sobota, 8 października 2011

Krasnale grają w chowanego ze... Słońcem!!!


O wrocławskich krasnalach pisałem już nieraz. O tym, że huncwoty ciągle podkradają pierogi, łażą po lampach, kwiaty kwiaciarkom z placu Solnego na właściwy Rynek podkradają... o nakłonieniu Papy Smerfa do rozróby pod Grunwaldem nie wspominając. A jednak psotniki zrobiły coś, czego nikt by się nie spodziewał. Z planety Ziemia przeszły na komiczny poziom zabaw – do swoich psikusów angażując nawet Słońce. I choć zabawa pozornie niegroźna, to jednak gdy nasza ognista kula zaczyna zabawiać się w chowanego, to już przyjemne nie jest. Szaro się robi, zimno – a o polskiej złotej jesieni można jedynie pomarzyć.

Jednak kto dołki kopie, ten sam w nie wpada. Psoty ze Słońcem, choć zabawne dla wrocławskich krasnali, odbiły się na ich największym święcie – Festiwalu Krasnoludków. Więc oprócz zapowiedzianej przez meteorologów chmury magicznego pyłu dołączyły chmury deszczowe. Na nic starania skrzatów, na nic praca krasnali. Choć na Wyspie Słodowej niczym na wiosnę rozkwitły budki skrzatów, to nastrój zdominowały zimno, deszcz i szarość. Już nie raz przekonałem się, że żadne farby ani żadne nastawy aparatu nie zrobią tyle, co dobre światło. Gdy tylko słońce schowa się za chmury, wszystko staje się bardziej szare. A trzeba przyznać, że słońce co rusz chowało się za chmury. I czasem dla zabawy tylko na chwilę, aby za chwilę rozbawić świat pięknymi kolorami – jednak częściej znikało na dłużej. Co gorsza deszcze sprawiły, że na Wyspie Słodowej raczej nie było tłumów. A to oznaczało, że... mniej dzieci odwiedziło Krasnale. A przecież tak się przygotowały na zabawy z dziećmi... i tylko to Słońce popsuło wszystko. Ale czy to Słońce było winne, że podobnie jak dzieci, i jak krasnale, bawić się chciało? A przecież chowany to taka fajna zabawa.


Co dziś czułem, odwiedzając wioskę krasnali? Z pewnością nie tylko pogoda sprawiła, że zabrakło mi zeszłorocznej radości demonstracji na rzecz uwolnienia Więziennika. Zmęczenie, smutek, melancholia... to wszystko kojarzymy właśnie z jesienią. No i sam fakt, że na tegoroczną demonstrację nie zdążyłem – z pracy nie dało się wyjść wcześniej. Po zeszłorocznym festiwalu już wiem, że to główna atrakcja.Bez demonstracji – cały Festiwal Krasnoludków ogranicza się do paru drobnych zabaw dla dzieci. Ot, parę kolorowych bud w których dzieci znajdą jakieś drobne atrakcje – stoiska, które dla miejskich dzieci może i są „czymś nowym”, jednak na wielu polskich wsiach są wciąż życiem powszednim. Taka drobna atrakcja na trasie spaceru... no, wspomniałem o kolorowych budach. Z pewnością dodawałaby kolorytu szarej Wyspie Słodowej. Ale przecież, jak już wspomniałem, wrocławskie psotniki namówiły Słońce do zabawy w chowanego. A to zachowywało się jak dziecko które nie zauważyło, że zabawa się skończyła. Chowa się, chowa, jedynie momentami wychyli się z ukrycia wątpiąc, czy inni się bawią. A potem na wszelki wypadek się z powrotem chowa. W normalnej zabawie szukający prędzej czy później znajdzie chowającego się – i wtedy ten się ujawnia. Ale skoro inni członkowie zabawy się rozeszli, to kto ma odnaleźć chowające się Słońce i powiedzieć że pora się pokazać? No cóż, jedyna szansa na poprawę pogody to chyba „pobite gary”...
 Jesień to także nostalgia – przecież I Festiwal Krasnoludków to właśnie moja pierwsza impreza masowa na wrocławskim rynku. A skoro już zaczęliśmym to wkrótce dalsze odcinki sentymentalnych wspominek... Zamek w Leśnicy, Wieża Ciśnień, Pociąg do Nieba... zobaczymy co jeszcze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz