Julian Antonisz,Film grozy
Julian Antonisz, Film grozy |
Problemy z internetem pewnego
organizatora konwentów sprawiły, że zamiast pstrykać zdjęcia
fantastycznych strojów mam teraz czas napisać kolejny wpis. A że
zawirowania w pracy pozwoliły być w środę Muzeum WspółczesnymWrocławia, to i nie muszę wybierać o czym pisać.
Bo właśnie w Muzeum Współczesnym
Wrocławia odbyła się w środę prelekcja o wszystkich strachach
PRL-u. Choć podobnie jak w przypadku odsłonięcia Pociągu do Nieba
wszystkie znaki na niebie wskazywałyby, że bunkier na placu
Strzegomskim jest jakimś niesprzyjającym mi ośrodkiem
fantastycznym i znów przesiedzę tamtejszą atrakcję w pracy, to
jednak się udało trafić na prezentację reklamowaną m.in. hasłem
„Nie musisz już oglądać horrorów PRL-u, On za ciebie obejrzał
już je wszystkie”.
Julian Antonisz, Film grozy |
Prezentacja zaczęła się od
przewrotnego filmu Juliana Antonisza „Film grozy”. Wybranie tego
właśnie filmu już z góry zapowiadało, czego nieświadomy niczego
widz może się spodziewać po horrorach tego okresu polskiej
kinematografii.
Potem, w formie wstępniaka można było
się czemu PRL blokował pochód grozy. Problemem była
metafizyczność i odrealnienie świata fantastyki, do którego już
jakże blisko do religii, przedstawianej przez ówczesny system jako
ogłupiające „opium dla mas”. Nie bez znaczenia były też
wielkie ambicje „misyjności” „kina balkonowego”
podpatrującego codzienne życie obywatela (ot, taki ówczesny Big
Brother, co akurat nie dziwi mnie w systemie totalitarnym). Dopiero
później analitycy filmowi podsumowali brak potrzeby straszenia w
polskim filmie. Po prostu ostatnie pół wieku naszej historii
dostarczyło Polakom tyle grozy, że nie potrzebowaliśmy już
powiększać sumy naszych strachów. Jak zgrabnie politycznie
podsumował to jeden z krytyków, „w końcu wampiry wyssały z nas
najmniej krwi”.
Co więc sprawiło, że jednak
pojedynczym filmom udało się przedrzeć przez grube sito
komunistycznej cenzury? Z pewnością pojawiające się okresy, gdy
rząd łaskawie uznawał, że zmęczony walką klas obywatel
zasługuje na kinową rozrywkę. Tak więc na pewien okres kino
pozbywało się swojej „misyjności” i mogło zająć się tym,
co Scoobie-Doo (nie)lubi najbardziej.
Polskie filmy kanadyjskie, czyli
kochane dewizy ślijcie podli kapitaliści
kochane dewizy ślijcie podli kapitaliści
Lokis, kadr z filmu. Źródło: filmyprl.pl |
Tak więc zaczęły się pierwsze
polskie próby z horrorem. Telewizja Polska rozpoczęła cykl
„Opowieści niezwykłe” i „Opowieści niesamowite”. Filmy
powstałe w tych seriach czasami określane są obecnie pojęciem
„filmów kanadyjskich”, bo rzekomo miały zostać sprzedane
telewizji kanadyjskiej (z pewnością za, jakże wartościowe w
Polsce, dolary). Czy telewizja kanadyjska wiedziała o próbach wciśnięcia tych filmów - dziś nie wiadomo, choć wszystko wskazuje raczej o tym, że nie byli tego faktu świadomi. Jednak już same chęci polskich twórców znacząco wpłynęły na ich ostateczną formę:
krótki, stały czas trwania (pół godziny okrojone o czas na
reklamy) czy nagranie na kolorowej kliszy (ewenement w czarnobiałej
ówcześnie telewizji polskiej). To właśnie w tej serii powstał
pierwszy polski film wampiryczny – Upiór.
Kolejny był Lokis (Strzeż się ciąży,
Lokis krąży), i twórczość Żuławskiego, jak chociażby Diabeł.
To dzięki odpowiedniemu podejściu za czasów komuny można było
pokazać polskie zrywy narodowe przeciw rosyjskiemu najeźdźcy.
Przykładem jest chociażby Diabeł, który (jak chyba każdy jego
film) promieniuje mrocznym złem i ohydą godną horroru typu gore.
Wielkie zrywy narodowe stanowią tu jedynie tło dla ukazania
szaleństwa świata pogrążonego w apokalipsie.
Jestem rozczarowany, spodziewałem się
seksu
Plakat filmu "Lubię nietoperze" |
„Jestem rozczarowany, spodziewałem
się seksu. Tytuł wprowadził mnie w błąd. Wiadomo, że jest
zapotrzebowanie na seks” - te słowa pewnego kaprala
podsumowującego premierę Wilczycy doskonale określają kolejną
falę polskiego horroryzmu. Po raz kolejny trzeba przyznać, że
polskie horrory były straszne – jednak nie poprzez strachy w nich
zawarte, a poprzez swój poziom. (Nie w pełni)Straszne historyjki
były jedynie pretekstem do ukazania lekkiej (w obecnych kryteriach)
erotyki na ekranie, błyśnięcia nagą piersią na ekranie. Jeśli
pamiętacie Seksmisję czy KingSize (i wiecie, jak wielką rolę ma w
niej postać Kasi Figury i scena z jej wielką pupą) to macie ledwie
namiastkę tego, co działo się w horrorach. Ten okres to sławetna
Wilczyca i Widziadło. Przeciwstawieniem się tej fali miał być
pierwszy polski horror feministyczny, jednak o poziomie
feministyczności tego filmu przekonać się możemy już po
plakacie. Jak sami widzicie, za oglądaniem horrorów tego okresu
stały zawsze dwa duże argumenty... koniec końców, Lubię
Nietoperze stało się ewenementem raczej z powodu bycia pierwszym
pełnometrażowym horrorem z podtekstami psychologicznymi. Trzeba
przyznać, że wizja pozbycia się problemu wampiryzmu w momencie
utraty dziewictwa trąci tandetnym Freudem i Jungiem.
Kadr z filmu Klątwa Doliny Węży |
Potem było Medium, jak podkreślał
autor prezentacji, „jedyny dobry polski humor” i film, który
złotymi zgłoskami na trwałe już chyba zapisał się w historii
polskiej kinematografii. Film, który samemu udało mi się obejrzeć
w kinie, mimo iż brakowało mi jeszcze trochę do wymaganych12 lat
(i wtedy nastraszył mnie tak bardzo, że przyznałem, że nie
powinni na niego wpuszczać tych co nie mają 12 lat). Film tak
strasznie kiepski, że od niego nagrodę za najgorszy film nazwano
Złotymi Wężami – tak, tak, mówię oczywiście o „Klątwie
Doliny Węży”. Gdy na prelekcji przypomniałem sobie kawałek
filmu, to aż mną przejęła groza, że można było zrobić tak
kiepski film...
PRL-owski pochód grozy zamknął
Powrót Wilczycy – jeden z nielicznych w tamtym okresie sequeli...
„Jak Pani stwierdziła na sobie, jest
Pani tak przerażona filmem, że aż strach. I teraz jak Pani wyjdzie
Pani na ulicę, to poczuje się Pani szczęśliwa. Czy czuje się już
Pani choć trochę szczęśliwsiejsza?
Aaaaa... WAMPIRYYYY!!!”
Julian Antonisz,Film grozy
Julian Antonisz,Film grozy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz