sobota, 4 kwietnia 2015
środa, 1 kwietnia 2015
Pyrkon is coming czyli Miasto 2.0
PYRKON IS COMING!!! |
Ale zapowiedź Pyrkonu to także okazja do zrecenzowania kolejnej książki o fantastycznym Poznaniu. Zapowiedź książki Miasto 2.0 pojawiła się już na zeszłorocznym Pyrkonie w postaci tajemniczej gazetki wydanej z nieistniejąca datą - 30 lutego. I tak jak poprzednia edycja, Poznań Fantastyczny – Miasto Wyobraźni swoją wysoką opinię zawdzięczała odpowiedniej kompozycji opowiadań według książki, na dodatek miało było w niej czuć Poznań, tak już o wersji „poprawionej”, ver. 2.0, mam już zdanie o wiele odmienne. No, ale po kolei.
Architekt
Gdzieś w podziemiach miasta |
Opowiadanie ma też ukryte drugie dno.
W czasach, gdy już nawet nie mówi się tyle o sztucznej
inteligencji bo przestała ona być szalonym wymysłem pisarzy SF, a
coraz częściej staje się otaczającą nas teorią a nawet
praktyką, mało kto zauważa ten jakże inny odłam sztucznej
inteligencji – nie, nie tej stworzonej przez nas w sposób celowy,
zaplanowany. Mówię raczej o tworzącej się samoistnie sztucznej
inteligencji tłumu, wspólnoty – np. miasta – która w sposób
niezauważalny kieruje rozwojem sztucznego tworu takiego jak miasto.
Dawno minęły już czasy pary, odkryć naukowych i Wielkich
Jednostek, dawno już nastały czasy wielkich konglomeratów,
metropolii, korporacji, w których istnienie jednostki i jej wpływ
na całość gdzieś się zatarł – lecz czy ktokolwiek łączył
to ze sztuczną inteligencją, samoistnymi tworami i bytami? Mam
nadzieję, że wielcy pisarze science-fiction zauważą ten wątek
rzeczywistości i go rozwiną, a może nawet pozwoli on wypłynąć
autorowi na wielkie wody pisarstwa?
Wielkimi krokami, czyli rzeczywistość
rozszerzona
Patrzenie - wersja enhanced |
Skutki braku teleportera czyli o
dręczących nas niedoskonałościach
PYRKON IS COMING!!! |
To opowiadanie od razu wzbudziło we
mnie skojarzenia z moim ulubionym, finalnym opowiadaniem poprzedniej
edycji konkursu „Poznań fantastyczny”. Nie opowiada ono o
typowej fantastyce, o stworach, potworach, robotach, statkach
kosmicznych. To kolejne opowiadanie z gatunku „dzieje się w
mózgu”. Tak jak tamto opowiadanie, i tu rozmawiamy o beznadzieji,
powtarzalności i nudzie... pokazanej w jakże ciekawy sposób.
Pozornie nie znaczący problem (bo przecież się zamek nie zawali)
nęka bohatera tego opowiadania, mimo iż stacza się on na drabinie
życia. Co prawda za chwilę sytuacja się poprawia, poznaje nową
dziewczynę, pewnie znowu znajdzie pracę.
Zamek stoi krzywo.
I mógłbym tu napisać o ciekawej
budowie, o utrzymanym rytmie zwiększającym efekt obsesji, o tym, że
może się to skończy katastrofą, ale przecież poprawa życia
bohatera daje nadzieję, z drugiej strony mógłbym znów nawiązać
do Barei bo zakończenie jak nic budzi skojarzenie z Rozmowami
kontrolowanymi tylko urwanymi kilka minut wcześniej.
Ale zamek stoi krzywo.
…
Pyrkon is coming.
Twierdza Maius
Kolejne opowiadanie to ucieczka w urban
fantasy, choć dla odmiany dziejące się nie w normalnym dla
mieszczuchów świecie szarych bloczysk, ale z pewnością w
zabytkowych wnętrzach Collegium Maius. Poza tym jednak mamy zwykłego
bohatera, doktoranta studiów zaocznych który ledwo wiąże koniec z
końcem, mieszkanie które jest tylko sypialnią, otaczający go tłum
ludzi... i dla kontrastu pełne niesamowitej magii pomieszczenia
wspomnianej uczelni. Trzeba przyznać, że najsilniejszą stroną
tego utworu jest niesamowity talent Jakuba Baranka do obserwacji i
opowiadania. Powoli wdraża on nas w tworzony przez niego świat
głównego bohatera, powody podjęcia pracy na tym stanowisku i
sposób wykonywania obowiązków. Zwykłe proste czynności które
wykonuje pewnie każdy sposób są opisane... nie, nie czyta się
tego ściskając palce kciuków jak przygody Jamesa Bonda, modląc
się w duchu żeby ta goniąca go rakieta nie wybuchła, pościg,
ucieczka... nie, nasz bohater wykonuje kolejne czynności z żelazną
konsekwencją, rzetelnie wykonuje swoje obowiązki i równie
konsekwentnie czytelnik czyta to opowiadanie, bo coś jest w tej
narracji, w tym sposobie mówienia, opisie otaczających nas na co
dzień niepostrzegalnych szczegółów że chce się to czytać. Bo
przecież nie ważne, że nie lubię earl greya – gdy naszemu
bohaterowi przyjdzie wypić tą herbatę, to sam czuję jakbym ją
pił i wraz z bohaterem zachwycał się jej smakiem.
I gdzieś tam przewija się wątek
jakże typowych świadomości ludzi którzy przewinęli się przez
tak stare budynki, wątek historii które kiedyś kryły w sobie
stare drzewa w obecnym zurbanizowanym świecie opowiadają o nich
stare budynki – ale to tylko pretekst do napisania opowiadania. To,
co stanowi o wartości tego opowiadania – to życie w wymiarze 2.0.
Permanentna inwigilacja, czyli w piksel
mnie cmoknij
Skoro już wspomniałem o starych
polskich komediach, to pisząc o opowiadaniu „W piksel mnie
cmoknij” nie mogę nie wspomnieć o Seksmisji. Pamiętacie z jakim
zaangażowaniem Jerzy Stuhr krzyczał że nie wytrzyma z inwigilacją
go na każdym kroku? Choć czasy komuny dawno już minęły i
obywatel nie musi czuć się kontrolowany na każdym kroku, to... to
musi czuć się kontrolowany na każdym kroku. Wszechobecne kamery i
monitoring, przeglądarki zbierające dane o swoich użytkownikach,
serwisy zbierające dane o swoich użytkownikach, trojany, spywary...
obserwacja na każdym kroku. Chciałoby się uciec do lasu, do dziczy
– oj, zaprawdę powiadam wam, i tam znajdą was kamery, nie trzeba
Google Earth czy innych satelit.
Pyrkon - kontrola biletowa |
I właśnie o tym jest to opowiadanie.
O idei panoptikonu która stała się rzeczywistością, o odwiecznej
walce wolności z bezpieczeństwem. O stwórcach systemu monitoringu,
o jego operatorach, o strażnikach którzy nie czują się
podglądaczami a raczej wyzwolicielami świata od gwałtu i przemocy.
Chociaż z jednej strony system KOSA to przecież wspaniały system
sztucznej inteligencji sprawiający że świat staje się lepszy, to
z drugiej strony... to idealny przykład strażnika-paranoika,
kretyna-nieudacznika który na dodatek na siłę stara się wykryć
zagrożenie nawet tam gdzie ich nie ma i naciągnąć każdą
sytuację pod jakiś paragraf. Ot, stalinowskie „dajcie mi
człowieka, ja wam dam paragraf”. I znów, podobnie jak w przypadku
świata enhansów, poruszany jest temat zagrożeń stwarzanych przez
autonomiczne sztuczne inteligencje, o tym, ile można im dać swobody
a na ile powinien nad całością czuwać człowiek. Odyseja
Kosmiczna 2001, Ja, Robot, że nie wspomnę o Eagle Eye który już
mówi o praktycznie tym samym – temat znany popkulturze od dawna z
pewnością budzi strach niejednego człowieka z pewnością nie jest
pustą obawą, a stworzone przez Asimowa 3 prawa robotyki przez swą
niejednoznaczność przed nierozwiązywalnym dla człowieka
konfliktem moralnym stawiają stwory niezdolne do zrozumienia
abstrakcyjnych pojęć moralności i uczciwości.
No i plus za
człowieka z aparatem fotograficznym „na film”.
I może jeszcze stolicę...
Choć temat podróży w czasie trochę
stracił na popularności wraz z końcem XX wieku, to jednak wciąż
pojawia się on stosunkowo często w popkulturze. I choć z pewnością
nic nie przebije popularności serii „Powrót do przyszłości”,
to wciąż pojawiają się nowe wątki w pozornie wspaniałym pomyśle
podróży w czasie. Jednym z nich jest chociażby idea porzucenia
maszyny do podróży w czasie na rzecz talentów jednostki, zazwyczaj
samoistnych. Chociaż z drugiej strony, czymże innym była mania
filmów w stylu „Jankes na dworze króla Artura”? Zeszły rok
miał tendencję do odgrzebywania tego pomysłu, chociaż w sposób
bliższy człowiekowi i na zdecydowanie krótszą czasowo skalę, na
tyle krótką, że konsekwencje przeskoków i tego co się w nich
zrobiło daje się odczuć jeszcze za swojego życia.
Tak, tak, opowiadanie „i może
jeszcze stolicę” jest jakby kolejnym zlepkiem popularnych tematów,
zarówno podróży w czasie, jak i idei „kraj swój widzę
wielki/miasto swe widzę wielkie” które wrocławski czytelnik
fantastyki zna chociażby z twórczości Szmidta czy Ziemiańskiego.
Wot, zgrabne opowiadanko, które dobrze się czyta, i nie byłoby o
czym pisać gdyby nie dwa aspekty. Pierwszym jest „poznańskość”
opowiadania, bo chociaż nie bije ona jakoś czytelnika po gałach,
to bez jednej z typowych cech poznaniaków cała idea przeniesienia
Sejmu do Poznania by legła w gruzach. Trzeba też przyznać, że
autor, choć nie pochodzi ze Szczecina i z jego krótkiej biografii
nie wynikają żadne powiązania z tym miastem, to zgrabnie wplątuje
wątki zdecydowanie szczecińskie w to opowiadanie, co jako osoba
urodzona w tym nadmorskim-nienadmorskim-ajednaknadmorskim mieście
doceniam.
Drugim, jest rola pozornie głupich pomysłów, lekko
rzuconych idei, często ironicznie, często błędnie
interpretowanych przez innych... i stających się wielką ideą
która zostaje zrealizowana. Dopiero przykłady które chciałem tu
przytoczyć, dają mi do zrozumienia, że może ten Poznań stał się
tylko pretekstem do napisania... tak, tak właśnie, o Szczecinie, o
akcji odzyskania pomnika Colleoniego z Warszawy i przeniesienia go do
Szczecina? W pewnym sensie, opisy wydarzenia jakoś silnie kojarzą
mi się z powrotem włoskiego kondotiera... tylko że Adalberto miał
na imię Robert...
Instrukcja numer 9
Tymczasem w wiosce fantasy... |
Trzeba przyznać, że akurat Instrukcja
nr 9 wali czytelnika swą poznańskością że ho, ho. Targi
Poznańskie, dziejąca się akurat w tym okresie rozbudowa dworca
Poznań Główny, wydawałoby się, że to musi być o Poznaniu. A
jednak... MTP łatwo dałoby się na warszawski Torwar, dworzec...
można by wziąć dowolny większy dworzec kolejowy w Polsce,
chociażby tej wielkości węzeł kolejowy jak Krzyż czy Kutno,
mieszczące się przecież w nie tak wielkich miastach, tylko wyciąć
krótka wstawkę o Poznań City Center... bo kwintesencją
poznańskości jest tutaj nie Poznań, ale pobliskie Gniezno,
pierwszej stolicy Polski. Całość opowiadania kręci się przecież
wokół pradawnych wierzeń słowiańskich, wokół powrotu do
dawnych wierzeń. Chociaż całość osadzona jest w klimatach
post-apokaliptycznych, to przecież trudno tu nie znaleźć odwołań
do wzrastającej popularności ruchów pro-słowiańskich.
Największa zaleta opowiadania: bezduszność stylu, bezosobowość
przekazu, jego bezemocjonalność, pod którą przecież ukrywa się
straszną tragedię bohatera, który nawet nie pojawia się w
opowiadaniu. Równocześnie połączenie pradawnych wierzeń z
nieuchronnością wielkich tragedii skojarzenia z wielkim Cthulhu.
Zmiana warty
Na Pyrkonie można też spotkać obrońców amerykańskich miast |
Podsumowując książkę „Poznań Fantastyczny. Miasto Wyobraźni” stwierdziłem, że jest to książka która łączy pierwsze i ostatnie opowiadania. Tym spoiwem była jakość tych opowiadań, i pozornie przypadkowa zbieżność ich ułożenia która stanowiła silną wartość dodaną. Choć w „Miasto 2.0” o kolejności też decydowała jakość opowiadań, to znów zauważa się że opowiadania pierwsze i ostatnie łączy jakaś niewidzialna więź. I jak opisując architekta nawiązałem do dręczącego Ziemiańskiego pytania o jakieś ukryte przesłanie zawarte w budowie miasta, tak i tutaj istotą opowiadania jest jakieś ukryte przesłanie, jakaś nadrzędna idea, nadrzędna istota sprawująca nadzór nad miastem. I właśnie genius loci, tajemniczy fluid sprawczy, eteryczny a nawet bezpostaciowy niebyt-strażnik jest treścią opowiadania. Nie-byt, który przenosi się z istoty na istotę, wieczny obrońca, który choć ma swoją postać – to przecież nie istnieje w żaden sposób.
No cóż, pora na podsumowanie. Po raz drugi Wydawnictwo Miejskie Poznania wzięło się za ideę Poznań Fantastyczny i z pewnością można mówić, że jest efekt to Idea 2.0, że nowy Poznań Fantastyczny to książka w wymiarze 2.0. To już nie książka dwóch dobrych opowiadań i wypełniacza, to już nie książka w której Poznań jest wciśnięty na siłę. To, co otrzymujecie kupując miasto 2.0 to zbiór dobrych (a nawet bardzo dobrych) opowiadań, co istotne – to także zbiór opowiadań o Poznaniu a nie tylko opowiadań umieszczonych w Poznaniu. Słowem, książka warta swojej ceny – a nawet jej wielokrotności. Choć miejmy nadzieję, że WMP nie wykorzysta tej opinii jako argumentu za podwyżką ceny...
A jakby ktoś miał wątpliwości - to tak, tak, oprócz okładki książki Miasto 2.0 to wszystkie zdjęcia pochodzą z Pyrkonu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)