Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tam gdzie żyją smoki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tam gdzie żyją smoki. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 12 czerwca 2012

Cały Żmigród goni smoka, smok goni policję


Cały Żmigród goni smoka, smok goni policję
Dziś już nikt nie pamięta przyczyn tego konfliktu. Czy poszło o niezapłacone mandaty z fotoradarów, czy o przekraczanie linii która od wieków już nie była ciągła, czy o jazdę bez włączonych świateł... ważne, że w którymś momencie jeden ze żmigrodzkich smoków powiedział sobie: DOŚĆ! Nie będzie policjant pluł mu w twarz ani mandatów mu wystawiał. I jak zionął ogniem, to policjanci już wiedzieli, że należy zapalić silnik i zwiewać co sił... w nogach, czy może w kołach? Ważne, że rozsądkiem się wykazali, bo smok żmigrodzki szybko dałby im popalić... Gdy jednak spokojna społeczność żmigrodzka zobaczyła, że smok próbuje pogonić stróżów prawa, którzy od wieków zapewniali tej małej mieścinie spokój i porządek, i ciszę pozbawioną huku pędzących obwodnicą podróżnych zapewniali... oj, wzburzyła się spokojna niczym Odra krew Żmigrodzian, spieniła niczym górski potok. Takoż więc wzięli w swe ręce widły do przerzucania gnoju, siekiery do rąbania polan z pobliskich wsi pokradli, a i kosy na sztorc niczym kosynierzy postawili i w pogoń w obronie policji rzucili. Takoż inne smoki, widząc, że pobratymiec ich zagrożony, na odsiecz mu poleciały, tłum próbując rozproszyć. To jednak widząc, nawet najbardziej spokojni mieszkańcy Żmigrodu, od lat ziela uspokajające stosujący, nie zdzierżyli, i na pomoc swoim znajomym ruszyli, w ręce co ostrzejsze narzędzia domowe trzymając, a i często (z braku innych broni) i doniczkami z roślinami wymachując, a i nawet gdy rośliny z ceramicznych osłon wypadły, ci wciąż za smokami biegnąć i choć skorupy na głowie rozbić im próbując. Takoż i do walki wielkiej doszło, ze wstydu i sromoty najczęściej dziś w historii przemilczywanej, bo przecież to wstyd i hańba aby tak dwa żyjące ze sobą od lat w spokoju gatunki bić się o byle mandat zaczęły.
Legenda o ataku smoka na  żmigrodzką policję, autorstwa własnego

Smok ze szkoły im. Bolesława Chrobrego, z powłoką niczym na stadionie
Oczywiście, tekst powyższy jeno to opis szalony, do zdjęcia napisany, któreż to kojarzyło się z sytuacją takowoż jak powyższa opisana, gdy to policja tuże przed smokiem uparcie jechała, zamiast ładnie większy dystans od parady smoków trzymać. Od parady, która to dnia ijunia dwunastego, roku pańskiego dwa tysiące i też dwunastego, roku mistrzostw piłki kopanej w pobliżu Żmigrodu się odbywających, przeszła ulicami miasta. Smoków ci było pod dostatkiem, bo każda szkoła powiatowa z hodowli swego smoka prezentowała. Każden jakoby od innej matki zrodzony, takoż każdy inszy i od pozostałych odstający był. 


A przed całością panna smocza bieżyła, co smokami rządziła i ulicami miasta je prowadziła, a od palenia domów i kościołów powstrzymywała. Takoż jej w pracach smoczy zaklinacz pomagał, mandoliną swą czy inną lutnią dźwięki magiczne wokół rozpościerający, smoki mające uspokoić i nad nimi władzę absolutną uzyskać pozwalając.

Smok specjalny
Jako wspomniał jużem, smoków rodzin było wiele. Smoki niczym chińskie tam były, choć dużo mniejsze i skromniejsze niżeli azjatyccy ich bracia, jednakoż także wspaniałe. Spode łuski półprzezroczystej wrocławski stadion żywo przypominającej,dziesiątki zjedzonych dzieci zauważayć się dają. Takoż szkoła specjalna smoka delirycznego wyhodowała, w kolorach pastelowo-delirycznych, raczej dobrych wróżek radosne kolory przypominające. Takoż przy nim smok szkoły im. Chrobrego klasycznie wyglądał, taki zielony . Zatem przedszkole publiczne „Zielona Dolina”, zamiast żywego smoka, raczej smocze truchło przyprowadziło, aby pokazać, że wojownicy jego, choć z racji wieku swego maleńcy jeszcze, to i oni dokonać czynu tak wielkiego, jak smoka ubicie, dokonać potrafią, a trofeum zdobycznym w postaci smoka skóry ponad zamkiem swym rycerskim rozpostartym się hołubić. Ze szkoły w Radziądzu rycerze smoka swego żywego na miejsce przyprowadzili, takoż jednak smok ten większy i potężniejszy był, a jego opanowanie zaliści możliwe by nie było, gdyby nie kilku smoko-łowców niczym przebranych i armii polsko-kibiców wokół smoka wciąż biegających i poza krąg magiczny wyjść mu nie pozwalający.

Sportus

SŁODZIAK, czyli smok gimnazjalny


Słodziak schowany w tłumie fanów

Słodziak, po prostu Słodziak
Jednakoż faworytem moim Słodziak, smok gimnazjalny był, pod ręką pani Kamili szybko rosnący. Jako żem słyszał, insze smoki od kolejnych lat dorastały do swych rozmiarów i wyglądu, jedynie co roku zrzucając starą skórę i nabywając nowej, podobnej. Jednakoż wspomniana pani Kamila co roku nowego smoka chowa, na specjalnej karmie jego szybkie rośnięcie powodując. Takoż i smoki wychowane w korytarzach z zupełnie innej rodziny pochodzą, bo nie pożerają ludzi aby ci smoczą skórę nosili na swych grzbietach nosili. Ze szkoły im. Rataja smok chodzić samodzielnie mógłby, jednakoż rozbrajającym pięknem swym i uśmiechem słodkim sympatię wielką tak wzbudzał wśród otoczenia, że nosić go wszyscy niczym na lektyce chcieli.

Smocza lektyka
Nie wszystko złoto, na co smok poleci

Smok powidzki
Coby jednak kronikarskiego obowiązku dopełnić, a nie tylko władzom się podlizywać, błędów organizatorów pominąć nie mogę. Takoż dzieci ze szkół okolicznych wysiłek ogromny w paradę włożyły, jakoż i wysiłek ich docenion do końca być nie mógł. Choć podkreślać należałoby, kto smoka danego chodowały i efekt takoż wspaniały hodowli dane właśnie szkoły osiągnęły, takoż chwalić się ciężko i imię dobre szkoły promować gdy nazwę jej widać, ale efekty pracy sztandarem szkolnym zasłonięte idą. Takoż więc może by na przyszły rok organizatorzy o innej formie banerów szkolnych pomyśleli, albo odstępy większe między szkołami i smokami zrobili, aby banery przedednio wspomniane efektów hodowli przecudnych nie zasłoniły. No i o bezpieczeństwo mieszkańców swoich, a i o niepsucie efektów parady dbając, może by i rajcy tłum jakoś opanowali, co by na siłę między smoki się nie pchał, na pochód swobodny bez ciżby współczesnej im pozwalając, a i przejście wśród ciżby na stadionie bez przepychania zapewniając. Takoż jednakże imprezie ocenę cztery i plus wystawić należy według kryteriów szkolnych oceniając, przednia tako była, jednak na poprawę w następnych latach licząc, żeby ta impreza jeszcze wspanialsza była. Takoż przecie atrakcja turystyczna to wspaniała, nie jeno tylko odpust lokalny miejski, i w promocji turystycznej miasta swego parada smoków używana bywać powinna.

Dla tego smoka to już pewno koniec - a może jeszcze nie?

  

środa, 25 kwietnia 2012

Smoki: Reaktywacja


Mawiają, że do trzech razy sztuka. Dworcowy zegar zakochany w bumarowskiej koparce odwiedzić chciałem już dawno. Próbowałem sobie załatwić wejście na „zakazany teren” przy pomocy opisującego ich miłość pisarza – nie udało się. Potem odnalazła mnie pewna blogerka i sama zaproponowała odwiedziny w tym miejscu – i znów się nie udało, a temat nagle ucichł. Gdzieś w międzyczasie zdarzyło mi się odwiedzić dworzec z powodów podróżnych... i chyba nawet spotkałem Belfegora. Schował się gdzieś w jakimś podziemiu myśląc, że nikt go nie zauważy. Niestety, nie miałem ze sobą aparatu, zresztą nie chciałbym zostać jakimś paparazzi...


I w końcu dotarłem na dworzec

Trzecią nadzieję dały smoki, które wzięły mnie z zaskoczenia. Podobno mieszkało ich sobie na dworcu kilkanaście, niestety, zawieruchy wojenne sprawiły, że w którymś roku zniknęły sobie z dworca. Jednak przy okazji remontu kolejowego budynku, postanowiono sprowadzić je tu z powrotem, ze skutkiem pozytywnym. A gdy chciałem się dowiedzieć, gdzie ich szukać, nadarzyła się kolejna okazja na wycieczkę. Już byłem w ogródku, już witałem się z gąską... jednak w ostatniej chwili okazało się, że to akurat 50 dni do wielkich mistrzostw w piłkę kopaną i wycieczka po budowie została w ostatniej chwili odwołana. Na szczęście udało się dowiedzieć, gdzie szukać smoków, więc na rekonesans można było wybrać się samodzielnie.
Choć smoki zamieszkały na wrocławskim dworcu, rozczaruje się ten, kto szukać będzie wielkich smoczych gniazd. Dworcowe smoki postanowiły powyginać swoje ciało w secesyjne esy-floresy. W ten sposób stworzyły barierki ochraniające zamyślonych przechodniów, którzy mogliby spaść w głębokie czeluście schodowych przepaści.
Na razie jest ich tylko kilka, jednak kolejne już szukają swojego miejsca. Wiadomo, że ma być ich 17, a każdy z nich już dziś ma swą nazwę w języku ludzkim. Smoczych nazw nie potrafiłby wymówić żaden człowiek, a każdy ze smoków chciał się czymś wyróżniać, choćby nawet miałoby to być tylko ich imię. Tak więc władze dworca ogłosiły konkurs na ludzkie imiona dla nich. I muszę przyznać, że zgadzam się z opinią jury, że najciekawsze nazwy to Peroniusz z Peronią oraz Parowoźnikow. Za to gdy już wiadomo będzie, która ze smoczyc (bo zapewne w smoczej 17-tce znajdą się też jakieś samice) okaże się najbardziej złośliwa, to doskonale będzie do niej pasować nazwa "Konduktorzyca".

Czym się żywią nowoczesne smoki?

Smok próbujący pożreć Słońce
Kolejowi pasażerowie mogliby się obawiać czy te straszne stwory ich nie pożrą. Dla ludzi na szczęście nie są groźne (a może niestety, bo może zżarłyby tego nadgorliwego impelowskiego ochroniarza, który sam wymyśla nieistniejące zakazy, a potem próbuje je egzekwować – mnie na przykład pogonił z powodu rzekomego zakazu robienia zdjęć).
Długo więc zastanawiałem się, czym żywią się te gady. I doszedłem do wniosków, że jako iż są to nowe smoki, to i wpisują się w nowoczesne trendy ekologiczne, żywiąc się energią słoneczną. Udało mi się nawet podpatrzyć jednego próbującego pożreć Słońce. Na szczęście dworcowy zegar, przy pomocy patrolu niebieskich tablic informacyjnych, wciąż trzyma rękę na pulsie i pilnuje, aby słońce nie przestało nam świecić. Co jednak będzie, gdy kiedyś nie powstrzyma podstępnego potwora? Koniec świata zapowiedziany został na ostatnie tygodnie roku – czy więc zaaferowany świętami i sylwestrem zegar nie przegapi skrytego ataku, a pożarcie Słońca nie okaże się powodem apokalipsy? Miejmy nadzieję, że te gdybania się nie sprawdzą...

czwartek, 12 kwietnia 2012

Rewitalizacja smoka

To był chyba najstarszy smok Fantastycznego Wrocławia. Stare, wyliniałe smoczysko, sama skóra i kości – i to wcale nie w przenośni. Starość zasuszyła go od środka już wieki temu. Wyschnięta skóra kurczyła się na nim coraz bardziej, coraz szczelniej opinając kości. Choć w miarę, jak smokowi ubywało wagi i skóra miała coraz mniej do opinania, to i tak jej wysuszenie postępowało znacznie szybciej, a wierzchnia warstwa ochronna wyglądała jakby miała zaraz popękać z tego naprężenia. O pokrywających go dawno temu łuskach ze złota i kamieni szlachetnych zapomnieli już dawno mieszkańcy placu Nankiera.
Zauważyłem go przypadkiem, gdy szukałem Ogrodu Aniołów. Na szybko pstryknąłem zdjęcie, aby go nie zapomnieć, planowałem go jednak odwiedzić za jego życia. Jednak w trakcie remontu Cepelii, nad którą wisiał, smok zniknął. Pomyślałem, że widać remont to za dużo na tak już osłabionego gada. W końcu każdy z nas chyba wie, jak męczący potrafi być nawet remont u sąsiadów, ze swoim hałasem, pyłem, itp. Łudziłem się, że może jedynie tymczasowo przeniósł się gdzie indziej, a kiedyś wróci na swoje stare legowisko.
Gdy budynek zalśnił nowym blaskiem, wciąż z nadzieją zaglądałem. I każde odwiedziny napełniały mnie coraz większą pewnością, że już nie wróci na swoje miejsce. Gdy przechodziłem po raz kolejny, z daleka ujrzałem smoka – i już nadzieja wróciła w me serce. Niestety, z trochę mniejszej odległości widać było że to inny smok, młodszy, silniejszy. Niechętnie więc na niego spoglądałem, młodzika który wypchnął z legowiska swego szacownego poprzednika. A jednak opisać to miejsce trzeba, choćby z szacunku dla staruszka. Gdzieś w głębi serca ledwo tliła się nadzieja, że to jedynie starego smoka podtuczyli...
I dopiero gdy robiłem zdjęcia smoka, przyjrzałem się mu z bliska. Przy pierwszych ujęciach jeszcze tego nie zauważyłem, dopiero przy kolejnych doznałem olśnienia. Przecież ten „nowy” smok jest równie mizerny, jak ten stary. Choć pokryto go nową powłoką ochronnych złotych łusek, to pod ich warstwą widać umęczonego starca. Nadano mu nowego blasku i splendoru, a nowa skóra z pewnością lepiej chronić go będzie od chorób i wpływów środowiska, zarówno tych naturalnych, jak mrozy, deszcze czy grady, jak i od kwasów i innych żrących substancji jakimi traktuje go nasze zniszczone środowisko. Być może to dzięki nowej skórze dożyje jeszcze bardziej sędziwej starości – czego mu z samego serca życzę.
Powiem więcej: mam wrażenie, że gospodarze opiekujący się jego legowiskiem liczą nawet na to, że jeszcze dorobi się potomka. Bo jakież inne mogłyby być przesłanki, aby pod jego legowiskiem umieścić złoty kosz? Oczywiście, że nie będą mogli zabrać sobie zaraz po zniesieniu złotego jaja, jakie z pewnością wykluwa tego typu złocisty smok (bo ten, choć stary, słabowity i schorowany jeszcze do niedawna, w obronie swego dziedzica raczej znajdzie siły i wigor aby potencjalne zagrożenie ogniem przegnać), to nie sądzę, aby jego rodzic miał coś przeciwko aby pozostawić jego opiekunom złote skorupki po wykluciu „maleństwa”, a i te nie lichą będą miały wartość...

sobota, 3 grudnia 2011

Rozmowy z gwiazdą

To było w trakcie wycieczki do Jawora. Gdzieś w bocznej uliczce, na jakimś zapyziałym podwórku spotkałem zwykłą, lekko kiczowatą ozdobę na dachu. Niby nic specjalnego w niej nie było, jednak te porozrzucane kolorowe pałąki skojarzyły mi się z gwiazdą. Dlaczego? Pewnie dlatego, że tak samo dzieci malują żółte słonko, jednak nie błyszczała tak mocno, żeby skojarzyć ze słońcem. Więc gwiazda. I antena satelitarna, która skojarzyła mi się z kontaktem z cywilizacjami pozaziemskimi. Gdy nagle w powietrze wzbiła się chmara ptaków, od razu stwierdziłem, że zdjęcie będzie pełniejsze - zwłaszcza, że niebo było takie całkiem szare, nudne takie. Jednak czegoś tego zdjęciu brakowało... no przecież przestrzeń kosmiczna jest czarna, i rozświetlają ją jedynie pojedyncze plamki odległych gwiazd. Inwersja zdjęcia okazała się strzałem w dziesiątkę - i tak oto w ziemskich warunkach powstało to kosmiczne, wręcz lekko star-warsowe zdjęcie. No cóż, zdaje się że George Lucas też w sposób równie prosty tworzył "gwiezdną" rzeczywistość w  swoich produkcjach...

czwartek, 24 listopada 2011

Ślady Wielkiego Pająka

Ktoś by powiedział: szatańska bestia, kto inny szukał by w pobliżu trzech szóstek. A jakże często tacy ludzie zapominają, że i Szatan został przecież przez Boga stworzony, a i bestie diabelskie zapewne są też częścią Wielkiego Planu Zbawienia. Więc gdy w trakcie wycieczki do Świdnicy natrafiłem na wielkie pajęczyny, to i bez strachu przy nich przechodziłem. Zwłaszcza, że swe pułapki zastawił nie dość, że w pobliżu kościoła, na świętej cmentarnej ziemi, to na dodatek nie obawiał się boskiej przecież liczby 7.
Oczywiście, złośliwi powiedzą, że te pajęczyny to wytwór autorki bloga Kościoła Pokoju - my jednak wiemy swoje, a Wielkiego Pająka ostatnio widziano w samym Wrocławiu...





wtorek, 13 września 2011

Ludzkie smoki wcale nie wawelskie

Ognisty oddech czlowieka-smoka



Człowiek, który zionął ogniem... a właściwie ich dwóch. I znów Wrocław zmusił mnie do zmiany blogowych planów. Miał być znów Szmidt i pewne hospicjum, lecz jakże tu nie pisać o ludziach-smokach i ich ognistym oddechu? Jeszcze trochę, a obok różnych przeróbek hasła miasta (Wrocław - miasto spotkań ... w korkach; Wrocław - miasto spotkań... różnych rzeczywistości; Wrocław - miasto spotkań trzeciego stopnia) dopiszę swoje:
Wrocław - miasto spotkań... smoków
Człowiek-smok, zaklinacz ognia


wypedzanie Szatana z opetanej czarownicy

Na stos czarownice




A wszystko za sprawą Jarmarku Renesansowego w Zamku Leśnica. No jakże, najdalej wysunięty na zachód outpost wrocławskiej fantastyki miałby zrobić imprezę dla mugoli? Oczywiście, że bez fantastyki się nie obejdzie. Oprócz wspomnianych zaklinaczy ognia była opętana przez Szatana Czarownica, którą katoliccy kapłani próbowali nawrócić. Tylko najciekawsze, że do wyzbycia się Szatana najgłośniej nawoływał kocmołuch swym wyglądem żywo przypominający Diabła. Zaiste, koniec Świata się zbliża, fortyfikować się trzeba...

piątek, 19 sierpnia 2011

W krainie szczęsliwych trolli

Wakacje, okres zarówno dłuższych wyjazdów, jak i krótszych wypadów. To doskonała okazja, aby zwiedzić okolice dalsze niż rzut kamieniem. Nie zapominając jednak o fantastyce... tym razem rzuciło mnie w karkonoskie Kowary. Jedną z większych kowarskich atrakcji (oczywiście, oprócz Karkonoszy) są stare kopalnie uranu. Choć to już podstawa do zrobienia bomby atomowej, którą wzorem Roberta J. Szmidta można by umieścić (poprzez niezamierzony, precyzyjny zrzut z bombowca) na ołtarzu tumskiej katedry, choć to już by było naciąganie. Jednak fantastyczni są mieszkańcy tych podziemi.
Oczywiście, skoro uran, to radioaktywność, skoro radioaktywność, to mutacje, skoro mutacje. Doskonale to widać na Autobahnie na Poznań, który dosyć dokładnie opisuje Ziemiański. Zapewne stąd też przed bramą kowarskich sztolni znajduję wesołe trolle. Nie, nie te tolkienowskie, wielkie, odrażające stwory z maczugą pilnujące mostów. To raczej norweskie małe stworki, radośnie witające zwiedzających. I trzeba przyznać, że ich wygląd budzi skojarzenia z psotami, z radosnymi zabawami – no, człowiek ma wrażenie, że zachowują się jak wrocławskie krasnale.
O dziwo, trolle boją się wchodzić do środka, i nie znajdziemy żadnego w podziemiach. Zapewne to pilnujący skarbu Walonowie zazdrośnie nie wpuszczają nikogo. Wzrostu naszych wrocławskich krasnali, łudząco także je przypominają z wyglądu, tylko że nie z miedzi, a z bardziej kamiennego materiału wykonane. Niestety, ciemności kopalni nie sprzyjają zrobieniu im zdjęcia, a od fleszów lampy błyskowej uciekają niczym wampiry na widok słońca. Więc kto chce się przekonać jak wyglądają, sam osobiście musi odwiedzić kowarskie sztolnie. 
Aha, jest jeszcze podziemne laboratorium alchemiczne. Żeby się jednak do niego dostać, przebić się trzeba przez stalową pajęczynę pająka-mutanta. Mi się niestety nie udało, więc nie jestem w stanie się dłużej o tym laboratorium rozpisywać...

piątek, 15 lipca 2011

Japońskie smoki zrobiły sobie wakacje we Wrocławiu

WAKACJE!!!! Grupka wrocławian postanowiła z nich skorzystać i szukać smoków w skandynawskich fiordach (i może za jakiś czas pojawi się tu krótka relacja na ten temat). W tym samym czasie smoki przyjechały do Wrocławia. Na szczęście nie te norwerskie, bo by się naszym poszukiwaczom nie udało odnaleźć. Wakacje w mieście spotkań postanowiły urządzić sobie smoki japońskie.
Na miejsce snu (a dodajmy, że śpią głównie za dnia) wybrały sobie muzeum narodowe. Tam na parterze, w małej wnęce przy głównym wejściu rozgościły się wraz z przywiezionym sprzętem. Na pierwszy rzut oka zauważyłem smoczysko podobne do tego z malunków przedstawiającego Św. Jerzego zabijającego niebezpiecznego gada. Okazuje się jednak, że akurat ten, to jednorożec Kirin, stworzenie złożone z części innych zwierząt. Na wytłumaczenie swojej pomyłki dodam, że często w kreacjach Kirinów używane były także części smoków, jak chociażby skrzydła u wizytującego Wrocław osobnika.
Trochę później zauważyłem wazę z dwoma smokami, bodajże wodnym i powietrznym. I trzeba przyznać, że te robią o wiele większe wrażenie, głównie ze względu na drobiazgowe oddanie każdej łuski i tysiąca innych detali.
A już wkrótce kolejne wakacyjne tematy, w planach wrocławskie krasnale i (jak się uda), Dworzec Nowy Główny...

Informacje praktyczne:
Miejsce: Muzeum Narodowe we Wrocławiu
                  plac Powstańców Warszawy 5, Wrocław
Godziny otwarcia: środa-piątek 10-17, w weekendy 10-18.
Uwaga: Smoki mają wakacje tylko do 8 sierpnia!!! Potem wracają do domu.
Ceny biletów: normalny 15zł, ulgowy 10 zł, w soboty wstęp bezpłatny

niedziela, 22 maja 2011

Czekoladowy smok, czyli szkolenie młodych smokorycerzy...

Od zawsze lubiłem Czekoladziarnię. Ot, kiedyś wszedłem, spróbować czekolady... i mi się spodobało. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że prowadzą zajęcia dla młodych poszukiwaczy smoków... choć z racji wieku to już nie moja kategoria wiekowa, ale czemu by nie skorzystać z okazji i nie wziąć na spytki specjalistów od wrocławskich smoków?
Walka małpy z wiwerną
Wycieczka rozpoczęła się pod pręgierzem. Na początek mały wykład dla milusińskich, żeby umieli smoka od wiwerny rozpoznać, bo przecież choć podobne, to przecież wiadomo, że to jednak dwa różne stworzenia. Stąd już Kurzym Rynkiem można udać się do kościoła św. Marii Magdaleny aby szukać na ambonie pierwszego smoka. Niestety, trzeba się było obejść smakiem, bo w kościele właśnie się zaczęła msza, i nie wypada z kuszą czy toporem biegać za wystraszonym zwierzakiem.
Smok - rzygacz
Niepysznie wracam więc na rynek, aby tu szukać wrocławskich smoków. I któż by pomyslał, że na wrocławskim ratuszu ukryło się tyle tych gadów? Dwa nad jednym z wejść, cztery na dachu bezczelnie udają rzygacze i ani próbują się chować... (trzeba przyznać, że te wrocławskie smoki, to jakoś wolą wodą, nie ogniem, zionąć... a potem się dziwić, skąd te powodzie się biorą...) I jeszcze kolejny schował się pod ochroną siatką. Jeszcze kolejny, choć schował skrzydła, to przy wszystkich tłucze się ze świętym Jerzym, licząc na odmianę losu. Trzeba przyznać, że na wschodniej ścianie znaleźć można dużo zwyczajowych scenek z życia, i właśnie wśród nich można znaleźć najwięcej smoków. Kolejny smok, tym razem bardziej rubaszny schował się na południowej ścianie – ale o ratuszowych smokach jeszcze wam opowiem...
Patrzcie, SMOK!!!! I nawet niedźwiadek już niestraszny...
Stąd już pora na plac Solny, do mojego ulubionego, Smoka Wrocławskiego. Tak, to ten sam którego z taką fantazją opisywałem 1 kwietnia. Okazało się, że moje wymysły dotyczące Smoka Wrocławskiego... okazały się prawdą. No, może z wyjątkiem tego gazu łupkowego. Okazuje się jednak, że Wrocław miał swojego oficjalnego smoka, który nazywał się Strachota, i to właśnie ten smok siedzi teraz na placu Solnym. Mieszkał sobie w pobliskiej Wrocławiowi wiosce Strachocin (obecnie dzielnica Wrocławia). Ale o czosnkowej łącze, Smoczej Studni i Konradzie opowiem jeszcze przy okazji...
Tymczasem na ul. Szajnochy czeka ostatni smok. No, prawie ostatni, bo pani przewodnik postanowiła chyba nie męczyć smoka na pl. Nankiera. Tak, tego wyliniałego, wysuszonego staruszka, z którego zostały już tylko kości i pozbawiona drogocennych łusek skóra...

niedziela, 15 maja 2011

Maszyna do łapania i butelkowania piorunów

Całkiem niedawno byłem... hmm, normalny Polak powiedziałby „za granicą”, Anglik - „za morzem”, dziecko pewnie przerobiło by to na bajkowe „za siedmioma górami, za siedmioma morzami”. Mórz żadnych po drodze nie było, góry tylko jedne, więc jako autor strony fantastycznej chyba wolę średniowieczne określenie „tam gdzie żyją smoki”.
No więc, całkiem niedawno byłem tam, gdzie żyją smoki. Choć to miejsce odległe i geograficznie, i tematycznie od Wrocławia, jednak nie przestałem być z tego powodu czujny. I tylko dzięki temu w Harlemie, w Muzeum Teylersa, udało mi się odkryć maszynę do łapania i butelkowania piorunów. Co ciekawsze, tuż obok stała maszyna do tworzenia piorunów, więc zastanawiam się, czy uruchamiając obydwie maszyny równocześnie, nie stworzyłoby się jakiegoś perpetuum mobile. I choć to miejsce nijak ma się do tematyki Wrocławia Fantastycznego, postanowiłem umieścić je jako ciekawostkę.
PS. Tą notkę wpisywałem wczoraj. Dziś... odnalazłem notkę na facebooku, że wrocławscy żeglarze właśnie rozpoczęli rejs pod hasłem "dalej są smoki", nawiązując (podobnie jak ten wpis) do średniowiecznego określenia kartograficznego. I znów przypadkowa zbieżność...

piątek, 1 kwietnia 2011

Dzień, w którym smok zionął wodą


Zmęczony, usiadł przy wodopoju...
Rozejrzał się wokół,
... I pozostał...


...


Zakochał się w kwiatach






No dobra, poetycki wierszyk wierszykiem, a sprawa się sypła i nie wypada jej kryć. Smok Wrocławski, poszukiwany wieloma listami gończymi seryjny morderca, któremu nie oparły się ponoć nawet masywne mury Kościoła Tysiąca Dziewic, postanowił osiąść na stałe na Placu Solnym. Oczywiście za zamieszkanie w takim miejscu trzeba płacić ogromne sumy pieniędzy, a nasz Smok Wrocławski do bogaczy nie należy. Za miejsce do mieszkania postanowił zapłacić bezcenną informacją. Choć przez wiele lat ukrywana, dziś ujawniona światu informacja, to dokładna lokalizacja podziemnych złóż gazu. Choć oficjalnie Urząd Miejski mówi o 50 mld m3 gazu, to postraszony smok ujawnił prawdę. Nie, to wcale nie gaz łupkowy, to ogromne jaskinie wypełnione gazem ziemnym. Setki lat prawie codziennych "tankowań" (pojemność smoka to ok. 2.000-3.00 litrów gazu!) praktycznie nie uszczupliły zasobów!!!! Spółka miejska Wrocłupek już wkrótce planuje rozpoczęcie eksploatacji złóż. W sprawę umoczony jest prawie cały wrocławski magistrat, jestem jednak zbyt maluczki, żeby ujawniać nazwiska - jednak gdyby w sprawę zaangażowała się profesjonalna prasa, chętnie udostępnię materiały.