sobota, 28 grudnia 2013

Gdzieś na smoczych pustkowiach

Sweet-focia przed filmem 
A więc stało się! Nazgule, gdy tylko dowiedziały się o hobbitach korzystających z ich siłowni, postanowiły doprowadzić do konfrontacji. Premiera nowej części hobbita była ku temu okazją. Bo przecież jak tu doprowadzić do wielkiej bitwy między siłami Śródziemia i Mordoru tak, aby zwykli ludzie nawet tego nie zauważyli? No właśnie, premiera wydawała się idealną okazją, bo przecież wiadomo, że przecież przy takich wydarzeniach często pokazują się ludzie przebrani w stroje zbliżone do filmowych. Wśród takich jakże prosto byłoby się skryć Nazgulom czy hobbitom.
Bo nigdy nie wiesz, kto wróg, kto przyjaciel
Więc zebrali się hobbici, krasnoludzi, orkowie, elfy... razem setka z okładem woja wszelkich formacji. I z pewnością spięli by w walce swe oręża... gdyby nie pewna plotka. Że niby nie można rozchodzić się po całym Pasażu, bo ochrona będzie wyganiała. Plotka oczywiście okazała się nieprawdziwa, ale wystarczyła żeby powstrzymać zbrojnych od zastawiania pułapek na siebie. 
Gollum tulący się do swego nowego Skarbu - Lutni
Tak więc większość grzecznie czekała w holu przed kinem, wypatrując okazji kiedy by można komuś dowalić, ale tak by postronni nie zauważyli, kto zaczął bójkę. No cóż, o taką sytuację raczej trudno wśród tłumu przybywających na premierę, dlatego aż do samej premiery było spokojnie, nie licząc kilku drobnych potyczek o bilety pod kasę, i treli nawiedzonego Golluma udającego że nie tylko umie śpiewać, ale nawet gra na lutni. Na szczęście wśród odwiedzających Multikino było trochę zamężnych niewiast i żonatych mężczyzn, więc ogłupiony Gollum co rusz biegał za jakąś obrączką uznając ją za swój Skarb.






Hobbickie kobiety w drodze po jedzenie na 3 po-podwieczorek



Drużyna w pełni gotowa na oglądanie filmu
Jeśli idzie o sam film, to niestety muszę go ocenić zdecydowanie niżej niż poprzednią część. Choć Pustkowiu Smauga wciąż nie brakuje rubasznego humoru, który poznaliśmy w części pierwszej, to w scenach radości brak mi wesołych piosenek, w które obfitowała Nieoczekiwana Podróż.  
Dzielna ochrona parkingu -
coby kto nie swoim wierzchowcem z filmu nie odjechał
Już w stosunku do poprzednich części mówiono o licznych dłużyznach, jednak do tej pory jakoś ich nie zauważałem. Jednak muszę przyznać, że w Pustkowiu Smauga wiele scen było nadmiernie przeciąganych. Chociaż z jednej strony była to doskonała okazja do pokazania epickości samego scenariusza, jak i wygenerowanych komputerowo krajobrazów walki, to z drugiej strony często wiele scen powinno być skróconych. Niestety, widać Peter Jackson postanowił na siłę trzymać się wyznaczonego wcześniej czasu filmu i widać, że brakujące sekundy wypełniał pustymi, nic nie wnoszącymi do filmu scenami albo niepotrzebnymi powtórzeniami tych samych gagów.
Ten rzadki moment, kiedy łatwo da się określić płeć krasnoludów


Oczywiście, żeby wypełnić trzy godziny filmu, producent filmu musiał sięgnąć po nowe wątki, nie pojawiające się w książce. Trzeba przyznać, że niektóre z nich są ciekawe, jak rozwinięty nareszcie wątek szalonego Radegasta Brązowego (w stosunku do którego wciąż nie wiem, czy zbieżność z nazwą czeskiego piwa jest przypadkowa, czy jednak zamierzona :). Wśród fanów największe kłótnie budzi wątek rudej elfki i jej stosunek do wybranych członków wyprawy (kto oglądał, ten chyba wie o czym mówię, nie oglądającym nie będę na razie spojlerował), który mi się akurat podoba. Jednak wyprawa Gandalfa do Dol Guldur to chyba jednak wątek nadmierny, który jakoś dziwnie trąci mi plagiatem z Władcy Pierścieni. 



Hobbicka rodzina zapytana o wrażenia z filmu 
Skoro o wadach filmu mowa, to chyba warto też wspomnieć o trochę zbyt przerysowanych postaciach Legolasa, wspomnianej rudej elfki, momentami przeintelektualizowanymi mowami Thorina i Smauga. Niestety, mnożenie wątków powoduje też, że Peter Jackson sam się chyba w nich gubi, i daje się zauważyć pewien brak konsekwencji, gdy zbrojni Mordoru zdają się być nawet równocześnie w dwóch bardzo odległych miejscach, a przemieszczanie między nimi członkom krasnoludzkiej wyprawy zajmuje praktycznie cały film.
Co do kreacji świata... podobnie jak w poprzedniej części Hobbita, zdarza się reżyserowi parę scen, w których doskonale bawi się światłem, jako najpiękniejszą chyba muszę wymienić Bilba cieszącego się słońcem ponad drzewami czy wizję siedziby elfów. Jednak tego typu pięknych krajobrazów jest mniej niż w poprzedniej części, za to niepotrzebnie niektóre z nich są powielane lub nadmiernie przeciągane w czasie. No cóż, jak wspomniałem, reżyser chyba zbyt usilnie próbował wypełnić z góry zamierzony, ponad 3 godzinny czas trwania filmu, co nie odbiło się korzystnie na całości filmu.













Jedna z wielu prób ogarnięcia całej gromadki

Jak zwykle podziękowania dla:
- Marcina "Drega" Borowskiego,
   za ogarnięcie całości zamieszania, 
- oleśnickiej grupy Hydra, 
- dla zespołu Multikina za udzieloną pomoc,
- dla członków stowarzyszeń: Fantazjada, 
Wielosfer, Stowarzyszenia Tolkienowskiego Wieża, oraz uczestników nie zrzeszonych 
- i jeszcze raz dla Drega, bo zasłużył :)


Gdzieś na pograniczu Śródziemia i naszego świata

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz