Co było przyczyną tego wypadku? Sam
nie wiem. Ot, przed plenerem poszedłem sprawdzić jedno z miejsc,
okolice kamiennej baszty obronnej. Miejsce ciekawe, oczyma wyobraźni
już rozstawiałem poszczególnych wojów na miejscach, gdy sponad
głowy usłyszałem rumor, jakby lecących kamieni. Na swoje
szczęście nie zdążyłem podnieść głowy do góry – pierwszy z
kamulców uderzył mnie w plecy, dzięki czemu upadłem tak
fortunnie, że żaden kolejny nie roztrzaskał głowy. Uderzenie było
jednak tak silne, że od razu straciłem przytomność...
<trzask>
Czuję się jakoś tak dziwnie. Nie
pamiętam przeszłości, nie wiem, gdzie jestem ani jaki mamy dzień.
Oczyma widzę scenę pożegnania jakiegoś wieśniaka z płaczącą
matką, a równocześnie czuję się jakbym to ja nim był. Ostre
szarpnięcie w lewym barku w momencie, kiedy żołnierz łapie chłopa
za ramię daje mi wyraźnie do zrozumienia, że to ja, wyszedłem z
siebie i stoję obok. Gdzieś za mną nerwowo łopocze skrzydłami
kura, trzymana nie wiadomo po co przez siostrę...
<trzask>
… skulony siedzę w krzakach. Oby
mnie nie usłyszeli, choć idąc sami robią tyle hałasu, że raczej
mi to nie grozi. A już przechodząc przez strumień narobili tyle
hałasu, że aż dziwne, że nikt w obozie ich nie usłyszał. W
ogóle, zapuścili się tak daleko na obcy teren, i w ogóle nie
przejmują się, że ktoś ich może zauważyć? Więc muszę pędzić
czym prędzej do obozu, żeby poinformować o wrogu, aby jak
najszybciej ktoś ich pogonił...
<trzask>
… Ubita polna droga, po której
pewnym krokiem schodzi dwóch wojaków, eskortujących nie
stawiającego już oporu rekruta. Już pogodził się z tym, że
nawet jeśli wyjdzie cało z wszystkich wojen, to całą swą młodość
zmarnuje w wojsku...
<trzask>
… rozsypujące się buty od dawna już
uwierają w stopy, niemrawo podnoszone nogi ledwo unoszą się nad
ziemię z każdym krokiem. Żeby chociaż chwila odpoczynku, a nie,
katorżnik zdzieli cię przez łeb obuchem. I jak tu iść, gdy sił
nie ma? Mijamy jakąś pieczarę, doskonałą na nocleg, zwłaszcza
że już pora. Ale nie idziemy dalej, i znów dostaję w łeb
metalową rękawicą?
- Ale za co, panie sierżancie, przecież trzymam tempo?
Ech, dobrze że nie sugerowałem
odpoczynku w tej jamie, to dopiero by mi się dostało. Jednak po
uderzeniu zaczyna mi się kręcić w głowie, zataczam się,
upadam... o dziwo, teraz nie spada na mnie żaden cios. Wręcz
odwrotnie, ten drugi pomaga mi się podnieść, i choć trochę
brutalnie, to odrzuca mnie z drogi na bok, tak, jakby miał zamiar
zrobić tu postój. Bezwładnie lecę na pysk w błoto, i nawet nie
mam siły się podnieść czy chociaż unieść twarz. Kątem oka
dostrzegam, że żołnierze pokazują sobie coś na migi, a potem
skradają się do pieczary. Za chwilę wybiega z niej jakiś chłop w
równie obszarpanych ciuchach jak moje, a za nim goniący go moi
oprawcy. Żeby udało im się go złapać, to może wszystkie razy na
nas dwóch będą rozdzielać...
<trzask>
Dwóch zbrojnych stoi na prowizorycznym
murku z rzuconych byle jak kamieni. Moi pokazują coś tym dwóm, a
oni się rozstępują, aby zrobić nam przejście. Nawet pomagają
nam wejść na tą kamienną palisadę, z której roztaczam się
niesamowity widok na ogromne obozowisko. A w nim typowa wrzawa
wojenna: wielu trenuje walki na miecze, gdzieś młoda matka siedzi z
krzyczącym z radości dzieckiem, niektórzy przenoszą jakieś
ciężkie skrzynie, inni akurat próbują ubrać na siebie stalowe
zbroje. A tam z boku – ło jejku, co to za wielkolud? Jakiś kowal
w swym skórzanym fartuchu musiał wejść na drewniane schodki, żeby
móc poprawić mu hełm. Ale co on robi, przecież on mu zaraz kark
przetrąci, jak mu tak głowę będzie wyginał!!! Zresztą – zaraz
odrywa mu całą tą głowę od ciała, tylko... tylko że jakoś
krew mu z tego nie leci? Coś pogrzebał metalowym sztychem we
wnętrzu tej głowy i... i zakłada mu ją z powrotem na kark, a
potwór nagle rozpościera swe barki, prostuje się... dopiero teraz
widać, jaki on wielki, ze dwóch ludzi wzrostu ma. A więc prawdą
jest, co powiadali, że w naszym wojsku jakiego mechanicznego potwora
stworzyli, coby z nieumarłymi walczyć. To czego się tu bać, on
przecież wszystkich rozniesie...
<trzask>
Dziwne, co ta młódka wyrabia?
Dziewoja niezła, na szlachciankę nie wygląda, ale strach podejść
– przecie to w czerwonych barwach chodzi, wróg znaczy. No
patrzajcie na nią, nie dość, że z koniem gada, to jeszcze mu
salutuje i generałem nazywa. Chociaż fakt, ten salut jakiś taki
fikuśny, jakby z przekory zrobiony, a zaraz mu język pokazuje...
<trzask>
A więc to Licz ich powołał do walki.
Teraz stoi przed swą armią ożywieńców i nawołuje do walki.
Ognista to przemowa, w której każdemu mięso ludzkie obiecano, a
każdy żwawo wymachuje swym orężem. Każdy z nich wydaje z siebie
radosne wrzaski, i choć mowa nie nasza i słów nie da się żadnych
wyłapać, to po ich zachowaniu widać, że każdy się cieszy na tą
ucztę z ludziny.
<trzask>
Nietypowy to żołnierz walczy z
Liczem. Tak jak większość ciężkozbrojnych wyraźnie ma potężne
ciała, tak ten masą nie grzeszy – za to wzrostu jest godnego.
Jednak takie ciało nie idzie w parze z siłą – i choć zbroja
tłumi każde uderzenie Licza, to widać, że ten wojownik raczej nie
ma szansy walczyć przeciwko ciężkiemu mieczowi pana nieumarłych...
<trzask>
Choć Licz dosyć mocno macha swym
ciężkim mieczem, to ciągle nie może uderzyć żwawego młodzieńca
w luźnej białej koszuli. Z pewnością wystarczyłby jeden celny
cios, by powalić wieśniaka – ale najpierw trzeba go trafić. A
ten raczej żwawo odskakuje przed każdym uderzeniem, kręci się
wokół, piruety odstawia – i choć te jego sztylety ledwie są w
stanie się przebić przez skórzaną zbroję Licza, to każda z
tanecznych figur kończy się trafieniem. A z każdym uderzeniem, od
Licza odpada kawałek gnijącego ciała. Ile jeszcze razy musi
uderzyć, zanim ciało Licza straci swą integralność?
<trzask>
Wszelki duch Boga chwali, toż to
diabeł nad wieczorem pędzi, jeszcze zanim słońce zaszło. Zaraz
jednak jego ciało przeszywa strzała. Na chwilę zgubił krok,
potknął się, jednak wciąż biegnie dalej. Oglądam się w
kierunku, z którego przyszła strzała – to skryte w mroku brzóz
leśne elfy mierzą do niego z łuków. Nacięcie cięciwy,
puszczenie, świst – kolejne dwie strzały trafiają w ciało
diabła. Choć nie upada, to siły już nie ma, by biec. I choć już
dużo wolniej, ledwo stawiając kroki, wciąż brnie przed siebie.
Zdeterminowana twarz mówi swym grymasem tylko jedno: ZABIĆ WROGA!!!
Za chwilę kolejne strzały trafią w jego ciało, aż wreszcie
upada.
<trzask>
- Tam chyba ktoś jest pod tym zwalonym wapiennikiem!!
A więc to wapiennik, a nie baszta? A
cóż to za różnica, wapiennik czy baszta, musiało się to na mnie
zwalić? Na szczęście chyba mnie usłyszeli, słyszę tupot
biegnących stóp, za chwilę też słyszę, jak odwalają
poszczególne głazy. A więc jestem uratowany. Gdy wreszcie mnie
odkopują, widzę, że powoli już zmierzcha. Na szczęście to
znajome twarze, wciąż jeszcze przebrane w stroje – a więc to
wciąż jeszcze niedziela, a oni wciąż kręcą ten film – trailer
do Teomachii. Stroje naprawdę świetne, charakteryzacja też – a
mnie to wszystko ominęło. Zamroczony umysł jedynie stworzył
jakieś rozmyte wizje tego, czego się dziś spodziewałem... gdy
mnie wyciągają, ktoś zauważa leżący obok aparat. Na rozbitym
szkle wyświetlacza widać jakieś zdjęcie... za chwilę się
zmienia, i kolejne, kolejne, dokładnie tak samo, jak z opóźnieniem
pokazują się w trybie seryjnego robienia zdjęć. I każde z nich
takie samo, jak to co widziałem w swoich majakach. Więc co tu się
dzisiaj stało???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz