Jak już wspominałem, wrocławskie smoki to raczej smoki wodne, niż te najpopularniejsze w innych regionach, ogniste smoki unoszące się w powietrzu. To chyba dlatego Miasto Spotkań częściej nawiedzają powodzie, za to historia Wrocławia raczej nie obfituje w spektakularne pożary. Choć przedstawiałem wcześniej namiastki smoków rzecznych stworzone przez ludzi (fontanna na placu Solnym, rzygacze na rynku), to nigdy wcześniej nie widziałem takiego smoka w naturze.
Dopiero wczoraj miałem okazję poznać prawdziwe smoki rzeczne. Zakamuflowane w postaci smoczych łodzi smoczych, ich długie ciało dawało miejsce 10 wioślarzom, sternikowi i bębniarzowi zwanemu szantymenem. Z boku wystawały im małe skrzydełka, a właściwie liczne odnóża boczne o skrzydlastym kształcie, pozwalające szybko i zgrabnie poruszać się w wodzie, aby dopaść swój obiad nie wpadając jednak w żadne zdradliwe wiry rzeczne.
O ile akurat wszystkie mięśnie nie padają z przetrenowania. Bo każdy z trenerów na zbyt poważnie wziął sobie do serca wyścigi i kazał im ćwiczyć tak długo, że w momencie startu to ludzcy wioślarze musieli wziąć zgrabiałe „skrzydła” w swe dłonie i odpowiednio nimi machając napędzać obolały tułów smoka. To i tak dobrze, bo smoka oznaczonego numerem startowym 2 dopadły przykurcze odnóży, na dodatek niesymetryczne, więc aby mógł wystartować w zawodach trzeba było mu je przywiązać do tułowia, aby smokołodzią nadmiernie nie zarzucało. Ludzie więc musieli wyciągnąć klasyczne drewniane wiosła, które nie odgarniają wody tak skutecznie jak smocze płytwoskrzydła.
![]() |
Zacięta walka, bo liczy się nawet długość głowy... |
Żeby smokom było jeszcze trudniej, trenerzy do tematu podeszli zbyt strategicznie: wychodząc z założenia że zanurzonemu ciału przeciwstawia się opór masy doszli do wniosku, że mniejsza ilość pożywienia spowoduje płytsze zanurzenie. Efektem ostatecznym było osłabienie wynikające z niedożywienia. Jedynym pożytkiem z tych pomysłów szalonych trenerów było rytmiczne granie marsza w kiszkach smoka, więc chociaż szantymen nie musiał się męczyć wybijając rytm wioślarzom. Za to każdy manewr wykonywany przez ludzkiego sternika wywoływał burzliwy pomruk smoka niezadowolonego z bólu promieniującego ze zmuszanego do ruchu ogona.
Oczywiście, wszystkie te atrakcje zobaczyć można było wczoraj trakcie III Wyścigów Łodzi smoczych Tumski-Cup organizowanych przez kompleks hotelowo-restauracyjny Hotel Tumski. Na co dzień raczej nie zobaczymy wrocławskich smoków rzecznych na Odrze, gdyż nocują gdzieś w korzeniach drzew rosnących bezpośrednio przy Odrze, co akurat spotkać raczej można na peryferiach Wrocławia i poza miastem. Dlatego warto skorzystać z każdej okazji ich spotkania w trakcie trwania wspomnianych corocznych wyścigów łodzi smoczych. Jeśli komuś tego mało – pozostaje odwiedzić smoki na rynku i placu Solnym, albo samemu poszukać kolejnych smoczych pomników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz