Pamiętacie „straszydła” z kina Helios? Dochodzą mnie słuchy, że do Wrocławia zbliżają się
kolejne. Gdzieś w otchłaniach ładowni jednego z tysięcy statków
zmierzających ku Polsce zaszyły się kolejne. Można przypuszczać,
że wykorzystały jakieś odległe efekty przetarcia rzeczywistości
i teraz pragną dostać się do Wrocławia, aby skorzystać z
kolejnej Niewidzialnej Biblioteki i powrócić do swojego świata? A
może to kolejne potwory próbujące zachwiać chybotliwą już
równowagę walk między alienem i predatorem w holu kina Helios? Czy
jedna ze stron tego konfliktu osiągnie przewagę, a Wrocławiowi
zagraża zniszczenie przez wygraną rasę i kolonizacja przez hordę
potworów? Z tak szczątkowych informacji ciężko na razie cokolwiek
wnioskować, ale z pewnością będę monitorował tą sprawę.
niedziela, 25 marca 2012
wtorek, 20 marca 2012
Na granicy różnych Rzeczywistości
Próby poznania strategii walki z potworami |
Kto czytał Pratchettowski Świat
Dysku, z pewnością słyszał o Niewidzialnym Uniwersytecie.
Strzelista wieża, którego ledwie namiastką we Wrocławiu jest
nieotwarty jeszcze Sky Tower, ukrywa bibliotekę. Moc zawarta w
spisanych tam księgach potrafi prawie* wszystko, włącznie z
zakrzywieniem L-przestrzeni. Tylko dzięki temu zjawisko możliwe
jest otwarcie bram pomiędzy światami (wszechświatami) równoległymi
i poznanie przez nas Świata Dysku.
Rekwizyty do gier |
Jak wspomina autor parokrotnie,
otwarcie bram między wszechświatami stwarza ogromne zagrożenie, że
przez naruszoną osnowę rzeczywistości przedostaną się straszne
potwory, zagrażające światu do którego się przedostały. Po
stronie Dysku bezpieczeństwo zapewnia małp... AUĆ! Znaczy się,
bezpieczeństwo zapewnia orangutan dbający o bibliotekę
Niewidocznego Uniwersytetu, po naszej stronie bezpieczeństwo
zapewniają na szczęście członkowie wzmiankowanego już wcześniej
Stowarzyszenia Wielosfer. To oni z miesięcznym zazwyczaj
wyprzedzeniem wiedzą, w której wrocławskiej bibliotece nastąpi
przerwanie rzeczywistości i odpowiednio wcześniej wysyłają tam
swoją ekipę. Oprócz zapewnienia bezpieczeństwa, ważne jest też
zapobieganie panice. Jak pokazują bohaterowie wielu książek
fantastycznych, najskuteczniejszym sposobem okazuje się nie
zatajanie faktów (wokół tajnej amerykańskiej Strefy 51 krążą
już takie mity, że momentami można zwątpić czy Apokalipsa już
dawno nie nastąpiła), ale wręcz odwrotnie – upublicznienie
tajemniczych wydarzeń maksymalnie szerokiemu gronu, z przygotowanym
wcześniej odpowiednio logicznym wytłumaczeniem. Pamiętacie efekt w
Pieczyskach z Zapachu Szkła? A może polskiego agenta z Ucieczki z Festung Breslau (i nie mówię tu oczywiście o Hansie Klossie)?
Jeśli tak, to już wiecie o czym mówię.
I jak tu wierzyć prawom fizyki? |
Niech nie zmyli was pozorna różnica w
nazwie wydarzenia, bo przecież znaczenie słów pozostaje to samo, a różnicę
można zwalić na tłumaczenie polskiego wydawcy serii Świata Dysku.
Wystarczy przyjść samemu, aby przekonać się że w Niewidzialnej
Bibliotece spotkać można światy obce Ziemi. Tak więc pojawia się
tu pratchettowskie Ankh-Morpork, pojawiają się moskiewskie zombiaki
znane chyba z serii Metro 2033, nie obejdzie się oczywiście bez
sławetnego Jakuba Wędrowycza. Z góry muszę zapobiec waszym
obawom, tych potworów nie trzeba się bać. Na szczęście,
organizatorzy sprawili, że potwory pojawiają się w postaci
bezpiecznej dla uczestników, bo pojawiają się w postaci gier
planszowych czy karcianych. Tak więc każdy przychodzący może
spróbować swych sił w walce o zachowanie naszej Rzeczywistości i
choć trochę odciążyć Wielosfer od ich ciężkiej pracy, nie
ryzykując jednak niczym w razie przegranej. Możecie sami sprawdzić,
czy zombiaki lepiej zatrzymuje moskiewski koktajl Mołotowa, czy
podlubelska kosa i bimber. Równie dobrze może spróbować zająć
miejsce Lorda Vetinariego panującego w Ankh-Morpork, choć do
wyboru pozostaje także rola Kapitana Marchewy. Zarówno dla
wiecznych ślamazar jak i dla będących w ciągłym ruchu istnieje
możliwość poznania świata pędzących żółwi, gdzie nic nie
jest takie, jak u nas. Można nawet próbować wczuć się w
architekta – tworząc wieże i inne konstrukcje przeczące ziemskiej fizyce. Choć byłem już świadkiem kilku „przetarć
rzeczywistości” w kilku różnych Bibliotekach, to wciąż nie
znam jeszcze wszystkich potworów, które przychodzą odwiedzić
Miasto Spotkań Różnych Rzeczywistości.
Członkowie Wielosferu z chęcią wytłumaczą zasady gier |
PS. Na czas trwania Niewidzialnych
Bibliotek, zalecam nie próbować niszczyć książek czy zmieniać
ich porządku. W końcu nigdy nie wiadomo, czy „przetarcie
rzeczywistości” nie pozwala na krótkotrwałe odwiedziny
Bibliotekarza z biblioteki Niewidocznego Uniwersytetu. Zresztą na co
dzień też nie polecam, bo niezbadane są L-przestrzenie. Proszę
czytać spokojnie, nie wyrywać kartek i nie przeginać grzbietów.
* prawie – nie potrafi jedynie
odczarować panującego tam orangutana – Bibliotekarza do
oryginalnej postaci. Ale to tylko z powodu celowego zniszczenia przez
samego niezainteresowana ksiąg zawierających odpowiednie zaklęcie.
To zresztą jedyny przypadek wandalizmu książkowego zanotowanego w
Niewidzialnej Bibliotece, nawet uwzględniając mole książkowe.
czwartek, 15 marca 2012
Konkurs, czyli książki do rozdania
Andrzej Ziemiański, Pomnik Cesarzowej Achai (zapowiedź okładki) |
Imperium karmi się krwią swoich żołnierzy.
Wieczne wojny pochłaniają wciąż więcej i więcej istnień. Szkoda czasu na szkolenie żołnierzy – wystarczy, że potrafią stać w szeregu i trzymać karabin. Strzelać nauczą się w boju.
Oto cena przetrwania tysiącletniego cesarstwa.
Pomnik Cesarzowej Achai, zapowiedź
Wieczne wojny pochłaniają wciąż więcej i więcej istnień. Szkoda czasu na szkolenie żołnierzy – wystarczy, że potrafią stać w szeregu i trzymać karabin. Strzelać nauczą się w boju.
Oto cena przetrwania tysiącletniego cesarstwa.
Pomnik Cesarzowej Achai, zapowiedź
Z pewnością fani Andrzeja Ziemiańskiego już wiedzą, że wkrótce, bo 4 kwietnia, odbędzie się premiera kolejnej jego powieści, Pomnika Cesarzowej Achai. Oczywistym wydaje się skojarzenie, że będzie to kontynuacja znakomitej Achai, opowiadającej o zmiennych losach księżniczki Troy, której losy raczej nie kojarzą się z dworskim życiem. Zapewne nowa książka ta nie będzie zaskoczeniem dla uważnych czytelników, bo już w samej Achai pojawiają się pewne napomknienia sugerujące, że Achaja nie stanowi zamkniętej całości, a gdzieś w odległej dla bohaterów przyszłości pojawią się wydarzenia, które jeszcze nie pasują do tego, co działo się w dawnym świecie Achai.
Ktoś zastanawiałby się, czemu
wspominam o tej książce, która (poza osobą autora) nie ma żadnego
związku z Wrocławiem. Otóż dzięki wspaniałomyślności wydawcy
książki, wydawnictwa Fabryka Słów, będę miał dla Was 2 książki
do rozdania. Obydwie do wydania tylko dla wiernych fanów Achai. Aby
udowodnić, że się do nich zaliczacie, musicie się wykazać co
najmniej dobrą znajomością książki i udzielić odpowiedzi na co
najmniej jedno pytanie konkursowe.
Pierwsze pytanie wymaga wyłącznie
znajomości książki, a brzmi ono:
Motyw z okładki książki A. Ziemiańskiego "Achaja", t. 1 |
1. Podaj gdzie w Achai (w dowolnym tomie)
pisarz zapowiada przyszłe wydarzenia (nie opisane w Achai) i
sugeruje, że wydana zostanie kolejna część Achai?
Wśród wszystkich autorów odpowiedzi
wylosowana zostanie pierwsza z książek. Druga wymagać będzie nie
tylko znajomości książki, ale także wykorzystania własnej
wyobraźni. Aby ją wygrać, należy trochę dokładniej wgryźć się
w wizje przyszłości i po krótce opisać
2. Jak
według Ciebie wyglądać będzie świat przedstawiony w „Pomniku
Cesarzowej Achai”
Motyw z okładki książki A. Ziemiańskiego, "Achaja" (tom 2) |
Achaja, księżniczka królestwa Troy z tatuażem luańskiej kurtyzany |
Do Waszego wyboru pozostawiam, jaką część
wizji chcecie opisać: fabułę, interakcje między bohaterami,
stosunki geopolityczne, bronie stosowane w nowych częściach. Można skupić się na kontekście książki, można skupić się na jednym z wielu wątków, można wreszcie opisać jak te wątki splotą się w jedną całość. Druga
książka powędruje z pewnością do twórcy najciekawszej wizji,
nawet jeśli nie do końca utrafi w pomysły autora (choć nie
dopuszcza się zupełnej dowolności, opisy choć trochę muszą się
zgadzać z tym, co zapowiadają postaci opisane przez Ziemiańskiego).
Rozwiązanie konkursu opublikowane zostanie w dniu premiery książki, do tego dnia należy więc składać swoje odpowiedzi (4 kwietnia). W przypadku, gdyby we Wrocławiu odbyła się wcześniejsza prapremiera książki (a podobno istnieje taka możliwość), za termin zakończenia konkursu uzna się dzień prapremiery wrocławskiej (informacje będą publikowane zarówno na stronie, jak i na facebookowym fan-pagu)
PS. Aby nie zawężać grona
zwycięzców, osoby które wygrają egzemplarz Pomnika Cesarzowej
Achai za najciekawszą wizję świata, nie będą już brane pod
uwagę w losowaniu.
UWAGA!!! Wszystkie odpowiedzi proszę
wysyłać mailowo. Wszystkie odpowiedzi udzielane w postaci
komentarzy pod niniejszym postem lub na profilu facebookowym będą
usuwane i nie będą brane pod uwagę w konkursie.
A poniżej krótki fragment z nowej książki:
"Pomnik cesarzowej Achai był tak duży, że wyrastał nawet nad okoliczne skały. Kai skrzywiła się patrząc na wykute w kamieniu wyobrażenie dziewczyny sprzed paruset lat. Miała dziwną twarz o wyrazie arogancji i pewności siebie, patrzyła gdzieś w przestrzeń, ponad piaskami pustyni otaczającymi szkołę czarowników. Ciekawe czy naprawdę była taka brzydka, czy to tylko wyobrażenie nieznanego rzeźbiarza, który uważał, że cesarzowa powinna wyglądać chamsko i butnie? Chwała cesarstwa przede wszystkim, ponad kobiecość? Podobno baba była tak dobra w mieczu, że pokonała samego Viriona. Kai pamiętała to z nudnych wykładów w szkole. Kurza dupa! Wzruszyła ramionami. A kto to był Virion?"
Andrzej Ziemiański, Pomnik Cesarzowej Achai
środa, 7 marca 2012
Nepomukiem w kosmos
Ci, którym spodobała się początkowa idea bloga,
mogli się ostatnio poczuć trochę rozczarowani. Z kolei natłok
wydarzeń wrocławskiego Wielosferu związanych z fantastyką (3 seanse teatralno-kinowe w trwającym obecnie cyklu "Nadchodzi Koniec Cywilizacji”,
wkrótce Niewidzialna Biblioteka) może sprawić, że niektórzy już
w ogóle mogą mieć dosyć monotonii i zaprzestać odwiedzin.
Dlatego postanowiłem przełamać tą jednolitość powrotem do
klasycznej idei – odnajdywania miejsc opisanych przez fantastów.
W
okresie katolickiego postu, kiedy to ochrzczony już Jezus spędzał
40 dni na pustyni (która to atrakcja, choć w krótszym wymiarze,
zapowiada mi się w najbliższym czasie), najbardziej oczywiste
byłoby odnalezienie źródeł związanych z Janem Chrzcicielem. To
jednak nie takie proste, więc w zastępstwie posłużyłem się
Janem Nepomucenem. Kult tego świętego był silnie promowany przez
jezuitów, którzy stawiali go na przeciwwagę Janowi Husowi,
wielkiemu protestantowi (a więc heretykowi według kryteriów
moralnych ówczesnego kościoła). Po dziś dzień, na dawnych
terenach czeskich (a taki przecież był Wrocław w okresie
męczeństwa Jana Nepomucena) stoją liczne pomniki świętego, tak
popularne, że okrzyknięte zostały własną nazwą (tzw. nepomuki)
a nawet dorobiły się własnej, bardzo rozbudowanej strony internetowej.
Jak można wykorzystać nepomuka?
Tak popularna grupa pomników nie mogła
umknąć oczywiście czujnej uwadze architekta, bo to nim właśnie z
zawodu jest przecież Andrzej Ziemiański. Budując wizję Wrocławia
zakopanego pod wielką kopułą, to właśnie nepomuka wyznacza jako
sposób powrotu do normalnego (o ile można to nazwać normalnym)
świata snów.
„Zresztą nieistotne. Komandosi
sprowadzą cię na dół i opuszczą na jakąś budowlę, mniej
więcej na dach kościoła Świętego Krzyża. Wiesz gdzie to jest?
- Ok. Tuż przed kościołem jest
pomnik.
- Wiem. Świętego Jana Nepomucena.
- Ty naprawdę jesteś dobrze
przygotowany. - Uśmiechnęła się znowu, tym razem z podziwem. -
Świetnie. Żołnierze zdemontują pomnik, zaś w jego miejsce
postawią atrapę, nie do odróżnienia od oryginału. A w środku
będzie stał pocisk kosmiczny.
- Jaki? - spytał.
- Zwykła rakieta. Jeśli znalazłbyś
się w niebezpieczeństwie, wystarczy wsiąść i odpalić. Niestety
zginiesz momentalnie, ale to żaden problem. Pocisk będzie miał
takie przyspieszenie, że nawet zgnieciony przebije te cztery i pół
kilometra betonu i poleci w kosmos. Na orbicie przejmą go nasze
statki, wyjmiemy cię i odtworzymy. Nic się nie bój, to sprawdzona
technologia”.
Andrzej Ziemiański, Legenda czyli
pijąc wódkę we Wrocławiu, str. 220 w antologii „Zapach szkła”
Drobne niekonsekwencje architektoniczne
Oczywiście, pomnik nie jest wytworem
omamów sennych autora, i istnieje on oczywiście także w realnym
świecie. Gdy jednak spojrzeć na niego, to od razu widać pewną
niekonsekwencję autora, którą można jednak zwalić na fakt, że
akcja opowiadania dzieje się przecież w śnie. Bo pomnik swoje
metry ma i autor, jako architekt przecież z zawodu, musi wiedzieć,
że taki pomnik swoje waży i raczej ciężko go transportować czy
demontować w kilkanaście osób bez użycia specjalistycznego
sprzętu. A mimo to...
„Dochodzili do dolnych pięter.
Gusiew szczególnie współczuł tym Chińczykom, którzy dźwigali,
niemały przecież, sztuczny pomnik świętego Jana Nepomucena z
pociskiem kosmicznym. Drużyna saperów zaczęła wiercić otwór w
podłodze. Poniżej był już tylko olbrzymi hall budynku, którym
przykryto centrum historycznego Wrocławia.”
Andrzej Ziemiański, Legenda czyli
pijąc wódkę we Wrocławiu, str. 231 w antologii „Zapach szkła”
I jak jeszcze tutaj można by zwalić
to nieuwzględnianie praw grawitacji na lżejszą wagę atrapy oraz masowy
charakter zadań podejmowanych przez Chińczyków (przecież nikt nie
mówi, że tych Chińczyków nie są setki), to jednak dalej już nie
ma wątpliwości, iż tylko nierealnością wyśnionego Wrocławia można wytłumaczyć zaniżanie problemu
wagi pomnika.
„Odbijał się mocnymi uderzeniami
nóg i skokami zjeżdżał coraz niżej, na stromy dach, a potem na
ścianę. Wreszcie, po krótkiej chwili, wylądował na bruku.
Kilkunastu komandosów zjechało znacznie szybciej od niego, już
byli na dole. Zdemontowali pomnik przed kościołem, a w jego miejscu
błyskawicznie umieścili atrapę z pociskiem kosmicznym.”
Andrzej Ziemiański, Legenda czyli
pijąc wódkę we Wrocławiu, str. 231 w antologii „Zapach szkła”
Prawdziwy nepomuk w terenie
Gdy dziś odwiedzić pomnik św. Jana
Nepomucena... cóż, trudno mi powiedzieć czy jest to „typowy
nepomuk” czy tylko „pseudonepomuk”, bo ich klasyfikacja to już
temat na oddzielną pracę naukową. Jednak trzeba przyznać, że
pomnik robi wrażenie i świetnie prezentuje się na placu. Nawet
tymczasowa żółta tabliczka kierunkowskazu „do placu Bema” nie
psuje mocno wrażenia, choć czekam na czasy, gdy most młyński
zostanie naprawiony a ruch samochodowy znów omijał będzie Ostrów.
Oprócz wielkości pomnika tego „bata na heretyków” jak
zwyczajowo używali go jezuici, wrażenie robi mnogość detali,
aniołków, gwiazdek (oczywiście, oprócz tych na aureoli, których
ma prawo być nie mniej, nie więcej niż 5), zdobień. Podstawa
pomnika zdobiona jest 4 scenami z życia męczennika (włącznie z
jego utopieniem w nurtach Wełtawy). Ciekawostką jest użycie dwóch
łysych aniołków, które miały być uwiecznieniem nowo narodzonego
syna jednego z kamieniarzy. Gdyby rozpatrywać jego użycie jako
rakiety kosmicznej... to trzeba przyznać, że faktycznie ma zarys
pocisku. Jedynie już w początkowej fazie lotu należałoby
odstrzelić krzyż i wzniesione ku niebu ramiona, choć jeśliby
pominąć ten szczegół pewnie same by szybko odpadły pod wpływem
naporu powietrza. Tak więc pomnik Jana Nepomucena możemy dorzucić
do listy wrocławskich alternatywnych metod podbijania kosmosu, obok
opisanego już pociągu do nieba czy wrocławskiej rakiety czy windy
orbitalnej (ale o tym już w przyszłości).
poniedziałek, 5 marca 2012
Marsjanie przywieźli reglamentowany dobrobyt
Wojna światów, następne pokolenie (plakat filmowy) |
Zgodnie z zapowiedzią, 2 marca odbyła
się prezentacja II części Końca Cywilizacji, wspólnego
wydarzenia Wielosferu i Dyskusyjnego Klubu Filmowego Politechniki
Wrocławskiej. Tak jak przy pierwszej części wiadomo było że
chodzi o Golema, tak tym razem nie padło ani słowo o tym, co ma
nastąpić.
Mała improwizacja marsjańska
Zespół kolejkowo-śledczy |
Jakież było więc zdzi-wienie, gdy
okazało się, że chodzi o wizytę Marsjan. Znaczy, idea wojen
światów sama w sobie nie jest czymś oryginalnym, podobnie jak wizyta Marsjan, jednak gdy
okazało się, że Marsjanie nie przynieśli ze sobą zagłady a
dobrobyt, to nie wiadomo czego można było się spodziewać. Wkrótce
jednak okazało się, że marsjańskiego dobrobytu jest zbyt mało
jak na potrzeby Ziemian, więc należało go reglamentować – w
sposób chyba najbardziej znany Piotrowi Szulkinowi oraz innym
ludziom wychowanym w komunizmie. Oczywiście reglamentacja oparła
się o jakże znany chyba nam wszystkim (choć młodszym zapewne
tylko z opowiadań) system kartek. Oczywiście nie obyło się bez
karczemnych awantur w sklepie niczym z barejowskiego misia, nie obyło
się bez jakże oczywistego aparatu śledczego niczym z Kafki, jednak
bunt w liceum w stylu dzieci wrzesińskich przerósł moją
wyobraźnię.
Gregory Greg, Warszawskie Wiadomości Marsjańskie |
Kreacja Marsjanina w filmie Wojna Światów: Następne stulecie Piotra Szulkina |
Tak było w części
improwizowano-teatralnej zorganizowanej przez Wielosfer. Okazało
się, że mimo reglamentacji marsjańskiego dobrobytu starczyło na
krócej niż planowano, dlatego projekcja filmu „Wojna Światów:
następne pokolenie” Piotra Szulkina odbyła się z lekkim
wyprzedzeniem. Muszę przyznać, że po poprzednim filmie, ten
pozytywnie mnie zaskoczył. Choć film został zrealizowany bez
drogich efektów specjalnych, to wyraźnie było czuć z niego klimat
fantastyki. A wszystko dzięki odrobinie srebrnej farby na twarz,
srebrnym kurtkom, paru karłom i dwóm czy trzem ujęciom startującej
rakiety kosmicznej z kronik filmowych. Sam George Lucas, znany ze
swoich niskobudżetowych metod tworzenia „kosmicznego” sprzętu
ze sprzętów codziennego użytku musi się przy tym schować...
A może spróbujmy bez Marsjan?
Iron Idem, Wojna Światów: Następne Stulecie (Piotr Szulkin) |
Choć
to oczywiście w pierwszej połowie. W drugiej połowie wątek
Marsjan ustępuje miejsca tematyce przewodniej filmu, jaką jest
obłuda świata telewizji, metodom manipulacji używanym w systemach
totalitarnych, otumaniania ludzi i ich podatności na sterowanie.
Choć początkowo wydaje się, że to Marsjanie (i entuzjazm
ziemskiej władzy ich goszczącej) jest przyczyną całego zła,
jednak widz nawet nie zauważa, kiedy głównym winowajcą okazuje
się wszechobecny System, a usunięcie Marsjan z filmu jeszcze
dobitniej to podkreśla. Ponownie podkreślić należy dobór aktorów
do granych przez nie ról (chociażby aktorzy znani nam z
późniejszego „Piłkarskiego pokera” grający tutaj działaczy
dobrze ustawionych w Systemie), choć telewizyjną obłudę
najlepiej ukazują dwie sceny śmierci: szaleńca walczącego z
systemem i głównego bohatera Irona Idema... Och, ktoś pomyśli, że
popsułem mu niespodziankę i teraz nie warto oglądać filmu –
skądże znowu, właśnie mając te fakty jeszcze bardziej dacie się
zaskoczyć zakończeniu. I tak jak poprzedni film odradzałem, tak
Wojnę Światów: Następne pokolenie zdecydowanie polecam!
niedziela, 26 lutego 2012
Apokalipsa podzielona na części
Majowie się pomylili. Nie uwłaczając
starożytnej nauce, trzeba jednak przyznać, że sznureczki, paciorki
i drewniane kulki może nie wprowadzają do obliczeń elementu
przypadkowości, jednak liczenie na nich nie pozwala na zbyt wysoką
dokładność – a przecież diabeł tkwi w szczegółach. Kopernik
wstrzymał Słońce i ruszył ziemię dzięki któremuś tam miejscu
po przecinku, a obliczenia Majów były obliczeniami nastawionymi na
parę tysięcy lat naprzód. Ułamkowy wręcz błąd powoduje
lawinowo rosnące dewiacje na przestrzeni wieków.
Ożywianie Golema - wkładanie sprawczego Zdania w usta Golema |
Jednak obliczenia zawsze można wykonać
ponownie. Zwłaszcza gdy dysponuje się mocą obliczeniową wielu
komputerów. I właśnie taką moc obliczeniową zaprzęgli do swych
obliczeń studenci Politechniki Wrocławskiej – i wyszło im, że
rok 2012 się zgadza. Tylko miesiąc, nie dwunasty, a drugi. Ale
podobnie jak każda klątwa, tak i każda katastrofa musi mieć jakąś
furtkę, która doprowadzi do jej zatrzymania lub przeżycia ofiar.
Niektóre podania mawiają, że
katastrofę przeżyje jedynie istota żywa stworzona z tkanki
martwej. Do tej kategorii ciężko zaliczyć nawet tolkienowskie
Drzewce, bo przecież stworzone są z tkanki roślinnej. Nadziei nie
można też pokładać w super-bohaterach, bo przecież każdy z nich
stworzony był z tkanki ludzkiej. Ciężko odnaleźć w fantastyce
tego typu istotę, jednak jakaś furtka do odwołania katastrofy musi
być. I wystarczy spojrzeć na fantastykę naszych sąsiadów, i
nagle odnajduje się odpowiedź: GOLEM!
Choć Politechnika posiada kierunki powiązane z tworzeniem Golema (choćby materiałoznawstwo,
aby dobrać glinę idealną), to naukowcy postanowili także zasięgnąć
rady u specjalistów z innych branż. W dziedzinie życia nie obyło się bez
specjalistki z uczelni biologicznej, jednak skąd wziąć więcej
informacji o fantastycznym tworze? Z pomocą przyszło stowarzyszenieWielosfer, i tak przygotowane gremium naukowe przystąpiło do
eksperymentów w tworzeniu Golema.
My nie posługujemy się Słowem.
My, jako elita narodu, posługujemy się całym Zdaniem
My, jako elita narodu, posługujemy się całym Zdaniem
Operator golemostwarzarki |
Doświadczenia z
Golemami do tej pory były różne, zazwyczaj nieudane. Więc po cóż
powielać te same błędy? Skoro czasu mamy mało, to trzeba szybko
doprowadzić do jakiejś rewolucji w badaniach nad glinianymi
istotami. Zamiast pojedynczego słowa, postanowiono skorzystać z
całego zdania zawartego na kartce. Trzeba przyznać, że zachowania
golema okazały się bardziej rozbudowane. To już nie był stwór
potrafiący jedynie tępo patrzeć przed siebie, poruszać się
niezdarnymi ruchami czy wykonywać powtarzalną pracę niczym robot
na produkcji – tym razem golem wykazywał się inteligentnym i
kreatywnym zachowaniem. No, co do tej inteligencji można mieć
wątpliwości – porównując z człowiekiem. Jednak to i tak milowy
krok do przodu. Jednak czemu za każdym razem golem trafiał na
komendzie, oskarżony o różne dziwne czyny zbrodnicze? Czasem
oskarżenia były słuszne, czasem bezpodstawne – jednak prawie za
każdym razem się przyznawał. A właściwie – to za każdym razem
udowadniano mu przyznanie się do winy, choć czasem były to raczej
wymuszone poszlaki przyznania się niż świadomy akt woli. Ale cóż,
sądom to widać wystarcza... Lecz jakaż była to przyczyna?
Przecież nie urocza, przypadkowo poznana dziewczyna, która była
częścią testu? Czy wariat-spiskowiec ciągle nakłaniający go do
zdrady, często zawoalowanej pod płaszczykiem pomagania ludzkości?
Jak widać nie do końca, bo i z jego własnej inicjatywy powstawały
zbrodnie... Jednak przemyślenia Golema doprowadziły do kolejnego
przełomu. Zamiast narzucać mu odgórnie zdania, naukowcy
postanowili zaryzykować i dopuścili aktu samokreacji: pozwolono
Golemowi samodzielnie stworzyć sobie hasło. I powstało Hasło
Doskonałe! A brzmi ono:
Nie mlaskać, nie
ciamkać na filmie
Próba człowieczeństwa |
Tak przygotowane
przedstawienie teatralne (do którego dobrowolnie mógł dołączyć
każdy obecny na sali widz) było wstępem do prezentacji filmu
Piotra Szulkina „Golem”. Jak słusznie zauważył w późniejszej
dyskusji jeden z członków Wielosferu, film był raczej
surrealistyczny niż fantastyczny. I przyznam mu rację, że motyw
człowieka z gliny wypalonego w piecu nie był głównym wątkiem, a
jedynie mglistym pretekstem do stworzenia fabuły tak pokręconej, że
kafkowski proces jest przy nim historią jasną, prostą i
przejrzystą. Za pewne film pełen był symboli, odwołań, aluzji do
walki człowieka z systemem – jednak zbyt zaowalowanych, aby
dostrzec je bez wcześniejszego uświadamiania widza. Choć główny
przekaz był dosyć wyraźny: system obowiązujący w Polsce w roku
1979 bliższy był szaleństwu niż racjonalnej władzy.
Gdybym miał
wymienić zalety filmu, to z pewnością wspomnę kolorystykę filmu.
Nie obowiązuje to żadna z popularnych koncepcji barwnych (normalna
lub lekko wypaczona kolorystyka czy wręcz odwrotnie, czarnobiała
konwencja retro). Cały film nakręcony jest w żółtej tonacji. I
nawet jako osoba, której na zdjęciach często przeszkadza żółta
dominanta, zachwycony byłem tą jakże ciepłą kolorystyką. Miłą,
przyjemną dla oka – tylko czy koniecznie pasującą do konwencji?
Choć żółty to kolor niedoświetlenia, charakterystycznego dla
klimatu post-apo, jednak czy na pewno powinna być to kolorystyka tak
ciepła, tak przytulna dla człowieka? Czy nie lepsza byłaby
atmosfera szaleństwa przesycona czerwienią? Czy nie bardziej
pasowałby kolor krwi do makabresek umieszczonych celowo w filmie?
Przesłuchanie |
Kolejną zaletą
filmu była możliwość obejrzenia znanych aktorów starej daty,
dziś już nieobecnych w polskiej telewizji. Ot, chociażby Marian
Opania, Mariusz Dmochowski... w postać szalonego naukowca wcielił
się Wiesław Drzewicz, mojemu pokoleniu znany z jakże podobnej roli
w „Wyprawach Profesora Ciekawskiego”... Jednak jak dla mnie to za
mało, by cierpliwie przetrwać te wszystkie dłużyzny, zwłaszcza
na niewygodnych krzesełkach sali wykładowej.
Golem ma głos |
Golem to pierwsza
część cyklu Nadchodzi koniec cywilizacji. Kolejne dwie edycje
planowane są w podobnej konwencji: przedstawienie teatralne w
wykonaniu Wielosferu i projekcja kolejnego filmu Piotra Szulkina.
Pierwsza część wydarzenia zapowiada się ciekawie, co do drugiej,
liczę iż prawdziwe okaże się stwierdzenie członka DKF-u, że
kolejne filmy są zdecydowanie ciekawsze...
niedziela, 19 lutego 2012
Obcy ukryty pod stołem
Ukryte zagrożenie |
Kołdra... niejeden z nas chował się
pod nią, gdy pod stołem zaczynały grasować potwory. Mężczyźnie
w moim wieku to już nie wypada, już prędzej przypada co
poniektórym wejść pod stół i pokazać swemu dziecku, że
przecież tam żadnego straszydła nie ma. Tak więc gdy przed
kolejnym filmem w kinie Helios na Kazimierza Wielkiego zobaczyłem
dziwnego stwora, to oczywiście trzeba było sprawdzić czy coś znajduje
się pod stołem.
Obcy przygotowany do biegu |
I ON TAM BYŁ!
Nieprzewidziany pasażer na Nostromo... nieplanowany widz w kinie Helios |
A teraz garść suchych faktów
I jak tu się nie bać Predatora? |
Obcy i Predator to rzeźby wykonane z
metalowych części przemysłowych, takich jak śruby, łańcuchy,
zębatki, obydwie wielkości zbliżonej do człowieka. Jednak ich
waga jest już znacznie wyższa niż (prawie) każdego z nas, bo
rzeźby ważą 150kg (stół z Obcym) i 200kg (Predator). Stołki wykonane z jaj Obcego są przy tym leciutkie niczym piórko, bo
ważące „zaledwie” 20kg. Wykonywane są w Azji, i czas ich
przygotowania wynosi 2-4 tygodni. Cena... jest adekwatna do wagi.
Koszt jednej rzeźby to około 12-15 tysięcy, nie uwzględniając
VATu.
Wrocław może się tu czuć
wyróżniony, bo najprawdopodobniej poza Heliosem (który jest ich
właścicielem) tego typu figur nie ma żadne kino w Polsce.
Dodajmy, że jedyny ich dystrybutor na Polskę znajduje się także we
Wrocławiu. Jest to firma Wartacz, na co dzień zajmująca się
trochę inną branżą (sprzedaż maszyn do przetwórstwa plastyku i recyklingu).
Miejmy nadzieję, że już wkrótce do Wrocławia zawitają kolejne
filmowe figury, i że je także będzie można obejrzeć na
Kazimierza Wielkiego... a może któreś inne kino się zdecyduje?
Subskrybuj:
Posty (Atom)