I stało się. Coś co miało być prezentem – stało się też końcem końca. Prezent dla wszystkich – zapowiedzią „więcej już nie będzie”. Lecz może po kolei?
1 grudnia został udostępniony do sprzedaży komiks „Kosmostumostów” będący uwieńczeniem intergalaktycznego (czyli interdyscyplinarnego) projektu L.U.C.a. Poczynając od muzyki, angażując wrocławskich artystów wszelakich branż, stworzył wielkie dzieło przedstawiające na wielu płaszczyznach alternatywną wizję Wrocławia. 6 grudnia, w Mikołajki, komiks został także udostępniony w wersji elektronicznej wszystkim fanom performera na stronie projektu.
To wreszcie komiks sprawił, że przeanalizowałem całą płytę jako całość, a nie jako szereg zebranych pojedynczych utworów, i dopiero teraz zrozumiałem fantastyczny przekaz całości.
Jeżeli szukać fantastyki w utworach L.U.C.a to rozpatrywać tu należy naprawdę wiele warstw. Pierwsza, oczywista i dająca się od razu zauważyć, to jawne nawiązania do znanych dzieł z kanonu tej literatury, jak chociażby Władca Pierścienia, Yoda i bagno Dagobah, matrixowy NEO wybierający pigułkę czy wreszcie tytułowy utwór całości, Kosmostumostów, przedstawiający historię Wrocławia niczym kosmiczny przypadek obrania sobie właśnie tego miejsca za lądowisko przez liczne statki obcych cywilizacji.
„nagle podzieliło nas jak flagę Niemiec,
jak sagę '' Pierścienia'' na trzy,
jedna trzecia w mieście, druga w kraj
coś dla siebie wypatrzyć,
a trzecia jedna trzecia na zachód pobyt bogatszy,
odtąd jak stolec po pomarańczach kontakt będzie
coraz rzadszy,
L.U.C. Kurtynomatura w górę, płyta Kosmostumostów
Drugą warstwę fantastyki odkopuje się, gdy zaczyna się przez utwory analizować pod kątem wrocławskości, szukając miejsc opisanych w piosenkach niczym archeolog ganiający z łopatą po wykopaliskach. Dopiero wtedy zauważa się liczne personifikacje różnych części miasta, takich chociażby jak chore ściany drapiące się z powodu pstrokatych liszajów, budynki odziane niczym ludzie w jesienne peleryny, czy wreszcie rozmawiające ze sobą ulice bawiące się niczym małe dziecko jeżdżącymi po nich samochodami.
„Nocami, kiedy tak wracał a na oczach miał chiński zwiad,
Często rozmawiał z miastem jakby znali się od lat
Tor zasyczał, lampa pisnęła, zaszeleścił kwiat
Jak świr ryknął pierwszy tramwaj nad nim niczym ptak
Przeleciał TIR wysoko wybił go bruku trakt
trach ten w takt pędem wypiął się i krzyknął tak:
„Shake it shake it baby, daleko szybuj”
zaśmiała się Trzebnicka:
dodały małe uliczki
jakby kibicujące jej z trybun.
My robimy lepsze Woogie- Boogie-zawołały tory z nasypu
Ach tam- to były podpaski łatwe jak kontenerek bibuł !
ryknęła Pomorska, mistrzyni miasta poprawiając asfaltu marszczony garnitur,
To nocne zawody typu: rzuty TIRem przez torowisko,
walka o króla tytuł tak tyt a tu liczą się chwyty kokpitu „
L.U.C., Samomasujące się ulice chcą zieleni, płyta Kosmostumostów
Jest jeszcze trzecia warstwa fantastyki, ta najgłębsza i ta najbardziej charakterystyczna chyba dla L.U.C.a. Warstwa surrealizmu wyłaniająca się z jego tekstu, warstwa łączenia ze sobą tysięcy niezwiązanych ze sobą rzeczy, warstwa porównań rzeczy które nie mają ze sobą żadnego podobieństwa, warstwa równania ich mimo braku cech wspólnych. Warstwa ta pokazuje szeroki zakres zainteresowań artysty lecz także pewien chaos w jego myślach – mimo iż pozornie koncentruje się na jednym temacie, to cały czas atakują go pomysły z zupełnie innych dziedzin. I choć w obrębie nawet jednej piosenki nie potrafi się skoncentrować na jednym i pisze o wszystkim, o czym popadnie, to z drugiej strony aż poraża pewna konsekwencja i powtarzalność kluczowych motywów w obrębie całego albumu. Niczym w kosmosie, choć pozornie chaos i entropia zaburza wszelki porządek, to gdy próbować go zrozumieć, nagle okazuje się, że panuje tu jakiś regularny porządek dający się opisać prostymi regułami. Regułami, które równocześnie zaprowadzają porządek w intergalaktycznym chaosie, ale które zaprowadzają chaos w uporządkowanych galaktykach...
Świat wariatów świat wariatów, ale dziadek zrobił
postęp zszedł i przez narciarskie gogle kliknął babcię
zdechłą myszką w kostkę
A babcia zamieniła się w autostrady i w Polsce
zaczęło się żyć lepiej
A dziadek znalazł pracę w bramce opłat i zawsze byli
razem
Pytał co widzą?
Samomasujące się ulice chcą zieleni, L.U.C, płyta Kosmostumostów
Jak podaje artysta, celem komiksu miało być nakłonienie młodych ludzi do odnajdywania swoich pasji. Jednak czytając komiks i równolegle słuchając muzykę, do głowy cisną się skojarzenia z innym dziełem fantastycznej popkultury. Mam wrażenie, że tak jak w przypadku Harry'ego Pottera, tak i tu stworzone dzieło jest jakby swoistą formą autoterapii, rozliczenia się z problemami nurtującymi umysł. Uporządkowana struktura i przedstawione wydarzenia sprawiają wrażenie muzycznej autobiografii, w której L.U.C. przedstawia światu przeżyte problemy aby wyrzucić z siebie jakąś traumę, rozprawić się z nią a następnie dzięki napisanym słowom przeżyć pewną metamorfozę, która pozwala mu wydobyć z siebie pewne, choć specyficzne, to jednak mające tysiące fanów piękno. To próba odnalezienia siebie i dania temu sobie siły do poradzenia sobie z otaczającym światem, nadania mu sensu.Czyż nie jest oczywiste, że styl pisania idealnie pasuje do postaci Telewizorowkręta i jego surrealistycznych opowiadań?
Wciąż pytał co widzą
I co?
I nico,
nie było tajemnicą, że wielu go nie rozumiało
jak ja zamykania stadionów naraz wszystkim kibicom
On zawsze miał swój świat, swe kino z Kusturicą,
żył polepioną imaginacji piaskownicą
L.U.C, Samomasujące się ulice chcą zieleni, płyta Kosmostumostów
Wracając do komiksu. Jeżeli ktoś spodziewał się typowej obrazkowej historii z dymkami, to z pewnością się przeliczył. Papierowe dzieło zespołu L.U.C.a to raczej forma kolorowego albumu z obrazkami i słowami piosenki stanowiącymi jakby wprowadzenie do każdego rozdziału. Co do stylistyki obrazów – tu znów w dzieło wkradło się L.U.C.owski „pozorny chaos”. Obok realistycznych, kronikarskich wręcz obrazków przedstawiających historię Kosmostumostowa znajdujemy pastelowe (z dużą ilością kreski ołówka) malunki Otuchy Ducha Stumostów i Przybycia Nowego Wieku. Te z kolei przeplatają się z komiksową dynamiką, przerysowanymi szarościami i karykaturalnym wyolbrzymianiem (Student to nie Lexus, Sesja nie procesja, Kapitan Życiowa Gleba) czy monochromatycznymi artystycznymi wizjami. Gdyby z całego komiksu wyjąć same obrazki, to pozornie nie widać żadnej spójności czy celowości jego wydania. Jednak traktując całość interdyscyplinarnie („intergalaktycznie”) zauważa się celowość mieszania stylów różnych rysowników. Dopiero wtedy zauważa się, że rysunki są wizualizacją opisanych we wprowadzających je piosenkach treści, a dobór stylu ma na celu podkreślenie przekazu. Wspomniana monochromatyczność ma na celu podkreślenie szarości życia i braku celu lub depresję, pastele niczym w obrazach renesansowych malarzy mają ukazać piękno wrocławskich krajobrazów, symbolizować emocje i dodawać nadziei. I wreszcie najbardziej wyraźny przykład międzygalaktycznego połączenia treści, jedyne w całym komiksie surrealistyczne obrazy idealnie komponują się z równie absurdalną treścią i tytułem V rozdziału, samomasujących się ulic.
Tak więc komiks jest typowym dla L.U.C.a przenikaniem się chaosu i uporządkowania. Porządkiem w chaosie i równocześnie chaosem porządku. Mówiąc językiem fizyków: gdybyśmy na stole położyli obok siebie chaos i porządek i pozwolili działać samoistnej entropii, otrzymalibyśmy kosmos. Albo umysł L.U.C.a...
33 procent to losu wirnik 33 procent czyny osób innych
34 ty
winny i niewinny
a w tobie skarb...
L.U.C., Instrukcja obsługi życia, płyta Kosmostumostów
Hmm.. papierowy komiks zaraz zostanie zakupokliknięty, a co do tematu jego wrocławskości to rzeczywiście jest tam sporo ukrytych treści, np. na slajdzie 34 zarys "złodziejaszków" z neonu na placu Kościuszki. Świetny smaczek, który skłonił mnie to zajrzenia w Google StreetView czy on tam nadal jest :)
OdpowiedzUsuńDexte-rze,
OdpowiedzUsuńOczywiście, że wątki wrocławskie przewijają się przez cały projekt (zarówno przez muzykę, jak i komiks), bo jak często podaje autor w wywiadach, projekt miał być też oddaniem hołdu temu specyficznemu miastu. Co zresztą widać też po doborze artystów - każdy z nich silnie związany z Wrocławiem.
Mnie cieszy, że wątki te, nawet te bardziej subtelne, są zauważane przez Wrocławian, co świadczy że nie tylko L.U.C. kocha to miasto.