Tak więc nasi przodkowie odprawiali rytuał zwany Dziadami. Jednak w dobie chrystianizacji Europy, Kościół postanowił wytępić ten pogański zwyczaj i (podobnie jak to miało miejsce z sobótką/Dniem Kupały) wybrał sobie sąsiadujący dzień aby w jego miejsce ustanowić nowe obrządki. Wiele, wiele lat ta tradycja się utrzymywała w Polsce, aż przyszła doba globalizacji i amerykanizacji społeczeństwa. Tak więc do łaski wrócił Dzień Zaduszny, jednak w nowym, amerykańskim (czytaj: radosnym) ujęciu. Tak więc dzień przed tym, gdy wszyscy jadą odwiedzić groby swoich bliskich, z porzuconych, zapomnianych i zaniedbanych grobów powstają zombie, aby przypomnieć innym o sobie.
Runiczna wędrówka nieumarłych
Tak było i w tym roku. Całkiem spora ich grupa, w asyście czarownic i innych straszących potworów zjawiła się na wrocławskim rynku. Wokół rozległy się ich roszczeniowe krzyki z żądaniami. Jednak czego chciały? Tego wciąż nie wie nikt. Jęki, charczenia i inne dźwięki wydobywające się z ich gardeł z pewnością nie przypominały słów, które chciały uzyskać. Rozkładające się grdyki i krtanie raczej nie są skłonne do wydawania ludzkich dźwięków.
Więc cóż im pozostało? Ruszyć w swoją kolejną wędrówkę. Wędrówkę śladem magicznej runy, wędrówkę mającą na celu wywołanie magicznego czaru, który miał im dać ostateczne rozwiązanie: przywrócić im życie lub wypchnąć je z ludzkiego padołu. Do piekła, nieba, czy w bezdenne otchłanie nieskończoności? Czyż to ważne? Aby wreszcie zakończyć przeklęty byt nieumarłego.
Poszukiwanie mięsa w McDonaldzie... mission failed |
Tak więc zaczęła się upiorna wędrówka. Najpierw pierwsze koło wokół rynku, drugie... a wokół tyle restauracji. A każda kusi zapachem, kusi... silna wola upadła gdzieś na wysokości McDonalda. Wygłodniałe zombie rzuciły się w poszukiwaniu mięsa – niestety nie znalazły. Więc jeszcze bardziej rozeźlone wróciły na rynek, kończyć regulaminową runę. Trzecie okrążenie wokół rynku – i już można wyjść na inną ulicę, gdzie nie męczą już tak kuszące zapachy. Ale... ale czy to zboczenie z właściwego kierunku tylko zawiesiło wykonanie runy, czy może trzeba było zacząć ją jeszcze raz, i wykonać trzy okrążenia naraz, bez przerywania?
Tak więc narada. Długo radziła starszyzna zombie, długo słychać było nieziemskie wrzaski... i dalej nic uradzić nie mogli. Bo zapobiegawczo, może jeszcze trzeba było te dwa kółeczka odrobić, jeśli wykonanie runy zostało przerwane? A co, jeśli runa dwa poprzednie okrążenia „wciąż pamięta”? A każdy zombie wie, co znaczy pięciokrotne okrążenie tego samego miejsca, i żaden ryzykować nie będzie. Więc może lepiej jednak pójść dalej...
I kontynuowali ten swój marsz ulicami Wrocławia. Mawiają, że nauczone doświadczeniem, zombie już trwały w swym stuporze, głuche na pokusy żołądka. Kto jednak był w środku – ten zna okrutną prawdę. Każdy człowiek był zagrożony, każde zwierzę nie mogło się czuć bezpiecznie – każdy kawałek mięsa czy litr krwi był na wagę złota. Ulicami niosły się pieruńskie wycia nieumarłych, radośnie (w ich ujęciu) witające każdą próbę zaspokojenia wołającego o żarcie gnijącego żołądka.
Runa w kształcie małpy
Spytacie, jaki jest magiczny kształt runy? A no współczesny, amerykański. Gdy rozrysować ją na mapie, to ujawnia się nam znany chyba każdemu internaucie znaczek e-mailowej „małpki” @. Jednak znak sam w sobie nie jest groźny – bo oprócz kształtu, liczy się jego wykonanie. Ilość powtórzeń, nawróceń, nieśmiałe „niedomknięcie” runy, przesunięcie miejsca początkowego i końcowego. Tak więc zaczynając na Pręgierzu, skończyć trzeba w małym pubie „Lot Kury”, gdzie na nieumarłych czekają wzmacniające drinki z formaliny i łez irlandzkich wiedźm. No i pokaz przygotowany przez najsłynniejszego zombie, który nieumarłym stawał się jeszcze za życia...
Michael Jackson znów w akcji... dokładniej: Michael Jackson Wrocław Dance Team |
I jeszcze jedna fotka rodzinna, na rozluźnienie sytuacji: