O wrocławskich krasnalach pisałem już nieraz. O tym, że huncwoty ciągle podkradają pierogi, łażą po
lampach, kwiaty kwiaciarkom z placu Solnego na właściwy Rynek
podkradają... o nakłonieniu Papy Smerfa do rozróby pod Grunwaldem nie wspominając. A jednak psotniki zrobiły coś, czego nikt by się
nie spodziewał. Z planety Ziemia przeszły na komiczny poziom zabaw
– do swoich psikusów angażując nawet Słońce. I choć zabawa
pozornie niegroźna, to jednak gdy nasza ognista kula zaczyna
zabawiać się w chowanego, to już przyjemne nie jest. Szaro się
robi, zimno – a o polskiej złotej jesieni można jedynie pomarzyć.
Jednak kto dołki kopie, ten sam w nie
wpada. Psoty ze Słońcem, choć zabawne dla wrocławskich krasnali,
odbiły się na ich największym święcie – Festiwalu
Krasnoludków. Więc oprócz zapowiedzianej przez meteorologów
chmury magicznego pyłu dołączyły chmury deszczowe. Na nic
starania skrzatów, na nic praca krasnali. Choć na Wyspie Słodowej
niczym na wiosnę rozkwitły budki skrzatów, to nastrój zdominowały
zimno, deszcz i szarość. Już nie raz przekonałem się, że żadne
farby ani żadne nastawy aparatu nie zrobią tyle, co dobre światło.
Gdy tylko słońce schowa się za chmury, wszystko staje się
bardziej szare. A trzeba przyznać, że słońce co rusz chowało się
za chmury. I czasem dla zabawy tylko na chwilę, aby za chwilę
rozbawić świat pięknymi kolorami – jednak częściej znikało na
dłużej. Co gorsza deszcze sprawiły, że na Wyspie Słodowej raczej
nie było tłumów. A to oznaczało, że... mniej dzieci odwiedziło
Krasnale. A przecież tak się przygotowały na zabawy z dziećmi...
i tylko to Słońce popsuło wszystko. Ale czy to Słońce było
winne, że podobnie jak dzieci, i jak krasnale, bawić się chciało?
A przecież chowany to taka fajna zabawa.
Co dziś czułem, odwiedzając wioskę
krasnali? Z pewnością nie tylko pogoda sprawiła, że zabrakło
mi zeszłorocznej radości demonstracji na rzecz uwolnienia
Więziennika. Zmęczenie, smutek, melancholia... to wszystko
kojarzymy właśnie z jesienią. No i sam fakt, że na tegoroczną
demonstrację nie zdążyłem – z pracy nie dało się wyjść
wcześniej. Po zeszłorocznym festiwalu już wiem, że to główna
atrakcja.Bez demonstracji – cały Festiwal Krasnoludków
ogranicza się do paru drobnych zabaw dla dzieci. Ot, parę
kolorowych bud w których dzieci znajdą jakieś drobne atrakcje –
stoiska, które dla miejskich dzieci może i są „czymś nowym”,
jednak na wielu polskich wsiach są wciąż życiem powszednim. Taka
drobna atrakcja na trasie spaceru... no, wspomniałem o kolorowych
budach. Z pewnością dodawałaby kolorytu szarej Wyspie Słodowej.
Ale przecież, jak już wspomniałem, wrocławskie psotniki namówiły
Słońce do zabawy w chowanego. A to zachowywało się jak dziecko
które nie zauważyło, że zabawa się skończyła. Chowa się,
chowa, jedynie momentami wychyli się z ukrycia wątpiąc, czy inni
się bawią. A potem na wszelki wypadek się z powrotem chowa. W
normalnej zabawie szukający prędzej czy później znajdzie
chowającego się – i wtedy ten się ujawnia. Ale skoro inni
członkowie zabawy się rozeszli, to kto ma odnaleźć chowające się
Słońce i powiedzieć że pora się pokazać? No cóż, jedyna
szansa na poprawę pogody to chyba „pobite gary”...
Jesień to także nostalgia – przecież I Festiwal Krasnoludków to właśnie moja pierwsza impreza masowa na wrocławskim rynku. A skoro już zaczęliśmym to wkrótce
dalsze odcinki sentymentalnych wspominek... Zamek w Leśnicy, Wieża Ciśnień, Pociąg do Nieba... zobaczymy co jeszcze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz