wtorek, 12 czerwca 2012

Cały Żmigród goni smoka, smok goni policję


Cały Żmigród goni smoka, smok goni policję
Dziś już nikt nie pamięta przyczyn tego konfliktu. Czy poszło o niezapłacone mandaty z fotoradarów, czy o przekraczanie linii która od wieków już nie była ciągła, czy o jazdę bez włączonych świateł... ważne, że w którymś momencie jeden ze żmigrodzkich smoków powiedział sobie: DOŚĆ! Nie będzie policjant pluł mu w twarz ani mandatów mu wystawiał. I jak zionął ogniem, to policjanci już wiedzieli, że należy zapalić silnik i zwiewać co sił... w nogach, czy może w kołach? Ważne, że rozsądkiem się wykazali, bo smok żmigrodzki szybko dałby im popalić... Gdy jednak spokojna społeczność żmigrodzka zobaczyła, że smok próbuje pogonić stróżów prawa, którzy od wieków zapewniali tej małej mieścinie spokój i porządek, i ciszę pozbawioną huku pędzących obwodnicą podróżnych zapewniali... oj, wzburzyła się spokojna niczym Odra krew Żmigrodzian, spieniła niczym górski potok. Takoż więc wzięli w swe ręce widły do przerzucania gnoju, siekiery do rąbania polan z pobliskich wsi pokradli, a i kosy na sztorc niczym kosynierzy postawili i w pogoń w obronie policji rzucili. Takoż inne smoki, widząc, że pobratymiec ich zagrożony, na odsiecz mu poleciały, tłum próbując rozproszyć. To jednak widząc, nawet najbardziej spokojni mieszkańcy Żmigrodu, od lat ziela uspokajające stosujący, nie zdzierżyli, i na pomoc swoim znajomym ruszyli, w ręce co ostrzejsze narzędzia domowe trzymając, a i często (z braku innych broni) i doniczkami z roślinami wymachując, a i nawet gdy rośliny z ceramicznych osłon wypadły, ci wciąż za smokami biegnąć i choć skorupy na głowie rozbić im próbując. Takoż i do walki wielkiej doszło, ze wstydu i sromoty najczęściej dziś w historii przemilczywanej, bo przecież to wstyd i hańba aby tak dwa żyjące ze sobą od lat w spokoju gatunki bić się o byle mandat zaczęły.
Legenda o ataku smoka na  żmigrodzką policję, autorstwa własnego

Smok ze szkoły im. Bolesława Chrobrego, z powłoką niczym na stadionie
Oczywiście, tekst powyższy jeno to opis szalony, do zdjęcia napisany, któreż to kojarzyło się z sytuacją takowoż jak powyższa opisana, gdy to policja tuże przed smokiem uparcie jechała, zamiast ładnie większy dystans od parady smoków trzymać. Od parady, która to dnia ijunia dwunastego, roku pańskiego dwa tysiące i też dwunastego, roku mistrzostw piłki kopanej w pobliżu Żmigrodu się odbywających, przeszła ulicami miasta. Smoków ci było pod dostatkiem, bo każda szkoła powiatowa z hodowli swego smoka prezentowała. Każden jakoby od innej matki zrodzony, takoż każdy inszy i od pozostałych odstający był. 


A przed całością panna smocza bieżyła, co smokami rządziła i ulicami miasta je prowadziła, a od palenia domów i kościołów powstrzymywała. Takoż jej w pracach smoczy zaklinacz pomagał, mandoliną swą czy inną lutnią dźwięki magiczne wokół rozpościerający, smoki mające uspokoić i nad nimi władzę absolutną uzyskać pozwalając.

Smok specjalny
Jako wspomniał jużem, smoków rodzin było wiele. Smoki niczym chińskie tam były, choć dużo mniejsze i skromniejsze niżeli azjatyccy ich bracia, jednakoż także wspaniałe. Spode łuski półprzezroczystej wrocławski stadion żywo przypominającej,dziesiątki zjedzonych dzieci zauważayć się dają. Takoż szkoła specjalna smoka delirycznego wyhodowała, w kolorach pastelowo-delirycznych, raczej dobrych wróżek radosne kolory przypominające. Takoż przy nim smok szkoły im. Chrobrego klasycznie wyglądał, taki zielony . Zatem przedszkole publiczne „Zielona Dolina”, zamiast żywego smoka, raczej smocze truchło przyprowadziło, aby pokazać, że wojownicy jego, choć z racji wieku swego maleńcy jeszcze, to i oni dokonać czynu tak wielkiego, jak smoka ubicie, dokonać potrafią, a trofeum zdobycznym w postaci smoka skóry ponad zamkiem swym rycerskim rozpostartym się hołubić. Ze szkoły w Radziądzu rycerze smoka swego żywego na miejsce przyprowadzili, takoż jednak smok ten większy i potężniejszy był, a jego opanowanie zaliści możliwe by nie było, gdyby nie kilku smoko-łowców niczym przebranych i armii polsko-kibiców wokół smoka wciąż biegających i poza krąg magiczny wyjść mu nie pozwalający.

Sportus

SŁODZIAK, czyli smok gimnazjalny


Słodziak schowany w tłumie fanów

Słodziak, po prostu Słodziak
Jednakoż faworytem moim Słodziak, smok gimnazjalny był, pod ręką pani Kamili szybko rosnący. Jako żem słyszał, insze smoki od kolejnych lat dorastały do swych rozmiarów i wyglądu, jedynie co roku zrzucając starą skórę i nabywając nowej, podobnej. Jednakoż wspomniana pani Kamila co roku nowego smoka chowa, na specjalnej karmie jego szybkie rośnięcie powodując. Takoż i smoki wychowane w korytarzach z zupełnie innej rodziny pochodzą, bo nie pożerają ludzi aby ci smoczą skórę nosili na swych grzbietach nosili. Ze szkoły im. Rataja smok chodzić samodzielnie mógłby, jednakoż rozbrajającym pięknem swym i uśmiechem słodkim sympatię wielką tak wzbudzał wśród otoczenia, że nosić go wszyscy niczym na lektyce chcieli.

Smocza lektyka
Nie wszystko złoto, na co smok poleci

Smok powidzki
Coby jednak kronikarskiego obowiązku dopełnić, a nie tylko władzom się podlizywać, błędów organizatorów pominąć nie mogę. Takoż dzieci ze szkół okolicznych wysiłek ogromny w paradę włożyły, jakoż i wysiłek ich docenion do końca być nie mógł. Choć podkreślać należałoby, kto smoka danego chodowały i efekt takoż wspaniały hodowli dane właśnie szkoły osiągnęły, takoż chwalić się ciężko i imię dobre szkoły promować gdy nazwę jej widać, ale efekty pracy sztandarem szkolnym zasłonięte idą. Takoż więc może by na przyszły rok organizatorzy o innej formie banerów szkolnych pomyśleli, albo odstępy większe między szkołami i smokami zrobili, aby banery przedednio wspomniane efektów hodowli przecudnych nie zasłoniły. No i o bezpieczeństwo mieszkańców swoich, a i o niepsucie efektów parady dbając, może by i rajcy tłum jakoś opanowali, co by na siłę między smoki się nie pchał, na pochód swobodny bez ciżby współczesnej im pozwalając, a i przejście wśród ciżby na stadionie bez przepychania zapewniając. Takoż jednakże imprezie ocenę cztery i plus wystawić należy według kryteriów szkolnych oceniając, przednia tako była, jednak na poprawę w następnych latach licząc, żeby ta impreza jeszcze wspanialsza była. Takoż przecie atrakcja turystyczna to wspaniała, nie jeno tylko odpust lokalny miejski, i w promocji turystycznej miasta swego parada smoków używana bywać powinna.

Dla tego smoka to już pewno koniec - a może jeszcze nie?

  

piątek, 8 czerwca 2012

Euro 2012 - rzecz o najnowszym UFO L.U.C.a


Lądowanie stadionu miejskiegoŹródło: L.U.C., Kosmostumostów - oficjalny teledysk

„A dziś najnowsze UFO nad miastem dumnie się wypręża”
L.U.C., Kosmostumostów

Półprzezroczysta powłoka stadionu
oświetlona w kolorze kosmitów
Stadion Miejski, od dziś od godz. 20:45 stanie się najważniejszą atrakcją Wrocławia. Zbudowany przez firmę Max Boegl... choć jak twierdzi L.U.C. raczej przez stocznię statków kosmicznych nieznanej nam rasy. Tajemniczy obiekt, w którym zgromadzą się dziś setki kibiców piłki nożnej. Jaki jest cel tej wizyty? Czy obcy postanowili się pochwalić jak największej ilości ludzi pięknem swych statków? Czy może „dar pomocy” dla zacofanej technologicznie cywilizacji, która z pewnością nie wyrobiłaby się na czas z budową stadionu przez pierwszego wykonawcę? A może coś gorszego – śmiertelna pułapka, która w połowie meczu nagle wzniesie się i porwie Ziemian na obcą planetę? Posłużą za międzygalaktyczne śniadanie dla kosmitów, czy raczej jako materiał eksperymentalny? Czy próba oświetlenia z zeszłego tygodnia była faktycznie tylko próbą efektów specjalnych, czy może próbą silników? O tym wszystkim przekonamy się już wkrótce.  
Czyżby próba silników?

piątek, 1 czerwca 2012

Jaś i Małgosia, czyli bajka na Dzień Dziecka


Wśród „poważnych” badaczy literatury wciąż popularne jest twierdzenie, że fantastyka... to takie bajki dla dzieci. Jakże wielki jest poziom wiedzy takich „badaczy”, skoro nie odróżniają gatunku literackiego (jakim jest chociażby bajka) od dziedziny literatury (a także innych innych dziedzin sztuki i kultury)? Jakże wielka jest wrażliwość takich „badaczy”, skoro odrzucają nie tylko antyczne podstawy kultury europejskiej (zarówno mity greckie, jak i pradawne podania ludowe), ale i największych polskich wieszczy narodowych – wszak Słowacki tworzył w czasach romantyzmu, a Mickiewicz uważany jest wręcz za jego twórcę. Twórcę epoki, w której za podstawę poznania uznawano nie metody naukowe, ale podszepty zjaw, duchów i innych stworów fantastycznych... Odrzucić by trzeba było nawet szekspirowskiego Makbeta czy wręcz Hamleta...
Zgodnie jednak z napisem na jednej z mojej koszulek, „prawda leży w każdym kłamstwie które wypowiadasz”, postanowiłem poszukać odrobiny prawdy. Postanowiłem wypowiedzieć zaklęcie oszczerców od końca... i nic się nie stało. Bo stwierdzając, że bajki dla dzieci są fantastyką, nie mówi się nic odkrywczego, a czy zaklęciem może być zwykłe zdanie opowiadające o rzeczywistości?
Tak więc, skoro dziś Dzień Dziecka, pora zająć się pewną bajką. Bajką, której bohaterów spotykamy (w alegorycznej formie, ale w końcu czyż nie na alegorii polegają bajki?) w najbardziej popularnym miejscu Wrocławia, na jednym z narożników wrocławskiego rynku. Bajką o Jasiu i Małgosi, którzy beztrosko poszli na jagody i zgubili się w lesie. Fabułę szkoda opowiadać, bo zna ją chyba każdy, a w dwóch zdaniach nie odda się bajkowej atmosfery, więc skupię się na budynkach.
A jakże to urokliwe kamieniczki średniowieczne, stojące w północno-zachodnim narożniku rynku. Niczym wystraszone dzieci zagubione w lesie trzymające się za ręce, kamieniczki połączone są arkadą. Aby jednak obrazek nie wyglądał zbyt idyllicznie i stwarzał choć namiastkę grozy, kartusz otacza napis „Mors lanua vitae” (śmierć bramą życia), przypominający o początkowym otoczeniu kamienic – pradawnym cmentarzu, zlikwidowanym w XVII wieku.
Wychowani w europejskich standardach patriarchalizmu, z góry oczekujemy, że to wyższy Jaś zapewnia bezpieczeństwo małej, drobnej dziewczynce. Mało kto pamięta, że w bajce to Małgosia jest tą starszą i większą. Podobnie i kamieniczki oddają bajkową prawdę, a wyższa, bardziej upiększona (jakże oczywiste dla dziewczynek) jest oczywiście Małgosia. Obecnie w niej znajduje się m.in. siedziba Towarzystwa Miłośników Wrocławia. Tuż przy nogach Jasia wejścia do krainy krasnoludkówpilnuje Śpioch. Jeszcze do niedawna znajdowała się tam także pracownia popularnego, choć kontrowersyjnego wrocławskiego artysty, Eugeniusz Get-Stankiewicza, zmarłego ponad rok temu.
Niestety, po raz kolejny zbliżające się mistrzostwa rzucają kłody pod nogi. Miesiąc temu z powodueuro odwołane zostało zwiedzanie dworca. Dziś płot broni dostępu do Jasia i Małgosi równie skutecznie, co wijące się, kolczate pnącza malin w lesie. Pilnujący terenu ochroniarz, niczym dworcowy Belfegor uparcie wpycha się na każde zdjęcie. Co gorsza, rozstaw zębów siatkowego potwora jest tak paskudny, że ciężko w szczeliny włożyć obiektyw lustrzanki – a o jakiejkolwiek regulacji w ogóle ciężko mówić. Nawet złapanie trochę innego kadru oznacza nie lekki obrót aparatu, ale szukanie odpowiedniej dziury w płocie kilka metrów dalej. Ale o zbliżających się mistrzostwach i ich związku z fantastyką dopiero za tydzień.

piątek, 25 maja 2012

Dzień Ręcznika, czyli jak to z tymi Vogonami było?

Źródło: internet
Choć najpopularniejszym postem jest post o rzeźbie Salvadora Daliego w Arkadach Wrocławskich, to gdy słyszę opinie czytelników, najbardziej lubianym wpisem jest ten o ZDiUMie i o Vogonach. Wszyscy chwalą humor nawiązujący do wymyślonej przez Douglasa Adamsa rasy urzędaków, dla których liczy się tylko papierek. 

Tak naprawdę, inspiracją do napisania tego wpisu była zupełnie nietypowa odpowiedź rzeczniczki prasowej ZDiUMu. Początkowo to właśnie ten tekst miał być podstawą do stworzenia wpisu – ale później w mojej głowie rozbudowywał się cały opis nawiązujący do książki „Autostopem przez Galaktykę” - a właściwa inspiracja gdzieś w tym wszystkim ginęła. Dlatego dziś, w Dzień Ręcznika, postanowiłem przypomnieć co było inspiracją do vogońskich nawiązań: 



Dzień dobry,

no cóż, musimy przyznać że i tak dosyć długo udawało się nam ten fakt utrzymywać w tajemnicy.

Niestety asfaltofagus rozmnożył się ostatniej zimy w szaleńczym tempie. 
Traper już dla nas nie pracuje. Nie dosyć, że nadużywał magicznych eliksirów to jeszcze miał sfałszowaną licencję a Wiedźmin na razie jest zajęty promocją i nie przyjmuje nowych zleceń.
Mimo tych niesprzyjających okoliczności staramy się walczyć z bestią własnymi siłami. Inspektorzy uzbrojeni w oszałamiające różowe i pomarańczowe spreje codziennie polują na skrytożerców a specjalnie opłacani najemnicy uzupełniają wyżarte miejsca przy użyciu mieszanek zohydzających smak. 
Ewa Mazur, rzecznik prasowy Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta 



Sami przyznacie, że nie jest to typowa odpowiedź urzędnika miejskiego na prowokację ujawniającą istnienie potwora asfaltowego zwanego asfaltofagusem? Zapytana, co sprowokowało ją do tak humorystycznej odpowiedzi, pani Ewa Mazur odpowiedziała: 


Poczucie humoru jest tym, co ratuje rasę urzędniczą od szaleństwa, do którego doprowadzają nas PROCEDURY. 
Ewa Mazur, rzecznik prasowy Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta 


Zastanawiające, jakaż zbieżność ze słowami innego klasyka fantastyki humorystycznej: 

Trzeba się śmiać. Inaczej człowiek by zwariował
Terry Pratchett



Źródło: Pratchett.pl 
Można by robić wieloletnie badania naukowe nad przyczynami rozwoju vogonizmu jako choroby zawodowej. Może jednak zaufać osobom, które już odkryły doskonały lek zapobiegający temu schorzeniu, a wieloletnie testy przeprowadzane na sobie samych doskonale pokazują ich skutecznośc. Więc dziś, w Dzień Ręcznika, śmiejmy się wszyscy, aby odgonić od siebie ryzyko stania się vogonem. Tylko niech będzie to porządny, szczery śmiech – w szczególności, gdy jesteś urzędnikiem. 

Nie, nie, nie – orzekł Albert [do Śmierci]. –Trzeba w to włożyć trochę życia, panie, bez urazy. To ma być porządny, rubaszny śmiech. Musi... Musi brzmieć tak, jakbyś sikał brandy i srał puddingiem, wybacz mój klatchiański, panie. Terry Pratchett, Wiedźmikołaj

środa, 23 maja 2012

Pilot Pirx... we Wrocławiu?

Scena wyjazdu androida z laboratorium
Źródło: film Test pilota Pirxa
To  nie mógł być przypadek. Gdy trafiłem na Wrocławskie Spotkania z Fantastyką, wygrałem antologię Głos Lema (były także inne, a zarówno sam wybór książki, jak i zwycięzca wyznaczeni zostali losowo). Kilka dni później na facebookowym profilu Wratislaviae Amici znalazłem stare zdjęcie znanej mi skądinąd budowli. Nigdy nie zaglądam do tych zdjęć, jednak tym razem miałem kaprys postąpić inaczej. W opisie znalazłem zastanawiającą informację: że tu właśnie kręcony był Test Pilota Pirxa. 






Wyjazd z laboratorium - stan aktualny


Tak więc obejrzałem film. Film równie stary jak ja, „mieżdunarodny” (polsko-radziecki, a właściwie już raczej polsko-estońsko-ukraiński), trzeba przyznać, że dobry. Fabuła dosyć wierna pierwowzorowi (opowiadaniu Rozprawa z cyklu Opowieści o Pilocie Pirxie Stanisława Lema). Rzecz ma się o „nieliniowcach skończonych” (czyli humanoidalnych robotach o sztucznej inteligencji) które docelowo miałyby zastąpić pilotów statków kosmicznych.  Oceny jego przydatności w trudnych warunkach dokonać miał właśnie znany chyba wszystkim fanom Lema pilot Pirx. Aby podkreślić swoją nadzwyczajną wytrzymałość na trudne warunki, robot dokonuje sabotażu mającego doprowadzić pojazd kosmiczny do skrajnie niebezpiecznej sytuacji. Aby uratować statek kosmiczny i zakończyć misję zgodnie z założeniami, humanoid musiałby poświęcić życie ludzi. Na szczęście po raz kolejny Pirx przekonuje nas o niezawodności swojego instynktu samozachowawczego.
Czy gdzieś tam, za tymi oknami, kryły się laboratoria
Cybertronixu, Inteltronu lub Nortronicsu?
Co do wątków wrocławskich, to film nagrywany był m.in. we wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych. Jednak to trochę mało by pisać o powiązaniach Pilota Pirxa z Wrocławiem. Dopiero wspomniana już wcześniej budowla daje lepszy pretekst do sięgnięcia po twórcę międzynarodowej klasy. Choć sceny laboratorium, w którym powstaje pierwszy nieliniowiec skończony nakręcone zostały zapewne w którejś z wytwórni filmowych, to film sugeruje że produkcja odbyła się w podziemiach wrocławskiego Dolmedu. Bo właśnie na wjeździe do podziemi odgrywa się scena wyjazdu eskorty z humanoidem. Dziś na zjeździe tym co prawda nie ma już angielsko brzmiącego napisu „laboratory”, wciąż jednak jest użytkowany. Trzeba przyznać, że budynek stanowi doskonałą przykrywkę do tajnej działalności a sam wyjazd z dawnych laboratoriów jest tak usytuowany, że utrudnia robienie szpiegowskich zdjęć o każdej porze. Choć nie jest to ściana północna, to przez większą część dnia wjazd znajduje się w cieniu. Z rana oczywiście jest to cień samego budynku, jednak gdy już budowla przestanie zasłaniać go cieniem, wjazd szybko chowa się w cień wysokiego wieżowca stojącego po jego zachodniej stronie. 

poniedziałek, 14 maja 2012

Rzeźba po przeprowadzce

Rzezba Salvador Dali, Profil czasu, w starej lokalizacji (Arkady Wroclawskie)
Salvador Dali, Profil czasu
(rzeźba jeszcze w starej lokalizacji)
Czy pamiętacie rzeźbę Salvadora Dali „Profil czasu”, która dokonuje zagięć czasoprzestrzeni w centrum handlowym Arkady? Stała ona na parterze, sprawiając wrażenie lekko wciśniętej w trochę zbyt mały teren przy ruchomych schodach. Stała tam kilka lat, czekając na miejsce bardziej dogodne.
Kilka lat czekała cierpliwie. Aż wreszcie lepsze miejsce się pojawiło. Przed wciąż jeszcze budowanym wieżowcem Sky Tower. Dlatego pod osłoną nocy rzeźba postanowiła przenieść się na nowe miejsce. Różne są teorie jak tego dokonała. Jedna z nich mówi, że wykorzystując swój talent do zaginania czasoprzestrzeni na chwilę połączyła dwa miejsca na „baloniku” w jedno, i nie przesuwając się o kawałek nagle pojawiła się przed nowym wieżowcem. Druga mówi, że dokonali tego ludzie, zapakowując ją dźwigiem na ciężarówkę i przewożąc z miejsca na miejsce – ale czy potraficie sobie wyobrazić ciężarówkę przejeżdżającą przez drzwi obrotowe, w których czasami nie mogą się zmieścić ludzie wchodzący do Arkad?


Salvador Dali, Profil czasu, rzeźba w nowej lokalizacji
(przed wejściem do galerii handlowej Sky Tower)
Niezależnie od tego, jak dokonała się przeprowadzka, trzeba przyznać, że rzeźba o wiele lepiej się komponuje z nowym otoczeniem. Teren przed wejściem zdaje się być wielkościowo przygotowany właśnie dla tej rzeźby. Delikatny odcień ciemnej zieleni nowoczesnej kolumnady delikatnie zlewa się z patyną pokrywającą miedziane drzewo. Choć z powodu otoczenia rzeźba zdaje się być mniejsza niż w poprzednim miejscu, to poprzez o wiele lepszą kompozycję tworzoną z otoczeniem zyskuje na urodzie. Zresztą przekonajcie się sami.
Zapewne teraz po staremu rzeźba zaginać będzie czasoprzestrzeń klientom nowego centrum handlowego. Tym, którzy uwielbiają zakupy skracać będzie ich czas, sprawiając że zakupy rozpoczęte wczesnym rankiem kończyć się będą późnym wieczorem, mimo iż w międzyczasie upłynęła dosłownie chwila. Przeciwnikom przebierania w ciuchach w poszukiwaniu tego najpiękniejszego tak zakręci zegarkami, że z kolei każda sekunda dłużyć się będzie w godziny, a zakupy byle spodni staną się jeszcze większą udręką. 

czwartek, 3 maja 2012

Fantastyczna Konstytucja Wrocławia


A ja, Jan Sobieszczuk stworzyłem tutaj podwaliny nowego państwa, nowej cywilizacji. Dzięki mnie to miasto zaczęło żyć. Ustanowiłem nowe prawa, znane dziś jako Codex Vratislaviana. Proste, surowe prawa, które obowiązują każdego mieszkańca i od których nie ma wyjątków. Dzisiaj nie ma morderstw, nie ma kradzieży, nie ma gwałtów. Kto zabija jest zabijany, kto kradnie jest zabijany, kto gwałci jest zabijany. Ofiara, jeśli żyje, ma prawo wykonać wyrok na swoim oprawcy, oczywiście po uprzednim procesie. Rodzina sprawcy na zawsze wygnana jest poza miasto, z piętnem hańby, i to chyba hamuje większość potencjalnych bandytów od popełnienia najlżejszego wykroczenia. Z początku wydawało się to utopią, ale dzisiaj, po osiemnastu miesiącach od wprowadzenia kodeksu, zanotowaliśmy zaledwie czterdzieści przypadków popełnienia przestępstw w naszej społeczności. Wykryto trzydziestu siedmiu sprawców. Przyznacie, że wykrywalność jest dosyć duża. Zresztą w pozostałych przypadkach, co mogę wam wyznać, też znaleźliśmy winnych, aczkolwiek nie sądzę, by dowody ich winy były wystarczająco przekonujące. Ale musiałem dać ludziom nadzieję. I dałem.
Robert J. Szmidt, Apokalipsa według Pana Jana, str. 76

Zapytajcie, co tysiące ludzi w kierunku Wrocławia. Zapytajcie, co gna tysiące ludzi w kierunku Wrocławia. Zapytajcie ich, oni stoją za tamtym lasem, gotowi przelać krew dla idei, którą im wpoiłem.
Ja, moi panowie, przynoszę wam Pax Vratislaviana. Prosty, ale genialny w swej prostocie zestaw praw, które sprawiły, że Wolne Miasto Wrocław ma dzisiaj prawie pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców i armię zdolną zjednoczyć nasz kraj! Podstawą tego kodeksu jest równość wobec prawa każdego obywatela i absolutna nienaruszalność własności prywatnej. We Wrocławiu nie ma złodziei, nie ma morderców! Nie ma wyzysku i danin nazywanych podatkami. Jest za to wolność i poczucie bezpieczeństwa, którego wy z pewnością nie znacie.[…]
Od was zależy, czy za kilkadziesiąt lat nasze wnuki będą mogły spokojnie żyć w świecie wolnym od przemocy. W kraju, gdzie piastowski orzeł będzie świętą wartością nie tylko dla tych, którzy mówią po polsku! W Polsce. [...]
Dzisiaj ja, Jan Sobieszczuk, daję wam wolne i nieprzymuszone prawo do podjęcia takiej decyzji. Co więcej, nie oczekuję, że odpowiecie mi w tej chwili. Wrócę teraz do moich oddziałów i dam wam dwadzieścia cztery godziny na przedyskutowanie tej decyzji z kolegami i dowódcami. […] albowiem może być tylko jeden naród i jeden kraj! Polska!
Robert J. Szmidt, Apokalipsa według Pana Jana, str. 146-148