niedziela, 2 grudnia 2012

Magia dawnych aptek


Przedzimie, okres kiedy jesień z zimą nie mogą dogadać się kto ma rządzić ziemi, to oczywiście okres królowania chorób i bakterii. Temperatury spadły na tyle, że organizm ludzki się osłabia, ale jeszcze nie na tyle, żeby zmrozić drobnoustroje intensywnie rozmnażające się w wilgotnym powietrzu. Tak więc to i okres, kiedy częściej odwiedzamy apteki. Dziś niczym nie różnią się one od sklepów kosmetycznych czy spożywczych, jednak jeszcze parę wieków nie był to sklep gdzie podaje się tylko zapakowane pudełeczka z opisami zgodnymi z tymi na recepcie, ale miejsce magiczne, gdzie odpowiednio wyszkolony adept wiedzy tajemnej przygotowywał odpowiednie mikstury.
Źródło: strona Muzeum Farmacji we Wrocławiu
Od roku namiastkę tej magii możemy poczuć w Domu Śląskiego Aptekarza, swoistym muzeum poświęconym metodom leczenia. I choć zbieram się od roku żeby je odwiedzić, to jakoś mi się nie udało. I dopiero prelekcja odbywająca się w Muzeum Narodowym sprawiła, że choć trochę poznałem sekrety pradawnych aptekarzy.
A przyznać trzeba, że miejsca to były magiczne. Specjalnie namalowane wzory na ścianach, niczym celtyckie runy zdrowia, sprawiały, że już tylko wchodząc do tego miejsca człowiek czuł się dużo zdrowszy. Potem było jeszcze magiczniej. W aptekach pod czarnym murzynem dostać można było specjalne, egzotyczne speciały, jak choćby proszek z egipskiej mumii mający zapewnić długowieczność. W mniej egzotycznych można było zakupić specjalny proszek zdrapywany ze skóry jaszczurek mający wybawiać od wielu chorób. Oczywiście tak magiczne preparaty sprzedawane musiały być w specjalnie szczelnych pojemnikach, mających zapewnić że magia nie będzie się w sposób niekontrolowany rozlewać po naszym domu, sprawiając że ożyje któryś ze sprzętów gospodarstwa domowego, jak chociażby piec czy widelec. Oczywiście, szczelny pojemnik to za mało, tak więc w domu zakupione preparaty trzeba było odpowiednio schować – np. pod łóżkiem, w najbardziej oddalonym od okna miejscu. Oczywiście, chować należało o północy, w bezksiężycową noc.
Źródło: strona Muzeum Farmacji we Wrocławiu
Choć dziś te medyczne gusła wydają się nam jeśli nie bezdurną magią, to wręcz zabobonami ciemnego średniowiecza, to nauka już dawno się nimi zainteresowała i... chciałoby się powiedzieć, że się z nimi krwawo rozprawiła. I choć część magii została określona jako bezużyteczna, to jednak spora jej część została ujęta w naukowe ramy aby później móc zapanować nad tajemnymi mocami i je ujarzmić. Substancje znajdujące się na skórze jaszczurki okazały się łudząco przypominać wynalezione przecież wiele wieków później antybiotyki, obecnie masowo pakowane w plastikowe blistry. Choć tylko częściowo udało się działanie kolorowych malunków (odwrócenie uwagi wchodzącego od choroby), to chociaż nazwano je ładnie „efektem placebo” - bo przecież najbardziej boimy się nieznanego, a nadanie nazwy czemuś daje ułudę panowania nad tym.
I choć tyle wieków minęło, choć medycyna i farmacja tak mocno posunęły się do przodu, to do dziś nie udało się wyprodukować żadnej z poszukiwanych przez pradawnych alchemików substancji. Do dziś nauka nie zna formuły ani kamienia filozoficznego, mającego przemienić każdą substancję w złoto, ani panaceum, czyli cudownego leku na wszystko. Dziś jedynie możemy poznać warunki ich pracy, chociażby odwiedzając Dom Śląskiego Aptekarza, co zamierzam uczynić na początku następnego roku, o ile wcześniej nie przyjdzie koniec świata.

Informacje praktyczne:
Adres: Wrocław, ul. Kurzy Targ 4
Godziny otwarcia: wtorki, środy, piątki - godz. 10-15, czwartki: godz. 12-17,
ostatnie wejście najpóźniej godzinę przed zamknięciem

Bilety: wstęp bezpłatny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz