale może
lepiej nie moim kosztem? Na szczęście pani poświęciła chwilę
czasu na wytłumaczenie. Generalnie, poprzez czakrę serca kierujemy
prośbę do Wszechświata, aby wypełnił nas swą mocą (poprzez
czakrę głowy), którą to moc przekierowujemy na chorego.
Oczywiście, prana jest formą magii, więc nikt nie powie ci, co to
za forma energii, żadnych naukowych wyjaśnień (bo przecież na tym
polega magia, czyż nie? :), słowem, zaciągasz manę z powietrza i
leczysz wszystkich wokół. Oczywiście, udokumentowanych cudownych
uzdrowień są tysiące, ale jakby nie pomagało, to z pewnością
nie zaszkodzi, jak pójdziesz do NFZ-towskiego lekarza :)
No cóż,
doświadczony gracz z pewnością od razu zapyta: ale czy takiej
magii można użyć nie tylko jako healer, ale także jako zabójczy
mag? No, tu już odpowiedź była bardziej pokrętna: niby można,
ale wszystko okupisz ogromnym cierpieniem, kara będzie sroga. No,
ale jak ktoś cię nie lubi, to ci może zdrowie zepsuć? No nie,
kara będzie sroga, okupi to cierpieniem i w ogóle będzie tak źle,
że nic złego ci nie zrobi. „Logika pozorna” niestety nie
przebija się przez mój pragmatyczny umysł i od razu pada pytanie:
jeżeli nic złego mi nie zrobi (bo sroga kara), to za co zostanie
pokarany skoro mi nic złego nie zrobił? I nagle niczym mantrę
słyszę, że nic nie zrobi, bo spotka go kara. I słuchaj tego w
kółko Macieju, widzę że chyba wszedłem w obszar pytań
zakazanych, więc formułuję inaczej pytanie: no dobrze, nie robię
nic ze złości, po prostu CHCĘ kogoś wyleczyć (więc intencje są
dobre), no, ale jestem początkującym i coś schrzanię. Co się
wtedy stanie? No i znów słyszę mantrę o srogiej karze, i że
przez to nikt mi nic złego nie zrobi, bo ważne są chęci, bo inne
takie. Ze stoiska odchodzę z poczuciem braku odpowiedzi, skołatany
nie wiedząc, czy po uzdrawianiu pranicznym przez partacza po prostu
nie poczuję nic (bo „wielkie duchy kosmosu” po prostu oleją nie
umiejącego się z nimi dogadać amatora) czy może jednak przez
przypadek leczenie może dać odwrotny efekt? No cóż, powiedzmy, że
nie będę ryzykował na swojej skórze...
Tańczący w promieniach UV |
Tymczasem coś się dzieje w salce
widowiskowej (tak, tak, ledwie salce, bo część główną hali
zaanektowano na targi turystyki, a Spotkania z Niezwykłościami
zorganizowano tylko w części zewnętrznego korytarza). Okazało
się, że w czasie gdy ja słuchałem o pranie i kolorach, tutaj
odbywało się nietypowe przedstawienie: taniec przebranych w
święcące w ultrafiolecie postaci inspirowanych dawnymi
słowiańskimi upiorami. Niestety, trafiłem na samą końcówkę,
tylko tyle, żeby stwierdzić, że to coś fajnego i mieć ochotę na
więcej.
Mały przegląd końcówek do różdżki |
No niech sobie niedowiarkowie nie
wierzą, ale zaraz dostaję kartkę sugerującą, że radiestezja to
jest nie tylko coś co działa bo „przecież to takie mądre” (że
aż się nie daje tego wyczuć techniką – dopisek autora).
Radiestesta potrafi nie tylko wykryć żyłę wodną, to jeszcze
potrafi określić jej skład chemiczny. Bo każda substancja ma inne
widmo częstotliwości, a człowiek to taki czuły spektrometr, że
wszystko wyczuje :) I chociaż z treści rozmowy wynika, że
różdżkarz potrafi rozpoznać czy woda ma większą domieszkę
wapnia czy żelaza, to pobieżna analiza karty finalnego pomiaru
raczej rozróżnia tylko kategorie wody mniej lub bardziej zdatnej do
picia, bez rozróżnienia na jej dokładny skład.
Różdżki kontra magia Japonii - która silniejsza? |
Niestety, do stoiska egzorcysty nie
zdążyłem dotrzeć, bo na Spotkania z Niezwykłościami dotarłem
dopiero wieczorem, po prawie całodziennej walce z zombiakami. Jeżeli
jednak mam podsumować wrażenia, to niestety, wciąż uważam
wszelką ezoterykę za wielką ściemę. I nie chodzi o to, czy to
działa, czy nie. Raczej o podejście tych, którzy tą ezoterykę
prezentują. Bo nawet jeśli jest w tym ziarnko prawdy, to próbując
się dowiedzieć czegoś więcej, nagle trafiasz na mur: Bo JA jestem
Wielkim Mistrzem, a ty szaraczku masz mnie słuchać i (nie daj Boże)
nie zadawać niepotrzebnych pytań. Najlepiej weź sobie tą
karteczkę z gotowymi pytaniami, i o to możesz pytać :) Każda
próba wyjścia poza rutynowy schemat kończyła się przekręcaniem
pytania i naciąganiem go do jednego z gotowych. Chociaż nie
próbowałem zadawać pytań sugerujących że to kłamstwo, chociaż
zadawałem raczej proste pytania w stylu „a jak to działa, bo ja
jestem ciekawy”, „a co się stanie, jak mi nie wyjdzie”,
chociaż było to raczej przepytywanie ciekawskiego dziecka niż
upierdliwego naukowca na siłę próbującego obalić hipotezę –
to wciąż czułem, że trafiam w domenę pytań zakazanych. Więc
jeśli nawet coś jest w tej ezoteryce, to niestety jej „sprzedawcy”
robią jej czarny PR próbując traktować wszystkich jak ciemną
masę którą Wielki Mistrz prowadzi do Jedynej Słusznej Prawdy. No
cóż, świat wolę poznawać samodzielnie a nie dając się opanować
jakiemuś umysłowemu despocie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz