Gdybym miał talent Ziemiańskiego,
przy okazji poszukiwań „Miłości we Wrocławiu” pewnie do
szerokiego zakresu gatunków literackich (od fantastyki do kryminału)
dopisałbym powieść szpiegowską. Książce która miała stać się
promocją miasta Wrocławia towarzyszył ogrom tajemnic, z którymi
z pewnością lepiej poradziłby sobie James Bond niż Sherlock
Holmes. Najpierw fałszywe informacje dotyczące daty premiery,
rozpowszechniane przez miasto. Gdy ten temat udało się przeskoczyć
i na stronie głównych prowodyrów, Zakochanego Wrocławia, pojawił
się baner reklamowy – zaraz okazało się, że prowadzi do strony
wydawnictwa, które usunęło informacje o książce. A właściwie
nie usunęło, a jedynie utajniło – za każdym razem gdy trafiałem
na tą stronę okazywało się, że nie mam uprawnień do oglądania
strony. Trochę dziwne żeby wydawnictwo utajniało produkty, które
stara się komercyjnie sprzedawać.
No cóż, w książce nie chodzi o to,
żeby ją odnaleźć w sieci, ale aby ją przeczytać. Wydawałoby
się, że szkoda czasu na durne szpiegowskie zagrywki, wystarczy
pójść do księgarni i ją kupić. Niestety, okazało się, że
główny potentant rynku księgarskiego w Polsce nie ma jej w
sprzedaży. Próby szukania jej w sklepach internetowych też nie
szły najlepiej. Oczywiście organizatorzy nie pofatygowali się
poinformować potencjalnych czytelników gdzie kupić książkę.
Zapytani wprost „organizatorzy”
potrafili wymienić zaledwie JEDNĄ księgarnię w całym Wrocławiu
sprzedającą tą książkę! Oczywiście, jak na reguły tandetnej powieści szpiegowskiej przystało, księgarnia w swej nazwie ma człon "tajne". Trochę mi to trąci promowaniem na
siłę „znajomych królika”, co w wydaniu jednego z wydziałów
Urzędu Miejskiego raczej nie świadczy dobrze. Informacja okazała
się niepełna, książki oficjalnie sprzedaje jeszcze kilka
księgarni we Wrocławiu i ogólnopolska sieć Matras.
W przypadku premier książek,
standardem są spotkania z autorami. Ale przecież skoro chodzi o
książkę utajnioną, nie można nadawać sprawie nadmiernego
rozgłosu. Zakończyło się na (zapewne opóźnionym) cichym
wyłożeniu książki w kilku pomniejszych księgarniach. Dodajmy, że
z rozmów z dwoma autorami opowiadań zamieszczonych w książce
wiem, iż jeden jeszcze na trzy dni przed ogłoszeniem daty premiery
książki nic nie wiedział, że w ogóle będzie ona w najbliższym
czasie wydana, drugi – o premierze dowiedział się dopiero kilka
dni po z mojego bloga. No konspiracja pełna, informacja zatajona
nawet przed autorami. A żyrafy wchodzą do szafy...
Premiera z prawdziwego zdarzenia
Jak widać, chyba niska sprzedaż
książki połączona z naciskami wydawnictwa uświadomiła
sponsorom, że jednak po to się wydaje książkę, aby ją promować.
Po dwóch nieudolnych premierach, w najbliższą niedzielę
postanowiono zorganizować trzecią premierę. Tak, tak, bo mimo
dwóch poprzednich premier, o organizowanym w niedzielne popołudnie
spotkaniu wszędzie mówi się „premiera”. Jak dla mnie, to
trochę naciąganie definicji tego pojęcia, jednak z drugiej strony,
dopiero to będzie prawdziwą premiera, jaką powinna mieć książką
wydana jako, było-niebyło, nietypowy materiał promocyjny. Więc
wszystkim czytelnikom bloga chciałbym zaproponować spotkanie
autorskie z Gają Grzegorzewską, Łukaszem Orbitowskim, Joanną
Pachlą, Marcinem Świetlickim, Krzysztofem Vargą oraz Andrzejem
Ziemiańskim. W niedzielę, o godzinie 17, w Mediatece. I mam
nadzieję, że w ostatnie przedświąteczne popołudnie nie będę
musiał pisać tu notki prostującej z przeprosinami... na szczęście
książkę udało mi się już kupić, więc niezależnie od
prawdziwości pogłosek, z pewnością niedługo przeczytacie wpisy dotyczące miejsc opisanych w antologii. Ze względu na zbliżające się święta, bez obawy o wpadkę mogę polecić tą książkę jako doskonały prezent pod choinkę.
Wciąż nie dość szpiegowskiej polityki dezinformacji
PS. a na stronie Miasta Wrocławia znów dezinformacyjne kłamstwa. "Do miasta zaproszono pisarzy, którzy za dobrze go nie znają". Zdecydowanie nie da się tego powiedzieć o Ziemiańskim, Orbitowski też raczej dobrze zna miasto, ciężko też przypisać te słowa do debiutującej w książce absolwentki Uniwersytetu Wrocławskiego, Joanny Pachli. Lektura opowiadań kolejnych autorów też sugeruje, że wizyta przy okazji pisania utworów do antologii raczej nie była ich pierwszą wizytą w Mieście Spotkań i raczej miasto jest już im mniej lub bardziej znane. Jak już jednak wspomniałem, gdybym miał talent Ziemiańskiego, napisałbym książkę szpiegowską... Jako autorowi bloga pozostaje mi jedynie dopisać kilku (pewnie ze dwóch, trzech) autorów piszących o Wrocławiu w powiązaniu z aspektami fantastyki.