Zwiezdnyje Wojny - radziecki plakat filmowy |
Długo zastanawiałem się, od czego zacząć tą relację. I doszedłem do wniosku, że chyba jednak do przyznania się do herezji: kiedyś nie przepadałem za Gwiezdnymi Wojnami. No cóż, kiedy Kosmiczne Jaja wchodziły na ekrany kinowe, zdecydowanie bardziej były na poziomie rozwoju niż pełne efektów specjalnych Gwiezdne Wojny. Tak, to jeszcze nie był czas na czytanie Władcy Pierścieni (mimo fascynacji hobbitem), Pana Tadeusza (które to pierwsze próby też gdzieś w tym samym okresie się pojawiły) czy właśnie na oglądanie Gwiezdnych Wojen.
I takie to błędne mniemanie o pierwowzorze i jego imitacji długo żyło w moim mózgu, i dopiero gdzieś tak dwa lata temu, po pierwszym kontakcie z kimś biegającym w koszulce Wrocławskiego Fanklubu Gwiezdnych Wojen stwierdziłem, że pora zweryfikować swoją opinię. I choć tą weryfikację Gwiezdne Wojny przeszły pozytywnie, to sentyment do Kosmicznych Jaj pozostał (i akurat tego filmu może lepiej nie weryfikować ponownie?).
Więc gdy Klub Badaczy Popkultury „Trickster” organizował konferencję naukową „Kultura Gwiezdnych Wojen” to oczywiście najbardziej utkwiły mi w pamięci wątki humorystyczne. Ale może trochę bardziej po kolei?
Przemek Dudziński opowiada o odbiorze sagi w PRL-u |
Z przyczyn organizacyjnych piątek musiałem sobie odpuścić. Sobota – zainteresował mnie blok o odbiorze Gwiezdnych Wojen w wybranych krajach. Z zupełnie nieprzypadkowych przyczyn trafiło na kraje, w których Gwiezdne Wojny miały „pod górkę” - czyli w prl-owych realiach Polski, w Związku Radzieckim i we Francji.
Blok „Gwiezdne wojny w krajach socjalistycznych” rozpoczął Przemek Dudziński. Po kilku jego prelekcjach wiem już, że to pewniak, prelekcja będzie przeprowadzona naprawdę fachowa, na dodatek w jednym z dwóch wspaniałych klimatów: albo powieje klimatem Bareji, albo otoczy nas kosmiczny patos i przepych Kraju Rad (wybór jednego z tych klimatów zależy bardziej od tematyki prezentacji niż od samego prowadzącego). Że jednak Gwiezdne Wojny to zgniły produkt burżuazyjnego kapitalizmu, to patos i przepych odpadał, bo przecież gwiazdy nie radzieckie, pozostał Bareja. I trzeba przyznać, że jak zwykle Przemek w tej kwestii stanął na wysokości zadania, opowiadając chociażby o „kosmicznym westernie” czy (sic!) „GNOMIE YODZIE”, jak o filmie rozpisywały się prlowskie gazety na przełomie lat 70 i 80-tych. Oczywiście, przy ówczesnym przepływie informacji, tego typu perełek musiało się pojawić więcej w polskiej prasie, i Przemek ochoczo przedstawiał kolejne zgromadzonej publiczności. Tak więc było o „śniegołazach”, quasi-naukowych opisach budowy robota artoo-detoo (pisownia oryginalna za polskimi gazetami) czy filmie gnozy (nie mylić z grozą!).
Zwiezdnyje Wojny - hamerykańskij łestern? |
Kolejną prelekcję przeprowadził Jędrzej Paulus. Trzeba przyznać, że trafił mu się temat jeszcze bardziej odważny: o odbiorze tego „zgniłego kapitalistycznego filmu” na terenie Imperium Radzieckiego. Tak, tak, nagle wyjaśniło się, kto narzucił Polakom taki a nie inny odbiór: szalone idee „kosmicznego westernu” powstały w chorym umyśle radzieckiej dziennikarki, notabene o polsko brzmiącym nazwisku „Warszawska”. No cóż, skoro film postawiony został na równi z jeansami i gumą do żucia, to i dobór sformułowań musiał być odpowiedni, aby pokazać jak błędny ideowo jest to film. Nie obyło się więc bez księżniczki z okrągłą buzią (patrz: walka klas), wiejski chłopak (czyt. wioskowy głupek, nie patrzyć na walkę klas), rycerz okrągłego stołu (patrz: walka klas), człowieka-małpy czy powoływania się na straszenie ludzi laserowym promieniowaniem. No cóż, z pewnością pani Warszawska specjalistą od propagandy była, gorzej chyba jednak jej szło ze znajomością kosmosu i fizyki. Choć to i tak lepiej w porównaniu do autorów radzieckich autorów plakatów filmowych. Z artykułów pani Warszawskiej wynikało chociaż, że dziennikarka chociaż widziała fragmenty filmów. Gdy patrzy się na plakaty promujące Gwiezdne Wojny, człowiek ma pewność, że graficy „ideowo skażonych” Gwiezdnych Wojen zapobiegawczo nie oglądali, a swoje plakaty opierają na szczątkowych relacjach kogoś, kto być może film oglądał.
Konferencja była też okazją do dyskusji i wymiany poglądów |
Julian Jeliński - król parodii starwars :) |
Gwiezdne Wojny - wydania 18+ |
Był jeszcze Dawid Głownia, pokazujący, jak poprzez nieudane podróbki ośmieszyły się kinematografie kilku wielkich mocarstw, niektóre nawet dwukrotnie. Była Kamila Kowalczyk opowiadająca o porno-parodiach, ale nad tym tematem nie mogę się rozwodzić, bo na bloga zaglądają też niepełnoletni. Było jeszcze wielu innych znamienitych prelegentów, jednak klimat Kosmicznych Jaj tak zdominował mój odbiór konferencji, że teraz ciężko mi pisać o tych bardziej naukowych tematach. Były prelekcje dla tych, których uwielbienie dla Gwiezdnych Wojen ogranicza się tylko do filmowych epizodów, były też i takie, które docenić mogli tylko ci, którzy Gwiezdnym Wojnom poświęcili swoje życie – słowem były tematy ciekawe dla wszystkich fanów StarWars. Można było przekonać się, że światek fanów pełen jest nie tylko tolerancji dla różnych, najbardziej nawet szalonych przeróbek pierwowzoru, ale także pełen jest ludzi o wyobraźni tak szerokiej, że ich hobby nie ogranicza się tylko do pasywnego pochłaniania filmów. I myślę, że to właśnie, obok genialnego pomysłu Georga Lucasa, wpływa na ponadczasową popularność gwiezdnej sagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz