niedziela, 15 września 2013

Kryzys wiary w krasnoludki?

dziecko w krasnalowej osadzie
Wroclove krasnalami stoi – wiedzą o tym i mali, i młodzi. Niestety, choć to już czwarty z kolei festiwal, to wciąż ciężko mówić o nowej, świeckiej krasnalowej tradycji. 4 festiwale, 3 różne miejsca (rynek, Wyspa Słodowa, Teatr Miejski), 2 różne daty (przypomnę, że pierwsze dwa festiwale związane były z Dniem Życzliwości)... pewien trend jednak daje się zauważyć i miejmy nadzieję, że nie będzie on znów dopasowywany do zmieniającej się ciągle koncepcji rozrywki „miejskiej”.
Niestety, Festiwal Krasnali to wciąż święto w którego planowaniu wciąż zapomina się, że piątek jest dla większości rodziców dniem pracującym, a dla dzieci – dniem szkolnym. Tak więc na piątkową paradę krasnali trafić mogą tylko dzieci z wybranych szkół, a nawet wręcz klas, bo jak wiadomo, nie każdy nauczyciel chce odchodzić od klasycznego modelu zajęć lekcyjnych. Ja też swoją wizytę na tym jakże ważnym dla wrocławskich krasnali święcie musiałem ograniczyć do drugiego dnia.

zabawy dzieciece - rzezbienie krasnala


makieta krasnalowego swiata
zabawy dzieciece - malowanie krasnalowej czapeczkiGdy przybyłem na miejsce wydarzeń, to co zastałem nie napawało optymizmem. Tak jak małą (w stosunku do zeszłego roku) ilość dzieci i rodziców łatwo powiązać z mało słoneczną pogodą, to zastanawiała ilość stoisk dla dzieci. Trzy czy zapchane cztery namioty (chociaż raczej był to „tłum organizacyjny” bo kilkoro dzieci wystarczało, żeby je skutecznie zapchać), jedno stoisko otwarte do malowania krasnalowych czapeczek (później jeszcze odkryłem, że leżąca na ziemi krasnalowa mapa też ma stanowisko tworzenia instalacji, jednak zazwyczaj nikogo przy nim nie było). Choć oczywiście deszcz (i związana z nim mokra trawa) znacząco ograniczała możliwości ustawienia stoisk, to miało się wrażenie, że deszcz był zamawiany – żeby mieć jak wytłumaczyć się z małej ilości zamówionych stoisk. Do tego deszcz raczej nie sprzyjał dekoracjom – wiszące na drzewach, rozklejające się krasnalowe buty powoli gubiły poszczególne warstwy, niektóre krasnalowe domki zbudowane z wielkim zaangażowaniem uczniów szkół podstawowych też swym stanem przypominały stan wielu dolnośląskich zabytków. A wszystko to po zaledwie jednym dniu użytkowania – ewidentnie widać było brak pielęgnującej ręki gospodarza, który co godzinę-dwie przeszedłby się i przy pomocy byle spinacza i pędzelka podreperowywałby atrakcje swojego podwórka.
Wspomniany deszcz to chyba w ogóle jakiś skażony smutkiem był. Dzieci mało skore do zabawy były, raczej dorośli malowali im czapeczki. Kiedyś wspominałem odorosłych, którzy dzięki dzieciom wreszcie znajdą wymówkę abyzaspokoić niespełnione marzenia z dzieciństwa – no właśnie, momentami tak właśnie to wyglądały gdy znudzone dzieci przyglądały się, co tym dorosłym się tak na starość zdziecinniało.
Ale nauczony doświadczeniem, postanowiłem poczekać. Dać imprezie szansę pokazania się, że nie jest tak źle. I się doczekałem – chociaż słońce nie wyszło zza chmur, to chociaż na scenie się coś zaczęło dziać. Zaczęły się inscenizacje krasnalowych bajek, które w ramach konkursu nadsyłali mieszkańcy Wrocławia. Pierwsza zaczynała się mało optymistycznie...

KRYZYS WIARY W KRASNOLUDKI

bajka o wrocławskich krasnalach
I taki właśnie był jej początek. Chociaż nie obyło się bez gagów słownych, to jednak trąciła nutką dekadencji – a właściwie, to nie nutką ale całą arią depresji. Bo ludzie już nie zauważają krasnali, bo nikt w nie nie wierzy, bo żeby nie zostać zdeptane, to tylko po nocy mogą poruszać się po mieście, gdy wielkie ludzie głównie siedzą już w domach. I jak z takiego początku wyjść na optymistyczne zakończenie? Jak widać da się, wystarczy na końcu ciemnego tunelu umieścić małe światełko. Tak małe, jak chociażby dziecko. Bo jeszcze są tacy, którzy zauważają krasnale – a są to właśnie dzieci. A skoro jest nadzieja, to trzeba ją wykorzystać. I potem już poszło – na scenie zagościła radość i wesołość. No i jakże istotna sprawa: wrocławska piosenka reggae (dokładniej – coś z gatunku ragga – ska :) - es que mi gusta!!!

krasnal wroclawski - rzezba gliniana


zabawy dzieciece - krasnalowy sitodruk
Radość i wesołość zagościła nie tylko na scenie, kryzys wiary w krasnoludki też jakoś tak zażegnany został w realnym świecie – nagle na Festiwalu Krasnali jest dużo więcej ludzi!!! I nie, to nie mój umysł upojony wesołym ska zaczął płatać mi figle, nikt nie rozproszył w powietrzu zakazanych magicznych ziół reggae – to na główny plac festiwalu wróciły rodziny uczestniczące w krasnalowej grze miejskiej. No tak, tylko cztery namioty na krzyż już dobitnie zaczęły pokazywać, że trochę ich za mało na ogarnięcie takiej ciżby ludzkiej. No i wśród tłumów pojawił się marionetkowy król, który sprytnie wykorzystywał rozbawienie dzieci do obcałowywania ich i przytulania... a może było na odwrót, może to te tulenie się i całusy tak rozbawiały dzieci? Ot, taki dziecięco-marionetkowy „hugh's day”, który daje wiele radości :)
zabawy dzieciece malowanie krasnalowej czapeczki
Potem były kolejne bajki. Choć pełne pomysłów, choć wciąż wesołe – to już jednak nie umywały się do tej pierwszej. Można było dowiedzieć się, jak i po co powstają brązowe odlewy krasnali, o tym, za co siedzi więziennik (mimo usilnych poszukiwań, do tej pory w żadnym z wrocławskich sądów nie udało się odnaleźć na niego skazującego wyroku), poznać kolejną kosmiczną genezę powstania niektórych wrocławskich budynków – a jednak czegoś zabrakło (rasta - piosenki? :) Widać to było to też po dzieciach – choć wciąż zadowolone, to już mniej niż na poprzednich bajkach.
Krasnale wrocławskie idą na wyprawę o lepsze jutro Festiwalu
Krasnale wrocławskie idą na wyprawę o lepsze jutro Festiwalu
I tak jakoś zszedł drugi dzień święta krasnali – niestety, jak już wspomniałem w klimacie kryzysu wiary w kransoludki. Pozostaje pytanie, jak potoczą się jego dalsze losy. Stała lokalizacja pozwoliłaby na utrzymanie stałej infrastruktury imprezowej (najlepiej takiej, jak na FestiwaluKrasnali na Wyspie Słodowej – zamiast nijakich namiotów były wtedy fajne, kolorowe krasnalowe domki) i rozwinięcie skrzydeł imprezie. Tegoroczne doświadczenia mogą być dobrą lekcją jak radzić sobie z atakami skażonego smutkiem i melancholią deszczu. Nic, tylko piękna szansa na stworzenie „happy en... never-ending story”. Czy bardziej swojsko, zgodnie z naszym wzorcem kulturowym być może w mieście „budzi się nowa świecka tradycja”. Z drugiej strony – tegoroczny Festiwal Krasnali ukazuje powolne znużenie organizatorów pomysłem imprezy – a może tylko nieporadność w radzeniu sobie z dającymi przewidzieć się problemami? Czy to próba odwrócenia się od dotychczasowego głównego symbolu promocyjnego miasta, próba pokazania, że „major” wygrał swoją wojenkę o krasnale i zawłaszczył je na własność – a miasto musi ratować się nowym symbolem? Czy Festiwalowi grozi „un-happy end”? Cóż, pozostaje czekać i obserwować – jednak w głębi serca liczę raczej na tą pierwszą opcję.

domek krasnala wrocławskiego


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz