Nawet lampy starały się ułożyć w imię jednego z bohaterów wykreowanego w Kłaumcy |
Internet co rusz obiegają wysypy
obrazkowych mądrości mówiących, że zło jest z natury wpisane w
c-zło-wieka. Jest to temat tak skrajnie powtarzany, że z obawy o
dobro psychiczne społeczeństwa kolejne powielanie tego pomysłu
powinno być karane z pełną surowością praw autorskich.
A jednak na kolana powaliło mnie
kiedyś zdjęcie dziecięco radosnego Jakuba, który odkrył jakże
oczywiste drugie, głębsze dno tej znudzonej prawdy. Że co
pozostaje, gdy z człowieka usuniemy zło? A no ćwiek pozostaje, a
że obecnie mało kto już pamięta pierwotne znaczenie tego słowa,
to trzeba napisać, że Ćwiek pozostaje.
Zdjęcie pokazywało jakże
charakterystyczne dla niego stany upojonego radością,
przerośniętego, choć niedorośniętego jeszcze dziecka w wieku lat
30. I gdybym miał go oceniać według klasycznych zasad
obowiązujących nasze społeczeństwo, to ciężko go ocenić
pozytywnie. Bo przecież w tym wieku wypadałoby już dorosnąć, bo
przecież nie wypada ubierać się jak „wyrzutek społeczeństwa”
(czyt. w skórę nabijaną ćwiekami), baaa, jeszcze tak usilnie taki
brak kultury promować...
Lecz chociaż jestem osobą wychowaną
w miarę według wspomnianych „klasycznych zasad”, to jednak
czasami budzi się we mnie to wyrodne „w miarę”. No właśnie,
bo przecież subkultura metalowa to jednak częściej całkiem
porządni ludzie, którzy po prostu nie lubią przelandrynkowanego
życia, którzy czasem muszą oddać upust swym emocjom (i którym
wychowanie nakazuje to zrobić w sposób kulturalny i nie
przeszkadzający społeczeństwu – z tym drobnym nieporozumieniem,
że społeczeństwo nie potrafi tego zrozumieć i wytyka odmieńców).
Mamusiu, ale ten zły pan bazgra po twojej ulubionej książce |
I właśnie do tej kategorii ludzi „porządnych w sposób dla
innych niezrozumiały” muszę zaliczyć Jakuba Ćwieka.
Wychowany na Metalice i Nirvanie, ubrany oczywiście w skórę i
stonowaną koszulkę AC/DC... wbrew stereotypom
człowiek wykształcony, obyty z literaturą, sztuką, baaa,
kulturoznawca przecież, nawet dyplomowany. Człowiek, który umie
wspaniale opowiadać, który to swą opowieścią pozwolił mi
wyobrazić sobie, na czym polegał urok średniowiecznego barda –
bo gdy pierwszy raz usłyszałem Ćwieka na DF-owej prelekcji, to tak
sobie właśnie wyobraziłem wspomnianego barda. I pal licho, że
chyba tylko ćwierć prelekcji wyszło mu na zadany temat, ważne
było to, jak opowiadał. A że prelekcja zdaje się miała być o
tym, jak pisać książki – no cóż, to przecież prezentując
taki pokaz kwiecistej przemowy, dał przecież lekcję jak ciekawie
używać swego ojczystego języka.
Co do oceny jego książek... no cóż,
Kłamcę (cz. I) dziś już ciężko nawet na allegro dostać, a od
dwójki zaczynać nie będę. Uhonorowana nagrodą im. Janusza Zajdla„Bajka o trybach i powrotach” jest co prawda świetna, ale jakoś
internet dziwnie przemilcza tą część jego twórczości. Chłopcy
– no cóż, nigdy nie przepadałem za Piotrusiem Panem, więc i
pozostający w tym klimacie Chłopcy też mi nie bardzo podeszli, a więc i
po Dreszcza raczej chętnie nie sięgnę. Pozostanie mi zachwyt nad
bardzim talentem Ćwieka-opowiadacza, choć wierząc w jego
prawdomówność w tej kwestii wolę żeby to pozostał bard
opowiadający niż śpiewający.
Co do spotkania autorskiego... spora
część mi gdzieś umkła w euforii robienia zdjęć. No cóż,
grafik który zrobił nam to świetne logo na górze poprosił mnie
abym posłużył jako (pół)oficjalny fotograf. No to trzeba się
było postarać, a warunki oświetleniowe zapewnione przez
wrocławskim empik nie były sprzyjające. Baaa, gdy spoglądam na
zdjęcia z innych dreszczo-spotkań to mam wrażenie, że Wrocław
jako jedyny się nie postarał – ale wbrew rzuconej rok temu przez
Ćwieka opinii, że zdjęć pod światło się nie robi, to chyba jednak wyszły całkiem znośne.
Coś tam jednak się nasłuchałem. Po
pierwsze, niestety powoli Ćwiek dorasta. Z młodego, pełnego
radości chłopca powoli budzi się naiwny, gniewny wojownik, który
chce walczyć o „lepszy świat”. I aż mi się nie chce
podsumować wątków politycznych i kościelnych, które poruszył
Jakub – choć z większością się zgodzę, to jednak pozostaje
pytanie: po co rozpalać stosy? Żeby spłonęły i zadymiły
atmosferę? Bo herezji, jak pokazuje historia, nie spalisz, ona
zawsze się uchowa...
Nie no, człowieku, czy ty naprawdę zadałeś takie pytanie? |
Co do ciekawszych tematów poruszonych
przez Jakuba, to chociażby dyskusja o książkach już wydanych. I
te kąśliwie, w sposób pełen ironii przeredagowane przez Jakuba
pytania zadawane przez prowadzącego... no cóż, jeśli nie były
one wcześniej uzgodnione z autorem, to tylko spokojnemu i radosnemu
podejściu prowadzącego można zawdzięczać, że nie skończyło
się awanturą równie karczemną, jak dyskusja o Smoleńsku, zwłaszcza, że pytający swą (miejmy nadzieję, udawaną) niewiedzą mógł co najwyżej rozdrażniać autora.
Co jeszcze? A no o planach
wydawniczych. Że fani Chłopców mogą oczekiwać kolejnej części,
że świeżo wydany Dreszcz też będzie kontynuowany, że jeśli
chodzi o Kłamcę, to akurat nikt nie kłamał i kontynuacji nie
będzie jak zostało to zapowiedziane w czwartej części. No, i że
autor nie rozumie, czemu przyzwyczajeni do jego stosunkowo krótkich
książek czytelnicy mogą być oburzeni „zbyt małą ilością
stron” w przypadku książki, która ma ich akurat więcej niż zazwyczaj. Acha, i że Ćwiek jest jednym z tych nielicznych autorów, którzy kolejne książki, choć krótkie, to za to dosyć często wydają, i nie będzie charakterystycznego dla wielu autorów długotrwałego, czasem przeciągającego się w nieskończoność wyczekiwania na kolejną część.
W kolejce po autograf Ćwieka |
Będzie też coś innego. Coś, co
niektórzy autorzy piszą u szczytu swej sławy, a co Ćwiek chce
napisać wcześniej: poradnik dla początkującego pisarza. Jak
słusznie zauważył Jakub, te pisane przez zbyt doświadczonych
autorów, często są poradami od osób, które już dawno
zapomniały, jak zaczynały, które są już na zupełnie innym
stadium rozwoju niż ich odbiorca, które przeskakują ten początkowy
etap pisania. Dlatego Jakub nie chce pisać poradnika jak dojść do
szczytów sławy – to raczej ma być książka, jak od samego zera
dojść do momentu, na którym Ćwiek jest teraz. A niech sobie
potencjalny czytelnik oceni, czy to jest to, co chce kiedyś
osiągnąć...
Na koniec, część która dla
niektórych fanów jest jedynym powodem przyjścia na spotkanie:
autografy i podpisywanie książek. Dla niektórych autorów to w
zasadzie żmudny obowiązek – ale nie dzieje się tak w przypadku
Ćwieka. Karmiony swą sławą i zachwytem rozkochanych fanek,
dopiero teraz nabiera prawdziwej energii i humoru. Nie ma już
miejsca na złośliwość, jest tylko radość, humor i żart. Najwspanialsza
natura Ćwieka – mały, radosny chłopiec, który chciałby się
tylko bawić...
eee, do awantury na pewno by nie doszło. Prowadzący Ćwieka nawet chyba lubi ;)
OdpowiedzUsuńPozostaje pytanie, czy Ćwiek lubi prowadzącego :) A na poważnie: ironiczne przeinaczanie pytań przez autora wciąż pozostawia pytanie, czy pytania zostały z góry ustalone, czy może Ćwiek starał się być tolerancyjny (jakoś nie wyobrażam sobie nietolerancyjnego Ćwieka ;)
OdpowiedzUsuńRaczej to drugie. Zresztą, taką metodę zastosował bodajże raz. Ćwiek to chyba dosyć niewdzięczny rozmówca, zamiast rozmawiać zwykł robić show. Dla publiki, która zwykle z jego fanów się składa, to chyba dobrze. Dla pytających różnie.
Usuń