Każde dziecko mogło sobie zrobić zdjęcie z R2D2 |
Kosmiczny Dzień Dziecka... zapowiedzi
były ogromne. Gwiezdne wojny w Pasażu Grunwaldzkim, „po prostu
kosmos” w Hali Stulecia. No i roboty na Bielanach, ale to już był
trochę zbyt duży rozrzut.
Zacząłem od Pasażu Grunwaldzkiego,
bo najbliżej. Tutaj faktycznie rządziły Gwiezdne Wojny. Wokół
sceny zgromadzone atrakcje: wystawa starwarsowych rekwizytów, obszar
do zabawy klockami Lego Star Wars, mini-studio fotograficzne,
kosmiczna strzelnica no i scena, wokół której rozgrywał się
trening rycerzy Jedi.
Wystawa – to kilkadziesiąt figurek z
postaciami z Gwiezdnych Wojen, obejmująca także kosmiczne pojazdy.
A więc są tu szturmowcy na swych pojazdach, jest transporter klonów
chroniony w trakcie desantu przez bojowego drona. No i oczywiście
AT-AT, T-wingi, X-wingi, Imperial Star Destroyer - a nad wszystkim góruje popiersie C-3PO.
Ministudio fotograficzne to z kolei
świetna okazja do zrobienia sobie zdjęcia na tle obrazka z
gwiezdnych wojen, obok gwiezdnowojennych postaci. Do wyboru było
kilka masek, więc można było sobie zrobić zdjęcie udając
Chewbakę czy mistrza Yodę. A wszystko w asyście chociażby rycerza
Jedi czy Ahsoki. Oczywiście, po odstaniu w kolejce można było
dowolnie fotografować przy pomocy własnego sprzętu, jednak o z
góry wyznaczonych godzinach były też wykonywane profesjonalne
zdjęcia. Jeszcze trochę cierpliwości i gotowe, papierowe zdjęcia
można było zupełnie za darmo odebrać pod sceną.
W ramach szkolenia, mistrzowi Jedi przyszło walczyć zarówno z przedstawicielami jasnej, jak i ciemnej strony mocy |
Tymczasem na scenie odbywał się
regularny trening rycerzy Jedi. Każdego padawana czekała nauka
walki na świetlne miecze, połączona z równoczesnym wydawaniem
okrzyków bojowych mających odstraszyć wroga, a do tego strzelanie
na kosmicznej strzelnicy. Przy okazji wyszło, że w kwestii
odstraszania wrogów krzykiem o wiele skuteczniejsze okazały się
dziewczynki. Pozostaje pytanie: czy to faktycznie większe
zaangażowanie w walkę, czy próba wystraszenia przeciwnika żeby
nie trzeba się było z nim bić, czy po prostu małe kobietki nawet
na czas walki nie potrafiły sobie przerwać rozmowy? Bo w bitewnym
zgiełku trzeba przecież krzyczeć głośniej, aby ktoś cię
usłyszał – więc może to nie odstraszający krzyk był a próba
plotkowania o tym, co robił ostatnio Luke z Leią?
Szturmowiec podduszany przy pomocy mocy przez padawana |
Oczywiście, cóż to byłby za Jedi,
który nie umie posłużyć się Mocą? Tak więc na szybko złapany
szturmowiec posłużył za pomoc naukową. Każdy z adeptów Mocy
próbował poddusić wspomnianego żołnierza Imperium, oczywiście
nie zabijając go – bo przecież szturmowiec był tylko jeden, a
adeptów wielu. Oczywiście, do prostych to nie należało, bo Moc
nie do końca dawała się opanować początkujących kadetom. Tak
więc zamiast prób podduszenia, czasem w wyniku działania Mocy
szturmowiec próbował zdjąć hełm czy buty, albo przyciągany był
w kierunku adepta, że nie wspomnę o napadach przyjazności – i
nagle postanawiał przybić piątkę padawanowi, który przecież
próbował go udusić.
Prawda, że moje najładniejsze - czyli konkursowe emocje |
Oczywiście, zanim padawan stanie się
prawdziwym żołnierzem Rebelii, należy złożyć przysięgę. Tak więc
każdy, kto przeżył szkolenie, stawał na scenie po czym publicznie
przyrzekał, że stać będzie na straży porządku (zarówno w
kosmosie, jak i we własnym pokoju), że intensywnie się będzie
uczył (zarówno w akademii Jedi, jak i ziemskiej szkole), no i żeby
mieć siłę – będzie grzecznie jadł wszystkie posiłki, włącznie
z brukselką, groszkiem i innym zielonym zielskiem. No, może z
pominięciem zupy mlecznej, bo ta jak się okazuje nie wzbudza
wielkiego entuzjazmu wśród Mistrzów Jedi.
Wspomniałem jeszcze o klockach Lego
Star Wars. Tak, tak, kolejna atrakcja to układanie figurek i postaci
gwiezdnowojennych z klocków. Do dyspozycji dzieci były wspomniane
zestawy Lego Star Wars, z których dzieci mogły ułożyć co im się
tylko chciało – a co godzinę wybierane były najciekawsze
konstrukcje.
Chaos porozrzucanych klocków niczym chaos bezgranicznych przestrzeni Kosmosu |
Główna atrakcja wystawy figurek - C-3PO |
Po zaliczeniu atrakcji w Pasażu
Grunwaldzkim, pozostała Hala Stulecia. Niestety, ostatnio ulica
Curee-Skłodkowskiej wygląda jak po ostrzale przez Gwiazdę Śmierci,
dlatego poruszanie się nią zarówno samochodami, jak i na piechotę
nie należy do wielkich atrakcji. Dlatego na parkingu pasażu
wypatrzyłem X-winga z kluczykami pozostawionymi w stacyjce.
Niestety, to co zobaczyłem przy Hali Stulecia nie napawało mnie entuzjazmem.
Kosmiczna architektura która miała się okazać grą plenerową nie
dała się odnaleźć nigdzie wokół hali, z kolei w środku też
widać było jedynie jakieś zwykłe warsztaty artystyczne dla
dzieci, gdzie miał być mały inżynier – tego w ogóle nie wiem.
Dodam, że „Zaczarowany autobus” okazał się „piłkowym
basenem” od tych w centrach handlowych różniącym się tym, że
był zainstalowany w autobusie więc był totalnie mobilny. Słowem,
atrakcji kosmicznych brak, pozostało odstawić X-winga na swoje
miejsce na parkingu, a następnie wrócić już całkowicie ziemskim
tramwajem z zeszłego wieku do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz