Rzecz działa się w porcie. W Porcie
Miejskim dokładniej, który już dawno zapomniał o latach dużego
ruchu rzecznego. Co zresztą widać po obecnych tu budynkach. Wiele,
choć użytkowanych, już prosi się o remonty, wiele doprowadzonych
jest już do takiego stanu, że nikt tam nie zagląda. Akurat
doskonała miejscówka na kolejny z
Wrocławskich Plenerów Fotograficznych, mający odbywać się w klimatach
postapokaliptycznych. Że niby w 2012 zagłada była, tyle, że nie
Majów. Na Wrocław spadła bomba nuklearna. Cywilizacja upadła,
dostępne są szczątki ubrań, starej broni palnej praktycznie
prawie już nie ma, i radzić sobie trzeba z tym, co się znajdzie.
Modeli nie obrodziło tym razem, w
przeciwieństwie do fotografów, choć i tak pojawiło się ich
więcej niż deklarowało. No cóż, sesja studentów absorbuje, i
nie każdy akurat w tym okresie ma czas na jakieś przebieranki,
zabawy. I wszystko byłoby ładnie, gdyby komuś nie otworzyła się
torba...
- Tam poleciała, gońcie ją, i tam
druga, Ratuj, ratuj, tam leci, byle NIE DO WODY! Zbierajcie, to
jeszcze nie pokserowane!!!
Trzeba przyznać, że rozgardiaszu było
co niemiara. Ktoś świeżo po plenerze miał lecieć skserować
notatki z których miał się uczyć do egzaminu – jednak w tej
chwili to była jedyna kopia i trzeba było ratować co się da.
Tylko, że jedna z uratowanych wyglądała jakoś inaczej... z innego
papieru, zdecydowanie inne pismo, jakieś koślawe, kanciaste. Oddała
mi ją nieszczęsna właścicielka notatek.
- Masz czytaj, to
wygląda podobnie paskudnie jak twoje pismo. Możesz dojdziesz do
tego co to jest? Bo na notatki z matmy to mi raczej nie wygląda,
chyba że mi Kuba coś z polonistyki na złość podrzucił.
… Dziś jest chyba 30-ta zima od Upadku Bomby, choć o rachubę ciężko. Któż by liczył dni? I jak je
liczyć, skoro ktoś co rusz zawłaszcza sobie moje nowe legowisko, a
ja muszę szukać kolejnego. Więc tylko po tych skromnych opadach
białego kurzu można upływ czasu liczyć. Śmieg to się nazywało, czy coś takiego? Choć i
przed Upadkiem Wrocław nie był znany z wielkich jego opadów, to po
Wielkiej Bombie praktycznie pojawiały się tylko jakieś szczątkowe
opady, i to chyba jedyna rachuba czasu jakiej można ufać. Jeśli
nie ma go przez kilka księżyców, a potem spadnie – znaczy, że
minęła kolejna zima. ….
Czemu to piszę? Żeby nie zapomnieć
liter. Wciąż jeszcze istnieją Biblioteki, choć nikt nie ma czasu
do nich zaglądać. Nowy świat jest wspaniały... na swój sposób.
Przed upadkiem – ciągłe życie w biegu, innych traktowałeś jak
natrętny tłum. Dziś... o ile ktoś do ciebie nie strzela, to
liczysz na rozmowę. Tak, problemy się zmieniły. Dach na głową –
kiedyś były kredyty. Dziś łuk czy wygięty resor dawnego auta i
wchodzisz do dowolnego budynku, który się nie rozsypuje. W zasadzie
to można i bez tego iść, ale jeśli tam mieszka jakiś dziki pies,
czy inny człowiek? Lepiej mieć coś do obrony...
Heja, wracamy robić zdjęcia, to
jakieś bzdury. Przyznać się, kto sobie żarty ze mnie stroi i ten
cudaczny „pamiętnik” spreparował? Dobra, kto
ma kuzyna w I klasie, bo wygląda jak bazgroły 6-latka?
Eee tam, zdjęć to ci chyba
starczy, no ile można pozować. Ile jużich tam masz, tysiąc będzie?
Daj se na luz, chwila przerwy, bo fajnie się tego słucha!
No i co zrobić modelom, jak nie chcą
pozować? Chyba tylko się jakoś podlizać, a skoro dobrze im się
słucha, to może odwdzięcza się za tą lekturę?
… ech, mieć taką lokomotywę. Dużo
miejsca w środku, swoje graty można tam swobodnie rozłożyć i
łatwo wszystko znaleźć. I ciuchy rozwiesić jak się do rzeki
wpadnie. Podobno kiedyś w rzece nawet ryby żyły... dziś powoli
zaczyna przypominać wodę, choć wciąż jest tak gęsta od brudów,
że jak się ukraja nożem, to zrasta się przez kilka minut... ale
taka lokomotywa... skarb piękny, zwłaszcza jak w dobrym stanie
jest, jak jeszcze resztki obłażącej farby są. Aż się człowiek
rozmarzy, jak to widzi, aż sobie wyobrazi, jak to kiedyś było, jak
komfortowo się takim czymś jechało. Wsiadałeś na dworcu we
Wrocławiu, posiedziałeś ledwie pół dnia, i masz, stolica, albo
morze. Dziś... pewnie kilka księżycy trzeba by iść nad morze,
jak ktoś na ciebie nie zapoluje. I jak łatwo bronić tego terenu?
Twarda pucha wokół, przez rozbite okna wszystko widać, a jak co,
to się z nich łatwo bronić... I ognisko by można w środku
rozpalić, co by się ogrzać. A taka lokomotywa, to nawet specjalnie
projektowana była, przecież tam się paliło w niej, żeby pociąg
jechał. Dym dobrze ucieka, nie kaszle się tak mocno jak się
rozpali ogień.
Cóż, dziś cała zwrotnica to domena
Karen, Rozdzieraczką zwanej. Na co jej tyle lokomotyw? Czort wie,
ale nie chce się podzielić tym terenem. Okrutna kobieta, nie bez
powodu swą ksywę dostała. Pilnuje swojego terenu skutecznie,
niejeden czerep zatknięty na badyla tego dowodzi. Ale czasem się
pochwali swoim terenem, to widziałem co ma. Pokaże te wagony (swoją
drogą, co to jest wagon? Ona mówi że to nie to samo co lokomotywa
– a wygląda tak samo) I co z tego, jak śpi w jakiejś małej
skrzynce tuż nad ziemią? Jaki pies nie przyjdzie i nie zagryzie
jej? Chyba dlatego, że jej Kanar pomaga. Podobno kiedyś sprawdzał
bilety, co prawda nie w lokomotywach, tylko... w czymś takim
podobnym, ale mniejszym, krótszym. Po mieście to-to jeździło. Ale
że niby po co? Toż z portu na Biskupin ledwie dzień drogi po
gruzach, jak kto obrotny to i tego samego dnia wróci z jakimiś
słoikami...
Macie coś do picia?
Noż czemu przerywasz?
W gardle mi zaschło, dajcie coś
na przepłukanie gardła a ty, Filipina, szukaj dalej, może jeszcze
jakieś kartki z tego się tam zapałętały?
… jest też Mała Fi. W takiej bajce,
tam były takie dziwne różowe świnki, był jakiś Obieżyświat, i
jakaś taka Mała Mi. To z dzieciństwa jeszcze coś pamiętam, może
by się znalazło to w Bibliotece. A tu jest Mała Fi, to może od
niej się nazwała? Chociaż mawiają, że podobno to od imienia,
które miała przed Upadkiem. Ale kto by tam plotkom wierzył? Ja tam
wierzę, że to od Małej Mi, tylko że pewnie mało czytała tą
bajkę to jej si myli. Fajna kobieta, jak akurat nie ma złego humoru. Miota się
wtedy po całym terenie, strzela z łuku do czego się tylko da, jak tylko z wiatrem coś przeleci, to też paręnaście strzał w to wlepi bez
namysłu. A potem klnie, jak próbuje te strzały wyciągać. Albo włócznią
by wszystko traktowała... a zaraz potem chowa się gdzieś w jakimś
kącie i boi się każdej złamanej gałązki. Wystraszona taka,
zupełnie nie przypomina tej furiatki, co by wszystkich zadźgała
tym nożem z kości. Ale wtedy ją podejść cichutko, przytulić, to
od razu przestaje się bać, i nawet się uśmiecha, tak zadziornie,
wesoło. Czasem nawet da się podrapać za uszkiem...
Ale tu się nie da odczytać,
rozlało się coś, czy co?
To odpuść, mamy trzy kolejne! I
nie marudź, czytaj, bo ci to dobrze idzie.
… słychać kolejny wybuch. Żesz
wciórności z tym Chemikiem, znowu coś rozwali. Zamiast się wziąć
za jakieś porządne skarby ze starych śmietników, to nawet jakiś
nóż, widelec czy nawet cały talerz da się znaleźć, to ten
jakieś proszki zbiera, jakieś śmierdzące ciecze i miesza. Żeby
sprawdzić, czy dobre BUM!!! będzie. Toż taką piękną ruderę
sobie znalazłem, a tu masz, przypałętał się na parter, coś
zmieszał ze sobą i nagle wszystko zaczęło się sypać na głowę.
A nawet dużych dziur w dachu nie było, jak już nawet padało to
się dało znaleźć suchy kąt. A musiał to rozwalić... żeby
chociaż z tego naboje się udało zrobić, to by się te karabiny
uruchomiło i zajęło cały port, a wszyscy by się musieli słuchać,
a tak co? Tylko za kawał twardszego kija robią... A Chemik to
kiedyś na nas ściągnie nieszczęście, wszyscy wokół zginą, a
on pewnie sam zostanie, i zajmie ten cały teren. Te lokomotywy, te
opuszczone magazyny, te cudne wraki samochodów, co to niektóre
jeszcze niespalone fotele mają...
… no i Tangowa Królowa. Nie
wspominałem o niej, bo rzadko ją widuję. Ale za to jak się ją
zobaczy.. najlepsze ciuchy ma. Twierdzi, że od pierwszego dnia po
upadku wciąż te same. Ale kto by jej uwierzył. Jak się jeszcze
gdzieś w starym domie znajdzie takie nówki, nieużywane od Upadku,
to już same się rozlatują, a ona kłamie, że swoich używa od
tylu lat i tylko trochę poszarpane? No i dlatego Królowa. A czemu
Tangowa? Bo podobno kiedyś tańczyła, baaa, nawet twierdzi że jej
kogoś przypominam... że niby miał zdjęcia na jakimś festiwalu
robić, ale Bomba spadła, a potem świat już był inny... Hehe,
zdjęcia, śmieszna jest. To takie obrazki, jak w czeskiej gazecie co
to widziałem w lokomotywie – i że niby co, mieli o niej w takiej
czeskiej gazecie napisać? To musiałaby być chyba jakąś
mistrzynią tego tańca... Ale taką gazetę mieć dla siebie... tyle
literek, a nie waży tyle co książka z biblioteki... i na
marginesach można by pisać, chociaż z tym nie ma problemu. Tu w
pobliżu taki wielki sklep ze wszystkim był, to czasem idę jakiś
papier zabrać.
Konserwy już dawno zabrali i zjedli,
ale papieru nikt nie ruszy, bo niesmaczny, to na co komu. No i mogę
pisać, to nie zapomnę liter, ale mieć taką gazetę, to by można
codziennie czytać i nie zapomnieć, a pisać by nie trzeba...
-
A Państwo to niby co tutaj robią?
Pewnie złom kradną?
Ależ skąd proszę pana, widzi
Pan, my to nawet własny złom przynieśliśmy, ładna pukawka, no
nie?
No, no, no, ty mnie tu bronią nie
strasz, bo po policję zadzwonię!
Ależ skądże, proszę pana, ja
tylko chciałem pokazać, że nie kradniemy, swój złom mamy. A w
ogóle, to plener jest, proszę pana. Fotograficzny znaczy się, i
my zdjęcia robimy, takie, że niby apokalipsa była, i cywilizacja
upadła, proszę pana, i chcieliśmy pokazać jak by to wtedy
wyglądało.
I my nawet z właścicielami gadaliśmy, i my mamy
zezwolenie, i my możemy panu pokazać. Kuba, pokaż ten papier...
aaacha, to tylko tak „na gębę” załatwiłeś, i nie ma żadnego
papieru? No to, proszę pana, my nie mamy tego papieru, ale my
naprawdę wszystko załatwiliśmy, i my tu tylko zdjęcia robimy,
nie kradniemy złomu.
Taa, zdjęcia, zdjęcia, już ja
widziałem co wy tu robicie. Ognisko sobie rozpalili, tuż koło
dystrybutora z benzyną, i sobie siedzą, a aparatu to żaden od
kilku godzin nie ruszył. A potem będzie w prasie, że nieznani
sprawcy spalili pół zabytkowego portu... że niby właściciele
chcieli zburzyć, ale się konserwator nie zgodził, to podpalili,
żeby nie było co ratować? Ooo niedoczekanie wasze, to po to mnie
tu zatrudnili, żeby pilnować, przed takimi jak wy chronić,
wynocha, wynocha...
No dobra, towarzystwo, zbieramy
się, skoro nas tu nie chcą. To oficjalnie ogłaszam, że pleneru
na dziś to już koniec, wszyscy wracają na Ruską. Następny
plener w maju, ale to jeszcze roześlemy wici na fejsbuku.
Słońce już dawno zaszło za
horyzontem, jednak jeszcze przez kilka godzin będzie jasno. Chemik
mówi, że to przez ten pył, że po wybuchu wszystko się zrobiło
fluroscesyjne, znaczy się flurose... no, że niby jak kiedyś od
pasty do zębów. Ale ja mu nie wierzę, bo przecież zęby nie
świecą. Powoli mija czas. Generalnie, jest go teraz tak dużo.
Kiedyś, to gdzieś ciągle się pędziło, teraz... czasem trzeba
znaleźć jakąś żywność, czasem trzeba dopilnować aby nie stać
się czyimś jedzeniem. Dom, dach nad głową – coś, za co
człowiek płacił przez całe życie, dziś kosztuje 30 minut twego
czasu. Żeby wejść do budynku, wybrać coś co zaraz nie
przygniecie cię sufitem, ew. „przekonać” kogoś, jeśli ktoś
już mieszka. Że coś za drogie, że kogoś na coś nie stać?
Znajdziesz na ziemi – twoje, wystarczy tylko poszukać.
Ew. można
pohandlować z Szymonem Handlarzem, cuda niesamowite ma u siebie, a
jakieś beznadziejne rzeczy zabiera w zamian. Że niby tam, skąd
przychodzi, tych cudów to niby pełno, a takich rzeczy jak u nas to
nie ma. I tak wędruje z miejsca na miejsce, i zanosi tam to, co
przehandlował u nas – a potem do nas przynosi to, co znalazł u
nich. I nawet ma coś, żeby na puszki z jedzeniem przehandlować...
w sumie, też sposób na życie. Równie piękny, jak każdy inny. Bo
po Upadku Bomby, wszystko wokół takie piękne – jakby Stwórca tą Bombą zniszczył wszystkie nasze problemy. I tylko czasem wraca
jakiś taki sentyment do czasów dzieciństwa...
Ałaaa!!! No, chyba koniec pisania,
pora zadbać, aby nie stać się jedzeniem dla kogoś...