<trach>
Budzisz się w jakimś starym magazynie, chyba teatralnym – bo wokół pełno lalek. Drewnianych, ceramicznych, szmacianych, na sznurkach, bez sznurków. Każda z nich oparta o sztalugę, na których rozwieszone są płachty papieru z wypisanymi wielkimi bukwami hasłami typu: SMUTEK, PODRÓŻ, ROZSTANIE... nie możesz się skupić na hasłach, bo gdy tylko wzrok losowo zawiesił na dwóch przypadkowych, w twoim umyśle słyszysz słowa: WEŹ LALKĘ DO RĘKI, NIE WAŻNE JAK, BYLE NIE ZA GŁOWĘ. Posłuszne rozkazom (lecz nie tobie) ręce biorą losowo wybraną lalkę za sznurek... NO PRZECIEŻ MÓWIŁAM: NIE ZA GŁOWĘ, CZYLI ZA SZNUREK NA KTÓRYM WISI GŁOWA TEŻ NIE -rozbrzmiewa w twojej głowie po czym tracisz przytomność...
Tak jakby ktoś szarpnął za sznurek, na którym wisi twoja głowa...
Smutna scena rozstania. Obydwoje wiedzą, że to już pora, że za chwilę odjeżdża ostatni pociąg. Obydwoje wiedzą, że On musi wyjechać – jednak w obu umysłach wciąż żyją nadzieje, że może jednak uda się tego uniknąć, może jest jakieś rozstanie. Choć przedyskutowali to wielokrotnie, wciąż mają nadzieję, że przegapili jakieś rozwiązanie. Lecz rozwiązanie nie chce dać się odnaleźć, a czas ucieka
<trach>
Jesteś aktorem w fabryce snów. A właściwie – kandydatem. Przed tobą tajemnicze jury oceniające twoje starania. Niby zwykła próba – lecz ich twarze są niczym gipsowe maski, pokerowe twarze które w żaden sposób nie okazują czy im się twoja gra podoba. Czy lepiej ci poszła rola kowboja czy umierającego kochanka? Starasz się jak możesz – a oni pozostają niewzruszeni. Nie pada nawet zbywające „skontaktujemy się z panem w najbliższym czasie”... tak więc dostałeś tą rolę, czy nie?
<trach>
Siedzisz w kawiarni, naprzeciwko piękna kobieta. Choć ciężko ci oderwać wzrok od jej oczu, to gdzieś kątem oka dostrzegasz duże wielościan z napisem „randka”. Jakże wspaniale się do niej miło uśmiechać, jak miło wymieniać miłe słówka. Kątem oka dostrzegasz leżący na stoliku przed nią flexagon z napisem „wygrana”. Oj, jaki ona miała wspaniały dzień – ta jej uciążliwa sąsiadka która ciągle przysparzała wam obojgu problemów, przyniosła jej dziś ciasto w ramach przeprosin, przełożony dał jej podwyżkę i nieśmiało pobąkuje o szansie na awans, zakupiony w kiosku los (przecież dopiero co mówiła, że nigdy nie gra w lotka!) okazuje się wygranym. No, nie od razu szóstka, ale zastrzyk gotówki czeka ją jednak porządny. Obydwoje nie możecie uspokoić swoich rąk, gdy nagle zauważasz, że ona obraca twój flexagon. U ciebie chyba też była „wygrana”, jednak ona obróciła ją na porażkę – jakby czując, że przecież twój dzień nie był taki wspaniały, wręcz odwrotnie. A ona dopytuje o szczegóły... dopiero po chwili zauważasz, że duży wielokąt już jakiś czas temu ktoś podmienił na taki z napisem „KŁÓTNIA”. Dokładnie w tym momencie, twój umysł przypomina sobie wszystkie skargi, wszystko co cię w niej drażni. To jej wina, że tobie dziś nie idzie, ona za to ma wspaniały dzień. Oburzasz się tym, że czemu ona ma tak dobrze, a ty tak źle, chciałbyś aby i na jej flexagonie pojawiła się porażka. I chyba siłą umysłu go obracasz, zastanawiając się co złego jej się przytrafi. Na jej flexagonie pojawia się „Praktykantka”. Cóż to ma znaczyć? Co obudzi się w jej umyśle?
<trach>
Jesteś zabawką. Szarym, małym misiem, który przecież był Najważniejszy dla Pewnej Małej Dziewczynki. Teraz leżysz przybrudzony wśród innych nikomu niepotrzebnych gratów - starej miski, stłuczonych okularów, sznura sztucznych pereł, wyświeconej latarki. Gdy wreszcie przyjdzie jakiś Klient - czy weźmie ze sobą do domu właśnie ciebie, czy może coś innego? Czy los Rzeczy Zakupionych okaże się dla nich szczęśliwy, czy może i tak w końcu wylądują na śnietniku?
<trach>
Słyszysz kroki. Widzisz... nie widzisz nic, twoje oczy rozsadza wszechogarniająca ciemność. Siedem, osiem, dziewięć, zwrot... w ciemności nie daje się dostrzec nikogo. Siedem, osiem, dziewięć, zwrot. Momentami słyszysz jakieś chaotyczne strzępki rozmowy. „Poprawić ci poduszkę?” „Podać ci wody?” Siedem, osiem, dziewięć, zwrot. Choć po głosie można by pomyśleć, że to osoba w miarę młoda jeszcze, w twoim wieku, to jednak te kroki są niczym kroki osoby starej, ociężałej, głuche tąpnięcia bosych stóp o drewniany parkiet. Siedem, osiem, dziewięć, zwrot. Ciągła rutyna, stały wzór postępowań. Gdyby coś mogło ją przerwać...
<trach>
Stoisz przed oknem. W oknie naprzeciwko stoisz ty sam odwrócony twarzą do siebie, aby kawałek dalej, przed kolejnym oknem, zobaczyć znów siebie samego, ale stojącego tyłem do ciebie – tak, jak ty stoisz. Rekurencyjny obrazek, powtarzający się w nieskończoność. Dopiero gdy odejdziesz krok w bok, możesz zrozumieć tą optyczną sztuczkę. Nieskończenie długi, rekurencyjny tunel – a naprawdę ta nieskończoność ma szerokość korytarza i składa się z dwóch luster. Zwykłych, prostych kawałków szkła pokrytych cienką warstwą srebra. Tajemnica nieskończoności zgłębiona... lecz cóż znaczą te papierowe ptaki? Nie przechodź pod drabiną, to przynosi pecha – a może to tylko durny mit ze świata jawy, a każdy boi się przejść przez portal do rajskiego świata snów?
<trach>
Który to już raz kolei przewracasz się na bok? Od godziny próbujesz zasnąć, samo obracanie się w tą i z powrotem zmęczyło cię już tak, że z samego zmęczenia powinieneś usnąć. A jednak nie możesz... coś ciągle cię budzi w momencie, gdy ci się już wydaje, że zasypiasz...
<trach>
Dwoje ludzi, zawzięcie się kłócą. O co? Chyba już dawno zapomnieli, już dawno zużyli wszystkie powody do kłótni, ale coś trzeba robić. Przyzwyczajenia biorą górę – a więc się kłócą. Surrealizm tej sprzeczki pogłębia osoba stojąca z boku – nagle klepie jedno z nich w ramię i mówi coś za niego, lub za nią – zależy kogo sobie upatrzy. A potem oni wracają do swojej kłótni, tak jakby to nie obserwator, a jedno z nich powiedziało te słowa... po kilku takich przerwach zauważasz tajemnicze patyczkowe konstrukcje za nimi. Jeszcze kilku przerw potrzeba, abyś zauważył, że przy każdej przerwie, między tymi „stworami” pojawia się kolejny patyczek. Tak, jakby ktoś budował most między dwoma wieżami. Czy kłótnia się skończy, gdy most połączy obydwie „istoty”? A co, jeśli most spowoduje rozsypanie się konstrukcji, albo wywrócenie jednej z wież?
<trach>
Kanapa. Na niej Ona i On. I karteczki z napisami: ONA, ON – na wypadek, gdyby ktoś nie odróżnił. Przed nimi plansza, niczym czerwono-niebieskie szachy, ale tylko dwa pionki – ONA i ON. W kolorze czerwonym i niebieskim. Każde z nich ma prawo poruszać się o jedno pole po planszy – zarówno na pola o swoim kolorze, jak i tym drugim. Wejście na każde z pól powoduje odsłonięcie jakiegoś problemu – albo męskiego, albo żeńskiego. A wchodzący na nie ma przedstawić swój punkt widzenia problemu. Czy go obroni, czy podda się argumentacji drugiej osoby? Czy to ich zbliży, czy rozdzieli? Rozgrywka trwa...
<trach>
Rajsko białe, puszyste ściany. Na sznurkach wiszą kolorowe cukierki, a w twoim umyśle coś mówi: WEŹ JEDNEGO. Wziąć białego, czy niebieskiego? Czy są może czerwone? Co znajduje się na końcu korytarza? GAME OVER – ale czy jest coś dalej?
…
Powiecie, że chaotyczna ta relacja. Lecz czyż nie tak pamiętacie swoje sny, gdy rano się budzicie i próbujecie je sobie przypomnieć, wszystkie naraz lub którykolwiek z nich? Więc jak może wyglądać relacja z wizyty w Domu Snów, który jest jakby śnieniem na jawie?
Ostatnio próbowałem szukać umiejscowienia Fałszywego Cmentarza z Legendy... Andrzeja Ziemiańskiego. Akcja w połowie rozgrywająca się w świecie snu, bohaterowie przy pomocy specjalistycznych maszyn przenoszący się do innego świata... i nawet nie zauważyłem gdy sam znalazłem się w Domu Snów. Bo przecież oba te światy, świat snu i świat jawy, płynnie się przenikają – tylko każde przeżycie z jednego świata pojawia się w drugim, wielokrotnie wzmocnione. Więc jak wizyta w Domu Snów odbije się na śnie jawy? Trudno mi zgadywać, dopiero przyszłość pokaże... Niech więc Wielosfer ma nas w swej opiecie.