Orszak Trzech Króli we Wrocławiu |
Rok 2012. Rok zagłady, zniszczenia, rok końca świata. Co nas czeka i jak dojdzie do apokalipsy? Opcji jest wiele. Trzęsienia ziemi, powodzie (nie, we Wrocławiu akurat byłoby to nudne po 1997r.), wojny robotów, wojny aniołów z diabłami, krach giełdowy, krach internetu... stop, stop, przegapiłem, wojny aniołów z diabłami. Akurat się dzieje coś za oknem...
Jakiś orszak królewski jedzie. Chociaż ciężko powiedzieć, że jedzie, królowie idą obok swych
dwugarbnych wierzchowców po tym, jak się jeden znarowił i jeźdźca
zrzucił. Liczymy: jeden, dwa, trzy, czte... no, skoro apokalipsa, to
powinien być czwarty. To chyba jednak zbyt wcześnie, skoro trzech
jeźdźców, to na pewno królowie jadą złożyć dzieciąteczku pokłon.
Anielska rodzina przygotowuje się do udziału w orszaku |
To
ja pozostanę przy tych diabłach. Czarne kocmołuchy co rusz ganiają
za jakąś owieczką do ściągnięcia na złą drogę. A jak którą
wypatrzą – to przystaną, to już kuszą jakąś ciekawą wizją.
A to rajem podatkowym, a to zimnym piwem z pianką – brrr, ziąb
taki, deszcz pada, a one co, zimnym piwem chcą mnie otumanić? Żebym
potem z kaszlem się męczył? A kysz, a kysz, apage satanas... że
niby co, szatana nie ma? To apage diable, apage, zimnym piwem w
środku zimy mnie będzie raczył? A kysz, zmoro nieczysta... żeby
chociaż jakimś grzańcem – że co? Że herbatę ciepłą w
knajpie? A co ja, dziecko jestem? Ech, faktycznie, niedobre te
diabły, nie dobre.
I niby co próbują zrobić? Zawrócić
te tłumy idące za królami do stajenki? Ech, ściągnęłyby te
diabły jakieś ognie piekielne na ziemię, tak troszkę, tak żeby
ciepło było – nie, będą tu o herbatkach opowiadać. No jeszcze
te błędne kierunkowskazy mogłyby być skuteczne, przecież ludzie
geografii nie znają i może drogę zmylą – ale gdzieżby tam,
przecież wszyscy wiedzą, że stajenkę na rynku we Wrocławiu
rozstawili, a na rynek to już każdy wrocławianin trafi.
PAMIĘTAJ!!! SZATAN NIE ISTNIEJE!!! |
ZARZĄDZAM ODWRÓT!!! ANIOŁY ATAKUJĄ!!! |
A jakie strachliwe te diabły! Niby
wywyższyły się nad wszystkich, niby na wysokościach stanęły
(dokładniej: na wysokości podestu), a jak tylko anioły przylecą i
anielskim pyłem posypią – to uciekają, jakby pył wodą święconą
był nasączony. A gdzie ich trójzęby do zaganiania owieczek? W
domach zostały, bo transparenty musiały wziąć. A diabeł to niby
rąk ma ile? No dwie, więc w jedną transparentu a w drugą trójzębu
nie łaska było wziąć? I już byłoby czym się opędzać, byłoby
czym anielice w jakiś róg zagonić. A tu nic, uciekać im trzeba –
więc po co było zaczynać tą wojnę diabelską? A nie można było
po prostu się zakumplować, niczym Crowley z Azirafalem?
„Azirafal to wróg. Ale wróg po
sześciu tysiącach lat staje się kimś w rodzaju przyjaciela”
Terry Pratchett, Neil Gaiman, Dobry
Omen
A i śmiechu byłoby co niemiara, i
książka wspaniała, chociażby pod tytułem „Dobry Omen”. A tak
co? A tak biegają po rynku te diabły, i przed aniołami uciekają.
Diabeł ściśnięty, wśród tłumów siedzący |
Diabły krążą wśród nas |
A przecież wystarczyłoby zajrzeć
tam, gdzie anioły akurat nie zaglądają, spowodować jakiś korek i
wyłączyć nadajnik telefonii komórkowej. A właściwie to tylko to
drugie, bo przecież orszak trzech króli skutecznie zablokował
centrum Wrocławia...
„ - To wam się na pewno spodoba - powiedział i poszerzył uśmiech jak stary, wytrawny konspirator. - Zablokowałem wszystkie przenośne telefony w City i West Endzie na czterdzieści pięć minut w porze lunchu.
Zapadła cisza. Z oddali dobiegał szum samochodów na autostradzie.
- Tak? - Hastur nie krył zdziwienia - i co dalej? [...]
Może zechcesz wyjaśnić dokładniej, w jaki sposób to zagwarantuje ciągłość dostaw dla naszego Pana? - zapytał Hastur.
Crowley zebrał się w sobie. Jak im to wytłumaczyć? Że co najmniej dwadzieścia tysięcy ludzi dostało piany. Że tysiąc gardeł zabulgotało z wściekłości. Że potem ocean szału wylał się na sekretarki, policję drogową i każdego, kto akurat się nawinął i nieopatrznie pozostał w zasięgu głosu – czytaj: ryku rozszalałego szefa. Że wszyscy mścili się na wszystkich, wymyślając coraz to nowe i bardziej wyrafinowane podłości, byle tylko kogoś zgnębić? Trwało to tylko jeden dzień, do północy, a usunięcie skutków zajmie ładnych parę lat. I wcale nie trzeba było ich do tego namawiać. Dziesiątki tysięcy ludzi skutecznie sobie nawrzucało, a tak zwany diabeł wcale się przy tym nie napracował”.
Zapadła cisza. Z oddali dobiegał szum samochodów na autostradzie.
- Tak? - Hastur nie krył zdziwienia - i co dalej? [...]
Może zechcesz wyjaśnić dokładniej, w jaki sposób to zagwarantuje ciągłość dostaw dla naszego Pana? - zapytał Hastur.
Crowley zebrał się w sobie. Jak im to wytłumaczyć? Że co najmniej dwadzieścia tysięcy ludzi dostało piany. Że tysiąc gardeł zabulgotało z wściekłości. Że potem ocean szału wylał się na sekretarki, policję drogową i każdego, kto akurat się nawinął i nieopatrznie pozostał w zasięgu głosu – czytaj: ryku rozszalałego szefa. Że wszyscy mścili się na wszystkich, wymyślając coraz to nowe i bardziej wyrafinowane podłości, byle tylko kogoś zgnębić? Trwało to tylko jeden dzień, do północy, a usunięcie skutków zajmie ładnych parę lat. I wcale nie trzeba było ich do tego namawiać. Dziesiątki tysięcy ludzi skutecznie sobie nawrzucało, a tak zwany diabeł wcale się przy tym nie napracował”.
Terry Pratchett, Dobry
Omen
No cóż, widać wrocławskie diabły to takie
średniowieczne Hastury i Ligury, dzięki czemu orszak po raz
kolejny dotarł do stajenki. Tak więc choć koniec świata się
zbliża, to wciąż nie wiadomo, w jaki sposób do niego dojdzie.
Jedno jest pewne – na pewno nie będzie to wynikiem wojen diabłów z
aniołami.
No dobra, diabły, idziemy stąd, skoro już nawet straż na nas nasłali... |