Sweet-focia przed filmem |
A więc stało się! Nazgule, gdy tylko
dowiedziały się o hobbitach korzystających z ich siłowni,
postanowiły doprowadzić do konfrontacji. Premiera nowej części
hobbita była ku temu okazją. Bo przecież jak tu doprowadzić do
wielkiej bitwy między siłami Śródziemia i Mordoru tak, aby zwykli
ludzie nawet tego nie zauważyli? No właśnie, premiera wydawała
się idealną okazją, bo przecież wiadomo, że przecież przy
takich wydarzeniach często pokazują się ludzie przebrani w stroje
zbliżone do filmowych. Wśród takich jakże prosto byłoby się
skryć Nazgulom czy hobbitom.
Bo nigdy nie wiesz, kto wróg, kto przyjaciel |
Więc zebrali się hobbici,
krasnoludzi, orkowie, elfy... razem setka z okładem woja wszelkich
formacji. I z pewnością spięli by w walce swe oręża... gdyby nie
pewna plotka. Że niby nie można rozchodzić się po całym Pasażu,
bo ochrona będzie wyganiała. Plotka oczywiście okazała się
nieprawdziwa, ale wystarczyła żeby powstrzymać zbrojnych od
zastawiania pułapek na siebie.
Gollum tulący się do swego nowego Skarbu - Lutni |
Tak więc większość grzecznie
czekała w holu przed kinem, wypatrując okazji kiedy by można komuś
dowalić, ale tak by postronni nie zauważyli, kto zaczął bójkę.
No cóż, o taką sytuację raczej trudno wśród tłumu
przybywających na premierę, dlatego aż do samej premiery było
spokojnie, nie licząc kilku drobnych potyczek o bilety pod kasę, i
treli nawiedzonego Golluma udającego że nie tylko umie śpiewać,
ale nawet gra na lutni. Na szczęście wśród odwiedzających
Multikino było trochę zamężnych niewiast i żonatych mężczyzn,
więc ogłupiony Gollum co rusz biegał za jakąś obrączką uznając
ją za swój Skarb.
Hobbickie kobiety w drodze po jedzenie na 3 po-podwieczorek |
Drużyna w pełni gotowa na oglądanie filmu |
Jeśli idzie o sam film, to niestety
muszę go ocenić zdecydowanie niżej niż poprzednią część. Choć
Pustkowiu Smauga wciąż nie brakuje rubasznego humoru, który
poznaliśmy w części pierwszej, to w scenach radości brak mi
wesołych piosenek, w które obfitowała Nieoczekiwana Podróż.
Dzielna ochrona parkingu - coby kto nie swoim wierzchowcem z filmu nie odjechał |
Już w stosunku do poprzednich części
mówiono o licznych dłużyznach, jednak do tej pory jakoś ich nie
zauważałem. Jednak muszę przyznać, że w Pustkowiu Smauga wiele
scen było nadmiernie przeciąganych. Chociaż z jednej strony była
to doskonała okazja do pokazania epickości samego scenariusza, jak
i wygenerowanych komputerowo krajobrazów walki, to z drugiej strony
często wiele scen powinno być skróconych. Niestety, widać Peter
Jackson postanowił na siłę trzymać się wyznaczonego wcześniej
czasu filmu i widać, że brakujące sekundy wypełniał pustymi, nic
nie wnoszącymi do filmu scenami albo niepotrzebnymi powtórzeniami
tych samych gagów.
Ten rzadki moment, kiedy łatwo da się określić płeć krasnoludów |
Oczywiście, żeby wypełnić trzy godziny filmu, producent filmu musiał sięgnąć po nowe wątki, nie pojawiające się w książce. Trzeba przyznać, że niektóre z nich są ciekawe, jak rozwinięty nareszcie wątek szalonego Radegasta Brązowego (w stosunku do którego wciąż nie wiem, czy zbieżność z nazwą czeskiego piwa jest przypadkowa, czy jednak zamierzona :). Wśród fanów największe kłótnie budzi wątek rudej elfki i jej stosunek do wybranych członków wyprawy (kto oglądał, ten chyba wie o czym mówię, nie oglądającym nie będę na razie spojlerował), który mi się akurat podoba. Jednak wyprawa Gandalfa do Dol Guldur to chyba jednak wątek nadmierny, który jakoś dziwnie trąci mi plagiatem z Władcy Pierścieni.
Hobbicka rodzina zapytana o wrażenia z filmu |
Skoro o wadach filmu mowa,
to chyba warto też wspomnieć o trochę zbyt przerysowanych
postaciach Legolasa, wspomnianej rudej elfki, momentami
przeintelektualizowanymi mowami Thorina i Smauga. Niestety, mnożenie
wątków powoduje też, że Peter Jackson sam się chyba w nich gubi,
i daje się zauważyć pewien brak konsekwencji, gdy zbrojni Mordoru
zdają się być nawet równocześnie w dwóch bardzo odległych
miejscach, a przemieszczanie między nimi członkom krasnoludzkiej
wyprawy zajmuje praktycznie cały film.
Co do kreacji świata... podobnie jak w poprzedniej części Hobbita, zdarza się reżyserowi parę scen, w których
doskonale bawi się światłem, jako najpiękniejszą chyba muszę
wymienić Bilba cieszącego się słońcem ponad drzewami czy wizję
siedziby elfów. Jednak tego typu pięknych krajobrazów jest mniej
niż w poprzedniej części, za to niepotrzebnie niektóre z nich są
powielane lub nadmiernie przeciągane w czasie. No cóż, jak
wspomniałem, reżyser chyba zbyt usilnie próbował wypełnić z
góry zamierzony, ponad 3 godzinny czas trwania filmu, co nie odbiło
się korzystnie na całości filmu.
Jedna z wielu prób ogarnięcia całej gromadki |
Jak zwykle podziękowania dla:
- Marcina "Drega" Borowskiego,
za ogarnięcie całości zamieszania,
za ogarnięcie całości zamieszania,
- oleśnickiej grupy Hydra,
- dla zespołu Multikina za udzieloną pomoc,
- dla członków stowarzyszeń: Fantazjada,
Wielosfer, Stowarzyszenia Tolkienowskiego Wieża, oraz uczestników nie zrzeszonych
- i jeszcze raz dla Drega, bo zasłużył :)
Gdzieś na pograniczu Śródziemia i naszego świata |