Wśród „poważnych” badaczy
literatury wciąż popularne jest twierdzenie, że fantastyka... to
takie bajki dla dzieci. Jakże wielki jest poziom wiedzy takich
„badaczy”, skoro nie odróżniają gatunku literackiego (jakim
jest chociażby bajka) od dziedziny literatury (a także innych
innych dziedzin sztuki i kultury)? Jakże wielka jest wrażliwość
takich „badaczy”, skoro odrzucają nie tylko antyczne podstawy
kultury europejskiej (zarówno mity greckie, jak i pradawne podania
ludowe), ale i największych polskich wieszczy narodowych – wszak
Słowacki tworzył w czasach romantyzmu, a Mickiewicz uważany jest
wręcz za jego twórcę. Twórcę epoki, w której za podstawę
poznania uznawano nie metody naukowe, ale podszepty zjaw, duchów i
innych stworów fantastycznych... Odrzucić by trzeba było nawet
szekspirowskiego Makbeta czy wręcz Hamleta...
Zgodnie jednak z napisem na jednej z
mojej koszulek, „prawda leży w każdym kłamstwie które
wypowiadasz”, postanowiłem poszukać odrobiny prawdy. Postanowiłem
wypowiedzieć zaklęcie oszczerców od końca... i nic się nie
stało. Bo stwierdzając, że bajki dla dzieci są fantastyką, nie
mówi się nic odkrywczego, a czy zaklęciem może być zwykłe
zdanie opowiadające o rzeczywistości?
Tak więc, skoro dziś Dzień Dziecka,
pora zająć się pewną bajką. Bajką, której bohaterów spotykamy
(w alegorycznej formie, ale w końcu czyż nie na alegorii polegają
bajki?) w najbardziej popularnym miejscu Wrocławia, na jednym z
narożników wrocławskiego rynku. Bajką o Jasiu i Małgosi, którzy
beztrosko poszli na jagody i zgubili się w lesie. Fabułę szkoda
opowiadać, bo zna ją chyba każdy, a w dwóch zdaniach nie odda się
bajkowej atmosfery, więc skupię się na budynkach.
A jakże to urokliwe kamieniczki
średniowieczne, stojące w północno-zachodnim narożniku rynku.
Niczym wystraszone dzieci zagubione w lesie trzymające się za ręce,
kamieniczki połączone są arkadą. Aby jednak obrazek nie
wyglądał zbyt idyllicznie i stwarzał choć namiastkę grozy,
kartusz otacza napis „Mors lanua vitae” (śmierć bramą życia),
przypominający o początkowym otoczeniu kamienic – pradawnym
cmentarzu, zlikwidowanym w XVII wieku.
Wychowani w europejskich standardach
patriarchalizmu, z góry oczekujemy, że to wyższy Jaś zapewnia
bezpieczeństwo małej, drobnej dziewczynce. Mało kto pamięta, że
w bajce to Małgosia jest tą starszą i większą. Podobnie i
kamieniczki oddają bajkową prawdę, a wyższa, bardziej upiększona
(jakże oczywiste dla dziewczynek) jest oczywiście Małgosia.
Obecnie w niej znajduje się m.in. siedziba Towarzystwa Miłośników
Wrocławia. Tuż przy nogach Jasia wejścia do krainy krasnoludkówpilnuje Śpioch. Jeszcze do niedawna znajdowała się tam także
pracownia popularnego, choć kontrowersyjnego wrocławskiego artysty,
Eugeniusz Get-Stankiewicza, zmarłego ponad rok temu.
Niestety, po raz kolejny zbliżające
się mistrzostwa rzucają kłody pod nogi. Miesiąc temu z powodueuro odwołane zostało zwiedzanie dworca. Dziś płot broni dostępu
do Jasia i Małgosi równie skutecznie, co wijące się, kolczate
pnącza malin w lesie. Pilnujący terenu ochroniarz, niczym dworcowy
Belfegor uparcie wpycha się na każde zdjęcie. Co gorsza, rozstaw
zębów siatkowego potwora jest tak paskudny, że ciężko w
szczeliny włożyć obiektyw lustrzanki – a o jakiejkolwiek
regulacji w ogóle ciężko mówić. Nawet złapanie trochę innego
kadru oznacza nie lekki obrót aparatu, ale szukanie odpowiedniej
dziury w płocie kilka metrów dalej. Ale o zbliżających się
mistrzostwach i ich związku z fantastyką dopiero za tydzień.