To był chyba najstarszy smok Fantastycznego Wrocławia. Stare, wyliniałe smoczysko, sama skóra i kości – i
to wcale nie w przenośni. Starość zasuszyła go od środka już
wieki temu. Wyschnięta skóra kurczyła się na nim coraz bardziej,
coraz szczelniej opinając kości. Choć w miarę, jak smokowi
ubywało wagi i skóra miała coraz mniej do opinania, to i tak jej
wysuszenie postępowało znacznie szybciej, a wierzchnia warstwa
ochronna wyglądała jakby miała zaraz popękać z tego naprężenia.
O pokrywających go dawno temu łuskach ze złota i kamieni
szlachetnych zapomnieli już dawno mieszkańcy placu Nankiera.
Zauważyłem go przypadkiem, gdy szukałem Ogrodu Aniołów. Na szybko pstryknąłem zdjęcie, aby go nie
zapomnieć, planowałem go jednak odwiedzić za jego życia. Jednak w
trakcie remontu Cepelii, nad którą wisiał, smok zniknął. Pomyślałem,
że widać remont to za dużo na tak już osłabionego gada. W końcu każdy z
nas chyba wie, jak męczący potrafi być nawet remont u sąsiadów, ze swoim hałasem, pyłem, itp. Łudziłem
się, że może jedynie tymczasowo przeniósł się gdzie indziej, a
kiedyś wróci na swoje stare legowisko.
Gdy budynek zalśnił nowym blaskiem,
wciąż z nadzieją zaglądałem. I każde odwiedziny napełniały
mnie coraz większą pewnością, że już nie wróci na swoje
miejsce. Gdy przechodziłem po raz kolejny, z daleka ujrzałem smoka
– i już nadzieja wróciła w me serce. Niestety, z trochę mniejszej odległości widać było że to inny smok, młodszy, silniejszy. Niechętnie więc
na niego spoglądałem, młodzika który wypchnął z legowiska swego
szacownego poprzednika. A jednak opisać to miejsce trzeba, choćby z
szacunku dla staruszka. Gdzieś w głębi serca ledwo tliła się nadzieja, że to jedynie starego smoka podtuczyli...
I dopiero gdy robiłem zdjęcia smoka,
przyjrzałem się mu z bliska. Przy pierwszych ujęciach jeszcze tego
nie zauważyłem, dopiero przy kolejnych doznałem olśnienia.
Przecież ten „nowy” smok jest równie mizerny, jak ten stary.
Choć pokryto go nową powłoką ochronnych złotych łusek, to pod
ich warstwą widać umęczonego starca. Nadano mu nowego blasku i
splendoru, a nowa skóra z pewnością lepiej chronić go będzie od
chorób i wpływów środowiska, zarówno tych naturalnych, jak
mrozy, deszcze czy grady, jak i od kwasów i innych żrących
substancji jakimi traktuje go nasze zniszczone środowisko. Być może
to dzięki nowej skórze dożyje jeszcze bardziej sędziwej starości –
czego mu z samego serca życzę.
Powiem więcej: mam wrażenie, że
gospodarze opiekujący się jego legowiskiem liczą nawet na to, że
jeszcze dorobi się potomka. Bo jakież inne mogłyby być
przesłanki, aby pod jego legowiskiem umieścić złoty kosz?
Oczywiście, że nie będą mogli zabrać sobie zaraz po zniesieniu
złotego jaja, jakie z pewnością wykluwa tego typu złocisty smok
(bo ten, choć stary, słabowity i schorowany jeszcze do niedawna, w
obronie swego dziedzica raczej znajdzie siły i wigor aby potencjalne
zagrożenie ogniem przegnać), to nie sądzę, aby jego rodzic miał
coś przeciwko aby pozostawić jego opiekunom złote skorupki po
wykluciu „maleństwa”, a i te nie lichą będą miały wartość...